„Lubię
konstruktywną krytykę...”
|
|
Pragnę
się podzielić podziękowaniami, które są dla mnie cenniejsze
od recenzji krytyków literatury.
Kto
chce niech czyta, a kto nie chce czytać - niech mi ma za złe, że
się sam promuję :)
Jeśli
któraś z moich książek miała wpływ na Twoje życie lub
myślenie – to napisz do mnie,
a
ja umieszczę tutaj Twój tekst.
Andrzej
Setman
9.07.2010
PS
Jeśli chcesz przeczytać którąś z moich książek, a nie
możesz jej zdobyć- to podaj swój adres!
Wyślę
Ci ją pocztą.
Gdy
po przeczytaniu zachcesz ją zatrzymać – to poinformuję Cię
jak możesz za nią zapłacić,
a
jeśli nie – to odeślesz mi ją z powrotem. Pasuje?
Andrzej
Setman
19.09.2010
|
|
Twoje
książki do mnie przemówiły:)
Twoje
książki wcale nie są proste w odbiorze...
Owszem
masz wyjątkowy dar przedstawiania trudnych spraw w sposób
zrozumiały dla zwykłego zjadacza chleba:) Tylko czy mózg
ludzki (zalany fruktozą;) jest w stanie zmierzyć się z taką
ilością trudnych kwestii, nawet jeśli są przedstawione w sposób
zrozumiały? Nie wiem.
Twoje
książki są "nafaszerowane" Twoją mądrością! Sporo ukryte
miedzy wierszami.
Chciałabym
chociaż 80% przyswoić tego, co tam jest.
Byłabym
w jeszcze innym miejscu, niż teraz:)
Słyszałam
kiedyś opinię, że Twoje książki mogą być odbierane przez
niektórych za czytadła... Jeśli ktoś nie zrozumie tego, co
w nich jest.
Jestem
przekonana, że osoba która to powiedziała, choć dużo czyta
i coś tam rozumie z Twoich książek, to i tak rozumie za mało.
Myślę, że ludzie nie rozumieją Twoich książek. Może nie nadążają
za Twoim myśleniem. Może Twój mózg funkcjonuje
inaczej;) Może Może większość z nas używa programu "zakłamanie"
i ten program uniemożliwia odczytanie tego, co zawarłeś w swoich
książkach...
:)))
Kiedyś
przeczytałam jedną z książek Coelho. Nie pamiętam, która to
była. Jednak pamiętam, że czytałam ją po tym, jak Ty się objawiłeś
ze swoimi książkami:) W całej książce jedno lub dwa zdania miały
dla mnie jakąś tam wartość. Pomyślałam, że to strata czasu i
pieniędzy. Nie kupiłam kolejnych jego książek. W Twoich książkach
każda strona jest ważna!!!
Ciekawi
mnie, nawet bardzo, co w Tobie jest takiego, co Cię powstrzymuje
przed sukcesem:))) A że niewiele o Tobie wiem, to nawet nie mogę
ukuć żadnej ze swoich teorii;)
:)))
Urszula
B.
10.10.2019
|
|
Andrzeju
Nazywam sie Łukasz Bartosiewicz, mam 32 lata.
Dwa miesiące temu opuściłem zakład karny gdzie przebywałem 6 lat.
Od 15 lat jestem uzależniony od narkotyków.
Ukończyłem w z.k. terapie dla narkomanów u Marzeny Miszkiewicz (Wspaniała Terapeutka i Dobry Człowiek).
W którymś momencie mojego trzeźwienia, kiedy miałem trudny okres Marzenka dala mi Twoja książkę
„Tak… chce kochać”. Dzięki lekturze spojrzałem trochę inaczej na świat i bardzo mi to pomogło!!!
Obecnie jestem na etapie poznawania świata na nowo-uczciwie i na trzeźwo.
Jest mi ciężko, bo nie mam obecnie meldunku, poza tym ciężko prace jest znaleźć osobie karanej.
12.07 mam pierwsza rocznice trzeźwości chciałem Ci powiedzieć, że Masz w tym mały udział :)
z uwagi na Twoja książkę :)
Andrzeju DZIEKUJE CI BARDZO za to, że chociaż nieświadomie to ogromnie mi pomogłeś...
Pozdrawiam Serdecznie
Z Wyrazami Szacunku!!!
Łukasz Bartosiewicz
lukeash32@o2.pl
6.07.2010
|
|
Andrzeju
Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję ci za przysłanie mi pdf-ka "Nie....chcę żyć".......bo zanim dotarłaby do mnie wersja
papierowa tej książki .... czekałabym dłużej na odkrycia jakich dokonałam czytając ją dzięki twojej uprzejmości :)
Jak widać - co odkrywam ostatnio z coraz większą częstotliwością - wszystko dzieje się po coś....
właśnie skończyłam czytać...........
zajęło mi to trzy wieczory i żałuję, że się skończyła
W ciągu tych dwóch dni, pomiędzy tymi magicznymi trzema wieczorami zdążyłam w międzyczasie polecić jej
przeczytanie kilku osobom....w tym swojemu mężowi
doznałam w trakcie czytania olśnienia, że..... aby zebrać jak to pięknie określiłeś "dokumentację" do mojej ważnej
decyzji związanej z naszym związkiem.... chciałabym sprawdzić czy - po pierwsze przeczyta ją.... po drugie - jakie są
jego wrażenia-co sprowokuje jak mniemam podstępnie zaczątek być może głębszej niż od kilku miesięcy rozmowy
z nim, po trzecie-mam ogromną nadzieje, że treści w niej zawarte zmienią jego myślenie..... życie......
postrzeganie..... tak czy inaczej wpłyną pozytywnie na jego ego.....
a ja być może zacznę mieć z nim o czym rozmawiać........
albo i nie-wszystko zależy od efektu na ktory cierpliwie poczekam ....z ciekawością w dodatku ;)
to taka mala dygresja-bo ja przecież chcialam napisać swoje wrażenia świeżutko po przeczytaniu ksiązki :)
Niezwykle zabawna
Czyta się ją szybko, łatwo i przyjemnie.... po czym wpada się w treść, która swoją mądrością o życiu, napisaną
w sposob który jakby sam ta wiedzę "jak żyć" -mimochodem- wchłania do środka umysłu ..... zaskakuje....zwala
z nóg...i wywołuje lawinę pytań-dlaczego tego nie wiedziałam? dlaczego nie uczą tego w szkołach?
to niesamowite.....musze to komuś powiedzieć....wszyscy powinni to wiedzieć.......itd
Niezwykle mądra, inspirująca, poruszająca..........
Przepełniona taką ilością niesamowicie prawdziwej, prostej, oczywistej, mądrej życiowo treści o której większość
z nas nie ma pojęcia....i odrywając je doznajemy olśnienia, szoku.... i wchodzimy w nowy wymiar.....(hm..mowie za
siebie oczywiście, ale sądzę że większość jej odbiorców ma podobne wrażenia)myślenia, komunikowania się,
emocji.....
uffffffffffff.....;) może jak ochłonę nieco...."prześpię się z nią", poukładam w głowie...napiszę coś jeszcze
na świeżo
- jestem zafascynowana, oczarowana, rozbawiona do łez twoim poczuciem humoru, stylem pisania, tonem
wypowiedzi, opisami, porównaniami ("permanentnie niedoheblowana "-hicior!!! cały dzień z tego zdania śmieję i
z wielu innych) wyłapałam masę cytatów, mądrości, które wypisałam sobie na karteczkach i powyklejałam w pracy i
w domu :)
Do tego działa niezwykle terapeutycznie , uczy (mimochodem) jak żyć, jak rozmawiać, jak można zmienić swoje
myślenia, jak ważne jest to jak myślimy, jakie mamy przekonania, jak można je zmienić jak również swoje myślenie.
pokazuje co jest ważne w życiu....oj.....brak mi słów :)
Jestem pod ogromnym wrażeniem
wczoraj mialam strasznie kiepski dzień....a po przeczytaniu wieczorem duzej części ksiązki min rozdzialy zawierające
rozmowy z przewodnikiem ....zasnęlam jak anioł, spalam jak anioł i rano wstalam uskrzydlona, z poczuciem szczęścia
tak jakoś sama z siebie .......i caly dzien fruwam...czuję sie oszolomiona , jakbym byla na jakimś haju -dzięki tej
wiedzy, ktorą zdobylam....odkrylam.....dzięki Tobie
Przepraszam za to, ze pisze być moze chaotycznie czasami cięzko jest opisać swoje wrażenia....
a wydaje mi się że umiem nazywać swoje emocje i nieźle skladam zdania ;)
- na to wygląda, że zbyt dużo wrażeń i do tego dość oszalamiających odbiera mi oczywiste umiejętności
wyrażania się, pisania, nazwania uczuć :)
Tymczasem pozdrawiam Cie bardzo serdecznie i bardzo gorąco dziękuję za tą książkę - zmieniła moje życie
- czuję to namacalnie. To jest to, czego szukam....
"Skoro obraz mówi więcej niż sto słów, to przytulenie może wyrazić więcej niż tysiąc obrazów" ...
a więc przesyłam ogromny uścisk pełen ciepłych emocji i wdzięczności za to, co pomogłeś mi odkryć.
Agnieszka
8.07.2010
|
|
Przeczytałam tę genialną książkę już jakiś czas temu ,ale dopiero dziś pisze swoje wrażenia ,dlatego że do dziś
nie mogę uwierzyć, że dzięki tej książce zdobyłam się na odwagę do zrobienia loda ,o którym wcześniej
nie chciałam słyszeć.
Ani mi się nie śniło, że mogę to zrobić to od tak, po prostu nie wyobrażałam sobie tego ,nie byłam świadoma
że facet też potrzebuje pieszczot ,bo w moim przypadku mój facet nigdy mnie do tego nie zmuszał ,ani nie
proponował ,a ja sama uważałam że ‘po co mam to robić’. Teraz myślę inaczej - fajnie jest też zadowolić faceta
zrobić mu loda czy zwalić konia. hahaha .
Teraz mogę się z tego śmiać. I to dzięki Tobie…
LUDZIE SĄ NIESZCZĘŚLIWI ,ALE MALO KTO WIE, ŻE MÓGŁBY BYĆ SZCZĘŚLIWY
Miałam wrażenie ,że napisałeś to specjalnie dla mnie - dzięki :)
Wszystkie opisywanie i przekazane przez Ciebie historie są po prostu niesamowite. To w jaki sposób je
przekazujesz wywołuje tyle emocji. Czytając „Tak ..chce kochać” czasami miałam dreszcze ,że aż się bałam
czytać co będzie dalej w niektórych momentach wzruszyłam się ,a ile sie uśmiałam.
Na prawdę dziękować Ci za tak wspaniałe książki jakie piszesz - to mało.
Doszłam teraz do wniosku ,że ważne jest to co ja myślę o sobie, a nie co inni o mnie myślą ,tej pewności
nabierałam wcześniej dając sobie komplementy .Dla mnie ta książka jest z życia wzięta i cieszę się że mogłam
ją przeczytać i że Cie spotkałam :) Oby więcej takich wspaniałych i niesamowitych książek:)
Dzięki Andrzeju :)
Pozdrawiam i ściskam
Monika:)
12.07.2010
|
|
Andrzeju:)
Przeczytałam "Tak... chce kochać"
Myślałam, że nic bardziej poruszającego po przeczytaniu "Belli" i "Nie... chce żyć" już nie przeczytam.
Myliłam się.
Dwie części Twojej książki są tak różne, obie mnie poruszyły. Nawet nie wiem, która bardziej.
Pierwsza część, ta dotycząca relacji między mężczyzną i kobietą, dotycząca zachowań kobiet.
Jak postępują z mężczyznami jak wiele błędów popełniają. Z jakich powodów ich zachowania są
ograniczane w kontaktach z mężczyznami. Tak wiele jest prawdy, która zaskakuje. I uzmysłowienie
sobie, że tak się dzieje. Że te myśli Agnieszki odkrywane przez Ciebie pojawiają się również
w mojej głowie. Tak kobiety sądzą, tak się zachowują, nie tylko Agnieszka, ja też. Może nie
wszystko, ale wybrałabym również coś, co dotyczy mnie, bardzo dużo zresztą.
Samo spotkanie Twoje z Agnieszką, nadzieje z nim związane. Może to Ona, może to On. Może to ta
osoba, która okaże się, że jest tą, na którą czekam.
To jak opisałeś Agnieszkę, w moim domyśle jak kobieta, cieszy się ze spotkania z mężczyzną tylko,
jeżeli ma nadzieję, że ten mężczyzna, z którym spędza czas może być tym, na kogo czeka, z kim
będzie związana. I jak czar pryska, gdy dowiaduje się, że tak nie będzie.
To co napisałeś o moralności. Jak przez nią dokonujemy wyborów, wiedząc, że nimi zamykamy sobie
drogę do szczęścia. Jednocześnie uświadamiając sobie, że moralność nie stanowi żadnej wartości
w naszym życiu. Mimo to, nasze wybory są od niej uzależnione i ma na nie duży wpływ.
Jak pisałeś o wygaszaniu emocji, żeby się nie nakręcać. Bo to tylko niszczy relacje między
kobietą, a mężczyzną. Ogólnie między ludźmi też.
No i druga część Twojej książki.
Nie znajduję słów żeby opisać jak bardzo dużo znalazłam w niej prawd o ludziach, o ich
zachowaniach, o życiu, o mnie. Jak napisałeś o wstydzie, że wolimy pokłócić się, rozstać niż
przyznać się, że czegoś nie umiemy.
O tym jak napisałeś jaka jest różnica między chcę a chciałabym :) O seksualności, o miłości,
o wartości życia, o zamartwianiu się, o oczekiwaniach i rozczarowaniu. No i o celu :).
Teraz uwierzyłam, że mam wpływ na to co osiągnę, bo cel który obrałam jest zależny ode mnie :)
Ta książka pokazała mi, że nie warto sie spalać w negatywnych emocjach, które mają zły wpływ na
człowieka. I żeby łamać stereotypy, to co wpojono przez lata, co nie jest dla nas dobre.
Co nam szkodzi. Czytając ją już nie przewróciła mojego życia do góry nogami, bo to stało się już
wcześniej. Jak pisałam do Ciebie maile i Ty odpisywałeś. I zadawałeś mi pytania, które mnie
zaskakiwały. Myślałam jak to? Można myśleć pozytywnie i nie dokopywać sobie za wszystko?
I jeszcze siebie lubić i dobrze o sobie myśleć? Można. Teraz nie widzę innej opcji.
Przestawiłam się. To dopiero początek, jeszcze długa droga przede mną. Wszystko, co można dobrego
zrobić dla siebie warte jest wysiłku.
Dziękuję :) za wszystko.
Pozdrawiam
Aneta 13.07.2010
:) Ciesze się :)
Następna Twoja książka, będzie niesamowita ja już to wiem :)
Wiesz, że to co napisałam o "Tak ... chce kochać" to jest jedynie maluteńka cząstka tego,
co byłam w stanie wyrazić o Twojej książce? Więc pomyśl jakie wywarła na mnie wrażenie :)
Ooogromne.....
i wcielam ją w życie. I już nie umiem inaczej myśleć niż pozytywnie. I wielką trudność
przechodzę, gdy mam wymyśleć chory pogląd, aby go zamienić na zdrowy. Co by się nie działo,
automatycznie myślę o dobrych aspektach danego wydarzenia. Dziś wróciłam do domu i pomyślałam,
że czeka mnie wymyślenie chorego poglądu, abym go mogła zmienić na zdrowy. Już nie mam
negatywnych myśli :) , które mogłabym zamienić na zdrowe i we wszystkim widzę pozytywne strony.
I co najbardziej zaskakujące TO DZIAŁA!!!
I już się nie dołuję i nie dokopuję sobie. Jestem dla siebie dobra i już nie myślę o sobie,
że powinnam to zrobić, czy tamto, w sensie muszę.
Teraz już myślę zrobię to dla siebie i widzę pozytywne efekty, swojej pracy. Bo to jest dla mnie.
TWOJA KSIĄŻKA "TAK... CHCE KOCHAĆ" BARDZO MI W TYM POMOGŁA :)
BARDZO DUŻO MNIE NAUCZYŁA I JEDNOCZEŚNIE UZUPEŁNIŁA MOJĄ WIEDZĘ, TĄ KTÓRĄ TY MI PRZEKAZAŁEŚ,
W MAILACH, W CZASIE ROZMOWY.
Za to chciałabym Tobie BARDZO BARDZO PODZIĘKOWAĆ :)
I czekam z niecierpliwością, żeby mieć możliwość przeczytać Twoją następną książkę :)
Pozdrawiam Cię :)
Aneta
14.07.2010
|
|
Witam.
Nazywam
się Anna (...), mam 19 lat. Przeczytałam Pańską książkę "Tak..
chcę kochać" podczas 2 tygodni cudownych wakacji w Tunezji. A
były one cudowne właśnie dzięki tej książce, a raczej dzięki temu,
jaki skutek wywarła ona an mnie i moje życie.
Od
2 lat chodzę na terapię. Zdiagnozowano u mnie depresję.Nie wiem
tak naprawdę, od czego zaczęły się moje problemy.
(…)
W
ciągu 2 lat terapii przeszłam ciężką walkę ze sobą. Zmieniłam się,
poszłam do przodu, ale wciąż nie byłam szczęśliwa. Nie uśmiechałam
się, podświadomie wybierałam ciemne ubrania. Mama decydowała o
wszystkim i ja jej na to pozwalałam. Okres buntu nie nadchodził aż
do klasy maturalnej. Czułam, że moja pasja filmowa nie jest
akceptowana, słyszałam, że mam się uczyć, bo nie dostanę się na
studia. Nawet jeżeli nie zgadzałam się z rodziną, z mamą, to
i tak poczucie winy nie pozwalało mi postąpić inaczej, jak zrobić
to, czego ode mnie oczekiwano. W tym jestem dobra. W robieniu
tego, czego się ode mnie oczekuje.
Rok
temu poszłam z Pieszą Pielgrzymką na Jasną Górę. (…)
Szłam po 30 km dziennie i ryczałam. Wyłam wręcz. Dzwoniłam do domu
15 razy dziennie i chciałam, żeby mnie stamtąd zabrano.
Jednak
gdy wróciłam, zaczęłam się jednak zmieniać, być bardziej
asertywną. Ludzie, znajomi mówili, że inaczej wyglądam,
inaczej się zachowuję, że "coś się zmieniło". Ja
zrozumiałam, że moje samopoczucie nie może być uzależnione od
poczucia winy, humorów rodziny. Wtedy jednak słyszałam, że
jestem pyskata, "jak ojciec", wulgarna, gdy zdarzyło się
przeklnąć.
Jakikolwiek
wyjazd z domu powodował Reisefieber tydzień przed. Aż pojechałam
do Tunezji. Pierwsze popołudnie przepłakałam w samotności i ciszy
(mama i siostra spały), bo hotelowe 4 gwiazdki nie koniecznie
odzwierciedlały to, czego oczekiwałam. Wieczorem poznałam 2 młode
kobiety, 30-latki, Olę i Agę, którym bez oporu powiedziałam
o depresji i terapii. Czułam do nich całkowite zaufanie.
Opowiedziały mi o Panu i pożyczyły książkę. Bardzo intertesują się
rozwojem osobistym, treningiem personalnym itp.
Nie
rozstawałyśmy się przez cały tydzień, przeczytałam książkę. Gdy
wyjechały (były 1 tydzień), bałam się, że już nie będzie fajnie,
bo ich nie ma. Dzień po ich wyjeździe obudziłam się i poczułam
szczęśliwa. Pierwszy raz od 2 lat poczułam się szczęśliwa.
Drugi
tydzień był cudowny. Powtarzałam sobie, że liczy się teraz, że
nikt nie może mnie wkurzyć czy zdenerwować, flirtowałam,
tańczyłam, bawiłam się. Zaczęłam się malować, dbać o siebie.
Zaskoczona odkryłam, że 5(!) facetów się mną interesowało,
usłyszałam, że jestem piękna. Poznałam, co to dotyk dłoni faceta
na plecach, chwytanie się za ręce, taniec z nim...
(…)
Wróciłam
w czwartek (jest sobota), nadal czuję się dobrze. Jestem
spokojniejsza "w środku". Czuję jednak, że powoli dom i
życie tutaj wciąga mnie i łapie w macki, że znowu łatwo się
irytuje. Na razie jednak lęk nie wrócił. Śpię dobrze, czego
nie było od zimy. Jutro jadę na spotkanie z dziewczynami.
Powtarzam sobie za Liz Gilbert "Mój umysł nie będzie
już przystanią dla niezdrowych myśli". Przywołuję Pańską
książkę. Zamówiłam także "Bellę" i "Nie..chcę
żyć".
Chciałam
zapytać, jak mogłabym zdobyć "Tak..chcę kochać". A nade
wszystko powiedzieć, a raczej napisać, że to jest przełom w moim
życiu. Chcę zmienić swoje życie. Chcę być szczęśliwa, uśmiechać
się. I wiem, że gdyby nie te wakacje, spotkanie z dziewczynami,
Pańska książka, nie czułabym się tak teraz. Dziękuję z całego
serca. DZIĘKUJĘ.
Pozdrawiam
Ania
18.09.2010
|
|
Czesc Andrzej:) Własnie przed
chwila przeczytałem Twoją książkę nie.. chcę zyć Przeczytałem
ją w dwa wieczory bo nie mogłem się doczekać co będzie
dalej:) Czytając ją wydawało mi się jakbym był jeszcze raz u
Ciebie na szkoleniu RTZ część rzeczy stosuję cześć mi się
przypomniała ogolnie jestem po wielki wrażeniem tego co napisałeś
i w sposób jaki przekazujesz wiedzę. A co do treści że w
życiu nie ma przypadków to w pełni się z tym zgadzam tą
książkę kupiłem ostatnio na szkoleniu u Mateusza i tylko ona
przyciągnęła moją uwagę a do tego był to ostatni egzemplarz jaki
akurat mieli:)nic dodać nic ująć była przeznaczona dla mnie tym
bardziej, że odnosi się dokładnie do wielu sytuacji, które
aktualnie przeżywam. To co piszesz o relacjach damsko męskich jest
tak oczywiste, że aż trudno mi uwierzyć że tylu rzeczy nie
widziałem i tak się własnie zastanawiam czy moja „ślepota”
nie jest spowodowana przez opowiadanie mi bajek na temat tego jak
życie wygląda tyle tylko że to się nijak ma do rzeczywistości w
której żyję. Dziękuję Ci że otworzyłeś mi oczy na rzeczy
tak oczywiste a zarazem tak ważne w życiu bo tak naprawdę to ja
dopiero zaczynam żyć ściągając po kolei wszystkie fikcje których
mi nawkładali do głowy. Już zapłaciłem za to wysoką cenę i
nadszedł czas żeby faktycznie zacząć żyć… bo prawdziwy smak
zycia jest cudowny:)) Dziękuję raz jeszcze bo zaoszczędziłeś mi
i pewnie wielu ludziom z mojego otoczenia których mógłbym
skrzywdzić wielu nieporozumień i cierpienia spowodowanego tym że
chciałbym moją rzeczywistość dopasować do fikcji, którą
miałem w głowie na jej temat.
Pozdrawiam serdecznie
Łukasz
PS i mam prośbę pisz dalej:)bo książki, które
mam od Ciebie są w ciągłym ruchu i zmnieniają świat na lepsze:)
15.10.2010
|
|
Witaj Andrzeju,
Skończyłam
właśnie czytać : "Tak...chcę kochać" i chcę Ci od razu
na świeżo napisać moje wrażenia. Będę szczera. Ta książka zrobiła
mi totalne pranie mózgu. Zanim zaczęłam pisać do Ciebie, to
musiałam (a tak na prawdę bardzo bardzo chciałam:) zadzwonić do
Piotrka i powiedzieć mu jak bardzo go kocham. Andrzej nawet nie
wiesz jaka jestem szczęśliwa. Marzę tylko o tym, aby każdą chwilę
mojego życia celebrować tak jakby byłą tą najważniejszą. Marzę o
tym, aby kochać. Czuję się jakby ktoś wstrzyknął mi do krwiobiegu
ogromną dawkę serotoniny. Cieszę się ze wszystkiego, prawie niczym
się nie przejmuję. Widzę moje życie jako wspaniałe przeżywanie
każdej chwili. Andrzej ja wiem, że będę kiedyś bardzo szczęśliwa
(i już jestem). Dziękuję, że napisałeś tą książkę. Hmm dziwne jest
to, że wiele z niej nie pamiętam (może mam jakieś zaburzenia
pamięci- trudno powiedzieć), ale za to ją czuję. Wiem, że coś się
we mnie zmieniło. A może Ty czarujesz te książki, żeby ludziom
potem tak dobrze było? Jeszcze raz dzięki i jeśli obchodzisz
święta (w sumie jesteś tak inną osobą, od tych które znam,
że pewności nie mogę mieć) to życzę Ci, aby były mistyczne.
Pozdrawiam Cię serdecznie Kasia
23.12.2010
|
|
Andrzeju :)
I cóż ja
mam Ci napisać ?? Cokolwiek bym nie napisała i tak będzie za mało,
widocznie o pewnych książkach nie powinno się mówić
słowami. Mija drugi dzień od końca lektury, a ja wciąż wielu spraw
nie umiem słowami wyrazić. Wiem jedno Bella to perła, albo nawet
diament. Odkąd skończyłam lekturę zastanawiam się, jakże niezwykły
musi być człowiek, który potrafi pisać w tak
nieprawdopodobny sposób. Mam nadzieję, że będzie szansa
przekonać się jeszcze przed katowickim szkoleniem (nawiasem mówiąc
wysłałam Ci szczegóły i dopinam całą resztę). Po raz
kolejny, jakby od niechcenia, wywróciłeś do góry
nogami moje spojrzenie na świat, skłaniając do refleksji nad
sprawami, nad którymi nie myślałam już dawno, albo jeszcze
nigdy. Paleta emocji zarysowana jeszcze mocniej niż w "Nie...chcę
żyć" (choć nie chcę i nie staram się porównywać tych
dwóch książek), chyba jeszcze nie zdarzyło mi się podczas
czytania książki płakać i uśmiechać się niemal jednocześnie.
Książka na pewno przeznaczona dla osób myślących, osób
które potrafią czytać "między wierszami", tylko
takie osoby będą potrafiły w pełni dostrzec piękno i magnetyzm tej
książki i wiele niesamowitych prawd życiowych w niej ukrytych.
Powalił mnie cytat "tylko dla kogoś, kto w nas wierzy mamy
odwagę rosnąć" - jakże to proste i jakże prawdziwe.
Gratulacje, oby jeszcze jak najwięcej książek wyszło spod Twojego
pióra :).
Pozdrawiam gorąco Zuzia
20.05.2011
|
|
Skończyłem czytać "Tak...
chcę kochać." Dwa słowa, które mi się nasuwają jako
podsumowanie to "cholernie prawdziwa". Tyle sytuacji
tam opisanych mogę odnieść do swojego życia, a niektóre
bardzo dosłownie i nawet imiona pasują. Dziwne odczucie.
Zatrzymałem się na "nawet jak się uśmiechasz to w twoich
oczach jest cień smutku". Usłyszałem to od dziewczyny, która
znała mnie bardzo krótko. Niezwykłe. Później podczas
czytania upadło wiele moich punktów widzenia na wstyd,
tabu, lęk, szczęście, miłość, uczciwość, otwartość. Poprzesuwałeś
moje ekstrema :) Czuję się w takiej pustce, gdzieś w środku, gdzie
trzeba zbudować wszystko jeszcze raz od zera inaczej. Można
inaczej zinterpretować kobiece fochy, inaczej własne porażki i
sukcesy, w sytuacjach w których wypada/nie wypada można
całkiem inaczej wypadać :) Mam taką zajebistą ciekawość, żeby to
wszystko posprawdzać samemu jeszcze raz doświadczalnie, żeby
nauczyć się tańczyć tango, żeby odkrywać czego pragną kobiety (a
czego czasami nie chcą powiedzieć). Wyobrażam sobie to jako
zaorane pole chwastów, na którym można zasiać od
nowa to co chcę. Dziękuję!
Tomek
21.05.2011
|
|
Andrzejku dosłownie przed
chwilą skończyłam czytać Twoją książkę "Nie...chcę żyć".
Jeszcze po policzkach płyną mi łzy. To opowiadanie wzbudziło we
mnie wiele emocji począwszy od radości, zadowolenia, śmiechu po
złość, smutek, łzy, współczucie. Tak jak napisałeś teraz
się z tym w 100% zgadzam, nie ma przypadków, nic nie dzieje
się bez przyczyny to także mój mąż cały czas mi powtarzał,a
ja nie umiałam, albo nie chciałam w to uwierzyć ani tego
zrozumieć. Dziś już wiem, że gdybym ponad rok temu nie trafiła na
Twoja stronę internetową, a później nie przyjechała z
Darkiem do Ciebie do Warszawy dalej żyłabym w nieświadomości i
popełniała te same błędy, które powtarzały się cyklicznie.
Gdyby nie ten jeden przypadek nie poznałabym Cię osobiście, nie
przeczytałabym tej wspaniałej książki napisanej dla przeciętnego
człowieka prostym, lekkim, łatwym językiem. Nie zrozumiałabym co
tak naprawdę jest najcenniejsze w życiu. Teraz już wiem, że
"najcenniejsze w życiu jest szczęście i miłość".
Czytając książkę już od pierwszych stron czułam się tak jakby
była ona pisana specjalnie dla mnie, w każdej z osób i
sytuacji mogłam odnaleźć kawałek samej siebie, swoich emocji i
zachowań nie tylko tych dobrych ale przede wszystkim tych złych.
Fakty i wydarzenia, które zawarłeś w swojej książce
zbiegają się i wkraczają w moją obecną rzeczywistość. W trakcie
rozmowy Arnolda z Edwinem, kiedy Arnold wyjaśnia Edwinowi co jest
największym grzechem świata, padają słowa "bezsensowne
zabicie miłości"..."Bo czasami dla jakichś korzyści,
znajdujących się dużo niżej na liście wartości, rezygnujemy z
szansy bycia szczęśliwym, to znaczy wybieramy dom ,pieniądze,
"dobre imię", zamiast dążyć do celu istnienia. - A co
jest naszym celem? - Szczęście... Stan połączenia z Bogiem.
Moment, kiedy przestajemy czuć, myśleć i kochać w pierwszej
osobie. Nirwany nie da się osiągnąć w pojedynkę, do tego potrzebny
jest drugi człowiek." Tak my zatraciliśmy sens istnienia,
czyli szczęście i miłość przez złe dobranie i poukładanie swoich
priorytetów. Wybraliśmy według nas za najważniejsze
zarobienie kasy i kupienie mieszkania a miłość, szacunek,
szczęście odeszło daleko. Kiedy się ocknęliśmy byliśmy już na
skraju przepaści, jednak ten przypadek odnalezienia Ciebie gdzieś
w szerokim internecie spowodował, że odskoczyliśmy od krawędzi a
teraz przesuwamy się kroczek po kroczku wzdłuż właściwej drogi.
Tak jak Ania nauczyła Arnolda zobaczyć inny świat i inaczej na
niego spoglądać, tego samego uczysz nas Ty Andrzej. Czytając
pierwsze rozmowy Edwina z Arnoldem czułam się tak samo jak wtedy
kiedy siedzieliśmy z Darkiem w Twoje kuchni a Ty kazałeś pisać mi
wszystkie zdania, które wypowiedziałam ze słowem muszę, po
ciężkich chwilach i morzu łez wylanych w końcu doszło do mnie, że
na prawdę to nic nie muszę. "Człowiek nic nie musi! I to jest
najważniejsza prawda o życiu." Później także pięknie
jest napisane "Każde muszę zabija chcę! Każde muszę niszczy
najlepszy nastrój...każde muszę odbierając nam chęci i
motywację do działania, wpycha nas do dołka wypełnionymi
negatywnymi emocjami..." W swojej książce pokazałeś także
jakie my kobiety popełniamy błędy w relacjach z naszymi
mężczyznami, najbardziej poruszył mnie fragment, kiedy babcia
Greczynka prowadzi dialog ze swoja synową Elą. Całe zachowanie
mamy Aleksandry odzwierciedlało moje zachowanie w stosunku do
Darka, ja też o wszystko go obwiniałam, miałam mu za złe wiele
rzeczy, np. to że mnie oszukał, bo obiecywał mi kolorowe, łatwe,
bajkowe życie, a rzeczywistość okazała się inna itd. Teraz już
wiem, że to było najgorszą rzeczą jaka w życiu zrobiłam. Ja nie
byłam dobrą, prawdziwą kobietą,która pomogła by Darkowie z
małego chłopca przemienić się w dojrzałego mężczyznę. "Facet
potrzebuje podziwu. Tak jak kobieta potrzebuje czuć się kochana i
piękna, bo bez tego nie może być szczęśliwa, tak samo mężczyzna
nie rozwija się, jeśli nie dostaje podziwu". Teraz rozumiem
dlaczego zadałeś mi to zadanie, żeby obdarowywać mojego męża
komplementami, które będą go wprowadzać w zachwyt i podziw.
"Masz mu pokazywać, jaka jesteś szczęśliwa, śmiać się przy
nim, śpiewać z radości, tańczyć ze szczęścia, mówić mu jaki
jest wspaniały. Od czasu do czasu można postawić wymaganiem które
on będzie umiał spełnić, aby się wysilił bardziej niż do tej pory.
Wtedy mężczyzna będzie się rozwijał i jego poczucie wartości
będzie rosło." Chciałoby się jeszcze wiele napisać, ale z
powodu późnej już godzinki i jutrzejszego wczesnego
wstawania na tym zakończę swoje myśli o "Nie...chcę żyć".
Po części cieszę się bardzo, że nie przeczytałam tej książki
wcześniej bo teraz mogę ja mieć dla siebie na własność i kiedy
nadejdzie mi ochota to znowu usiądę i za jednym podejściem ją
przeczytam :))) Serdecznie Ci dziękuję, że w taki łatwy i
przejrzysty sposób pokazujesz tę właściwą drogę, sposób
zachowania, postępowania i myślenia. Już nie mogę się doczekać
następnych Twoich książek, od jutra zaczynam czytać "Bellę"
:) Na pewno też jest skarbnicą ogromnej, mądrej, życiowej wiedzy.
Pozdrawiamy serdecznie
Aneta i Darek
28.05.2011
|
|
Witam serdecznie Andrzeju,
skończyłem właśnie czytać "nie...
chce żyć" Genialnego Autora Andrzeja Setmana ;-) a w zasadzie
to zaczynam od nowa czytać wszystko co dzieje się do o koła
mnie...
Jesteś gigantem, który
pokazał w prosty sposób jak pewne mechanizmy rozdają karty
w naszym życiu!
To jak nasze myśli i przekonania
przeszkadzają w zdrowo myślowym przejściu przez wyjątkowy okres
jakim jest nasze życie...
Jak często pierdoły niszczą nasze
życie!!!
Nasze myśli generują nasze emocje,
a co za tym idzie nasze zachowanie i sposób postępowania!
Pokazałeś jak sposób
myślenia daje nam przewagę nad wszystkim i wszystkimi...
Każda postać, która została
pokazana w książce jest kimś wyjątkowym... Od każdej z tej postaci
można się wiele nauczyć... Jak powinniśmy się zachowywać a jak
nie...
To w jaki sposób
"potraktowany" został mały chłopczyk sprzedający
orzeszki - jak ważne jest abyśmy widzieli i pamiętali o tych
"najmniejszych"...;-)
Przewodnik, który w sposób
świetny otwiera oczy na życie... Jego ukochana, która jest
jego przewodnikiem...itd.
to w jaki sposób nasz
bohater, który staje się mądrością trójki
wczasowiczek by następnego dnia zmienić się w pokornego ucznia i
uczyć się nowych wyjątkowych i cennych wskazówek!
Dziewczynka, która zostaje uleczona z "własnego
myślenia"(sposób myślenia o swojej urodzie), będąca
kimś słabym nagle staje się kimś wyjątkowo mocnym i fantastycznym
"zjawiskiem"...
Każda postać pokazuje w jak
wyjątkowy sposób można podchodzić do życia, co robić a
czego się nie robić!
Genialnie pokazane jest w mojej
subiektywnej ocenie w postaci metafor to jak często traktujemy
ludzi...
Każdy gest i każde słowo jest
ważną i cudowną przeprawą przez drogę życia...
Postacie, które są nie do
końca dobre stają się swoistym mentorem i genialną formą
drogowskazu życiowego (fenomenalna opowieść Babki - tłumaczona
przez córkę)...
Super zostało pokazane jak często
udajemy przed światem osoby, którymi nie jesteśmy...
Jak namiętnie i z wielką
premedytacją niszczymy coś co jest dla nas ważne...
Ta książka jest eksplozją myślenia
i szukania nowej jakości życiowego postępowania...
Pokazuje prawdę i łatwy sposób
jak dokonać pewnego rodzaju "nawrócenia" bo nigdy
nie jest za późno na godne przeżycie życia.
To w jaki sposób pokazałeś
proces dysocjacji wyjścia z siebie i spoglądania na wszystko co
kiedyś było zamknięte w emocjach negatywnych...
Ta książka jest pięknym
przewodnikiem i rewelacyjną mapą w drodze do wyjątkowej lepszej
krainy!!!
Genialne jest jak przeplatasz
historie, które przechodzą w Twojej książce potęgując
ciekawość i determinacje do dalszego odgadywania i myślenia co
może się wydarzyć...
Jestem w trakcie remontu mojego
mieszkania, ale znalazłem czas na czytanie i może to dziwnie
będzie brzmiało, ale rozpocząłem kolejny remont (dwa w jednym
czasie) remont "własnej duszy"...;-)!!!
Piękne jest to, że "wsadziłeś"
mnie w każdą postać, którą opisujesz. Dzięki Tobie stałem
się aktorem, który zagrał role w NASZEJ KSIĄŻCE (ona jest
już moja;-))!!!
Twoja myśl przelana na papier jest
drogowskazem dla "małych" i "dużych" jest
encyklopedią dla Liderów, Rodziców, Dzieci,
Partnerów jednym słowem dla wszystkich...!
POWIEM
KRÓTKO ALE DOSADNIE ANDRZEJ SETMAN NA PREZYDENTA!!!
Gorąco pozdrawiam i jeszcze raz
bardzo dziękuję za jazdę bez trzymanki...
Wojtek Pędlowski
13.06.2011
|
|
Przeczytałam Tak
....chce kochać
Mam wrazenie jakbym
znała Cię od dawna tylko Ty byles w moim ukochanym bracie ,ktory
uczył mnie zyć ,ktory pokazywał mi drogę i jesteś w moim kochanym
męszczyżnie R. Uwielbiam tego typu spotkania i rozmowy ,bo tak
traktuje te ksiazke jak spotkanie w gronie fajnych ludzi,wsród
ktorych zapomina sie o czasie,czas staje sie niewazny ,ważne staje
się to i tu i chciałoby sie aby ta chwila trwała ,paleta emocji
jest tak silna jak najwspanialszy afrodyzjak ,wrociły wspomnienia
nieprzespanych nocy, sen stawał się najmniej wazny, i dzisiaj
kiedy mój brat postanowił odejść cieszę sie ze mam tak
fajne wspomnienia ,,ze było nam szkoda spać,życie jest zaskakujące
dlatego jest tak piekne .Pisząć te slowa lecą mi łzy ,najlepszy
dowód na to że potrafisz poruszyć najgłebsze uczucia
,wydobyć z samego dna to co w nas siedzi i to jest wspaniale.
Dziekuję Andrzeju i
serdecznie pozdrawiam
Grazyna
Twoje rozwiazania
problemów sa zaskakujące i budzą podziw
15.06.2011
|
|
Andrzejku
przeczytalam znowu Twoja książkę "Tak...chcę kochać" :).
Twoje książki są fantastyczne.
Jak
dopada mnie czasami jakaś depresja, zwątpienie i myśli czy moje
życie ma wogóle jakiś sens to wracam do Twoich książek.
Wtedy zaczynam się czuć lepiej.
I
wtedy mogę iść dalej. Wiem ze choć moja droga jest czasami
zagmatwana i wyboista to dojdę kiedyś tam gdzie zawsze chciałam
być..
Pozdrawiam
i całuję * :))))))
malkontentka
Kaśka
17.06.2011
|
|
Skończyłam
czytać Twoją kolejną wspaniałą książkę… szkoda, że już
skończyłam… szkoda, że była taka krótka…
przepraszam, że nie piszę gramatycznie, ale emocje wyłączyły mi
zdolność „poprawnego” układania zdań…. Moje
wrażenia? Jak cudnie jest otworzyć oczy po tylu latach głębokiego
snu!!! Przespałam, często mając koszmary senne, parę ładnych
lat!!! Otworzyłam oczy po przeczytaniu „Belli”, „Nie…
chcę żyć” było powitaniem poranka :), a „Tak…
chcę kochać” pokazało, że świat, jeśli tylko zechcę (I
CHCĘ!) jest piękny, może być przygodą. Ja już nie chcę być śpiącą
królewną… obudziłam się i chcę kochać szczerze, chcę
szczerej wzajemności za moją miłość. Klarofobia – też to
mam… nie potrafiłam tylko tego nazwać… i brakuje mi
„przytulenia”, jest mi źle bez bliskości. Tak jak moje
roślinki potrzebują blasku Słońca, ja potrzebuję prawdziwej
miłości, bez maski, bez udawania. I wierzę głęboko, że jeśli nie
dzisiaj, nie jutro, to za kilka dni będę „obrzydliwie”
szczęśliwa z najwspanialszym facetem na tej Ziemi… i powiem
Jemu to tyle razy, ile będzie chciał to usłyszeć. I nie pozwolę mu
zwątpić, ze spotkał najwspanialszą kobietę w całej galaktyce :)
DZIĘKUJĘ
TOBIE ZA DROGOWSKAZ!!! Znalazłam swoją ścieżkę… i nie chcę
jej zgubić… „TAK - CHCĘ ŻYĆ i TAK - CHCĘ
KOCHAĆ!!!!!!!”
Moje
wrażenia po przeczytaniu „Tak… chcę kochać”,
przypominają mi, wrażenia po pierwszej podróży do Egiptu.
Dziwne porównanie :), ale już wyjaśniam dlaczego :).
Kiedy po latach bez „normalnych” urlopów, 4
lata temu udało mi się wyjechać na pierwsze, prawdziwe wakacje
właśnie do Egiptu, zachwyciłam się tam wszystkim, mimo, ze
wiedziałam z książek i z TV sporo o kraju Faraonów. Po
powrocie, po 2 tygodniach, opowiadając wrażenia rodzinie i
znajomym, buzia mi się nie zamykała… opowiadałam,
opowiadałam, tak jakbym odkryła kosmos… :) Uświadomiłam
sobie, ze przez tamte 2 tygodnie zobaczyłam i przeżyłam więcej,
niż przez cały dotychczasowe lata.
Tak
samo po przeczytaniu Twojej książki, Andrzeju. To była właśnie
taka wycieczka, do uczuć znanych mi wcześniej, ale oglądanych
„przez szybkę”, albo wcale nie dostrzeganych…
teraz widzę i chcę je przeżywać na prawdę. Jesteś najlepszym
przewodnikiem na tej wycieczce.
Po
zamknięciu książki, powiedziałam: „o, kurcze!”…
przeprowadziłeś mnie trzymając za rękę przez wszystkie stany
emocji – od ciekawości poznania, poprzez radość spotkania,
przez dobry nastrój, przez pożądanie, przez chęć kochania,
przez smutek, przez łzę spływającą po policzku, przez niepokój
o drugiego człowieka, przez przerażenie, przez spokój, aby
na końcu pokazać mi, ze istnieje prawdziwe światło (nie światełko)
w tunelu, w który się znalazłam.
Zrozumiałam,
że czasem należy wstrząsnąć zagubionym człowiekiem, aby on mógł
też zobaczyć światło w tunelu, żeby zechciał cieszyć się życiem.
Bałam się o Twojego klienta, ze użyje sznura, który mu
dałeś, modlitwa o serię nieszczęść dla rodziny uzależnionej
kobiety, wprowadziła mnie w głęboki smutek, nie mogłam opanować
łez. Nie zbulwersowałam się ręką na wzgórku łonowym…
a dlaczego nie? :) poczułam swoją klarofobię…
zobaczyłam 1000 masek wokół siebie…
Andrzeju,
tych wrażeń jest tak wiele, że starczy mi ich na długie lata.
Podsumowaniem
podsumowania jest coś, co sprawiło mi ogromną radość… mam
koleżankę, która ma tę dobrą cechę, że nie „owija w
przysłowiową bawełnę”, ale zawsze „wali prosto z
mostu” – powiedziała mi wczoraj: „Ewa, nie
poznaję Ciebie. Jeszcze kilka dni temu powiedziałabym, ze jesteś
urodzoną pesymistką, a ja widzę „fontanę” tryskającą
optymizmem!”.
Uśmiecham
się rano po przebudzeniu :) jeszcze nikt nie ogląda tego
uśmiechu… ale do czasu, do czasu :)))
Ewa
23.07.2011
|
|
Już
dawno po przeczytaniu książki nie czułam się tak "rozbita na
kawałki". Stos różnych emocji kotłował się we mnie i
nie wiedziałam, których jest więcej. Opanowała mnie jakaś
taka melancholia.
hmmm..juz w drugim rozdziale w
historii z Agnieszką jak przeczytałam słowa: "Czy przypadkiem
ja nie mam byc dla ciebie lekarstwem na twoją poprzednią
niespełnioną miłość, od której nie możesz się uwolnić?"
szlag mnie trafił! ja wlaśnie tak się czułam w swoim związku jak
taki pieprzony(dosłownie i w przenosni) KLIN!! Tym bardziej jak
juz wreszcie wyciągnelam niemal siłą poprzednią historię miłosną
byłego..Jakoś tak z innej perspektywy spojrzałam wtedy na jego
działania i słowa-zupełnie jak meżczyzna kochający Marlen w
ostatnim chyba rozdziale...
Zaskoczył mnie opis wybranki
Andrzeja,czyli twojej "jest małą i szczupłą postacią"
nie wiem czemu poczułam się naprawdę duuużą i doooooooobrze
zbudowaną kobitą..Może to efekt mojego porównywania się z
innymi..jakby nie było możliwe być atrakcyjną również będąc
wysoką i postawną.Własnie o to chodzi! : "ważniejsze jest,co
ty myślisz o sobie samym,niz to co o tobie myślą inni". Ta to
książka jest strasznie mądra! Ile w niej prawd o życiu! i to
takich dotyczących mnie..
Po raz pierwszy popłakalam się na
zmentarzu przy "Siądź z tamtym mężczyzną twarzą w twarz,kiedy
mnie juz nie będzie(...)" Nie wiem czemu..Słuchałam tego
wiersza w wykonaniu Anny Marii Jopek,ona śpiewała "Siądź z
tamta kobietą twarzą w twarz..."
Napisałeś,że Karolina jest dla
Ciebie aseksualna.Tu tez zakłuł mnie mój problem..ja do
dziś nieraz czuję się aseksualna. Szczaególnie jak mi sie
jakis męzczyzna spodoba,to tak skutecznie zamknę w sobie wszystkie
feromony i "aurę kobiecości",ze nie ma szans wyjśc poza
moja skorupę. Zastanawiałam się tez,czy o mnie tez bys
powiedział,że mam nadwage i porownał do słodkiej świnki,czy jakos
tak skwiatowałeś wyglad Karoliny.
Historię o oficerze alkoholiku
pochłonełam tak szybko, że sama sie zdziwiłam. Stwierdziłam,że
jakby ktos wiedział o Twym istnieniu wczesniej to by mojego ojca
podesłał,co prawda nie alkoholik ale z łapami do kobiet wyskakiwał
nie raz. Moje serce rozpłynęło się jak przeczytałam "Twoje
życie(...) może miec jedynie jakikolwiek sens,jeśli zrobisz
wszystko, by twoja kobieta przestała się ciebie bać".
Cóż,moja matka do dziś lękiem (chyba podświadomie) reaguje
na pojawienie sie w poblizu ojca. Ja tez tak miałam,moze nieraz
jeszcze mam,inaczej na to patrzę,ale nie mam ochoty z nim gadać.
Kolejna najprawdziwsza prawda,że
"kobiety są gotowe na wielkie poświęcenia,by dostac to czego
chcą" dodałabym jeszcze:jak już wiedzą czego chcą;)
Po raz drugi poryczałam sie przy
czytaniu listu od Marty J.,która bała się zaufać, ale udalo
jej się to zrobić. Tak pięknie opisała swój związek,
bliskość, szczęście, miłość. To, że kocha każdy milimetr ciała
swego mężczyzny i zachwyca się nim,również to, że pokochała
i podziwia swoje ciało. Ja też chcę kochać i czuć sie kochana..
Pod koniec ksiązki kolejna
kwintesencja! Pruderyjnośc naszych czasów..co wypada,co nie
wypada,co ludzie powiedzą?! Lęk przed wyśmianiem,odrzuceniem w
grupie,bo nie robisz tego co inni,nadmierny,uprzykrzający życie
wstyd...jak ja to wszytko znam! Czujesz cos do kogoś? nie
pokazuj,będą się śmiać! ten ktoś zapewne też,a jak jeszcze
odrzuci, co wtedy?!?! Okażesz komus choćby zwykłą sympatię-ale jak
zareaguje otoczenie?! i co z tego? ja chce byc szczęśliwa na swój
sposób! Stąd też ta klarofobia.. ja też to poczatkowko
przerabiałam.. później pieściłam, masowałam, całowałam, ale
też nie wszędzie... w sumie on też się wstydził..
Historia z Marlen smutna i
trudna..Czy ten facet jest teraz szczęśliwy? Skoro chce ja dalej
kochać,to nie pokocha innej.. Trudne to dla mnie...
Andrzej, uwielbiam Twoje
książki!!! 'Bellę" przeczytałam dwa razy i "Nie.. chcę
żyć" też. Dopiero czytając "Tak..chcę kochać"
zobaczyłam ile nauczyłam się z poprzednich lektur i jak duży mają
wpływ na mnie i moje postrzeganie..nie sądziłam, że aż taki. Wiem,
że ta to książka nie bedzie przeczytana tylko raz:) Dzięki niej
pokazałeś mi jak potrafi kochać prawdziwy mężczyzna... To
cudowne...
Chcę Ci jeszcze napisać, że z
całego serca zazdroszczę Twojej córce, że ma takiego
ojca...(w tym momencie nie widzę już klawiatury,bo łzy mi
zasłaniają...)
Pozdrawiam bardzo serdecznie!
Ula
23.07.2011
|
|
Na samym początku napiszę tak- Cię
kocham Setman.
W mordę jeża!
Długo tak tu będę do Ciebie
pisała, bo poza ochami i achami będzie także moja opowieść.
Świetnie mi się widzi Setmana w
tej książce. Z tutką orzeszków, w różnych koszulach,
w towarzystwie trzech kobiet.I te krosty też zdarzało mi się
widzieć. Z Twoją twórczością mam czas drogi. Czytam, gdy
jeżdżę. Wtedy najlepiej mi się to wszystko czuje. Reakcje
skrajne-od głośnego śmiechu, po wycie z katarem, co leci z nosa.
Na początku drażniły mnie trochę porównania. Potem już było
wszystko jedno. I znowu, jak w "Belli", perełki w
postaci jednego, dwóch zdań, które mnie odrywały i
wywracały myślenie. Bunt po przeczytaniu o małżeństwie z Darią. "Z
tobą źle,bez ciebie jeszcze gorzej".
Za cały wątek z Arnoldem kłaniam
się. Biję Ci pokłony. Dla mnie to najpiękniejsza część książki.
Ależ Ty otwierasz gały. Tam
wszystko mówi, wszystko coś znaczy, wszystko jest
drogowskazem. Potem, po przeczytaniu choćby 5 stron, mnie wyrywa z
kapci. Cud, miód i orzeszki :)
Jest też żal, że to kolejna
książka, która zbliża mnie do końca. Bo Setman nie sypie
swoimi tytułami, nie ma go na targach książek, nie wydał 20
opasłych tomisk, które zabiorę ze sobą wszędzie. Kradniesz
mi czas, ten czas potem wraca z prezentem w postaci znaku od
rzeczywistości, w postaci wyzwania, które przede mną staje.
Twoje książki niszczę. Rogi
zaginam, rysuję, plamię, robię rysę paznokciem, gdy zaboli.
Taka pokora bije z tych zdań
poplątana ze świetną zabawą, dystansem i ironią, i kpiną, gdy się
nazbyt poważnie podchodzi do wszystkiego. Widzę Cię uśmiechnietego
z oddechem, co rzęzi od papierosów. Prowokującego i
drążącego :)
Czytając byłam matką, która
rozmawia ze swoim dzieckiem i otwiera je na świat. Byłam (jestem)
zagubioną w świecie kobietą, straszoną coraz to cięższymi czasami
i tym, że znowu bedzie wszystko drożało. Byłam też kobietą, która
uczy się jak traktować mężczyznę (rozmowa z matką Stawrosa
pokazała mi drugą stronę medalu). Byłam towarzyszem wspinania się
na szczyt i piłam Ouzo :) Byłam też wątpiącym w siebie
człowiekiem. ten króciutki rozdzialik "Ojczyzną jest
dziecko" ... och, kurwa! Wyłam jak bóbr! I wyłam, bo
znowu żarówka w głowie się zapaliła.
Przypomniał mi się fragment
opowiadania Marty Fox "Trójkąt równoboczny":
"Pisz.
Tnij papier, pióro napełniaj i pisz. Czas to jest dystans
między słowem, co trwa ponad wiek,
a człowiekiem, którego w ruinę obraca. Grek wymyślił
litery, nadając im lot, śpiewność i magię. Rzymianin tępym toporem
długo ociosywał frazę, abyś ty dziś lekką ręką usunął ich w świat
cieni. (...)Dopraszam się łaski. Przypisany do ciebie jak krata do
więźnia."
I
ja więzień- przypisany do Twojego pisania :)
Amen!
Magda
Żukowska
25.11.2011
|
|
Witaj Andrzeju
:)
Tym razem kilka
wrażeń z "Nie......"
"Boże co
za osioł" jest po prostu genialne!!!
Jest cudem,
który na każde wspomnienie wywoływał we mnie lawinę
śmiechu!
Gdzieś w
notatkach znalazłam zdanie " Całe szczęście, że ten boże,co
za osioł istnieje, bo dziś od rana ..." i nie mogę sobie
przypomnieć o co mi wtedy chodziło, ale zapewne poprawił mi
nastrój :)
Przy czytaniu
fragmentu, kiedy Arnold opowiada o historii z Marią miałam
niesamowitą wizję, czy jak to nazwać, doznania wzrokowe i inne
trudne do opisania.
Przeczytałam
zdanie "Nieprzypadkowo mój przyjaciel, który
jest przewodnikiem złamał nogę i poprosił mnie o zastępstwo..."
i coś się zaczęło dziać tak silnie, że przerwałam czytanie. Można
powiedzieć, że weszłam w energię, którą poczułam. Silna
energia z tyłu na wysokości splotu słonecznego unosi się przez
całe ciało w górę i na zewnątrz, zatacza coś jakby złote
skrzydła, które łączą się wysoko nad głową. To była głębia
do łez, sięgająca zakamarków duszy. Wrażenie jakby
wychodziła druga energetyczna głowa(?) w złocie, w świetle, w
kolorach... Moje ciało urosło w górę chyba o 2 metry i
było" zamknięte" na górze złotą kopułą otaczającą
moje fizyczne ciało. To coś było połączone złotym sznurem w górę.
Widziałam, że
taki sam proces odbywał się z osobą, która stała
naprzeciwko mnie...
Wizja minęła, a
ja długo nie mogłam wyjśc ze stanu oszołomienia (?) i
wzruszenia(?)
Pisałam Ci
wcześniej, że Twoje książki zmieniają energetykę wokół
mnie. W kokonie energetycznym byłam przez dłuższy czas. Teraz w
kokonie raczej nie jestem, ale energia już jest inna.
Mam też inną
fajną obserwację
Po jakimś
czasie, kiedy wiedziałam, że za chwilę wrócę do czytania
Twojej książki miałam w głowie myśl, która pojawiała się
sama z siebie: "Wracam do świątyni".
Chyba naprawdę
tak sie czułam.
Po przeczytaniu
trzech Twoich książek mam wrażenie, że każda kolejna jest skokiem
w górę! Aż strach pomyśleć jaka będzie następna ! :)
I jeszcze coś
co przyszło mi, w czasie czytania chyba "Tak... chcę kochać":
Jesteś mistrzem
słowa, mistrzem uczuć i ... kurcze, aż chce sie powiedzieć...
Mistrzem Życia!
Dziś odkryłam
coś, co być może wyjaśnia skąd biorą się tak intensywne odczucia
przy czytaniu Twoich książek.
Przeczytałam
przekaz o transferze energetycznym. Wczoraj "przypadkiem"
natknęłam sie na ten temat...
ALA
9.05.2012
|
|
Witaj,
„Tak…
chcę kochać” jest po prostu rewelacyjna żeby nie powiedzieć
zajebista. Jest dopełnieniem poprzednich książek „Belli”
i „Nie.. chce żyć”. Super, że akurat w tej książce
nawiązujesz do wielu rzeczy i miejsc, które dla mnie mają
duże znaczenie :) (taniec, góry, kawaaa, sernik). Cieszy
mnie, że nawiązujesz do mojego sąsiedniego miasteczka
Bielska-Białej do którego mam duży sentyment. Bardzo
spodobał mi się wątek reinkarnacji, poprzednich wcieleń, wróżb
naprawdę rzadko gdzie można spotkać się z tym tematem, bo przecież
o tym mówić nie wolno, bo to jest złe. Wspaniały list chuja
Andrzeja, który pewnie zauroczył nie jedną czytelniczkę
:))) Pojawiało się parę ostrych słów, niektóre
szokowały, że aż się włos się na głowie jeżył.
Mimo
iż piszesz że ta książka może niektórych zbulwersuje, to
nawet jeśli by ktoś zaprzeczał to nie da się ukryć, że piszesz
całą prawdę i tylko prawdę, która dotyczy zachowań wielu
ludzi, mimo iż większość może temu zaprzeczać.
Ogromną
masę informacji, wskazówek przekazuje TA książka nie da się
jej tylko raz przeczytać. To co piszesz o wstydzie, że jest naszym
lękiem przed ośmieszeniem się, brakiem akceptacji, że tylko ludzie
bez wstydu mogą być szczęśliwi. W przyszłości będę robiła
wszystko, aby tylko moje dzieci nie odczuwały uczucia wstydu jaki
mi wpajali moi rodzicie, bo nawet nie zdawałam sobie sprawy jak
wstyd wpływa na moje życie :(
W
drugiej części książki bardzo podobają mi się historie twoich
klientów: wizyta w burdelach, o Matce Boskiej od
niepokalanej flaszki, historia Stefana i historia z plecaczkami
jeśli to naprawdę zadziałało na tych ludzi, to Ty naprawdę jesteś
niesamowity. W ogóle sposób w jaki opisujesz
historie tych ludzi jest niesamowity aż chce się więcej, dużo
więcej. Książki nie przeczytała w tempie ekspresowym ale to i
dobrze, boczym bliżej byłam końca, to był mi żal, że już mi tak
niewiele pozostało tych fascynujących historyjek. Książka ta
uświadomiła mi, że faceci potrafią tak naprawdę kochać na zabój,
że dla miłości są wstanie zrobić i poświęcić wszystko, a wcześniej
w to nie wierzyłam. Cieszę się że nie skasowałeś JEJ :)
Czy
jest możliwość żeby przeczytać "Czas karotek", bo powiem
że zaciekawiło mnie co takiego ostrego jest w niej? A w ogóle
to czekam na kolejną książkę, bo jeśli dobrze pamiętam to masz ją
pisać w tym roku, znowu w tym pięknym domku w górach? To
chyba całkiem niedaleko mnie ta górka, może będziemy Cię
mogli tam odwiedzić w górach????
Pozdrawiam
serdecznie
Bożena
10.05.2012
|
|
- "BELLA" Podczas
czytania miałem kilka razy łzy w oczach bo często utożsamiałem się
z Andrzejem. Bardzo bliskie wydały mi się emocje jakie on
przeżywał, czyli zakochanie i fascynacje w miarę jak poznawał Elę
a później Bellę , poczucie straty jak poświęcał dla Eli
swoją pasję wyrzucając większość taśm i zdjęć, ogromne pożądanie
ale i jeszcze większą miłość kiedy nie od razu w górach
uprawiał seks z Elą, ale poczekał z tym do momentu, kiedy miał
pewność, że oboje są na to gotowi, rozczarowanie, nienawiść i
strach jakie odczuwał kiedy z Elą kłócili się na wyspie.
Andrzej nie był człowiekiem pozbawionym słabości, dlatego
wydał mi się bardzo realny. Palił papierosy, nie stronił od
alkoholu, odczuwał lęk i strach. Jego pełna spokoju postawa,
kiedy razem z córką oczekiwał na wynik operacji
budziła mój podziw. Podobało mi się to, że ta lektura
trzyma w napięciu do samego końca. Nieoczekiwany zwrot
akcji, kiedy na wyspie Andrzej poznał Bellę, całkowicie zmienił
atmosferę wydarzeń opisanych w książce na bardziej tajemniczą i
prowokująca do zastanowienia się nad duchowym wymiarem życia. A
przynajmniej mnie to zastanawia. Np.. to, że żyjemy na świecie
wciąż pełnym tajemnic i niewyjaśnionych zjawisk. Czy
reinkarnacja istnieje? Jeśli tak, to na jakich zasadach się
odbywa? Czym tak naprawdę jest istota ludzka? Dlaczego proces
szkolnictwa i kościół katolicki próbuje narzucić
ludziom pewien sposób myślenia zamiast uczyć jak można w
życiu osiągnąć szczęście? Komu tak naprawdę zależy, żeby
ludzie żyli w strachu, lęku i frustracji? -
"Nie... chcę żyć" Ta książka pomogła mi
inaczej spojrzeć na siebie jako na faceta. Pomogła mi zrozumieć ,
że podziw i sukcesy są facetowi potrzebne do szczęścia w związku.
Kiedy facet czuje się dowartościowany i potrzebny to wtedy łatwiej
mu jest okazywać partnerce miłość i podziw do jej piękna.
Wtedy i ona czuje się wspaniale. Stwierdzenie, że,, chłopiec nie
stanie się mężczyzną bez prawdziwej kobiety’’ dało mi
do myślenia. Teraz rozumiem dlaczego czuję się taki niedojrzały
emocjonalnie. Mam na myśli głównie to, że brak mi pewności
siebie w kontaktach między ludzkich i stanowczości w podejmowaniu
decyzji. Nie stworzyłem jeszcze związku na dłużej z kobieta. W
moich przelotnych związkach, poza jednym wyjątkiem, albo chodziło
tylko o seks, albo o to, żeby nie czuć się samotnym. Zauważyłem
też, że w pewnych słowach kryją się kłamstwa. Te słowa to miedzy
innymi ,,muszę’’ ,,powinienem’’
,,należy’’. Jest też podstęp w słowie
,,spróbuję’’ , które tak naprawdę nic
konkretnego nie wyraża.W dodatku jeszcze bardziej dociera do mnie,
że wiek nie zawsze świadczy o dojrzałości a posiadane
wykształcenie o mądrości. Po lekturze obu tych
książek czyli ,,Belli’’ i ,,Nie… Chcę żyć’’
rozumiem, że ja sam decyduję o tym jak myśleć i jak się czuć. I,
że jedynym sposobem żeby czuć się spójnie sam ze sobą jest
żyć zgodnie z własnymi poglądami, które są dla mnie zdrowe
i które samemu należy zbudować. Historie zawarte w tych
książkach przypomniały mi, że nie ja jeden bardzo kochałem
kiedyś kogoś z kim później się rozstałem. Według mnie
niosą one też takie przesłanie, że miłość należy dawać, żeby ją
otrzymywać i że życie często daje więcej niż to co się od niego
oczekuje. P
5.06.2012
|
|
BELLĘ przeczytałam już wcześniej,
ale nie umiałam pozbierać myśli, a co dopiero ubrać je w słowa.
Jak
uderzenie pioruna, ale nie tego, który niesie
zniszczenie, ale rozjaśnia mrok spowitego przez burzę nieba.
Nigdy nie zdarzyło się, by książka
tak mnie przeniknęła, bym myślała o niej każdą komórką
swojego ciała.
Jak dla mnie jest to bardzo
wzruszająca, intrygująca opowieść, trzymająca w napięciu do samego
końca. W trakcie czytania towarzyszyły mi skrajne emocje, od
śmiechu po łzy.
Jednak przede wszystkim skłoniła
mnie do zadnia sobie wielu pytań, otworzyła pewne szufladki ze
wspomnieniami, które wydawało mi się, że są zamknięte, ale
były tylko przymknięte.
Przy tej lekturze nie da się
przejść obojętnie.
I pierwszy raz pomyślałam, nic nie
dzieje się przypadkowo i może to dobrze, ze to dzieje się dzisiaj,
może tak miało być.
Przypominała mi o pewnych
sprawach, o których wiedziałam, ale zapomniałam, bądź nie
chciałam pamiętać.
Po przeczytaniu, pojawiło się w w
mojej głowie CHCĘ:
- Chcę żyć, a nie być tylko
obserwatorem życia.
- Chcę cieszyć się każdą chwilą,
jakby ta miała być tą ostatnią.
- Chcę zmienić to co zmienić
można, a pogodzić (zaakceptować) to na co nie mam wpływu.
- Chcę widzieć, a nie tylko
patrzeć.
To wiara czyni cuda, a nasza wiara
w drugiego człowieka może w nim uczynić cuda -“Miej serce i
patrzaj w serce”- Ale wiara w siebie również może
uczynić cuda w nas (we mnie). Choć nie jest to łatwe, to z
pewnością warte wysiłku.
Dla mnie konkluzja może być tylko
jedna, trzeba chcieć, by móc. To ja muszę chcieć!!!!! I
Chcę!!! Nawet jeżeli będzie to mnie kosztowało wiele pracy,
wysiłku i walki z sobą.
Pozwoliłam sobie na kilka
dygresji. Ciężko mi ubrać w słowa, to wszystko, co się stało ze
mną po przeczytaniu tej książki, co dalej się dzieje......Dziękuję
:)
A tak na marginesie to chyba św.
Augustyn powiedział “KOCHAJ i RÓB CO CHCESZ” ;)
Nie wiem czy to wszystko co
napisałam nie jest zbyt górnolotne, ale tak czuję, wiec tak
napisałam.
Maria
5.06.2012
|
|
Bella
Refleksje po przeczytaniu książki.
Zabierając się do
lektury książki nie miałam dobrego nastroju. Przez
ostatnie wydarzenia w moim życiu byłam totalnie roztrzęsiona i
zdołowana. Absolutnie nie wierzyłam aby czytanie pomogło mi się
oderwać od mojej histerii, byłam przekonana że nie będę mogła
się skupić na tym co miałam przeczytać.
Jednak bardzo chciałam zająć myśli
i odpocząć od swoich demonów, byłam już zmęczona tym
katowaniem się, więc postanowiłam, że jednak spróbuje i
zajmę się czymś pożytecznym zamiast ciągle się mazać.
Z zapuchniętymi od płaczu oczami
przystąpiłam do czytania. Na samym początku trochę się zirytowałam
i rozczarowałam myślałam, że treść książki to znowu
rozliczenie tematu ojciec i córka, a to aktualnie
mnie nie interesowało - zresztą temat już dawno mam przerobiony na
terapii DDA.
Ponieważ Twój styl pisania
bardzo mi się spodobał, postanowiłam dać książce jeszcze
szansę - i nie żałuję!
"Bella" pochłonęła całą
moją uwagę. Skupiałam się na każdym przecinku, słowie i zdaniu.
Odczuwałam wiele emocji podczas lektury, śmiałam się, płakałam,
byłam zła (często na siebie, ponieważ było wiele momentów w
których zobaczyłam jak destrukcyjne i złe było/jest moje
postępowanie)
Czytając zrozumiałam że to o czym
piszesz jest mi bardzo bliskie, że wiele sytuacji które
opisujesz znam z własnego życia. Momentami próbowałam
analizować obiektywnie swoje postępowanie przyglądałam mu się
z boku. Sadzałam siebie na fotelu i tak samo jak Ida, starałam się
bez emocji opisywać swoje zachowanie. Te momenty były raczej
bolesne, ponieważ odkrywałam swoje błędy, wstydziłam się ich. Tak
było gdy czytałam o wyprawie w góry i pobycie bohaterów
u Marii i Stefana. Szczególnie utkwiły mi w pamięci słowa
Stefana skierowane w stronę Eli : "A ty, śliczna
panienko, podziwiaj swojego faceta za to, kim jest. Tylko w
ten sposób stworzysz z niego mężczyznę. On bardziej od
twojej cipki potrzebuje twojego zachwytu. Jeśli nie będziesz
go podziwiać, zaczniesz nim pogardzać, a on z najwspanialszego
faceta stanie się jednym z milionów dupków
depczących tę planetę". Czytając ten fragment
zrobiło mi się "nie wygodnie", przez chwile zastanowiłam
się nad tymi słowami. W myślach zadawałam sobie pytania: Czy ja
podziwiałam B.? Jak często go motywowałam? Czy go chwaliłam kiedy
coś zrobił dobrze? Czy mówiłam mu że jest wyjątkowy? Moja
odpowiedź brzmi: rzadko. Za to często jego poczucie wartości
podnosiłam w łóżku... Sex dla mnie miał bardzo duże
znaczenie, zdarzało się że był dla mnie jedyną metodą by
rozładować napięcie, które we mnie siedziało, a ja w
inny sposób nie umiałam się go pozbyć.
Kolejne słowa Stefana, które
tym razem mnie wzruszyły: "Marii zawdzięczam cud cieszenia
się każdą chwilą otrzymaną w prezencie od życia, każdą
radością, a nawet każdym smutkiem. Można przejść przez życie
i nie zauważyć ani jednego cudu, jeśli się nie wierzy, że
wyrastają one jak grzyby po deszczu…"
Przeczytałam ten fragment i pomyślałam sobie że jest cholernym
szczęściarzem, ponieważ na jego drodze stanęła Maria, to ona
sprawiła ze zaczął cieszyć się życiem. Posmutniałam
strasznie, czy ja znajdę taką osobę, która obudzi we
mnie radość życia? Zastanowiłam się przez chwilę,
zwątpienie zwyciężyło, i znowu łzy w oczach, czarne chmury
nad głową... I wewnętrzny dialog, który mniej więcej
brzmiał tak: -Może ja sama będę dla siebie taką osobą,
nie mam wyjścia, znowu zostałam porzucona. -Czy
potrzebuję do tego drugiego człowieka? -Oczywiście że
nie potrzebuję, ale bardzo pragnę być kochaną i wydaję mi się że
problem tkwi w tym że za wszelką cenę... Zobaczyłam swojego
demona- to lęk przed utratą miłości, chciałabym tak jak Ida
wypędzić go z siebie. Na razie nie mam pomysłu jak to zrobić,
chyba potrzebuję szamana:)
Bardzo był mi bliski
Andrzej, kiedy przechodził załamanie podczas miesiąca miodowego na
wyspie. Utkwiły mi jego słowa gdy zwraca się do Belli: "Doszedłem
do granicy, za którą już nic nie istnieje. W tej chwili
marzę tylko o śmierci. Jutro rozstanę się z Elą, a pojutrze
prawdopodobnie popełnię samobójstwo z rozpaczy. Ja już nie
umiem żyć, ja już nie chcę żyć. Marzę tylko o jednym: wypłynąć w
morze, tak jak kilka dni temu… i nie wrócić…
Ale obawiam się, że jestem tchórzem i nie potrafię się
nawet utopić". Tak obecnie się czuję, dotarłam do granicy
i nie mam motywacji by dalej iść. Również odpowiedź
Belli mnie zabolała, uświadomiła mu że na te wszystkie
porażki dał przyzwolenie, że nie zrobił nic aby przerwać koszmar.
Jej rada aby kontrolować swoje życie i brać odpowiedzialność za
czyny i również za to co się zaniechało jest dla mnie
w tym momencie trochę abstrakcyjna, zupełnie nie wiem jak się do
tego zabrać, skoro cały czas targają mną sprzeczności i nie jestem
w stanie podjąć jakiejkolwiek decyzji.
Bardzo mi się spodobały zdolności
bohatera, które na początku interpretowałam jako
"paranormalne" , byłam zachwycona kiedy Andrzej,
jak jasnowidz , kojarząc pewne sytuacje z przeszłości,
informował bezbłędnie Idę o przebiegu operacji jej matki. W miarę
czytania dotarło do mnie, że to wcale nie są jakieś czary, ani coś
czego nie można w sobie odkryć. Każdy człowiek posiada intuicję,
ale nie każdy chce jej słuchać oraz odczytywać znaki na które
ona nas naprowadza. Trochę się nie zgadzam z jednym stwierdzeniem
mianowicie że: "Nie wszyscy ludzie potrafią widzieć
„szeroko zamkniętymi oczami”, słowo potrafią
zamieniłabym na chcą. Uważam że każdy człowiek to potrafi,
ta umiejętność jest w każdym z nas, ale nie wszyscy chcą z niej
korzystać. Jedni nie chcą, ponieważ wolą nie dopuszczać swojego
wewnętrznego głosu do siebie i żyć w jakiejś ułudzie i wymyślonej
przez siebie rzeczywistości, a drudzy porostu o tym nie wiedzą, że
mają taki dar, są zbyt przyziemni i kostyczni aby interesować się
swoim wnętrzem a tym bardziej rozwijać duchowo.
Moją uwagę również
skupiły dwa fragmenty książki w których piszesz na temat
bezsensownego martwienia się na zapas. Pierwszy fragment pod
salą operacyjną, kiedy ojciec uczy Idę nie martwienia się. Bardzo
podobały mi się pytania , które zadawał córce:
Czy twoje martwienie się pomoże
chirurgowi trzymać skalpel? Czy twoje martwienie się
lepiej oświetli pole operacyjne? Czy wiesz o tym, że nasze
mózgi wysyłają fale elektromagnetyczne? A drugi
fragment to kiedy Ela, wręcz zmusza go do wydania ostatnich
pieniędzy na upragnioną książkę. Bohatera jednak zakup jakiego
dokonał nie wprawił w dobry humor- nie ma pieniędzy na herbatę. Na
zadane przez Ele pytanie, czemu się nie cieszy, odpowiada że –
Nie potrafię być beztroski jak dziecko, bo już jestem
pełnoletni. Odpowiedz Eli: – Czy dlatego nie
potrafisz być bez troski, bo uważasz, że dorosłe życie to są same
troski? .
Ten fragment jest mi bliski,
ponieważ mam wrażenie że cały czas się martwię, czymkolwiek, nawet
jak odpoczywam i mam wolny dzień zawsze jest we mnie jakiś
niepokój. Zawsze chciałam być niezależna i
samowystarczalna, ściska mnie w sercu kiedy
czytam odpowiedź Eli : A czy samodzielność może
także znaczyć, że nadszedł czas, abyś był dzielny i sam
decydował, w jakim nastroju chcesz iść przez życie?, –
Sam widzisz, jak twoje rozważania ograniczają twoje
marzenia. „Zmartwienie jest jak śmieć”. Tak
zmartwienia są jak śmieci, tylko co zrobić aby się nie martwić,
one same zatruwają moją głowę, mam wrażenie , że nie mam nad nimi
kontroli.
Czytając o miesiącu miodowym na
wyspie, przed oczami miałam moją relację z B. Na początku
nie mogliśmy żyć bez siebie, każda wolną chwile spędzaliśmy w
łóżku, cieszyliśmy się jak dzieci każdą minutą wspólnego
bycia razem. Wspólnie przyrządzaliśmy posiłki,
uwielbialiśmy razem gotować. Łza się zakręciła w oku, kiedy
przeczytałam słowa :Kiedy mężczyzna nie potrafi znieść
złośliwości i docinków, to przestaje czegokolwiek pragnąć i
wtedy zaczyna się piekło.
Prawda jest taka ze nie
szczędziłam B. złośliwości i swój zły humor nie raz
wyładowywałam na nim, w tym momencie zrobiło mi się głupio, wina
leży po środku z tendencją przewagi w moją stronę. Andrzej i
Ela przeszli wszystkie etapy swojego związku na wyspie, również
pokonali kryzys. Niestety ciężkiej próby z B. nie
przetrzymaliśmy. Totalnie się wycofał gdy zaczęłam mieć problemy z
pracą, z brakiem pieniędzy a potem z mieszkaniem. To było piekło
taka totalna obojętność z jego strony, przerażało mnie to,
absolutny brak empatii. Zobaczyłam zupełnie inną jego twarz ,
człowieka interesownego, kalkulującego - teraz wina przesunęła sie
w jego stronę.
Dosyć już tego rozliczania, nie ma to już
najmniejszego sensu w tym momencie. To co było minęło i mam
nadzieję ze wyciągnę z tego związku wnioski. Pozostaje mi tylko
nauczyć się inaczej postępować.
Czytanie tej książki w
pewien sposób stało się dla mnie rozliczeniem z tego co
było. Wprawdzie rany jeszcze się nie zagoiły, jednak, odkryłam
maleńki cień nadziei, że to wszystko minie, że przestanę cierpieć
i podniosę się z dołka. Napisałam Ci kiedyś, że się nie modlę, że
nie mam żadnych bogów do których składam swoje
prośby, a jednak słowa, które mocno zapadły mi w pamięci
to słowa modlitwy...
Panie, daj mi pogodę ducha, by
znosić te rzeczy, których zmienić nie mogę, daj
odwagę zmieniać to, co zmienić mogę, i daj mi mądrość, abym
odróżnił jedno od drugiego.
Pozdrawiam D.
10.6.2012
|
|
Witaj Andrzeju :)
Nigdy nie myślałam, że treść
książek tak może mnie tak przeniknąć, a to już druga książka z
kolei – “Nigdy nie mów nigdy”
Mimo, iż książkę przeczytałam
jednym tchem, to musiałam wiele razy zwolnić,zastanowić się,
przeczytać ponownie by lepiej zrozumieć, a także zadać sobie
pytania.
W tak prosty sposób mówi
o trudnych sprawach, o problemach, jednocześnie nakierowuje na ich
rozwiązanie. W cudowny sposób mówi o tym, jak należy
postępować z mężczyznami (rewelacyjne rady babci :). Moim zdaniem
pewne zasady działają w obie strony – obydwoje powinni
wspierać się we wzajemnym rozwoju, dojrzewaniu do pewnych ról
czy zadań.
Niektóre zdania jeszcze
krążą po mojej głowie np.:
- Co było dobre kiedyś nie musi
być dobre dziś.
- Co jest dobre dla innych, nie
musi być dobre dal Ciebie.
- Użycie słowa muszę unieważnia
wszystkie inne rozwiązania
- Aby żyć trzeba czuć się
potrzebnym
- Myśli mają ogromną moc (mogą
leczyć, ale i mogą zabić)
Historia z matką i córkami
cudowna, jak czytałam niektóre sytuacje to sobie
pomyślałam, ze wiele mnie łączy z Olą, szczególnie gdy
spojrzę 10 lat wstecz. Nawet mi się przypomniały niektóre
sytuacje, które teraz mnie śmieszą, ale wtedy wcale nie
było mi do śmiechu.
Pięć pytań które mają
prowadzić do szczęścia – jak dla mnie rewelacja, chociaż
powiem że na początku, też podeszłam do tego z niedowierzaniem.
Czytając zakończenie czułam
niedosyt, jak dalej potoczyły się losy głównego bohatera,
jaką drogę wybrał....
Twoje książki spowodowały, że
łapię się na tym, iż podchodzę do pewnych spraw inaczej, nawet
inaczej reaguję, jak dla mnie jest to dziwne i nowe uczucie.
Dziękuję Ci, że napisałeś te
książki i że było mi dane je przeczytać :)
Pozdrawiam
Maria
13.06.2012
|
|
Właśnie skończyłam 'nie.. chce
żyć'. Jestem zachwycona. Dzisiaj nastąpił przełom w moim życiu.
Podczas czytania tej książki, towarzyszyły mi wszelkie uczucia, od
smutku, sprzeciwu, żalu, po radość i nieoczekiwana ulgę. Dała mi
nadzieję na to, że na prawdę mogę być szczęśliwa i dopiero po jej
przeczytaniu autentycznie w to uwierzyłam. Przedstawione w niej
prawdy i reguły są dla mnie przełomowe i bardzo logiczne. Czuje
dziś, jakbym chodzila pół metra nad ziemia, jakbym doznała
oświecenia.
Anna
26.06.2012
|
|
Witaj Andrzeju
Dziękuję, że napisałeś tę książkę.
“Nie ma przypadków są
tylko znaki” i to że dostałam Cię w swoje ręce nie jest
przypadkiem.
Wiesz, że otworzyłaś mi oczy na
wiele spraw, pozwoliłaś spojrzeć z innej strony, z tej z której
nigdy nie chciałam lub nie miałam odwagi stanąć i spojrzeć. Ale
nie muszę Ci o tym mówić, bo o tym wiesz, trzymałam Cię w
swoich rękach i tuliłam do serca. Widziałaś moje łzy i moją
radość, widziałaś i czułaś to co ze mną się działo. Jakże trudno
mi było Ciebie odłożyć przed snem, ale on był silniejszy od całej
mej woli. I chociaż słowa często były dosadne, czasami
bulwersujące, to wiem, że musiały takie być. Przeniknęłaś mnie
całą, a mimo to chcę więcej.
Nie jestem w stanie wypowiedzieć
słowa KONIEC, chciałabym się wrócić jeszcze raz i przeżyć
ponownie ‘przygodę’. Pewnie byłaby inna, bo “nic
dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy”. Chcę dalej delektować
się Twymi słowami, wiem że jeszcze do Ciebie powrócę,
zachłysnę się Twą mądrością, może i więcej zrozumiem, a może
inaczej, może wyczytam coś między wierszami, a może przystanę na
dłużej i zachwycę się chwilą, dziękuję że jesteś będę o Ciebie
dbać.
A teraz idę pisać swoją historię i
zdobywać szczyty, może z trudem, ale wiem, że widok nie tylko
wynagrodzi mi wszytko, ale i z pewnością zaskoczy.
Tak... chcę byś szczęśliwa! Każdy
z nas chce być kochany!
Maria
28.06.2012
|
|
Witaj Andrzeju
,,Tak...Chcę
kochać.'' pomogła mi zrozumieć, przez co przeszedłem,
dlaczego tak się stało i, że poczułem na własnej skórze
czym jest i do czego prowadzi system tak zwanej edukacji,
ślepa wiara w kościół katolicki oraz przekaz serwowany
przez media. Te trzy wspomniane przed chwilą instytucje całą
dostępną sobie mocą wpajają ludziom ograniczające ich
przekonania, po to aby w przyszłości móc ich z łatwością
kontrolować i ściągać z nich ,,kapuchę''. Dzięki tej książce
zrozumiałem, że sumienie mnie przez ten czas wcale nie oszukiwało.
Że Bóg mnie nigdy nie opuścił. Że wcale nie jestem od
nikogo gorszy. Że każdy człowiek jest wartościowy. Że prawdziwa
miłość istnieje i, że jest nie przekupna i nie można do niej
nikogo zmusić. Że szczęście jest możliwe i osiągalne dla każdego i
to bez konieczności brania narkotyków bądź alkoholu. Że
można żyć inaczej niż większość ludzi. Że nic nie muszę. Że nauka
może być przyjemna i fascynująca i przynosić pozytywne efekty. Że
miłość do samego siebie i akceptacja dają prawdziwą wolność. Twoje
ukochane dziecko całkowicie namieszało w moich planach na
spędzenie kilku kolejnych dni... Dosłownie nie chciałem się od
niej oderwać! Brałem ją ze sobą wszędzie, na miasto, na obiad, na
piwo... I czytałem ją, z każdym słowem, zdaniem i stroną mając
nadzieję, że nigdy się nie skończy:) Dawno nie czułem takich
silnych emocji czytając książkę. Właściwie to w ogóle dawno
nie czułem takich emocji:) Płakałem, innym razem wybuchałem
śmiechem mając ,,gdzieś'' co sobie pomyśli otoczenie. Niekiedy
śmiałem się do rozpuku jak przy historii o korespondujących ze
sobą chujach. Od razu napiszę, że również się wzruszyłem,
bo udało się uratować życie Bogusia który o mało się nie
zabił. Wiele razy też byłem zafascynowany momentami erotycznymi
przedstawianymi w tej książce i przyznam się szczerze dawno
nie rozbudziłem w sobie takiego podniecenia kobietą, chociaż w tym
wypadku była to kobieta wyimaginowana:) Szybko zrozumiałem, że
,,Tak..Chcę kochać'' chcę przeczytać kilka a nawet
kilkanaście razy bo jest w niej niesamowita magia. Czuję Andrzej,
że w każdą literkę, każde słowo i zdanie wlałeś morze
miłości i serdeczności. Czułem to nawet kiedy na jednej stronie
znalazłem więcej pikantnych, ciętych i wyszukanych wulgaryzmów
niż słyszałem przez całe moje życie:) Potrafisz używać
wulgaryzmów w sposób mistrzowski, który
uwielbiam: spontaniczny, inteligentny i trafiający w sedno.
Mam nadzieję, że też kiedyś będę tak potrafił:) Ta książka
bardzo porusza emocjonalnie. Dlatego też wiem, że nie jest dla
każdego. Między szaleństwem a geniuszem jest cienka granica i
często trudno ją dostrzec. Twoja córunia rozwiała
wiele moich wątpliwości na temat Miłości, systemu szkolnictwa,
kościołowi katolickiemu, Szczęściu, Mądrości, skuteczności,
psychologów, terapeutów i wielu innych. Dziękuję, że
mi ją podarowałeś. Teraz już wiem, że moje szczęście zależy ode
mnie. Jestem podekscytowany tym, że mam realny wpływ na to
co robię i jak się rozwijam. Zależy mi na tym bardzo aby rozwinąć
w sobie wszystko to co jest mi potrzebne do zdrowego i
szczęśliwego życia a czego nie uczyli w szkole. Wierze, że uda mi
się zrozumieć czego tak naprawdę chcę i że zacznę żyć tak jak na
to zasługuję. Wiem, że to naprawdę ode mnie zależy i już sama ta
świadomość otwiera powoli mój umysł na możliwości które
cały czas są blisko a z których pewnie nawet nie zdaję
sobie teraz jeszcze sprawy:) Dziękuję i pozdrawiam
serdecznie!:)
Michał
12.07.2012
|
|
Często
się uśmiechałam czytając „Nie… chcę żyć”:)
Poczucie humoru takie jak lubię,
inteligentne i niedosłowne
Podobała mi się bezpośredniość i
to, że nie za dużo w niej cenzury:)
Ciekawe kreacje bohaterów,
w myślach widziałam każdą postać z osobna, jak wygląda, jak się
porusza, gestykuluje - a to przecież zasługa autora, który
zamieścił takie informacje, które mogły odbić się obrazami
w mojej wyobraźni.
Ciekawe
sytuacje i spotkania, dynamiczny przebieg akcji, nie zmęczyłam się
choć połknęłam z kilkoma przerwami - na raz.
No
i najważniejsze to mega ważne treści przemycone w wypowiedziach.
Najbardziej mi utkwiły fragmenty
o: bardzo ważnej różnicy między muszę a chcę, wybieram –
świetnie wytłumaczone; o tym jak ma się wiedza teoretyczna (bez
stosowania) do wiedzy praktycznej, (odniosłam to do swojego
pochłaniania wiedzy o psychice i braku oczekiwanej poprawy gdy nie
wcielałam wiedzy w życie). (…)
Skopiowałam sobie pytania
dotyczące poglądów i zaraz zastosowałam – sterta do
wyrzutki; o strachu przed samouwielbieniem – też mam zamiar
przestać bać się siebie doceniać; o tym, co trzeba robić żeby
zmienić chore przekonania i utrzymywać zdrowe (mam zamiar ćwiczyć
każdego dnia i pilnować przepływu myśli, żeby trwale wyeliminować
szkodliwe dla mnie poglądy, olśniło mnie też co do powrotu dołka
psychicznego – po prostu w którymś momencie
pozwoliłam zadomowić się w mojej głowie jakiejś szkodliwej myśli a
ta zaprosiła inne.. i tak się rozsiadły na dobre. Właśnie je
wypraszam :)
Utkwił mi też fragment dotyczący
spowiedzi Arnolda, znalazłam kolejny dowód na to, że
grzeszyć to „chybić celu”, niedawno usłyszałam, że
takie jest dosłowne tłumaczenie hebrajskiego „grzeszyć”.
Więc tu jest moja odpowiedź na pytanie czym dla mnie jest grzech.
To wróg progresu.
Podobał mi się sposób w
jaki Edwin zmusił Olę do zmiany myślenia, przeprowadziłam sobie
podobny dialog wewnętrzny stawiając się w sytuacji Rudej i
stwierdziłam, że też w końcu zaczęłabym się bronić, więc nie jest
ze mną tak źle :)
Pięknie podana mądrość babci Olki,
ja już czytałam coś podobnego jeśli chodzi o relację kobieta –
mężczyzna i myślę, że choćby dla tej wiedzy każda kobieta powinna
tą książkę przeczytać.
Historia Edwina przypomniała mi
też, że dobre rzeczy przychodzą gdy się ich gorączkowo nie
wyczekuje ale zachowuje pokój ducha i ufność, że będzie
dobrze.
Ujęła mnie jeszcze historia o Ani,
o chłopcu od fistaszków, o przebiegłym „ta-to”
no.. książka super, urzekająca, dowcipna, chwilami wzruszająca, z
wielkim ładunkiem dobrej energii i mądrości.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję
bardzo.
aga
aga
18.07.2012
|
|
pożyczyłam
Twoje książki mojemu przyjacielowi... dosyć młodemu człowiekowi...
nie za bardzo garnął sie do lektury, ale wkrótce potem
wypływał na czteromiesięczny rejs...wcisnęłam mu prawie siłą jedną
z książek... chyba "tak..chcę kochać"... wiedziałam, że
mu się spodoba... tak czułam. Wyobraź sobie, że napisał mi
ostatnio w mailu, że bardzo żałuje, że nie zabrał wszystkich, bo
tę czyta już trzeci raz ;-) i że... tutaj cytuję: "najchętniej
wyssałby z niej jeszcze szpik". masz w zwiazku z tym nowego
"wielbiciela"... musiałam nawet przesłać mu Twego
maila.... ;-)
.....no
i oczywiście nie obyło się też od przeprosin... pod moim
adresem...jak to nie wierzył w mój gust książkowy.... i
myślał, że tę książkę można wetknąć pomiedzy harlequiny, bo tak
oceniał po tytułach..... mało tego straciłam te książkę
bezpowrotnie, bo powiedział, że już mi jej nie odda :-)
ta
historia ... z życia wzięta... ma być oczywiście zachętą do
dalszej twórczości pisarskiej ;-)
IWONA
9.01.2013
|
|
Twoje
książki miały i mają do tej pory niesamowity wpływ na moje życie.
Staram się wyłapywać z nich to co najlepsze i tak np. kiedy ktoś
mnie o coś prosi, o coś czego nie umiem zamin odpowiem zastanawiam
się czym właściwie jest wstyd? I dlaczego nie mogę poprostu
powiedzieć, że czegoś nie umiem. Kiedy zaczynam się z kimś kłóćić,
mówie sobie stop....i myśle jakie jeszcze mam rozwiązania,
bo przecież nie muszę się z kimś użerać. Czasem po prostu
przypomina mi się jakiś fragment, który był dla mnie ważny.
Twoje książki są niesamowite, je się chłonie, a nie czyta. Do nich
się wraca myślami każdego dnia. I szczerze - pomogły mi w jakimś
stopniu się ukształtowac i robią to nadal. Dla mnie są najlepszą
lektorą na zwieńczenie ciężkiego dnia, dnia pełnego radości, ale
też dnia tak podłego, że odechciewa mi sie wszystkiego. W nich
znajduje ukojenie.
Magdalena
Gabrukiewicz
29.01.2013
|
|
Przeczytałam
„Nie… chcę żyć”...łzy lecą mi po
policzkach...natłok myśli...natłok emocji i uczuć...Wczoraj
Andrzeju podarowałeś mi jedną z najważniejszych książek, które
w swoim życiu mogłabym przeczytać...wiem, że w ciągu dnia nie
można zmienić swojego całego życia ani budowanych przez latach
poglądów...ale coś we mnie narodziło nowego...Czuję się
jakbym była gdzieś, podróżowała przez chwilę...jakbym te
wszystkie opisane historie widziała na własne oczy... Uświadomiłam
sobie że ja sama z siebie dawno już zrobiłam tą Matkę Polkę...a
przecież nie taką kobietą pragnęłam być...uświadomiłam sobie jak
mylne widzenie mam na temat mężczyzn...zrozumiałam jak powinna
wyglądać harmonia w związku...nie gardzić...ale powinnam
podziwiać swojego mężczyznę, dać mu wsparcie i nie udowadniać w
czym jestem lepsza...tych ważnych 5 pytań zapisałam na kartce i
schowałam do portfela...zacznę sprawdzać swoje myśli..bo jak widać
nie wszystkie są one prawdziwe i potrzebne...zacznę chcieć a nie
musieć:)
nic
nie muszę...nie muszę chodzić do pracy...ale gdy pójdę do
pracy to uzbieram na wspaniałe wakacje...zatwardzenie bohatera i
wycie na toalecie doprowadziło mnie do łez ze śmiechu...ileż
szczęścia człowiekowi dać może najzwyklejsze w świecie "wysranie
się" zrozumiałam także, że czasem obcych nam ludzi traktować
możemy jak rodzinę...nie liczą się tylko więzy krwi ale także
więzi emocjonalne...coś co nagle w niesamowity sposób
potrafi połączyć nas z inną osobą...po przeczytaniu książki mocno
przycisnęłam ją do piersi...serce waliło mi jak szalone...Andrzeju
stałeś się mi bliskim przyjacielem...dziękuję :)
anndziiula
04.10.2013
|
|
Bardzo szybko, bo chyba już po
ok.40 stronach, miałam wrażenie jakbym sama napisała „Zaklinacza
kobiet”. Albo inaczej - gdybym miała sobie wyobrazić Twoją
książkę dotyczącą pochwicy i Twoich spotkań z klientkami, to chyba
dokładnie tak bym sobie ją wyobraziła. Może to była kwestia tych
listów pisanych przez kobiety, w których czytałam
słowa niemal wyjęte z mojej głowy. Te same uczucia żalu,
pretensji, wściekłości, tęsknoty... i wielu innych. Nie wiem, może
ja bardzo niewiele przeczytałam w życiu, ale nigdy do tej pory nie
zetknęłam się z książką, w której tak wiele odnalazłabym z
siebie i z własnych emocji. Czułam się jakbym podróżowała
wszerz i wzdłuż samej siebie. Dostrzegłam masę rzeczy, do których
nigdy nie chciałam się przyznać przed sobą... Co chwila zaglądam
do jakiegoś fragmentu książki i za każdym razem coś nowego w nim
odczytuję.
monika
07.10.2013
|
|
Przeczytałem Zaklinacza i jestem
pod ... mega wrażeniem wg mnie najlepsza Twoja książka jaką
czytałem. Po skończeniu jedna myśl przychodziła do głowy: ooooo
KURWA.... to opisuje wszystko co można napisać. Jeszcze raz
dziękuję za Zaklinacza i czekam na następną książkę. Serdecznie
pozdrawiam.
Sebastian Siewruk
15.10.2013
|
|
Książka, tak
jak poprzednie, daje mi do myślenia i analizowania tego, co się
aktualne u mnie dzieje, lub pomaga znaleźć odpowiedzi na zadawne
sobie wcześniej pytania. Najbardziej dala mi do myślenia jeśli
chodzi o mężczyzn i ich dobroć, 'misiowatość'. Kobiety, które
z takim właśnie osobnikiem żyją i w pewnym momencie zaczynają
szukać wrażeń poza związkiem. Znam kilka takich przypadków
i zawsze zastanawiałam się dlaczego tak się dzieje. Dzisiaj kiedy
sama mogę powiedzieć, że mam dobrego i nieagresywnego chłopaka to
czasami zastanawiam się czy mi też za jakiś czas podobnie się w
głowie nie przestawi :/
Ania
19.10.2013
|
|
Dziękuje
za "Belle" która rok temu sprawiła że
pozbierałem się jakoś na nogi i spojrzałem na świat z nowa
nadzieją. To jest wspaniała książka przeczytałem ją wiele razy
a mimo to zawsze znajduje w niej coś nowego. Wiele razy
pomagała mi spojrzeć na świat z nową nadzieją i dodawała otuchy i
nadziei. Ta książka pomogła, na pewno nie tylko mi, spojrzeć na
świat z innej strony. Teraz mimo iz jest cała pokreślona, już
zżółknięta, kartki z niej wypadają i była czytana przez
wiele bliskich mi osób. Jest moim (prawie :)
)najcenniejszym skarbem.
Pozdrawiam Jarek
10.12.2013
|
|
Tak... chcę kochać
To dla mnie najpiękniejsza z
książek, które czytałam Twojego autorstwa. To coś takiego,
że zamknęłabym ją tylko dla siebie - tak było w pierwszym momencie
po skończeniu czytania; jest dla mnie tak osobista, że nawet przez
chwilę myślałam, aby nigdy nikomu o niej nie powiedzieć -
zachłanność, z jaką pochłaniałam kolejne rozdziały podpowiadała
mi, że teraz to mnie i tylko mnie będzie dobrze, a innym "nie
dam". To było chwilowe i teraz wiem, że chciałabym ją
ofiarować każdej ważnej w moim życiu osobie. Twój przekaz
tak piękny, a jednocześnie "dla każdego" i "nie dla
każdego" jest biblią szczęścia, którą powinniśmy
posiadać w swojej bibliotece i czytać, i wracać, i przekazywać
pokoleniom. Jestem wdzięczna losowi, że moja koleżanka pożyczyła
mi w zeszłym roku „Nie...chce żyć”, a ja, pamiętając o
Twoim istnieniu zamówiłam kolejne libros. W „Tak...chce
kochać” znalazłam miłość... Już od lat w nią nie wierzyłam i
zamknęłam się wielkimi zasuwami. Teraz, kiedy piszę łzy ogromne
spadają mi z oczu. Znalazłam wiarę w istnienie tego mężczyzny,
któremu ofiaruję moją niespożytą energię, a On ją będzie
umiał wziąć.
Znalazłam w końcu odwagę, żeby do
potrzeby miłości przyznać się i o tym napisać. To przecież takie
już nie modne w tych czasach...
Dziękuję
Anna
3.06.2014
|
|
Nie....chcę
żyć.
Moje
refleksje po przeczytaniu książki:
Chcę
żyć.
Chcę
zmienić swoje myślenie na zdrowe, na wolne.
Człowiek
może być szczęśliwy tylko wtedy, gdy jego myśli są wolne.
Chce
urodzić się na nowo.
A
może już narodziłam się na nowo po przeczytaniu tej książki.
Jutro
nowy dzień, piękny dzień, w którym nic nie muszę, a chcę.
Ta
książka to tak wiele nienachalnych prawd o życiu, naszych
wyborach, błędach, nie - oczywistościach, nie - przypadkach.
Stawia wiele pytań i zmusza do wielu pytań.
Ta
książka, którą czyta się jednym tchem i do której
warto wracać.
Książka,
którą poleciłam.
W
sposób zaskakujący budzi wiele emocji.
Motywuje
do zmian, działania i szczęśliwego życia.
A
mówiąc wprost, ta książka "daje kopa".
To
nie mógł być przypadek, że pojawiła się w moim życiu
właśnie teraz.
Czytając
ją, chciałam wierzyć, że to książka napisana z myślą o mnie, dla
mnie,dla takiej jak ja, ale to książka którą powinna
przeczytać każda kobieta.
Aby
bezsennsownie nie zabijać miłości, aby chcieć...żyć i potrafić żyć
w pełni szczęśliwie.
Dziękuje.
Magda
9.12.2014
|
|
TUBELLA
- lektura, która miesza w głowie i myślach, mobilizuje do
rozważania swojego dotychczasowego życia swoich trosk, trudności,
szczęśliwych chwil, budzi wspomnienia, które były odłożone
jak stara, przeczytana książka odłożona gdzieś z tyłu na półkę,
przykryta warstwą kurzu. Wspomnienia, które wydawały się
nie do przeżycia, tylko my tak je malowaliśmy i w to wierzyliśmy,
ale prawda jest całkiem inna. Nie wszystko możemy zmienić, na
pewne sprawy nie mamy wpływu i powinniśmy zaakceptować je takie
jakie są. Za to możemy zająć się swoją wiarą i myśleniem na które
mamy wpływ. Czytając tą książkę śmiałam się, płakałam, nie
potrafię określić jakie uczucia mi towarzyszyły po przeczytaniu,
czułam się lekka, wolna gdzieś tam w środku jakbym dostała nową
szanse na życie - jak ptak, gdybym miała skrzydła to bym się
wzbiła w błękitne niebo.
CHCĘ
WŁAŚNIE TAKIEGO ŻYCIA!!!
Chcę
żyć, cieszyć się decydować sama o sobie, nie patrzeć jak ktoś żyje
mną, a ja jestem tą 2-gą (podświadomością). Ja wiem przecież
najlepiej co w moim życiu jest ważne, mniej ważne, cenne, dobre, a
co nie prawidłowe :)
CHCE
BYĆ KAPITANEM SWOJEGO STATKU ŻYCIA!!!!
Nie
sądziłam, że kiedyś wypowiem te słowa, ale dzisiaj jestem z nich
dumna. Dziękuję za to co mam, za to co było, za to co jeszcze mogę
mieć. Dziękuję także za waszą miłość i dziękuję Wam za to, że
byliście obok mnie :)
Anna
19.01.2015
|
|
Nie
uwierzysz Andrzeju, że pisałam 5 razy swoje odczucia, po
przeczytaniu tej książki i za każdym razem nasuwały się inne myśli
i odczucia.
NIE…
CHCĘ ŻYĆ jest fascynująca :)
DZIĘKUJĘ
NIE…
CHCĘ ŻYĆ - książka okazała się wspaniałym lekarstwem który
leczy naszą duszę przesyconą strachem, lękiem, obawami, przemawia
do naszych emocji, umysłów, myśli i fantazji, pozwala nam
odnaleźć sens słów i myśli, które do tej pory
budowaliśmy na swoich przekonaniach, pokazuje nam prawdę o Nas, o
swoich przyzwyczajeniach nie opartych na faktach. Książka
przemawia do kobiet jak i do mężczyzn, pokazując im niezwykłą
wiedzę swoich potrzeb ,uczy nas jak można stać się szczęśliwym
człowiekiem, jak ważną rzeczą jest podziw drugiej osoby i
otaczającej nas rzeczywistości. Czytając NIE CHCĘ ŻYĆ uświadomiłam
sobie, że każdy człowiek ma wolną wolę i wierzy w to, w co chce
uwierzyć. Nieświadomie utrudniamy sobie drogę do swoich celów,
używamy słów które burzą nasze poczucie wartości,
motywacji, fantazji. Książka otwiera nam szeroko oczy na świat, na
ludzi na znaczenie słów, my nic nie musimy, nic nie trzeba,
tak proste słowa, a tyle w nich kłamstwa, proste słowa, a tak
zmieniają i utrudniają drogę do logicznego myślenia opartego na
faktach, zagłuszając słowo CHCĘ. Człowiek nic nie musi, a tym
słowem odbiera sobie prawo do szczęścia i bycia sobą , niszcząc
swoje fantazje, emocje i cele, gubiąc się pod płaszczem przymusu
odbiera sobie nieświadomie prawo do innych rozwiązań i
szczęścia!!! DZIĘKUJĘ ANDRZEJU ZA TĘ KSIĄŻKĘ
Anna
23.01.2015
|
|
Witaj
Andrzeju !
Tuż
po przeczytaniu Twojej książki NIE… CHCĘ ŻYĆ piszę i nie
wiem jak i od czego zacząć. Czytając płakałam często i odnosiłam
wiele opisywanych sytuacji do mojego życia osobistego. Twoja
książka bardzo pomogła mi zrozumieć, że życie mamy tylko jedno i
to od nas zależy jak je przeżyjemy? "Nie ważne co człowiek
posiada , gdzie żyje, ale ważne jak szczęśliwie", to słowa,
które utkwiły mi w pamięci. Ja chyba nie potrafiłam z
mojego mężczyzny zrobić dorosłego faceta. Nigdy nic nadzwyczajnego
nie było mi potrzebne, to chyba on przywykł do tej sytuacji i tak
już zostało. Teraz wiem, że popełniłam wiele błędów. Moje
życie stało się monotonne bez dalszego sensu. Nie umiemy ze sobą
rozmawiać, obwiniamy się nawzajem o to co było i jest złe... Moje
życie bardzo przypomina życie Twojej głównej bohaterki Eli.
Wątek Grecki dał mi dużo do myślenia i przemyślenia. Bardzo
dziękuję za możliwość czytania Twoich książek i te piękne lekcje
życia.
Z
pozdrowieniami Marianna
24.01.2015
|
|
"Tubella"
- to jedna z nielicznych lektur, które wręcz "pochłonęłam".
Dlaczego? Nie wiem. Może dlatego, że identyfikowałam się z wieloma
sytuacjami. Szczególne wrażenie wywarła na mnie relacja
ojciec-córka. Bardzo mojego ojca kochałam i wiem, że na
swój sposób on też mnie kochał. Pamiętam, że w
dzieciństwie byłam jego "oczkiem w głowie", ja bardziej
niż brat. Zawsze czułam, że rodzice podzielili się uczuciami do
nas. Czułam, że mama kocha z kolei mojego brata bardziej. Tego nie
da się ukryć... Jakoś bardzo mnie to nie bolało. Nie zdawałam
sobie sprawy, że na jakimś etapie mojego życia, coś w moich
relacjach z tatą się zmieniło. Nie wiem teraz kiedy, ale
najprawdopodobniej był to wiek dojrzewania. Może wtedy, kiedy
pojawił się mój pierwszy chłopak...
Chyba
podświadomie zaczęłam walczyć o uczucia ojca, bardzo dużo się
uczyłam (liceum wspominam strasznie), np. prosiłam, żeby pytał
mnie ze słówek z łaciny (po 200 na lekcję) i byłam taka
dumna jak nie udało mu się znaleźć żadnego, którego bym nie
znała. Prawdopodobnie wtedy, zaczęłam rywalizować z facetami...
I zapomniałam, że jestem kobietą i nie muszę być 100% niezależna,
samowystarczalna i nikt nie jest mi potrzebny do życia, a przede
wszystkim nie pozwolołam nikomu się mną zaopiekować.
Szkoda,
że tata już nie żyje i nie mogę mu powiedzieć wszystkiego, co bym
chciała....
Andrzeju, dziękuję za silne emocje, łzy,
głębsze zrozumienie i poznanie siebie. Za lekcję prawdziwego
życia...
Kinga
10.02.2015
|
|
Chciałam
napisać, że "nienawidzę Ciebie"! Ale piszę: "dlaczego
ja to wszystko przed sobą ukrywałam??" To nieprawda, że nie
wiedziałam... Buuuuuuuuu......strasznie boli... O to taka
reakcja w trakcie lektury Twojej książki „Tak....chcę
kochać”...
Kinga
10.02.2015
|
|
Gdy zaczynałam czytać książkę „Nie…chce żyć” to
nie wiedziałam czego mam się spodziewać. „Tubella” bardzo
mi się podobała i w sumie,
to chyba czegoś podobnego oczekiwałam też od tej, tutaj właśnie
pomyliłam się… i to po całej linii, no może prawie po całej…
To co jest wspólne w tych książkach to ogromne poczucie
humoru i przesłanie.
Dla mnie jest to kolejna ważna książka, która odkrywa pewne
tajemnice jak żyć, jak myśleć i jak działać, aby być szczęśliwym.
A przynajmniej jakoś zdrowo próbować to układać.
Pozycja ta skłania do przemyśleń nad swoim życiem. Odwołując się
do sytuacji, w której znaleźli się bohaterowie zastanawiam się
jak to jest ze mną,
gdzie zostały popełnione błędy i które z nich mogę
naprawić, a których mogę jeszcze nie popełnić - pod warunkiem,
że zmienię swoje myślenie, swoje poglądy.
W pamięć szczególnie zapadło mi wyrzuty sumienia Eli
odnośnie tego, że jest złą matką, a także późniejsze jej
wyznanie na temat związku z jej mężem,
rozmowa Edwina z Arnoldem o tym jak żyć, a nie wegetować oraz jak
zmienić swoje poglądy na zdrowe.
Nie mogę też nie wspomnieć o wypowiedziach Greczynki na temat
mężczyzn - niezwykle pouczające.
To jest księżka, którą czyta się raz z uśmiechem na twarzy,
drugi raz z wielkim przejęciem, a trzeci z ogromnym skupieniem - tak
aby nie pominąć jakiejś istotnej informacji.
Książka godna polecenia.
5.06.2015
|
|
Witaj.:-) Skonczyłam czytac
Tubelle, jestem targana emocjami,od radości po smutek.
Książka-mistrzostwo! A miłość jaką doświadczył Andrzej i jego
postawa sprawiły, że inaczej patrze na meżczyzn. Jednak warto
walczyć o prawdziwe uczucie. Dziekuje!
NATALIA
8.06.2015
|
|
„Bellę” przeczytałam w
trzy godziny. Dwa razy łzy napłynęły mi tak do oczu, że
musiałam sięgnąć po chusteczkę… Poczułam swoją
historię… Ta książka jest tak piękna… że zostanie
w mojej bibliotece domowej na zawsze. Jestem absolutnie
poruszaną historią i długo miałam problem by odpowiedź Panu o
swoich wrażeniach i znaleźć słowa by które rzeczywiście
oddadzą to co czuję po przeczytaniu książki… Domyślałam
się, że drugą książkę mógłby Pan skleić z listów
czytelników z wrażeniami i nie jestem pierwsza…. ale
to jest druga książka w moim życiu kiedy tak głęboko poczułam
historie autora… i utożsamiłam ze swoim życiem. Chcę
się więcej… Tyle pytań rodzi się w głowie… O
miłości, bólu, stracie i życiu… i czy warto?
P.S.
Już wiem co kupię tacie w Dniu Ojca :) bardzo podobna historia…
mam nadzieję, że poczuje to co ja i ocieplimy znów swój
kontakt… Ta książką to najfajniejszy przekaz jaki wpadł
mi w ręce w moim dorosłym życiu…. DZIĘKUJĘ…. Wiktoria
20.06.2015
|
|
Chciałabym
bardzo podziękować za ‘Tubellę’. Ta książka jest dla
mnie wyjątkowa, jest rodzajem Katharsis. Podczas czytania
odczuwałam mnóstwo emocji, a po nich najdziwniejsze reakcje
(płacz, szloch, skowyt, krzyk, a często też śmiech). Po czym
następowała niewymowna ulga, radość, ból lub smutek. Nie
polecam czytania tej książki w obecności innych osób, nie
można przewidzieć swojej reakcji na czytaną w danym momencie
treść.
Z
niezwykłym zrozumieniem kobiecej psychiki, wszechstronną wiedzą,
cudownym poczuciem humoru i mistrzowskim, szekspirowskim kunsztem
stworzyłeś powieść-labirynt, po którym z ojcowską miłością,
szczerością i wyjątkową cierpliwością oprowadzasz czytelnika po
najskrytszych zakamarkach ludzkiej psychiki. Książka intryguje i
zmusza do przemyśleń. Po przeczytaniu jej miałam i wciąż mam
mętlik w głowie i niedosyt. Ciągle coś nowego odkrywam i z czegoś
zdaję sobie sprawę…
Pozdrawiam
serdecznie i jeszcze raz DZIĘKUJĘ za tyle silnych wzruszeń.
Na
pewno do niej będę regularnie wracać…
Dorota A
25.06.2015
|
|
ZAKLINACZ KOBIET
To jedna z najbardziej
przełomowych książek w moim życiu. Poczułem się tak, jakbym po 20
latach odnalazł stary album ze zdjęciami z dzieciństwa, których
nigdy nie widziałem. Czułem, jakby ta książka była o mnie, mimo,
że jestem facetem.. tacy sami rodzice, te same schematy, ten sam
sposób myślenia, ta sama moralność, te same problemy, to
samo dopierdalanie sobie, te same marzenia, że w końcu moje
modlitwy zostaną wysłuchane.. Płakałem jak bóbr. Oprócz
tych wszystkich smutnych historii jest najważniejsze - perspektywa
tego, że można inaczej! I ja chcę inaczej!
S.
29.06.2015
|
|
Nie wiem od czego mam zacząć, tak
mnie zaskoczyła i oczarowała książka „Nie… chcę żyć”.
Czytałam ją z zapartym tchem. Czytałam na odpoczynki, ponieważ
robiłam przerwy żeby przemyśleć sobie to, co tam napisałeś, często
wracałam do tego co przeczytałam wcześniej. Cała jest pozakreślana
markerem, tak żebym mogła w każdej chwili ją sobie przekartkować i
przypomnieć kwestie, które bardzo mi sie spodobały. Na
pewno nie raz jeszcze do niej wrócę, bo tyle mądrych rzeczy
w niej piszesz. Daje do myślenia i daje kopa do życia. Rozświetla
wiele kwestii, o których wcześniej sie nie zastanawiałam. A
ta rozmowa z babcia, rewelska! Okazało się, że też jestem "matką
polką". Chcę to zmienić. I te pytania Arnolda, udowadniające,
"że nic nie muszę". Staram się, to wprowadzać, w
codziennym życiu, bo do tej pory często używałam słowa"
musze, musze". Teraz zanim je wypowiem, to zaczynam się
zastanawiać. Dużo fajnych rzeczy tam opisałeś. Jak ją
przeczytałam, to tak inaczej jakoś się poczułam, tak dziwnie
zaczęłam wszystko analizować, spać nie mogłam, tysiące myśli
chodziło mi po głowie. Teraz już nie smucę się jak nie ma słońca,
nie wkurzam już tak w pracy, jak cos mi nie wyjdzie. Zaczęłam sie
uśmiechać, jeszcze nie tak bananowo, ale są już pierwsze postępy.
Nawet kolega z pracy zauważył, że coś mnie cieszy i jestem jakąś
inna ostatnio, a do tej pory dawno nie widział uśmiechu, to chyba
coś się zaczyna dziać. hmm. fajowoooo.
Chyba się trochę rozpisałam, ale
dawno nie przeczytałam tak pozytywnej i cudownej książki, na
prawdę. Będę ją każdemu polecać. Zmieniam swoje podejście do
życia, do męża. Do tej pory żyłam nerwami i w ciągłym stresie. Nie
chce już tak. Szkoda czasu. Wierze, że mi się uda, skoro już mi
jest trochę lepiej.
dzieki dzieki.
WIOLA
7.07.2015
|
|
„Tak...
chcę kochać” dla mnie jest książką piękną, wzruszającą i
jednocześnie bardzo trudną w odbiorze. Wywołuje mnóstwo
skrajnych i często przeciwstawnych emocji - taka tablica
Mendelejewa w psychologicznym wydaniu. Już sama okładka wywołała
mój sprzeciw i opór w czytaniu, bo bez słów
przekazałeś fabułę i zdradziłeś jej zakończenie, które
jakże dalece jest od tego jakiego ja sobie bym życzyła. Miałam
wielką ochotę namieszać trochę w tym rysunku...
(…)
Czasem
miałam ochotę się do niej przytulić, a chwilę potem chciałam
cisnąć nią o podłogę i nie czytać już dalej. Przedwczoraj był
najgorszy dzień.. cały dzień wyłam jak dziecko, bez przerwy cały
dzień. Czułam niewymowny smutek i żal i złość, jeszcze wiele
innych - pięknych emocji, ale tamte trudne przeważały. Tak na mnie
zadziałała ta książka. Wycisnęła ona ze mnie wszystkie siły,
czułam się jak wrak…. Dziś jest lepiej, ale dalej ciężko.
Kiedy już wydawało mi się, że w końcu ogarniam treść i zaczynam
rozumieć o co chodzi, to na następnej stronie czytałam coś, co
było jakby zaprzeczeniem tego, do czego doszłam wcześniej.
Myślałam, że zwariuję. Może gdybym znała odpowiedzi na wszystkie
pytania, może byłoby mi łatwiej. No cóż, sam ostrzegałeś na
początku książki, żeby nie próbować jej dosłownie odczytać,
bo się nie da - więc nie będę zaprzątała Ci głowy pytaniami,
których jest gdzieś setka.
Najbardziej
bolesne dla mnie były opisy, obrazy z Ma.. . To niesamowite, że
mężczyzna może aż tak kochać, to budzi zazdrość i podziw. Użyłabym
jeszcze jednego epitetu, ale nie wypada… a co tam, WKURZAŁY
MNIE na maksa.
Natomiast
bajka o tym, czego pragną kobiety – to strzał w dziesiątkę:
kobiety potrzebują przytulanka :))) bardziej niż czegokolwiek
innego. Choć nie zawsze się do tego przyznajemy, to tego
potrzebujemy bardziej niż komplementów, kwiatów, czy
prezentów.
I
to świetnie pokazałeś w relacji Karoliny z Andrzejem. Ona widziała
w nim mężczyznę obdarzonego niezwykłym poczuciem humoru,
atrakcyjnego, pełnego uroku osobistego i charyzmy, który
pociągał ją fizycznie do granic możliwości, a który
traktował ją jak dziecko, drwił z jej uczucia, a może go nie
doceniał. Uważał, że ona zmusza się do kochania, bo on jest od
niej starszy, więc w jego rozumowaniu mógłby być dla niej
odpychający. To absurd ! Jakie znaczenie ma wiek i związane z tym
następstwa, jeśli między dwojgiem ludzi jest miłość. Ona pożądała
go do granic możliwości. Rozmawiał z nią tak, jakby ona była małą
dziewczynką, która zupełnie nie zdaje sobie sprawy z
wyjątkowości tego związku. Próbował ją do siebie zrazić-
bezskutecznie. Podkreślał wiele razy swój wiek, cechy
fizyczne, nawyki, słabości, błędy z przeszłości. Traktował ją jak
głupią siksę, która nie jest w stanie sama sobie wyobrazić
na czym polega związek z drugą osobą. Był przekonany, że ona go
idealizuje, i że rozczaruje się w kontakcie z monotonią wspólnego
życia i że kiedyś różnica wieku może odegrać rolę w ich
związku.
On
miał kompleksy, które dla niej były zaletami, bo wtedy on
stawał się dla niej bardziej ludzki, swojski, namacalny. On bał
się jej dotknąć, dotknąć jej piersi, a ona o tym marzyła i na to
czekała. Myślę, że oboje byli tak samo zakompleksieni i ta miłość
mogłaby okazać się dla nich lekarstwem, gdyby Andrzej przestał ją
traktować jak dziecko. On skupił się na jej rozwoju, był cudownym
nauczycielem życia, wskazał jej drogę, którą miała przejść
dalej sama, on ją przygotował na rozstanie ( stąd moja awersja do
okładki:) i dał jej wybór. I tutaj znowu się wkurzyłam…
bo w moim zakończeniu było inaczej niż w Twojej książce: Ona nigdy
się nie wstydziła tego związku, ona była z niego dumna, bo kochała
go nad życie. Gdy wróciła do domu, powiedziała rodzinie o
nim. O tym, jak i gdzie się poznali, i co on dla niej znaczy.
Rodzina nie miała jej tego za złe, o dziwo całkiem spokojnie to
przyjęła.
(…)
Ona
nigdy nie chciała odchodzić, bo go kochała ponad wszystko. Andrzej
sądził, że celem jej przyjazdu było modelowanie jego. To fakt, że
on jej bardzo imponował, także pod tym względem, bo widziała w nim
inteligentnego, mądrego człowieka i świetnego psychologa. To też
jej imponowało, ale najbardziej imponował jej tym, jakim był
wyjątkowym człowiekiem. Ona widziała w nim piękno duszy i wielkie
serce, szczelnie ukryte pod przykrywką grubiaństwa, chamstwa i
arogancji. I choć miałam tu wiele wątpliwości, bo ich miłość
pojawiła się wyjątkowo szybko (ona była u niego tylko przez 3 dni,
a wcześniej znali się tylko z wykładów na uczelni), więc to
niemożliwe, żeby zakochała się w tak krótkim czasie,
podobnie jak on w niej - to myślę, że znali się już wcześniej, z
poprzednich inkarnacji, a teraz się odnaleźli.
Z
drugiej strony, Andrzej wspominał, że nie kocha Karoliny
tłumacząc, że traktuje ją jak swoje dziecko. Jeżeli powodem
takiego zachowania nie są wyłącznie jego obawy i lęki o to, czy
ona jest gotowa do współżycia, a jest to fakt - to znaczy,
że on nie darzy jej uczuciem, traktuje ją tylko jako obiekt
seksualny – to nie tak wyobrażała sobie Karolina wspólną
miłość - w takiej sytuacji powinna dać mu wolność i odejść.
Może
być jeszcze tak, że on nie potrafi jej inaczej traktować niż
córkę, bo ma te swoje zakichane normy, których nie
chce przekroczyć (to by się jednak kłóciło z tym, czego
nauczał i jakie poglądy głosił). Karolina nie jest jego
biologiczną córką, więc wszystko się dzieje tylko w jego
psychice. O jakich więc normach można tu mówić? Jeżeli to
jego psychika szwankuje, to znaczy, że po napisaniu książki, czyli
uporaniu się z żalem po stracie córki, jego stan psychiczny
powinien się poprawić. Wtedy przestałby myśleć o Karolinie jak o
córce, a zacząłby ją traktować jak kobietę.
(…)
Ta
książka, to kolejny dowód Twojego geniuszu. Jest w niej
chaos, ale pozorny i zamierzony. Wiem, że będę musiała w niej
jeszcze kilka razy się emocjonalnie zanurzyć, żeby wyciągnąć tyle
słodko-gorzkich myśli, ile było Twoim zamiarem, aby obdarować
czytelnika. Serwujesz nam, odbiorcom, huśtawkę emocjonalną w
maksymalnie skondensowanym wydaniu.
To
mistrzostwo w pełnej krasie!!!
Izabella
13.07.2015
|
|
Czytałam
i czekałam aż pojawi się to „coś”, bo wiedziałam, że
to „coś” będzie w książce ukryte.
I
pojawiło się - ciekawie poprzeplatane myśli i mądrości.
Rady,
a raczej nazwałabym je wskazówkami, jak być szczęśliwym,
podane w formie prezentu. Od czytelnika zależy, co z tym prezentem
zrobi- albo zachowa i postawi w widocznym miejscu w swoim życiu,
zrobi z prezentu użytek i będzie korzystał z niego na co dzień,
albo wrzuci gdzieś w kąt życia, a potem zapomni, a prezent pokryje
się kurzem niczym porcelanowa figurka. Ba! Nawet czytelnik nie
musi tego prezentu przyjmować, bo tak wypada czy tak trzeba. Jest
prawo wyboru i to mi się podoba. Złote rady i myśli nie są
nachalne.
Przyjemnie
jest znaleźć w książce coś nowego- odkrywczego, coś co daje do
myślenia iobala dotychczasowe myślenie.Wszystko to znalazłam.
Jak
dobrze wiedzieć, że ja nic nie muszę. :)
Poczułam
ulgę.Wyjąłeś z plecaka, który niosę przez życie, ciężkie
kamienie, a wpakowałeś do niego pozytywną energię.
Dziękuję Ci za
taki prezent. :) Pozdrawiam Sandra
29.07.2015
|
|
„Bella”
to coś więcej niż książka.
Dzięki
niej można się poczuć jak „wybraniec losu”, mający
dostęp do ŹRÓDŁA
jakby
wyższej świadomości egzystencjalnej.
Stanowi
POSTĘP na drodze osobistego rozwoju czytelnika.
Wywołuje
uczucia skrajnie różne: aprobatę, bunt, zachwyt,
przerażenie.
Momentami
"dołuje", innym razem wspiera i daje nadzieję.
Na
pewno pozostawia głęboki stygmat na duszy i umyśle, nie pozwalając
przejść obojętnie.
Joanna
31.07.2015
|
|
Jestem
po lekturze kolejnej Twojej książki „Zaklinacz kobiet”.
Ta książka może budzić kontrowersje, bo w bezpośredni, bardzo
przejaskrawiony i odważny sposób mówi o miłości (
jej wszystkich aspektach), z naciskiem na doznania cielesne,
pobudza wyobraźnię, rozbudza zmysły, ale także uczy – uczy
na czym polega miłość w codziennym życiu z podziałem na potrzeby
obu płci. Ten wątek był dla mnie najmilszy – miłość powinna
właśnie polegać na prozaicznych i zwykłych rzeczach, które
wykonuje się z drugą osobą :), ale także i na udanym życiu
intymnym. Bardzo podobał mi się także wątek, w którym
przedstawiłeś opisy zależności przemocy od lęku, oraz konsekwencji
pobłażania zachowaniom agresywnym.
Postać
Ajsza budziła we mnie wiele emocji. Zepsuty nadmiernym
zainteresowaniem kobiet jego osobą, a jednocześnie przepełniony
lękiem przed bliskością po poprzednich związkach, jest tak
naprawdę bardzo nieszczęśliwy. On jest romantykiem, który
potrzebuje ciepła rodzinnego, uczucia, zrozumienia, troski, nie
tylko seksu, tego ma w nadmiarze. Nie znosi uległości u kobiet.
On
potrzebuje przyjaciela, który będzie go kochał, będzie mu
wiernie towarzyszył w życiu, dbał o niego i poświęcał mu dużo
uwagi, będzie go podziwiał, ale też będzie potrafił powiedzieć mu
NIE, gdy sytuacja tego będzie wymagała, i który sprowadzi
go na ziemię, gdy on zacznie zbyt wysoko latać w przestworzach.
Myślę,
że on bardzo cierpi.. kocha kobiety, które trzymają go na
dystans, a odtrąca te, które go kochają i pragną się do
niego zbyt mocno zbliżyć. Jego wrażliwość i uczuciowość w
zderzeniu z rzeczywistością muszą powodować ogromny konflikt, on
musi czuć obrzydzenie nie tylko do tych kobiet, ale i do siebie za
to co robił, może czuje się winny do takiego stopnia, że zabrania
sobie miłości w obawie, że zostanie odtrącony jeśli – po
pierwsze wyzna miłość, a po drugie – jeśli przyzna się przed
osobą, którą pokocha do życia i związków jakie
prowadził. Marzy o relacji, którą łączy nie tylko seks, ale
przede wszystkim miłość, ale boi się zaufać, i to uniemożliwia mu
stworzenie dobrego związku. Teraz sobie właśnie uświadomiłam, że
to jest także mój konflikt !!!!
Dziękuję
!!!! Bez tej książki i tego maila nie dotarłoby to do mnie..
On
boi się zakochać, bo wie, że gdy już będzie miał wszystko co mu
potrzebne do szczęścia, to wtedy zostanie porzucony. Dlatego nie
chce angażować się w głębsze relacje, a ponieważ jest bardzo
uczuciowy i spragniony miłości, to angażuje się w przelotne, nic
nie znaczące romanse. Pewnie dochodzi do wniosku, że obie strony
odnoszą z takich relacji korzyści, że on robi kobietom przysługę,
bo dzięki niemu one dobrze się czują.. ale tak nie jest, to działa
tylko powierzchownie i na krótką metę. Manipulacją
rozkochuje je w sobie, potem ujawnia szczegóły o swoim
rozwiązłym życiu, a na koniec daje „ wybór”.
Wprawdzie szczerze ostrzegał kobiety przed tym, że stosuje w życiu
NLP, ale gdy one się o tym dowiadywały, to były już w nim
zadurzone po uszy. Ponadto, jest jeszcze sprawa etyki - chyba
wszystkie jego kochanki, to albo pacjentki ( w trakcie, lub krótko
po terapii), albo matki pacjentów – to chore.
Oczywiście,
mógł się zauroczyć w jakiejś pacjentce, bo nie jest
robotem, tylko człowiekiem, ale w kilku? Teraz jaśniej to widzę,
ta książka uświadomiła to czego wcześniej nie chciałam dostrzec.
Myślę, że te kobiety także nie postępowały uczciwie narażając
Ajsza na przykre konsekwencje natury zawodowej. To było bardzo
egoistyczne z ich strony, myślę, że one nie zdawały sobie w pełni
sprawy, z tego co może nastąpić w przyszłości.
Sądzę,
że gdyby Ajsz potrafił zaufać i zakochać się w jakiejś kobiecie,
to mógłby ją uszczęśliwić i stworzyć trwaly związek, bo ma
niesamowitą przewagę nad przeciętnymi mężczyznami. Jednak, po
wielu porażkach, czuje się zrezygnowany i nie wierzy w to, że
szczęśliwy związek oparty na prawdziwym uczuciu może zaistnieć i
przetrwać do końca. Mimo wielu błędów jakie w życiu
popełnił, jest zagubionym, niezwykle uczuciowym człowiekiem, który
czuje obrzydzenie do tego świata, do takich kobiet, które
spotyka na swojej drodze, zakładającym maskę po to, aby ludzie nie
zauważyli jak bardzo jest nieszczęśliwy. Wciąż nie uporał się z
przeszłością – z niespełnioną miłością, która
pozostawiła głębokie rany na jego psychice i męskiej dumie. Te
jego przechwałki i jego cynizm, są tylko maską zakrywającą jego
obawy przed ponownymi porażkami w relacjach z kobietami i jego
kompleksy. Choć tutaj widoczny jest stale jeden - jego wiek.
Zastanawia mnie fakt, dlaczego skoro jest psychologiem, nie
potrafi jakoś wyzbyć się tego kompleksu. „ Age is nothing
but a number ” ( wiek to tylko cyfra), jak to ładnie
określił jeden z jurorów brytyjskiego Mam Talent,
oczywiście pod warunkiem, że nie mówimy o młodszych
mężczyznach, którzy nie dorównują dojrzałością
starszym od nich kobietom. Przepraszam za tą dygresję, to moje
zdanie.
Gdyby
Ajsz zaufał i pozwolił sobie otworzyć się na miłość, gdyby
przestał myśleć o przeszłości, to w końcu mógłby poczuć się
spełniony i szczęśliwy. Ale to możliwe byłoby tylko wtedy, gdyby
otworzył się na miłość w takim stopniu, że gotowy byłby zaufać
drugiej osobie i uwierzyć, że jest kochany i zostanie w pełni
zaakceptowany z całym swoim bagażem życiowym, bo miłości nie
mierzy się ani ilością sukcesów, ani porażek, tylko tym,
jak zmienia nasze życie na lepsze ( mimo wielu przykrych
doświadczeń, których nie da się w związku uniknąć).
Kobiety,
mimo danego im wyboru, decydowały się opuścić Ajsza, nie dlatego,
że im się nie podobał, ale dlatego, że nie był gotowy na jedną
trwałą relację. Gdyby traktował jakąś kobietę poważnie, gdyby ją
kochał i miał względem niej szczere intencje, a nie tylko
przelotny romans, to jako psycholog dokładnie wiedział, jak okazać
kobiecie miłość. On jednak, nie dąży do utrzymania z żadną z nich
kontaktu, daje im wybór, zrobisz tak, to OK, zrobisz
inaczej, też OK. To tak jakby jemu wcale nie zależało na trwałym
związku. On pozwalał im wszystkim odejść..
Andrzeju,
ta książka to dla mnie kolejna wielka przygoda i podróż po
najskrytszych zakamarkach mojej psychiki. O wielu rzeczach jeszcze
nie wspominałam, na przykład o scenach intymnych, które
bardzo żywo przeżywałam czytając tą książkę, ona budziły we mnie
masę różnych odczuć, często skrajnych. Sposób w jaki
je opisywałeś był tak sugestywny i tak bardzo działał na moją
wyobraźnię, że z jednej strony chciałam, aby to się nie kończyło..
chciałam więcej i więcej, a z drugiej.. czułam zazdrość, że może
być tak dobrze, że mi to nigdy nie będzie dane, ale najwięcej to
złości do Ajsza, za to, że marnuje swoje życie, zamiast podjąć
jakąś sensowną decyzję. Tak, wiele emocji, jak zwykle, i wiele
przemyśleń sprowokowała i wzbudziła we mnie ta książka, wiele też
pragnień..
Pozdrawiam
gorąco i bardzo Ci dziękuję za tą podróż :)
Dorota
12.08.2015
|
|
Nie spieszyło mi się, by skończyć
czytać „Tak... chcę kochać”. Chciałam się nią jak
najdłużej delektować. Kosztowałam i smakowałam ją kawałek po
kawałku. Jest wyśmienita, można rzec „niebo w gębie”.
Jest w niej tyle smaków,
dania podawane na zimno i na ciepło, niektóre przyprawione
na ostro, słodkie i kwaśne. Te porównanie do jedzenia
wynika pewnie z tego, że w ostatnich fragmentach książki
przeniosłeś mnie wspomnieniami do Styrnolu. Wyobraziłam sobie tę
karczmę z drewnianymi ławeczkami, przyjazny klimat, „czekadełko”,
nawet więcej „słyszę” jak gra tam góralska
muzyka. Miłe mam wspomnienia ze Styrnolem. Byłam tam z mężem i z
koleżankami ze studiów na obiedzie. Książkę przytuliłam
do serca, by poczuła, że jest mi bliska. W wielu miejscach
odnajdywałam siebie- to jak odbieram świat, jak myślę, to jak
chore się ma myślenie, to jak się jest ograniczonym.
Treść zawarta w książce miejscami
mnie wzruszała, bawiła, dawała do myślenia. Nosiłam ją ostatnimi
czasy cały czas przy sobie- w drodze od domu, z pracy, w pracy. Co
było takiego fajnego w drodze do pracy i z pracy? Jak zamykali mi
przejazd kolejowy na parę minut, bo zamiast się denerwować to
cieszyłam się, gdyż mogłam wtedy wyjąć książkę z torebki i czytać.
Nawet jak czekałam na kogoś to wyciągałam i czytałam. Umilała mi
mój czas.
Wiesz, które zdanie
wywołało u mnie największego rogala na twarzy?
„Ty pieprz mnie teraz, a nie
gadaj!”
Uśmiechnęłam się do swoich myśli.
Zdarza się, że jak uprawiam seks z moim mężem i jak ja przenoszę
się już w zupełnie inny świat, to on nagle zaczyna coś do mnie
gadać. I wyobraź sobie, że ja wtedy nie mam najmniejszej ochoty
gadać i skupiać się na słuchaniu. :) A tym bardziej odpowiadać na
jakiekolwiek proste pytania. Chcę się wtedy delektować chwilą. Tak
samo świeżo po orgazmie wolę się mocno wtulić do męża niż
prowadzić rozmowę, nawet o tym jak było mi dobrze. :)
Czytając książkę przychodzą różne
myśli, co jest fikcją, co jest ubarwione, a co jest prawdą.
Wierzę, że wiele z tych historii
tam wplecionych, jest z życia wziętych. Bo życie pisze piękne,
ciekawe, zaskakujące scenariusze. To, że do końca się nie wie, co
jest prawdziwe, a co nie, dodaje uroku, fascynuje. Tli się taka
iskierka ciekawości.
Ważne, że prawdziwe są Twoje
przemyślenia, poglądy, spojrzenie na życie. Tak bardzo są one
zgrabnie opisane. Dziękuję, że nie zatrzymałeś tego dla siebie, że
podzieliłeś się tym, co wiesz o życiu, o szczęściu.
Doceniam też i podziwiam okładkę.
Jest świetna, przemyślana. Ślady życia, buty męskie i damskie.
Męskie buty wydają się być solidne, zdarte przez życie-wiele
przeszły, używane. Damskie są z przodu mniejsze, męskie z tyłu
większe- kojarzy mi się to z tym, że rolą mężczyzny jest chronić
kobietę, osłaniać ją oraz z szacunkiem dla kobiety, gdyż kobiece
buty są przed męskimi. Mężczyzna jest dżentelmenem. Patrząc na
okładkę wyobraziłam sobie plażę, bo widzę odciski- prawie jak na
piasku i coś w rodzaju maty, ręcznika, na którym są
położone buty. Stawiam, że te odbite stopy są od mężczyzny, który
jest otwarty, bez ograniczeń, bierze życie takim jakie ono jest,
nie boi się pokazać kim jest i jak żyje. Natomiast te ślady
odbite, które są wyżej są od kobiety, myślę, że są to ślady
tych bucików, które tam leżą, bo odbicie pasuje do
tych butów z obcasem. Kobieta jest ograniczona, bo nie
zdjęła butów, nie chce albo boi się pokazać kim jest i co w
sobie nosi, może jest zakompleksiona i się wstydzi zdjąć buty?
Może ona myśli, że te buty są pewnego rodzaju ochroną, może boi
się, że się bez butów skaleczy, może jest pełna lęku, woli
ukrywać się pod osłoną?
Moją uwagę zwróciła także
symetryczność- odbicie lustrzane, każdy element na prawej stronie
ma odbicie na lewej, do tego odbicie barw, tu jasne, a tam ciemne,
jak pozytyw i negatyw.
Bardzo mi się ta okładka podoba,
nie wspominając o oczach, które są bardzo ciekawie
wplecione do książki.
Czas
przeznaczony na przeczytanie tej książki nie był dla mnie czasem
straconym. Był cenny. :) Dziękuję za książkę. Dla mnie to jest
dzieło literackie!
Sandra
23.08.2015
|
|
Wlasnie
skonczylam czytac „Nie... chce zyc” i na goraco pisze,
jakie emocje we mnie wywolala: Bardzo podobaja mi sie te
przypowiesci. Nie wiem, czy tak mialam to odebrac, ale tak
wlasnie odebralam te rozdzialy, jak przypowiesci, kazda moglaby
byc osobnym opowiadaniem. Bardzo poruszyly mnie rady Babki
Aleksandry, o tym, jak uszczesliwcic meza. Ze facet potrzebuje
podziwu, potrzebuje czuc sie potrzebny i podziwiany. Chcialabym,
zeby ktos madry nauczyl mnie tej prawdy lata temu, pewnie wiele by
to w moim zyciu zmienilo, no ale na szczescie przeczytalam Twoja
ksiazke. Tak. Bardzo poruszyla mnie historia Elzbiety,
prawdopodobnie, gdybym nie rozwiodla sie z moim mezem, tak wlasnie
dzis bym wygladala. Jako matka i jako zona. Chociaz rozwod tez
nie uchronil przed “zla sciezka”. Podobala mi sie
opowiesc o pomaganiu innym rosnac w dume i budowaniu poczucia
wlasnej wartosci. Dyskusja Edwina i Arnolda o tym jak nauczyc
sie, jak trenowac w sobie zdolnosc do “produkowania”
zdrowych pogladow. Zasmucila mnie opowiesc o prostytucji
malzenskiej, bo tak troche odebralam te opowiesc o Darii i o tym,
jak Edwin sie w niej odkochal. Dzis rowniez zlapalam sie na
tym, ze twierdzenie “ dystans do sprawy ulatwia kobietom
myslenie” - jest tak bardzo prawdziwe. Jestem w podrozy
sluzbowej, wracamy z kolacji, kolega prowadzi samochod. Nie jestem
z nim w zaden sposob zwiazana emocjonalnie, jestesmy na wyjezdzie
sluzbowym razem po raz pierwszy. Mam dobre relacje z moimi
kolegami z pracy (mezczyznami) poniewaz stosuje - mniej lub
bardziej swiadomie - te same zasady, co z moimi klientami:
interesuje sie nimi, zadaje pytania, z uwaga slucham, co mowia, a
nawet szczerze chwale - na przyklad, ze dobrze prowadzil samochod,
choc nie ma wprawy w prowadzeniu samochodu z automatyczna skrzynia
biegow. Bezpiecznie wrocilismy do hotelu, bez szarpniec itp. Kiedy
powiedzialam mu wysiadajac z samochodu, ze dobrze prowadzi,
rozesmial sie i powiedzial, ze kiedy kobieta siedzi w samochodzie,
kazdy mezczyzna lepiej prowadzi. Naprawde zastanawiajace :
dlaczego dla osob, na ktorych zupelnie mi nie zalezy, potrafie byc
szczera w sposob mily (pochwala), a w stosunku do osob, z ktroymi
jestem emocjonalnie zwiazana, pozwalam sobie na szczerosc niemila
(krytyka). Ratunku. Rewelacyjny podrecznik. Bardzo Ci
dziekuje, ze go napisales i sie nim podzieliles ! Agnieszka
23.08.2015
|
|
Właśnie
skończyłem czytać powtórnie „Tubelle”…
Upłakałem
się oczywiście, ale jakże inny wymiar ma dla mnie ta książka
obecnie, gdy odbieram ją przez pryzmat związku i doświadczeń z C…
Obudziła
we mnie tak dużo emocji, nadziei, wątpliwości, złości i rozpaczy,
a jednocześnie w wielu momentach utożsamiałem się z tym, co
opisałeś tak bardzo, że odnosiłem wrażenie, jakbyś niektóre
zdania formułował w moim imieniu lub za mnie . Oczywiście moja
relacja, to zaledwie epizod porównując do Twojej historii ,
ale w dużej mierze mogę teraz powiedzieć, że poczułem to, o czym
piszesz.
Daje
mi również do myślenia fakt, że analizując całe moje życie,
widzę w nim większość kobiet o silnych rysach psychologicznych,
które są nam doskonale znane.
Paradoksem
takiej relacji jest oczywiście to, że pomimo ogromnego cierpienia,
które nam sprawia, to równocześnie tak dużo nam daje
.
Pięknie
to opisałeś. Pod koniec, gdy człowiek cierpi tak bardzo, że już
nie ma ochoty żyć, to jednocześnie wiara w Niego, jego własnego
oprawcy, daje mu chęć do walki.
To
tak, jakby ktoś ofiarował Ci życie, którego nie miałeś,
jednocześnie je odbierając …. Ciężki kaliber bardzo
trudnych emocji…
Zastanawia
mnie fakt, że w związku z tym, pojawił się pewien lęk przed
kobietami i brak wiary w spełnienie w prawdziwej miłości …
a to smutne wnioski.
Ja,
do tej pory, miewam wątpliwości, czy nie stchórzyłem
poddając się.
Aż
ciśnie się też na usta pytanie, czy mając tą wiedzę wcześniej,
szybciej byś się wycofał, oszczędzając Sobie zapewne wiele
cierpienia, czy powtórzył?
I
o ile oczywiście jest to, może pozornie, głupie, bądź naiwne
pytanie - to w mojej głowie wynika to, bardziej z rozważań
pomiędzy kierowaniem się racjonalizmem lub nadzieją przy
podejmowaniu ważnych życiowych decyzji.
Andrzej
dziękuję Ci jeszcze raz, że w tak mądry i ciekawy zarazem sposób,
dzielisz się Swoim życiem i doświadczeniem pisząc książki.
Robert
23.08.2015
|
|
Postanowiłam, że napiszę w
punktach.
1. "Nie....chcę żyć czyta się
łatwo i przyjemnie. Pochłonęłam ją w jeden dzień.
2. Z każdą kartką czekałam na to,
do czego dojedzie Edwin, co mu los przyniesie, do jakich dojdzie
wniosków, jakie podejmie decyzje. Czytając ją zrozumiałam,
jak ważne jest, żebyśmy byli otwarci. Otwarci na to, co i kiedy
nam zsyła los.
3. Wkurzyłam się kiedy Arnold
opowiadał, że w poszukiwaniu siebie wyruszył na "dachy
świata". Łatwo to zrobić, kiedy nie ma się zobowiązań,
dzieci....
4. Z przyjemnością śledziłam
wymianę zdań pomiędzy Edwinem a Olą. Sposób w jaki Edwin
"wychowywał" Olę.
5. Spodobało mi się zdanie:
"Cudownie fascynujące wspomnienia tworzą osnowę sensu życia,
na której można budować szczęście".
6. Podkreśliłam jeszcze dwa
zdania: "Jakość wspólnego życia opiera się na
codzienności" i "Aby żyć, muszę czuć się potrzebny."
7. Wzruszyła mnie postawa Edwina,
kiedy wyjaśniał, dlaczego już nie może mieć dzieci. Zupełny brak
egoizmu.
Pozdrawiam,
Ania
24.08.2015
|
|
CO CHATKA
TO ZAGADKA
O książce:
Tarmosi mną, niczym pies zabawką
(a to jest dopiero 90 strona). Gryzie, drapie, uwiera, złości,
cieszy, bawi, smakuje..
Daje do myślenia - niestety ;-)
O sobie samej:
Zaczynam "węszyć" a mam
dobrych "węch", więc czuję jak wiele z tej książki
mnie dotyczy. Mój komfort psychiczny zaczyna się
"ulatniać" niczym urzekający aromat wody toaletowej.
"Houston, mamy problem"!
Albo i nie mamy, bo udajemy że nic
nie czujemy...
O autorze:
"Piszę jak w transie" -
wg mnie zawsze tak pisałeś!
Ten trans powoduje, że Twoja
ogromna mądrość i wiedza jest bezpośrednio przelana "na
papier" (mimo takiej ilości historyjek i osób). Skrywane
mądrości pod habitem milczenia, niedomówień, żartów,
aluzji, prowokacji nie zawsze do mnie dociera, więc podoba mi się
takie "wprost" :-)
O czytelnikach:
Zastanawia mnie powód, z
jakiego jest taka mała ilość opinii na temat książki.
Czyżby była niewygodna albo
niezrozumiała?
Czy może słowa autora ze strony
5-6 zostały odebrane dosłownie, tzn. nie dostrzeżono że jest to
właśnie prowokacja do wyrażenia każdej opinii tj. od zalewu
nienawiści do morza miłości. A może to foch w czystej postaci ?
:-)))
MS
PS. Kiedyś
usłyszałam jak brzmi "dom rodzinny" po japońsku - -
NACHUJ MITACHATA
I może tak jest właśnie z tą
książką :-))))
22.09.2015
|
|
Właśnie skończyłam czytać
"Nie...chcę żyć". Książkę przeczytałam jednym tchem, z
przerwami na przeżycie emocji, które pojawiały się w
trakcie lektury. Książka daje nadzieję i tym potwierdza moje
doświadczenie: to, co trudne, nie kończy życia, często wręcz je
zaczyna. Lektura mocno drąży w emocjach, aktualizuje wspomnienia,
pozwala przepracować pewne sprawy. Dziękuję za tę książkę i
życzę nowych, równie wspaniałych inspiracji do pisania
kolejnych. Z wyrazami szacunku Monika Jabłońska
26.09.2015
|
|
Właśnie skończyłam czytać
ZAKLINACZA KOBIET. I co? I w sumie nic. Nie wzbudzała we
mnie żadnych skrajnych emocji, poza moze lekkim rozbawieniem i
refleksja ze większość z tych opisanych lęków jest za mną i
dziękuję sobie że tak właśnie jest:)kilka jej wersów i
aforyzmów chciałabym nauczyć się na pamięć by powtarzać
sobie w chwilach zwątpienia jak mantrę i zrobię to. Andrzeju.
Twoja książka jednakże wzbudziła emocje w kimś innym, kto nawet
nie przeczytal z niej jednej strony :D - Wzbudziła emocje w moim
Wymarzonym Facecie. Uważał i próbował usilnie uświadomić
mi, że czytanie książek o rzeczach przykrych (nie przeczytal, ale
założył z gory;) ) sprawia tylko, że wzbudzają w nas negatywne
stany i po co czytam o czymś, co w mniejszym lub większym stopniu
kiedyś dotyczyło mnie i ze może pora odciąć się od przykrej
przeszłości. Cóż. Książkę przeczytałam do końca,
sprawiało mi to ogromną przyjemność
Och nie! jak mogłam to
pominąć! Ostatnie opisy seksu z Ajszem poruszyły moja pusię:)
podniecające. re-we-la-cja Em
4.10.2015
|
|
Drogi
Andrzeju,
Twoja „Co chatka, to
zagadka” jest bardzo dojrzała, to najlepsze słowo jakie
przychodzi mi na myśl po jej przeczytaniu i wszystkie egzaltowane
ochy i achy wydają się przy nim hybione. Może będziesz się burzył,
że to jakiś przytyk do Twojej metryki, ale raczej myślę o Twoich
poprzednich książkach… o sposobie narracji, o wywarciu
wrażenia na czytelniczkach. Mogłabym powiedzieć, że „Co
chatka, to zagadka” nie jest już książką dla kobiet,
jest raczej dla wszystkich. Co prawda setmanowe „lubię
opasłe książki, ale nie znoszę opasłych bab” pobrzmiewa w
tle, ale chyba jedynie pobrzmiewa :) Mimo, że autor odcina się od
autobiograficznych odniesień i zarzeka się, że głupotą jest
doszukiwać się takowych, są one równie oczywiste, jak też
zupełnie niejasne. Podążając jednak za tropem, że „ludzie
się starzeją, ale nie zmieniają, to można domniemywać, że
kwestiach autobiograficznych też niewiele się zmieniło. Reszta
jest tajemnicą…
Zabieg
wprowadzenia narracji trzecio osobowej, którą M. się
zachwyca (i ma rację, bo jest absolutnie trafiony) przysparza
dystansu, zmienia perspektywę i orientację z poziomu ja, na on i w
tym jest fortel, patrzę na siebie już nie jako ja, ale ten obok,
dostrzegam tu takie oddalenie, „odjazd kamery”…
Choć dorzucę tu zgodnie z prawdą, że o Andrzeju mówi się tu
rzeczowo i konkretnie, ale bez charakterystycznej np. w przypadku
Lidki zjadliwości :)
„Męskość mieści się nie w
spodniach, ale w mózgu” i choć nie sposób się
z tym nie zgodzić, to tak naprawdę, to mężczyźni z całym
przekonaniem hołdują zasadzie, że bez mózgu, to da radę,
ale bez przyrodzenia jak buława? Bez szans.
W
książce jest wiele prawd, które sobie podkreśliłam, np.o
tym jak zmienia nas długotrwałe cierpienie, o tym, że ludzie się
nie zmieniają, a wręcz mimo pozornego rozwoju wręcz sztywnieją w
swoich utartych „torach myślenia”. Ale mnie
najbardziej poraził pewien fragment o wrażliwości, który
jest mi szczególnie bliski i który pasował mi do
Ciebie, mimo całej tej prowokacyjnej fasady, jaką trzymałeś dla
klientów. Były takie momenty i choć pośród Twoich
wspomnień nie ma zupy grzybowej, ani wieszania skarpetek na
sznurku, to są one głęboko wpisane w moją pamięć na poziomie
komórkowym. Wobec powyższego kawa z miodem akacjowym, czy
oglądanie gwiazd na ziemi niczyjej, są już dobrem wspólnym,
a przez tę wspólnotę powszednim…
Wracam
do wrażliwości i do tego, co opisujesz jako wykluczenie,
nieprzystawalność, niedopasowanie, do tej reszty, która „w
dupie ma inteligencję wraz z logiką, bo ceni jedynie szmal”.
Jest
jeszcze pytanie ilu ludzi próbuje w ogóle zdawać
sobie pytanie jacy są naprawdę, poznawać siebie, sprawdzać swoje
reakcje i je analizować i tu wspominam Twoje : „twoi
przełożeni wciąż trzymają cię na marnej pensji, abyś był
wygłodniałym psem ciągle gotowym zawalczyć o marny ochłap mięsa”.
Czy to tylko pytanie o cenę? Jak w „Niemoralnej propozycji”?
z niezapomnianym Robertem Rethordem?
Andrzeju,
mogłabym tak wypisywać długo jeszcze różne cytaty,
przemyślenia, wspaniałe odkrycia i efekt doświadczeń i dojrzałości
człowieka, który żyje wielokrotnie dzięki historiom swoich
klientów, tak jak mawiał Umberto Eco, że czytając książki
żyjemy podwójnie :)
Może
nazywać się autorem, wujkiem, Andrzejem czy Edwinem, ale porte
parole, to chyba zabieg stary jak świat :)
Oczywiście
historia Idy czy Lidki są też interesujące, chwilami wręcz
błyskotliwe, ale nie mogę się pozbyć wrażenia, że nie o nie tutaj
chodzi :)
„ …całe życie
człowieka jest jedynie pogonią za ułudą, bo im więcej zdobędziemy
od tego, co pragnęliśmy, na początku drogi, tym bardziej dopada
nas nostalgia, czyli tęsknota za czymś, co nazywamy szczęściem,
które istnieje jedynie w naszej wyobraźni”.
A
ponieważ mimo wielu porażek :) staram się dostrzegać, że moja
szklanka wciąż jednak jest do połowy pełna, niż roztrząsać pasjami
jej połowiczną pustość, to dziękuję Ci Setmanie za możliwość
czytania, przeżywania i odkrywania oraz bycia :)
PS
Aby Ci nie przesłodzić ( na fejsbuku nazywają to: aby nie porzygać
się tęczą) to Ci jeszcze napiszę, że bawiłam się Setmanowym
spojrzeniem na zauroczenie Kristy :) I mogę sobie tylko wyobrazić
jakie iskry sypały się między dwoma samcami… A ta męskość,
to gdzie się mieści??? Bo kobiety czym myślą, to powszechnie
wiadomo :):):)
Pozdrawiam
serdecznie i dziękuję :):):)
Agamat
7.10.2015
|
|
”NIE... CHCĘ ŻYĆ”
Warto pisać:)
Warto kochać!
Warto żyć.
Warto szukać, nawet jeśli setki
razy znalezione rozczarowało nas albo rozczarowało się nami.
Warto pragnąć.
Dziękuję Andrzeju, przeczytałam.
Książka jak lustro.
Przejrzała się w niej moja Dusza,
Serce, Ciało, Miłość i Przyjaźń a nawet Mój Anioł
Stróż......popatrz - puszcza do Ciebie oko......:)
Wróciła moc.
Ta to książka uczyniła:)
Beata
8.10.2015
|
|
Andrzej,
W „CO CHCTKA TO ZAGADKA”
- pojechałeś po całości :)
W bardzo pozytywnym sensie tych
słów :)
Książkę dedykujesz kobietom, ale
ja uważam, że facetom też by nie zaszkodziło, jakby ją
przeczytali.
Niesamowicie emocjonalna, do tego
stopnia, że nie da się jej przeczytać na raz, bo od nadmiaru
emocji, które ona wywołuje, można się nabawić co najmniej
bezsenności. Ja przynajmniej nie mogłabym przeczytać jej na raz.
Dużo piszesz o relacjach
damsko-męskich, ale pokazujesz je w tak oryginalny sposobów,
o jakim wielu ludziom nawet się nie śniło.
Mnie osobiście dostarczyłeś wielu
wzruszeń. Często, czytając, miałam mokre oczy, a już na
zakończeniu to się popłakałam. Szczególnie wzruszyła mnie
relacja wujka i Idy, a także Idy i teścia – nie wiem, która
bardziej.
Twoja książka bardzo daje do
myślenia, przewraca świat do góry nogami. Jeszcze pół
biedy, jak się zna Ciebie osobiście i wiele Twoich poglądów,
ale dla czytelnika, który Cię nie zna, to normalnie
trzęsienie ziemi – myślącego czytelnika oczywiście.
No bo do czego może doprowadzić
kobietę np. czytanie fragmentu o tym, jaką rolę ma spełniać facet
w jej życiu – i że żaden facet nie jest w stanie spełnić jej
wszystkich potrzeb? Ha!
Bardzo wzruszyły mnie niektóre
fragmenty. Na przykład o babci, która przeszła mnóstwo
kilometrów za swoim facetem. Ja pierdzielę, jakie to piękne
wzruszenie o tym czytać. I pięknie uświadomić sobie, że samemu się
takie kilometry nieraz przechodzi, żeby o swojego faceta walczyć
(no nie… znowu ryczę).
Wzruszyły mnie na przykład słowa
„Istniejesz tylko ty, nic innego się nie liczy, jesteś
najważniejsza, zawsze będę Ci ufał, kocham Cię do szaleństwa”.
Niejeden facet powinien nauczyć się tego na pamięć i powtarzać
swojej kobiecie co najmniej raz dziennie :)
Nie byłbyś sobą, gdybyś nie dał
czytelnikowi porcji dobrego humoruJ
np. „ Ja pierdolę! Na chuj ja ciebie spotkałem? –
rzekł Bezimienny do Lidki.” Dziękuję Ci również za te
fragmenty, są bardzo potrzebne (rozładowują napięcie), gdyż
niejedno słabe serduszko mogłoby nie wytrzymać takiej dawki
emocji, jaką dajesz w swojej książce :)
Przy okazji o policjancie
(Bezimiennym) piszesz, że dobry orgazm uzależnia od faceta…
i tu nastąpiło olśnienie w moim umyśle, poskładało mi się w jedną
całość, dlaczego pomimo wszystko i żeby nie wiem co, nie umiałabym
się rozstać…i dlaczego pomimo wszystko i żeby nie wiem co,
ja często taka zadowolona i uśmiechnięta chodzę :)
Używasz prześlicznych metafor, np.
„Lidki wyobraźnia schyliła się, by podnieść rozsypane
kwiatki i dokończyć plecenie wianuszka”.
Gdyby ktoś mnie poprosił, abym w 2
słowach określiła „Co chatka to zagadka” (w 1 się nie
da), to powiedziałabym: genialnie ostra :)
Andrzej, książka jest GENIALNA,
zaryzykuję stwierdzenie, że najlepsza ze wszystkich Twoich
(czytałam wszystkie). Daje do myślenia, daje wskazówki,
chociaż tak naprawdę niewiele mówi wprost.
Dlatego jest to książka nie dla
każdego, dla ludzi myślących, wyłapujących sens spomiędzy słów,
ale też tolerancyjnych – w kwestiach tzw. moralnych. Obawiam
się, że w tym kraju, wśród takiego nagromadzenia katolików,
pseudokatolików i wielu odmian różnych motłochów
trudno Ci będzie znaleźć wielu czytelników. Ale jeżeli już
tacy się znajdą, to będą to perełki. Dla nich naprawdę warto
pisać!
Andrzej – ja już czekam na
następną książkę :)
Magda
9.10.2015
|
|
Witaj
Andrzeju
Andrzej
ja jestem za „słabego zdrowia”, żeby czytać
Twoje książki.
Moja
głowa podczas czytania eksploduje jak
kapusta na polu minowym.
Odpadają
mi liście i ukazuje się Głąb.
Ja
nie jestem nawet teraz wstanie zebrać
myśli, potrzebuję czasu ,żeby to na spokojnie sobie
ułożyć. Przeczytać książkę spokojnie bez emocji
(nie wiem czy tak się da) i przemyśleć każde Twoje mądre
przesłanie.
Czytałam
„Chatkę” całą noc - śmiałam się,
płakałam, wydawałam dźwięki typu o ku..w
nie mogę!!!
Na
następny dzień po nie przespanej nocy nie odespałam w
dzień a wieczorem czułam ,że szykuje się następna
bezsenna .
I
nie myliłam się.
Twoja
„Chatka” była mi potrzebna właśnie w
tym momencie jak tlen do życia.
W
moim związku od paru miesięcy wisiało wszystko
na „włosku łonowym”.
Miałam
tak już wszystkiego serdecznie dosyć,że czekałam
na jakiś CUD.
Czekałam
na cud z zewnątrz .
Cud
w stylu - unieść dupę już nie wchodził w
rachubę. (nie z powodu ciężaru)
Zamroziłam
CUD – Ciało, Umysł, Duszę .
A
serce owinęłam w liście kapusty, żeby nie bolało.
Sięgnęłam
więc po wcześniejsze Twoje książki, bo
były pod ręką – szukając
ratunku
na swoje zamrożenie.
Tak
bardzo chciałam mieć książkę „Chatkę”, ale jak
napisać jak ja jestem obrażona?
No
to wykombinowałam ,że poproszę swoją
koleżankę, żeby napisała do Ciebie i zamówiła
książkę na swój adres - jak pomyślałam tak zrobiłam.
Koleżanka
powiadomiona.
Nie
wiem w której Twojej książce, wyłapałam
taki kawałek o Obrażaniu się - dotarło do
mózgownicy.
Odwołałam
konspirację i napisałam do Ciebie maila.
Andrzej
aż strach się z Tobą zadawać Ty jesteś jak
Rentgen Rentgenowicz na wskroś вижу.
Jak
to jest możliwe ,że rozwaliłeś moją zmarzlinę w
jedną noc.
Po
raz następny rzuciłeś mi koło ratunkowe kiedy topiłam się
w chlupiącym łajnie
udając,
że to tylko fale Bałtyku.
Po
nocnym czytaniu położyłam się do łóżka zmarznięta i
zapragnęłam przytulić się do Ro….. , ale moja
ekscelencja zawziętość? (urażenie?) wolała, żeby to wyszło od
niego.
Mój
RO….. CO JA BREDZE mój Edward nieśmiało
zaproponował, że mnie ogrzeje.
Cieszyłam
się jak głupia.
Bo
czas najwyższy zakończyć to p…dolenie kotka za
pomocą młotka.
Od
marca br. coś się zacięło we mnie, a sex w
ogóle nie wiem czy był…………….
Miałam
już dać w „Kontakcie” intrenecie ,
ogłoszenie szukam kochanka.
I
zacząć tak żyć jak chcę.
I
z tym kim chcę !
O
w mordę !
Przecież
ja nie chcę dymać się na prawo i lewo.
Ja
potrzebuję ciepła i miłości.
Jak
to ? mam to przecież od Edwarda.
A
co jest grane ,że ja mając to nie dostrzegam tego
,tylko szukam maggi do zupy .
Przytulił
mnie ogrzał i pragnęłam ,żeby mnie przeleciał .
Nie
potrzebne mi były fajerwerki tylko jego bliskość , którą
odrzuciłam już od paru miesięcy.
Czekając
na cud nadchodzący hak wie skąd.
Cud
leżał za bramą wrzucony przez listonosza .
Edward
wracając z pracy przyniósł CUD mówiąc -
nie mieściło się do skrzynki i listonosz
przerzucił za bramę- to chyba jakaś książka powiedział..
Cud
sięgnął/leżał na bruku to znaczy kostce na podjeździe
do MOJEJ chatki pierdziatki w której od
paru miesięcy moja cipa zachodziła pleśnią przy
akompaniamencie pierdu.
Andrzej,
NASZ związek potrzebuje pomocy. (a może to tylko ja
potrzebuję)
I
albo pogodzę się z tym czego zmienić nie mogę
,albo zmienię to co jestem wstanie i żeby nie było odróżniam
jedno od drugiego .
Albo
rozpadnie to się z hukiem.
Rozpisałam
się a miałam napisać wrażenia.
KSIĄŻKI
TWOJE są dla mnie jak afrodyzjak, jak
sex-shop, jak gra wstępna.
Jestem
tak nabuzowana po przeczytaniu ,że pragnę
wyjątkowo, niesamowicie swojego mężczyzny.
(za
mało piszesz książek :)
Są
jak encyklopedia życia, poradnik „zrób
to sam”, komedia „Kochaj albo rzuć”
„Przeminęło
z wiatrem” co ja wypisuję za tytuły !
Twoje
książki są niepowtarzalne .
To
są „białe kruki” bez wyjątku.
Pozdrawiam
Ewa
9.10.2015
|
|
Andrzeju! Przeczytałam
"Chatkę" i powiem tak: bardzo niedobrze, że napisałeś
taką książkę. To bardzo nie fair, że przekazujesz niezliczoną
ilość mądrości w takiej formie, że nie daje się od książki
odkleić! :) Jak ja mam z niej wydobyć wszystko co ważne kiedy
fabuła jest tak skonstruowana, że zamiast się zatrzymać i
zastanowić "połykam" strona po stronie a po zarwaniu
dwóch dni i nocy siedzę jak walnięta obuchem w łeb i nic
mądrego nie jestem w stanie napisać... Moje wrażenia są
dokładnie takie same jak cytowany w książce list od B. ze str. 231
:) Potwierdzam - nie ma przypadków - są znaki, a Ty
"pojawiasz się" w najbardziej potrzebnej chwili i
piszesz tak jakbyś wiedział co mnie w danej chwili trapi a na
dodatek podsuwasz rozwiązanie. A może tylko ja tak chcę to
rozumieć :) Chcesz wiedzieć jak mi pomogłeś swoją książką? Jak
nie chcesz i tak Ci napiszę! Najwyżej sobie przewiń :) Dwa
tygodnie temu sens mojego małżeństwa stanął pod znakiem zapytania.
Mąż sam się wkopał dzwoniąc z pracy i prosząc, żebym sprawdziła
coś na jego poczcie. Znak. Przy okazji trafiłam na "bajkę na
dobranoc" adresowaną do Kasi, ale niestety nie mnie. Pewnie,
moja wina, że weszłam i przeczytałam ale która żona by nie
przeczytała?? Bajka była o Słońcu i Księżycu, ich spotkaniu przed
laty, utracie kontaktu i nagłej tęsknocie Księżyca, aby znów
ujrzeć Słońce (bo obecnie Księżyc kroczy w ciemności i nie jest
zbyt szczęśliwy). Tu wtrącę, że między mną a mężem dawno nie było
tak dobrze jak od wakacji, czego dowodem był częsty sex i bardzo
miła atmosfera w domu (wcześniej dostrajaliśmy się od czasu porodu
do życia we czwórkę i było różnie). Gdyby ten mail
napisał na początku roku w pełni bym go rozumiała, choć nie bez
żalu, ale teraz?? Kilka tygodni wcześniej mąż bym na męskim
weekendzie w podróży sentymentalnej. Wiedziałam, że chce
się spotkać z dawną przyjaciółką na kawie ale w swej
naiwności nie przeczuwałam, że dawna fascynacja odżyje :) Bajka
zakończona był wyznaniem, że Księżyc nigdy nie wyleczył się z
uczucia jakim dażył Słońce + KONIEC? Oczywiście zrobiłam
awanturę, był płacz, wypieprzanie go z domu, jego "to nie
jest tak jak myślisz" (istna farsa!), on ją tylko chciał
pocieszyć (!!) bo Kasia ma kłopoty z mężem chamem i nie wie czy
się z nim rozwieść czy nie. Na nieszczęście dla mojego osobistego
męża przyjaciółka go "pogoniła" do żony i dzieci,
bo nie chce mu burzyć życia. Miło z jej strony, naprawdę doceniam.
Szkoda, że nie okazał się taką lojalnością jak obca mi laska :)
Najbardziej przykre jest żyć ze świadomością, że może jestem
zastępstwem kogoś innego chociaż mąż zapewniał mnie, że jestem
najważniejsza na dowód czego pierwszy raz od 19 lat
znajomości przesłał mi przez pocztę kwiatową piękny bukiet
słoneczników (pomylił Słońca??). Ze względu na
zbliżające się urodziny syna ogłosiłam zawieszenie broni, myślenie
i czucie samo mi się zawiesiło jak windows i tak pewnie byłoby do
dzisiaj gdyby nie kolejny znak. Spontaniczny wyjazd 300km do dawno
niewidzianej bliskiej mi koleżanki (znanej również Tobie),
rozmowa dająca lekkie ukojenie i jej polecenie najnowszej książki
Setmana :) "Koniecznie przeczytaj!". No to zamówiłam
i czytam. I czytam o przyjaźni, o małżeństwie, o tak ważnym
poczuciu humoru...robię odniesienie do męża, do nas. Tyle razem
przeszliśmy, tyle radości po drodze i szczęścia ile nas spotkało -
jak to tak, stracić to przez chwilowe zauroczenie? I nagle
to jedno zdanie: "(...) o tym jak coś mało wartościowego może
popsuć coś niezwykle cennego." Trafiony-zatopiony! Wiem, że o
wiele więcej przekazujesz w tej książce, ale na dziś właśnie ta
historia oraz to jedno zdanie są dla mnie ważne. Bezcenne! Nawet
nie wiesz jak jestem Ci wdzięczna! I ogromnie cieszy mnie też to,
że gdy ponownie zacznę czytać książkę inna historia i inne zdanie
mogą stać się najważniejsze, i tak bez końca :) Wiem, że nie raz
powrócę do "Chatki" żeby odkryć w niej jak
najwięcej życiowej mądrości jaką posiadasz i tak fantastycznie
przekazujesz innym. Jeszcze raz Ci dziękuję!! Jesteś
GENIALNY!! Kasia
14.10.2015
|
|
„Nie...chce
żyć” książka którą przeczytałem prawie jednym tchem.
Opowieść o relacji międzyludzkich o szukaniu celu oraz wolności.
Żyć to zadawać pytania, wchodzić w relacje z innymi pytając innych
nie wstydzić się błądzić. Doskonałe opisy i komiczne porównania
sprawiły, że fragmentami śmiałem się głośno. Książka daje
możliwość w jasny sposób pokazać jak niewiele potrzeba, aby
osiągnąć szczęście, ale także jak niewiele trzeba aby je sobie
odebrać. Marcin Różański
17.10.2015
|
|
Przeczytałam "Co chatka to
zagadka"!!!!!!!!!! Jestem teraz na L4, ale już czuję
się o niebo lepiej:) Wczoraj mi je przepisano - mąż po południu
nie mógł uwierzyć, że je mam, bo stwierdził że wyglądam po
prostu promiennie. To jest efekt bezpośredni lektury Twojej
książki "Co chatka to zagadka" - dalej będę w skrócie
pisać "to też jest wynik". Wczorajsze fantastyczne
uczucia podczas przytulania nago z mężem, patelki, paluszków,
loda z połykiem - to też jest "to też jest
wynik". Zrozumiałam jak czytam, że tęsknota którą
się czuje jak nie mamy koło siebie ukochanej osoby jest
przeeeeeeeeeeeeoooooooooooogroooooooooooooooomna, bo ja to tak
widzę, albo czuję z Twojej książki. Ty wciąż tak bardzo kochasz tę
kobietę i tak niesamowicie za nią tęsknisz, a z biegiem lat to się
tylko umacnia i powiększa. Może się mylę, ale tak to widzę. To
pozwoliło mi zrozumieć, że nie chcę docenić swojego męża, kiedy go
już mogłoby nie być koło mnie z różnych powodów,
choć i ten moment kiedyś nastąpi. Nie chcę mieć lat
zmarnowanych na kłótnie, fochy, separację. Nie bardzo
wiedziałam co to znaczy 'żyć pełnią życia', może jeszcze tego nie
wiem.... Ale wiem na pewno, że szczęście to nie luksusy i nie to
co na zewnątrz, ale to co mamy w środku, co my z tym zrobimy. Obok
ukochanego męża mogę się poczuć jak Lidka, albo jeśli ja tego
zechcę, to także jak Róża. To oczywiście bezpośredni "to
też jest wynik". Kiedy wczoraj przeczytałam o tym, że nie
miałbyś nic przeciwko współżyciu kobiety z teściem
spowodował, że byłam zniesmaczona jak tak można, ale dziś na
spacerku zrozumiałam to tak, że po prostu nie potępiłbyś jej (nie
chodzi tu o namawianie kogoś do tego i uważanie, że to jest
dobre). Tak to zrozumiałam, nie wiem czy dobrze. Ludzi się nie
potępia nawet za tzw. najgorsze czyny i to oczywiście "to też
jest wynik". Myślę, że Wujek, Andrzej, autor to jedna
osoba. Że Ida jest córką, a nie tylko córką
chrzestną też wiem i to od jakiejś połowy książki. Może Bella
to właśnie matka Idy. A może się za bardzo
zagalopowałam........ Dla mnie jesteś po prostu niezwykle
wrażliwym i niespotykanie dobrym człowiekiem, mój podziw
dla Ciebie wzrósł i to BAAARDZO! Choć chyba nie jestem w
stanie powiedzieć dlaczego dokładnie. Dziś pomyślałam, że
wiele, wiele razy kiedy miałam wyrzuty sumienia, spowiadałam się
potem przyrzekałam poprawę, to też modliłam się o kogoś kto by mi
pomógł i dał wskazówki jak też to mam konkretnie
zrobić i teraz myślę, że moje modlitwy zostały
wysłuchane:)))))))))))))) Choć nie zgadzam się z tym, że
człowiek może ot tak bzykać się jeśli tylko poczuje na to ochotę.
Domniemuję, że Twoja kontrowersyjność (dla mnie) jest psikusem
Najwyższego, który przecież dał człowiekowi rozum i wolną
wolę, właśnie po to, aby ich używał :)
KASIA
30.10.2015
|
|
Tak Twoja książka jest
rzeczywiście jak pocisk i to taki samonaprowadzający, który
niezawodnie trafia w cel (to tylko kwestia
czasu:) Podyskutowałabym tylko, czy wybuch następuje od razu,
czy też jest opóźniony. Początkowo pomyślałam, że po co
będę chwalić, jak tyle już słów uznania padło, a książki
jeszcze nawet nie przeczytałam. Pomyślałam mądrze postępujesz, bo
jak chcesz być pochwalony, to najlepiej zrobić to samemu i to od
razu:))) To świetnie poprawia humor i zapobiega wielu
zawodom. Historie, które przeczytałam są świetne i
wreszcie dotarło, że to co takie melancholijne, smutne jak by się
wydawało wcale takie nie jest, bo wszystko jest
względne:) Rozumiem pogodzenie się Lidki i Roberta, bo o co
prawda bez alkoholu i aż taaak długiej rozmowy, ale też tak się
pogodziłam z mężem, że następnego dnia jeszcze chodziłam
wniebowzięta i rozanielona, jak cudnie mąż wielokrotnie dopieścił
najbardziej intymne części mojego ciała i to nawet te, które
wcześnie wydawało się służyły do zupełnie innych celów. Ten
wieczór i noc były jednymi z najcudowniejszych w moim życiu
:))))))))))))))))))))))))
W poniedziałek kiedy usłyszałam
jak koleżanka po reklamie jakiego preparatu na dolegliwości
intymne stwierdziła, że jej po tym obrzydło jedzenie uświadomiłam
sobie jaką jestem szczęściarą, że dla mnie strefy intymne to coś
równie, albo bardziej wspaniałego jak ręka, czy noga,
której tamta by się nie brzydziła podczas jedzenia. I
nie miałam żadnych wątpliwości czyje myślenie jest dziwne i
chore:))) Dziękuję Ci za to Andrzeju to Twoja
zasługa:))))))))))))))))))))))))))))))))))))
To wszystko to oczywiście jest
efekt bezpośredni lektury Twojej książki:)
Teraz dotarło do
mnie, że facet jak kocha kobietę to kocha całym sobą, cały jest tą
miłością. A nie tylko bzyka i strząsa z siebie uczucia, a potem
idzie dalej zapominając o tym co było... Teraz tak sobie myślę,
że tym kto staje nam na drodze do szczęścia jest... em ja
sama:)))
A teraz coś z innej beczki - ogromnie spodobał mi
się pomysł dziękowania zamiast przeprosin. Zaczęłam go stosować w
domu:) Otrzymałam zamiast smutku zdziwienie i... beczkę śmiechu po
czym nastąpił wspaniały radosny nastrój:))))) Mój
syn od dłuższego czasu dłubał w nosie, niestety... z połykiem tego
co tam znalazł. Niestety zupełnie nie skutkowało długotrwałe
proszenie… Powiedziałam: "Dziękuję Ci Michałku, że
pomogłeś mi zapanować nad moim odruchem wymiotnym, na widok
dziecka zjadającego własne świeżo wydłubane kozy". Efekt
przerósł moje oczekiwania - Michał stwierdził, że tego co
wyciąga z nosa za nic świecie nie włoży do ust:)))) Byłam po
prostu oczarowana:))) DZIĘKUJĘ!!!
Kasia
30.10.2015
|
|
Właśnie skończyłem czytać Twoją
kolejną książkę: Tak...chcę kochać.
Najkrócej - jest zarąbista
;)
Poprzednie bardzo mi się podobały
i pewnie będę do nich wracał. Ale kończąc Tak...chcę
kochać, już miałem ochotę zacząć ją jeszcze raz, od
początku.
Zdecydowanie większe wrażenie
zrobiła na mnie druga część-z Karoliną. Pomysł aby opowiadać jej
te historie, bardzo dobry, a same te historie, niesamowite...
Myślę, że nic nie uczy i nie robi tak dużego wrażenia, jak
konkretne, żywe opowieści na temat innych ludzi.
Pierwsza część - z Agnieszką,
równie ciekawa, początek, ten wspólny spacer po
Powązkach, poezje.. super. Też mi się to ciekawie czytało,
ponieważ sporo się działo w znanych mi miejscach. Choćby postój
taxi w Suchej Beskidzkiej - bywałem w tym miasteczku od dziecka a
później kilka lat pracowałem ( przypomniała mi się choćby
rozmowa wiele lat temu z taksówkarzem na tym postoju, kiedy
mój 'maluch' nie chciał zapalić ;) ) Natomiast nie do końca
chyba zrozumiałem co chciałeś przekazać tą historią z Agnieszką.
Może po powtórnym przeczytaniu, będę więcej wiedział. Choć
pojawiła mi się taka 'fantazja'. I tu w związku z tym wszystkim,
co powyżej ( dobry związek ) Gdyby Andrzej nie rozstał się z
Agnieszką i przyjechał ponownie w te strony, np. za dwa lata. Jak
mogłaby wyglądać taka , nowa, opowieść.. :)
Serdecznie pozdrawiam
Piotr Radwan
1.11.2015
|
|
No to
przeczytałam zaklinacza kobiet. To po prostu niemożliwe tak
dokładnie opisać typy mężczyzn z jakimi możemy się spotkać w życiu
i jednocześnie jak na nich reagujemy, a jak powinnyśmy. Książka
cudowna – moim zdaniem powinna być obowiązkowa dla każdej
dorastającej kobiety – aby wiedziała co, ją może czekać...
Twoje
książki są najwspanialsze i najprawdziwsze na świecie!
Cóż
mogę napisać. Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję.
Pomagasz
ludziom nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Ileś tam lat
temu się wyprowadziłam od męża razem z 3 letnią córeczką i
wiesz ja bym zniosła, zdrady, awantury, nienawiść i to wszystko,
co można sobie wyobrazić, przy nieudanym małżeństwie. Nie wiem po
co, ale serio zniosłabym. Nie zniosłam ataków paniki córki,
kiedy widziała, jak on się do mnie zbliża. Jak się wyprowadziłam
czułam się potłuczona jak talerz arcoroc. Wtedy pewien Andrzej
(zbieżność imion przypadkowa ;)) podesłał mi Twoją książkę:
„TAK... Chcę kochać”
Było to
dziwne, gdyż to był moment, kiedy raczej u mnie było: Nie, nie
chce nic, ale przeczytałam…a jak skończyłam to od razu
zaczęłam ją czytać jeszcze raz, a potem jeszcze raz. Następnie
„Nie…chcę żyć”, „Bellę” i
czytając je, płacząc – dziękowałam za ten cud, czy zbieg
okoliczności - obiecałam sobie, że kiedyś je wszystkie kupię.
Pomimo, że
nigdy Cię nie spotkałam, zmieniłeś moje życie na takie, jakie
sobie wymarzyłam. Każde Twoje zapisane słowo wyciska ze mnie łzę –
tą dobrą i potrzebną łzę.
Dzięki Tobie
potrafię odnaleźć wartościowe życie w tym zakłamanym i zahukanym
świecie.
Dzięki Tobie
uwierzyłam, że są wartościowi ludzie, mężczyźni. Twoje książki
były klejem, który wszystko posklejał, a potem kazał iść do
sklepu i kupić sobie nowy ładny talerz.
Dzięki Tobie
jestem w szczęśliwym, dojrzałym związku, wychowując wspaniałą
córkę. Dzięki Tobie dzisiaj potrafię i jestem szczęśliwa i
daję szczęście mojemu wymarzonemu mężczyźnie i córce, która
ma szczęśliwą mamę.
Dziękuję za
Ciebie po prostu.
AGNIESZKA
1.11.2015
|
|
„Bellę” przeczytałam
jednym tchem. Nie wiem, co ta książka ma w sobie, ale wczoraj nie
zasnęłabym, gdybym jej nie skończyła czytać. Tak więc poszłam spać
o 1 w nocy. Jest napisana bardzo przystępnym językiem i zawiera w
sobie tyle metafor, tyle sentencji jak trzeba żyć. Czytając
pierwszą część, kiedy Andrzej opowiada córce o swojej
młodości i początkach uczucia do jej matki, cały czas się do
siebie uśmiechałam. Zostaje tu przedstawiony obraz zakochiwania
się młodych ludzi w sobie, uczenia się siebie. Ela już będąc
nastolatką, miała bardzo mądre „myślenie”. Pokazywała,
że nie tylko wygrana w szachy czyni je fajną zabawą, że czasem
trzeba rzucić wszystko, co było za nami (wyrzucenie aparatu i
dyktafonu w przepaść) i zacząć żyć od nowa, bez sięgania we
wspomnienia. Też bardzo podoba mi się, jak został przedstawiony
obraz Marii i jej męża: ona była prostytutka, on dojrzały facet z
kasą, potrafili stworzyć wspaniałą rodzinę i dom. Druga część
zaczęła mi wyjaśniać dziwne zachowania Eli i jej męża. Ona sobie
nie radziła, ponieważ cierpiała na cyklofrenię, jego bolało jej
niezrozumiałe dla niego zachowanie. Szczerze powiedziawszy, w
niektórych momentach drugiej części, pogubiłam się.
Szczególnie na końcu, gdy Andrzej opowiadał Idze, jak
odpędzić złego demona. Ale to nic, bo w tej książce nie chodzi o
to, by zrozumieć wszystkie szczegóły, by pamiętać, jak kto
był ubrany. Wg mnie chodzi o to, by spojrzeć całościowo na książkę
i właśnie zacząć żyć pełnią życia, jak Ela, gdy była młoda. Oraz
spróbować dobrze poznać drugiego człowieka, a dopiero
później go oceniać. Bardzo dziękuję za wysłanie mi tej
książki i już nie mogę się doczekać, jak zacznę czytać: "Nie...
chcę żyć". Ale to już nie dzisiaj, bo oczy muszą odpocząć po
„ciężkiej” nocy :)
Agnieszka
N.
4.11.2015
|
|
Aaaaaaa, czyli tytuł jest nieco
złożony!!!!!! Zatem jest My, czy nie ma My? Oto jest pytanie.
Myślę sobie, czyżby Setman zestarzał się i parowanie się istot
ludzkich uznał na całe życie??????? Nieeeeeeeee, jednak
stwierdzam, że nie ma My. Nigdy o tym nie pisałam do Ciebie,
ale odczuwałam w Twoich książkach może nie hołdowanie, ale
całkowitą akceptację takiego stanu rzeczy, że ludzie nie są
stworzeni do monogamii i zmuszanie ich do tego powoduje szereg
frustracji, nieszczęść, a wreszcie chorób. I byłoby prosto,
gdyby nie to, że jesteśmy odziani w szereg emocji, które
mogłyby wtedy działać konstruktywnie na relacje, ale działają w
99% destrukcyjnie. Myślę jednak, że to dar od Boga. Pablo Picasso
powiedział kiedyś " Bóg jest nade wszystko artystą.
Stworzył żyrafę, słonia, mrówkę. W istocie nigdy nie
naśladował jednego stylu - po prostu robił to, na co miał ochotę".
Gdyby nie ta fantazja boska, nie byłoby Twoich książek Andrzeju
:)))))).
" Każde oczekiwanie jest
prostą drogą do rozczarowania" - no i co z tego, że ja to
wiem i to przeczytałam przed moim spotkaniem z Nim????? Jak
grochem o ścianę!!!!!!! Żadne mądre zdanie napisane przez Ciebie
nie jest w stanie zagłuszyć moich kłębiących się kobiecych emocji
- i chociaż biję się po łapach i ustawiam w kącie, to i tak
świadomość sobie, a pełnokrwista kobieta Ania swoje. I powiem Ci,
że wcale nie jest mi z tym źle!!!!!!! Bo tego, czego nauczyłam się
po lekturze Twoich książek nikt mi nie zabierze. Akceptacja
kobiecości - dumnie brzmi, ale jak wiesz, to bardzo trudna
kwestia. Wiele z nas kobiet zapada w różne somatyczne
choroby, które są w prostej linii odzwierciedleniem braku
akceptacji własnej płci i chociaż brzmi to paradoksalnie, to
posiadanie vaginy i cycków nie oznacza, moim zdaniem, że
mamy do czynienia z kobietą.
Słownictwo Twojej książki jest jak
najbardziej moje i jestem nim ubawiona do łez, a nawet czytam
fragmenty mojemu 17-letniemu synowi i już kombinuję, jakby tu
przemycić mu Twoją Chatkę.
Majstersztyk osiągnąłeś w
opowieści kolesia, który zdobywał informacje od kobiet
przez ich rżnięcie z tylko sobie znaną fantazją.
I tu zastanowiła mnie moja reakcja
- nie śmiałam się, nie płakałam, ale poczułam ogromny ciężar w
klatce piersiowej i wyrwało się ze mnie potwornie bolesne łkanie,
którego nie moglam opanować. Czułam przygniatający ciężar
emocji tego faceta, ale i jego żony. Nie wiedziałam, kim jestem -
czy kobietą, czy mężczyzną? Potwornie poruszyła mnie ta historia
ubarwiona soczystym językiem Twojego pisarstwa. Powiem nawet, że
zostawiła we mnie ranę - dlaczego?- nie wiem... Mam strasznie
dużo do powiedzenia na temat tego, co przeczytałam w Chatce...
Anna
4.11.2015
|
|
Książka "Tubella" Po
pierwsze - przelałam Ci pieniądze za książkę bo zdecydowanie ją
zostawiam. Właściwie już teraz miałabym ochotę ją przeczytać
jeszcze raz i pozaznaczać sobie fragmenty, które uznałam za
ważne dla mnie w tej chwili albo po prostu za tzw. "złote
myśli" :) Już awersowy wiersz mnie rozbroił bo ks.
Twardowski ze swoją poezją zawsze trafiał u mnie "w punkt".
"Tubella" jest cholernie mądra ale mądra w przystępny
sposób, jest zabawna, pełna miłości i taka... ciepła! Jak
już o miłości mowa to, o dziwo chyba bardziej poruszyła mnie
relacja ojca z córką a nie ta męsko-damska (może jednak
moje "w porządku" kontakty z tatą są tylko w porządku a
nie aż?). Dała mi do myślenia w wielu kwestiach, myślę, że
każdy wynajdzie w niej coś dla siebie. Ja uczepiłam się fragmentów
o życiu a nie odkładaniu go na później, o bezsensie
martwienia się, o wolności jaką daję "CHCĘ", o lęku (i
jego skutecznym wytępieniu - w rewersie książki). Ja nader często
odkładam trudne sprawy na potem, bo przecież lepiej było się bać i
czekać na to aż problemy rozwiążą się same. Jak dobrze, że Andrzej
wspierany przez Bellę okazał się mądrzejszy. I ja jestem już
mądrzejsza, przez spotkanie Ciebie i przez tę książkę
też. Dziękuję! P.S. Aha. I zjadłabym sernik! Asia
9.11.2015
|
|
Pierwsza myśl po przeczytaniu
NIE...CHCĘ ŻYĆ: „Muszę wrócić do czytania” :)
Książkę, podobnie jak „Bellę”,
z miejsca pochłonęłam. Zawiera w sobie dużo prawd życiowych,
składnia do przemyśleń. Jest napisana zwykłym językiem, pokazuje
prostą historię. Podobało mi się to, że głównym bohaterem
jest mężczyzna, a po przeciwnej stronie stoją 3 kobiety. Mogłam
zobaczyć odmienny punkt widzenia, inne zachowania. Miałam
wrażenie, że one nauczyły się od Edwina dużo, zaś on od nich
jeszcze więcej. Z największym zainteresowaniem przeczytałam
rozdział, w którym Ola przedstawia Edwinowi historię
rozmowy jej babci i mamy. Babcia, która przeżyła niejedno w
życiu, doskonale zna psychikę i potrzeby mężczyzn. I ja sama
czytając ten dialog, dostałam kilka wskazówek. Jest jeszcze
Arnold. Z pozoru zwykły przewodnik, który uczy Edwina, jak
żyć. To on zadaje Edwinowi 5 pytań:
ü
Czy jego pogląd oparty jest na faktach?
ü
Czy jego pogląd pozwala mu osiągnąć dalsze lub bliższe
cele?
ü
Czy jego pogląd pozwala mu unikać powstawania konfliktów
lub je rozwiązywać?
ü
Czy jego pogląd pozwala mu tak się czuć, jakby tego chciał,
bez używania narkotyków i alkoholu?
ü
Czy jego pogląd chroni jego życie, zdrowie lub jego
poczucie wartości?
Ta rozmowa była punktem
kulminacyjnym całej książki. Bardzo podobała mi się cała historia,
osobiście najbardziej lubię czytać takiego rodzaju książki,
ponieważ nie odkłada się jej na bok po przeczytaniu, tylko do
końca dnia, jak nie dłużej, myśli się o historii w niej pokazanej.
I przesyłam
wyrazu podziwu za talent pisarski :)
Agnieszka N.
12.11.2015
|
|
Przeczytałam 'Chatkę' dwukrotnie.
Nie była to książka łatwa do czytania. Za pierwszym razem stało
się tak, jak ostrzegała jedna z osób, której opinie
umieściłeś w książce - pogubiłam się w opowieściach.
Wiele rzeczy nie zrozumiałam.
Przeczytałam ja jednak z przyjemnością (nawet jeśli bez
zrozumienia).
Jak zwykle w Twoich książkach jest
mnóstwo prawd pochowanych miedzy wierszami, które
mało bystry czytelnik (jak ja) ma problemy z wyłuskaniem.
Ty jak zwykle prowokujesz z grubej
rury - opowieść o tym, jak Ida i jej Teść przeżywali seksualne
uniesienia dając sobie zastrzyki w tyłek jest straszna i śmieszna
zarazem :))) Gdy pierwszy raz to przeczytałam, to mi wełna stanęła
dębaw moim moherowym berecie. Potem sposób w jaki to było
robione wywołał wesołość - nie słyszałam, żeby kogoś rajcowały
zastrzyki w tyłek. Cóż, ile ludzi, tyle preferencji.
W genialny sposób budujesz
napięcie. Ida mówi, że zdradzała męża sporo razy. Mi przed
oczami staje rząd dorodnych kochanków. Potem sie okazuje,
że zdradzała ze swoim teściem! Mi przed oczami staje namiętny seks
z dużo starszym od niej facetem.Potem się okazuje, że źródłem
przyjemności seksualnej były zastrzyki w tyłek. Wtedy cala moja
wizja zdrady runęła i już nie wiedziałam, czy mam sie śmiać czy
płakać… Interesujące!!!!
Ciekawe była opowieść o terapeutce
Marysi i jej pacjentce Zosi. Wałkowanie przeszłości w terapiach
nie przyniosło żadnych większych rezultatów u mnie również.
Ale z teraźniejszością też kiepsko mi idzie.
I wzmianka, że kobieta potrzebuje
seksu, aby normalnie funkcjonować. Zgadzam sie z tym. Jednym z
powodów dla którego jestem drażliwa i wiecznie
spięta jak struna od skrzypiec jest mój (już teraz) 3 letni
seksualny post.
Fajna opowieść o zastąpieniu
przepraszania dziękowaniem!
Wzruszyła mnie cześć , gdy Ida
opowiada o instynkcie macierzyńskim. Ze pojawia się i nagle serce
ściska na widok niemowlaków, nie można się powstrzymać od
zaglądania innym do wózków. Znam to z własnego
doświadczenia. Mam to od lat. Patrzę z zazdrością na kobiety w
ciąży. Uwielbiam zapach niemowlaków - coś
jak mieszanka mleka i kremu do pupy. Wspaniałe.....
Dziękuję za kolejna poruszającą
książkę.
Gosia
15.11.2015
|
|
Nie
myliłam się, „Tubellę” czytałam z przyjemnością. Z
początku wydawało mi się, że właściwie nie odkrywam niczego
szczególnego, ponieważ część "Awers" jest chyba
tak skonstruowana, że z każdego rozdziału można wyciągnąć jakąś
prawdę, jednak żadną z nich mnie nie zaskoczyłeś (co najwyżej
odświeżyłeś już uświadomione). Spodobało mi się natomiast
określenie "soczystość życia". Od dawna zastanawiam się
w jaki sposób sprawić, żeby było (bardziej i bardziej)
soczyste. Część "Rewers" wywarła na mnie dużo większe
wrażenie, być może dlatego, że czasem wydaje mi się, jakby moje
ciało także było schronieniem dla dwóch osobowości. Tak czy
inaczej, część ta już nie jest tak oczywista. Tutaj już nie ma
morałów typu: "Warto zająć się przeżywaniem chwili
obecnej, zamiast odkładać życie na później", "Nie
ma sensu się zamartwiać, ponieważ i tak to nic nie zmienia",
"Należy czerpać radość z samej drogi do celu, a nie wyłącznie
z jego osiągnięcia" itd. Cel tej części upatruję w pokazaniu
"zjawiska miłości" w pełnej krasie.
Dla
mnie miłością są moje pasje, czuję jednak, że może mi czegoś
brakować. Czy szczęśliwe pary to fikcja z komedii romantycznych?
Czy może mój pogląd jest spaczony? Nie chcę negować
istnienia miłości, bo tak jest wygodniej (chociaż jest), ale nie
mam też żadnych podstaw, by sądzić, że jest inaczej. Tym
niemniej nie żałuję tych 3 dni spędzonych nad lekturą.
Pozdrawiam
serdecznie! Zofia
15.11.2015
|
|
Właśnie
jestem po lekturze "nie... chce żyć". Zajęło mi zaledwie
3 dni, jak na moje normy czytania to mega szybko, także na gorąco
piszę swoje przeżycia.
Jest
to moja 33 książka w tym roku, ale dopiero 2 która
sprawiła, że miałem łzy w oczach, czując jednocześnie
zakłopotanie... no przecież, mężczyźnie nie wypada. Powinien być
silniejszy od złudnych emocji, które często prowadzą na
manowce.
Początek
nie był zachęcający, za dużo negatywizmu, a to coś od czego staram
się odciąć w każdy możliwy sposób i zastępować to pozytywna
energią, właśnie dlatego zacząłem tak dużo czytać w tym roku.
Jednak był on na tyle intrygujący, że miałem uczucie iż muszę
czytać dalej, poddałem się temu i to była bardzo trafna decyzja.
Jestem
zdumiony jak trafnie książka opisuję fragmenty mojego życia,
historia Eli i Stwrosa to historia moich rodziców, za równo
ja jak i moja siostra mamy problem z krostami, przypadek? Nie
sądzę. Na początku czułem trochę wstręt, obrazę, gniew, że je tak
opisujesz, przecież pryszczy się nie wybiera a rujnują poczucie
własnej wartości i pewność siebie jak mało co i powodują głęboko
noszony w sercu wstyd tego kim jesteś, a raczej jak wygląda, ale w
naszym wspaniałym społeczeństwie to jedno i to samo... Mama
poświęciła nam swoje życie, jednak jej nadopiekuńczość sprawiała,
że nie radzimy sobie w życiu najlepiej, i chociaż mamy dyplomy, to
nie znamy podstawowych prawd o życiu, jak byś szczęśliwym, jak
radzić sobie z przeciwnościami losu, dążyć do swoich celów
itd. Z ojcem nie rozmawiamy w ogóle, bo i tak się nie da,
Radio Maryja to jedyna prawda w jego życiu, a pogarda do niego
naszej mamy rośnie z dnia na dzień, dzięki czemu jej ulubiona
rozrywka to narzekanie i pouczanie i wytykanie innym co robią,
źle. Wszystko jest prawie tak dokładne jak to opisujesz w rozmowie
Oli z babką…
Jednakże
nie zgodzę się, że z tym tak jakby odpowiedzialność za tą cało
sytuację spada na barki kobiety, mężczyzna też musi być mężczyzną
a nie chłopcem w ciele dorosłego faceta i równie aktywnie
powinien szukać dróg, drogowskazów, ścieżek do tego
aby tak się stało, a nie liczyć na to, że kobieta zrobi to za
niego, że zrobi z niego mężczyznę... Kobiety w dzisiejszej
rzeczywistości są tak samo zagubione jak mężczyźni. Nie mogą brać
za nas odpowiedzialności. Kobieta stanowi zaledwie lustro, w
którym mężczyzna może się przeglądać, jakim mężczyzną jest
i tego mi trochę zabrakło.
Dziękuje
Ci Andrzeju za tą pozycję, możesz być pewny, że na pewno zostanie
w mojej pamięci i sercu na bardzo długo, bo dotyka ona nas tam
gdzie boli najmocniej. Mam też głęboką nadzieję, że sprawi ona iż
będę trochę szczęśliwszy.
Pozdrawiam.
Rafał
15.11.2015
|
|
Książka
"Nie... chcę żyć"
Napisałam, że "Tubella"
mnie poruszyła ale "Nie..." trzęsie światem w posadach.
Ona zdecydowanie jest, będzie dla mnie bardzo ważną pozycją w
mojej biblioteczce.
Przeczytałam ją. Pomyślałam... i
pobieżnie przeczytałam jeszcze raz co ważniejsze fragmenty rozmowy
Edwina z Arnoldem, zaznaczając ważne dla mnie fragmenty.
Wiele razy zdarzało mi się
irytować się i mówić "ja nic nie muszę!" ale
mówić, a rozumieć, co to znaczy to dwie inne sprawy.
"Każde "muszę"
zabija "chcę"! Każde "muszę" niszczy najlepszy
nastrój". Tak, każde "muszę" powoduje u mnie
skręt żołądka. Teraz postaram się już tylko "chcieć" i
przeprogramować się na zdrowsze myślenie. Nie od razu ale powoli i
skutecznie ("Nie wystarczy zrobić coś jeden raz, żeby
przeprogramować myślenie"). Za każdym razem zastanowić się co
samokrytyka czy brak wiary w siebie mi właściwie daje? I jakie
wspaniałe jest poczucie, które już mam w tej chwili, bo
wiem, że 90% z moich ewentualnych poglądów obala już
pierwsze pytanie "czy są oparte na faktach?" :)
Teoria babci Greczynki bardzo mnie
pokrzepiła, bo okazało się, że do jakiegoś mądrego wniosku doszłam
już kiedyś całkiem sama. Do wniosku, że podziw jest bardzo ważny,
może wręcz kluczowy. I ja swojego mężczyznę muszę, wróć,
CHCĘ podziwiać. I dawać mu to odczuć.
A na koniec jeszcze chyba
najpiękniejszy cytat (dla mnie) z całej książki, ważny do tego
stopnia, że chyba sobie go wydrukuję.
"Wstań, przyjacielu mój,
i idź przed siebie, nie oglądając się w przeszłość, niezależnie od
tego, jak była ona dla ciebie, piękna czy tragiczna, bo życie jest
tylko teraz i pora już, abyś wreszcie otworzył oczy." Bardzo
do mnie pasuje. Ja też, jak Edwin, od teraz "...chcę żyć"
:)
ASIA
17.11.2015
|
|
Wrażenia
z „Nie chcę żyć”:
Książkę przeczytałam w jeden
dzień. Jak zaczęłam, to nie mogłam się oderwać. Wciągnęła
mnie od razu. Sprawiła, że kilkukrotnie zaszkliły mi się oczy.
Gdzieś tam widziałam siebie i swoje problemy, ale co najciekawsze,
książka zawiera mnóstwo przydatnych wskazówek co
robić, aby te problemy rozwiązać! I dlatego mogę tylko żałować, że
nie trafiła w moje ręce wcześniej.. No ale widocznie miała trafić
teraz, bo przecież nie ma przypadków :) Książka zawiera
piękne, życiowe lekcje, które można od razu wcielić w
życie. Najważniejsze czego mnie nauczyła to:
- że nie ma przypadków
- że nic nie muszę
- że nie wszystko co dobre dla
innych jest dobre dla mnie
- jak odpowiadać na 5 pytań
Szkoda, że podobnych książek nie
było w szkole. Ma większy wydźwięk wychowawczy niż wszystkie
obowiązkowe lektury razem wzięte.
Lucyna
17.11.2015
|
|
„TUBELLA” –
Wciągająca, terapeutyczna książka przedstawia dialog ojca z córką.
Kiedy przeczytałam słowa wypowiadane przez Elę: „Tu Bella”
– zmroziło mnie. :) Nie wiem, na ile mamy do czynienia z
fikcją literacką, a na ile biografią autora, ale scenariusz
nadawałby się do filmu, bo tak się czułam czytając dalsze strony…
Niesamowita. Mocna. Nadal ją wewnętrznie „trawię” :)
Lucyna
23.11.2015
|
|
Tak
...chcę kochać.
Połknęłam
tak jak poprzednie. Dobitna, dosłowna, bezpośrednia... jak Ty
Andrzeju. Trochę jestem przerażona ;-)))czy Ty tak
analizujesz i rozbierasz na czynniki pierwsze ludzi nawet w życiu
prywatnym. Mam na myśli zwłaszcza kobiety hi hi
hi. Dobrze, że większość facetów nie ma o ty
zielonego pojęcia;-))) A tak poważnie to kolejny raz
uświadomiłam sobie jak bardzo jestem zakompleksiona i jak bardzo
przejmuje się tym co inni powiedzą,pomyślą, spojrzą. To tak mocno
tkwi w głowie. Powinnam z tym skutecznie zawalczyć, to trudne. Ale
wiem ,że to warunek konieczny do spełnienia, żeby być szczęśliwą i
żyć pełnią. I kolejna lekcja ,że trzeba więcej dawać z
siebie...dbać o potrzeby partnera. Widzę jak grozisz mi
palcem;-))) Powzruszałam się i uśmiałam ;fragment listu
Chuja Andrzeja do Chuja Bogdana ...ha ha ha Masz fantazję
ułańską. Zaraz zaczyna czytać moja Mama... Ciekawa jestem
co Ona powie;-)))
KAROLINA
6.12.2015
|
|
“Zaklinacz”
Cholera
dobry jesteś w te klocki, doskonale opisałeś problem pochwicy, ta
ksiązka jest również o mnie - moich
lękach, zahamowaniach. Żyję nadzieją że mi też się uda - osiągnąć
cel i kochać męża jeszcze bardziej (dzięki jedności fizycznej),
aczkolwiek przez chwilę dopadła mnie myśl że z P. może być jak z
mężem Asi. Później pomyślałam że znów dopada mnie
jakiś lęk, który sama utworzyłam i że to nie ma sensu.
Książka mądra, ciekawa, wywołuje wiele skrajnych emocji. Potrafisz
pięknie opowiadać.
Ula
7.12.2015
|
|
Książkę CO CHATKA TO
ZAGADKA autor dedykuje kobietom, ale ja uważam, że facetom też by
nie zaszkodziło, jakby ją przeczytali. Niesamowicie
emocjonalna, do tego stopnia, że nie da się jej przeczytać na raz,
bo od nadmiaru emocji, które ona wywołuje, można się
nabawić co najmniej bezsenności. Ja przynajmniej nie mogłabym
przeczytać jej na raz. Dużo pisze o relacjach damsko-męskich,
ale pokazuje je w tak oryginalny sposobów, o jakim wielu
ludziom nawet się nie śniło. Mnie osobiście "Chatka"
dostarczyła wielu wzruszeń. Często, czytając, miałam mokre oczy, a
już na zakończeniu to się popłakałam. Szczególnie wzruszyła
mnie relacja wujka i Idy, a także Idy i teścia – nie wiem,
która bardziej. Bardzo daje do myślenia, przewraca świat
do góry nogami. To normalnie trzęsienie ziemi – dla
myślącego czytelnika oczywiście. No bo do czego może
doprowadzić kobietę np. czytanie fragmentu o tym, jaką rolę ma
spełniać facet w jej życiu – i że żaden facet nie jest w
stanie spełnić jej wszystkich potrzeb? Ha! Bardzo wzruszyły
mnie niektóre fragmenty. Na przykład o babci, która
przeszła mnóstwo kilometrów za swoim facetem. Ja
pierdzielę, jakie to piękne wzruszenie o tym czytać. I pięknie
uświadomić sobie, że samemu się takie kilometry nieraz przechodzi,
żeby o swojego faceta walczyć... Wzruszyły mnie na przykład
słowa „Istniejesz tylko ty, nic innego się nie liczy, jesteś
najważniejsza, zawsze będę Ci ufał, kocham Cię do szaleństwa”.
Niejeden facet powinien nauczyć się tego na pamięć i powtarzać
swojej kobiecie co najmniej raz dziennie :) Setman nie byłby
sobą, gdyby nie dał czytelnikowi porcji dobrego humoru np. „Ja
pie...! Na ch... ja ciebie spotkałem? – rzekł Bezimienny do
Lidki.” Dziękuję Ci również za te fragmenty, są
bardzo potrzebne (rozładowują napięcie), gdyż niejedno słabe
serduszko mogłoby nie wytrzymać takiej dawki emocji, jaką dajesz w
swojej książce :) Przy okazji o policjancie (Bezimiennym)
piszesz, że dobry orgazm uzależnia od faceta… to mi dało
dużo do myślenia Prześliczne metafory, np. „Lidki
wyobraźnia schyliła się, by podnieść rozsypane kwiatki i dokończyć
plecenie wianuszka”. Gdyby ktoś mnie poprosił, abym w 2
słowach określiła „Co chatka to zagadka” (w 1 się nie
da), to powiedziałabym: genialnie ostra :)
Magda, mama
Agatki i Antka
7.12.2015
|
|
Właśnie
kilka minut temu skończyłam czytać Belle. Myśli
biegają mi po głowie jak szalone. Jestem
pod wrażeniem. Podczas czytania raz się śmiałam sama do siebie a
raz płakałam. Czytając
miałam uczucie, że mogę się utożsamić z tak wieloma emocjami i
sytuacjami. Tej książki
nie mogłam przeczytać od tak raz, dwa, hop siup. Czytając
musiałam/chciałam się po prostu zatrzymać na dłużej w danej
chwili...żeby przemyśleć, zrozumieć i żeby zostało to we mnie. Za
każdym razem byłam coraz bardziej zaskoczona historiami i
przebiegiem sytuacji. Jest tam poruszonych tyle tematów
tyle zagadnień. Ta książka trzyma w ciekawości do ostatniego
słowa. Książka na długo
pozostanie w mojej głowie i cieszę się, ze w każdym momencie mogę
do niej wrócić, bo ma w sobie tyle mądrości i uświadamia
jaką potęga jest ludzki mózg. Dziękuje,
że mogłam ją przeczytać. Magda
14.12.2015
|
|
Andrzeju,
Przeczytalam Twoja ksiazke - TAK
CHCE KOCHAC.
Brak mi słow, taka jest
rewelacyjna.
Dala mi sporo do myslenia.
Czytałam ja z markerem w ręku,
zeby móc pozaznaczac wazniejsze fragmenty i jeszcze nie raz
do niej zajrzec.
Na pewno skusze sie jeszcze nie
raz do przeczytania jej.
jest to bardzo wciągajace
opowiadanie, doskonała nauka o zdrowym mysleniu oraz mozliwosci
spojrzenia na swiat z zupelnie innych perspektyw oraz zycie.
Az chce sie zyc.
Mozna powiedziec, ze rzuciła mnie
na kolana, jest taka przejmujaca.
Czytajac ja co chwila sie
zatrzymywalam, rozmyslajac o tym , co przeczytałam.
Daje tyle pozytywnej energii, niby
zyjemy, wiemy sporo ale okazuje sie ze wcale nie.
Cudowne fragmenty o gwałcie czy o
modlitwie za smierc corek i wnuczki kobiety, która była
alkoholiczka.
Na poczatku bylam przerazona tymi
historiami, ale po chwili smiałam sie do łez.
A ta o "krzywym huju'?- po
prostu czad.
Pewne fragmenty sa wręcz
szokujące, dlatego ten, kto nigdy Cie nie poznał, nie rozmawial z
Toba, nie pisal do Ciebie-moze byc przerazony po przeczytaniu. Ja
Cie juz znam, wiec doskonale rozumiem Twoje ksiązki.
Tak doskonale znasz kobiety, ich
duszę.
DOTYK, CZUŁOSC, PRZYTULENIE- pełna
profesja. Będę je codziennie pielęgnowała, bo na tym polega
szczescie w milosci.
Cudowne historie sa w tej książce.
Nie przestawaj pisac, prosze.
Dziekuje Andrzeju za tę cudowna
podróz.
Jestes po prostu niesamowity.
wiola
14.03.2016
|
|
ZAKLINACZ KOBIET.
Po prostu dech mi zapiera, tak jak
cudowna byla- TAK CHCE KOCHAC, to ta jak ja zaczełam czytac od
poczatku juz mnie zafascynowała, poniewaz opisujesz m.in.
pochwice, która mnie dotyczy.
zupelnie inaczej juz o niej mysle,
ta ksiazka jest po prostu o mnie. hmm?.
Pozwala kobietom spojrzec na
siebie zupelnie z innej strony.
Wiele tłumaczy i wyjasnia
tak wiele waznych rzeczy.
Czytajac ja, warto sie nad soba
zastanowic. Porusza bardzo wiele tematów ( przyczyny
POCHWICY, przemoc w zwiazku, poczucie lęku, wyjasnia: BEZRADNOSC,
STRACH, ze "NIEMOZLIWE, MOZE BYC MOZLIWE", ze zyjemy w
stadzie, ze tylko człowiek, ktory posiada poczucie własnej
wartosci, jest gotów dążyc do swojego szczescia, a przy
okazji moze uszczesliwiac druga osobe., wyjasnia, czym jest
SZCZESCIE, ze trzeba poznawac swiat, miec otwarte oczy- nie chowac
sie, gdyz sa ludzie, którzy nas potrzebuja. To takie mądre
i wazne.
Kazdy z nas zyje, ale wiekszosc
nie analizuje tych waznych rzeczy, o których piszesz.
Ta ksiazka to jest dopiero
pozakreslana przeze mnie i oblepiona małymi karteczkami, które
sa opisane skrótami, do których bede bardzo czesto
wracała.
Mi tez brakuje wiary w siebie,
Odbicie w lustrze u Ciebie- ciezko mi przechodzilo przez gardło
wyduszenie z siebie czegos pozytywnego na mój temat.
Zyjemy negatywnymi bajkami ze: NIE
MOZNA, NIE DA SIE, NIE UDA CI SIE, NIC NIE PORADZISZ.
Guzik prawda, wystarczy tylko
uwierzyc w siebie.
Czytajac ja, zastanawiałm sie czy
to co opisujesz, to prawda czy fikcja?. W tej chwili jest mi juz
wszystko jedno, najwazniejsze ze wiele rzeczy sie dowiedzialam i
zamierzam je wykorzystywac w moim zyciu.
Jestem przeszczesliwa, ze tyle
mądrych i ciekawych rzeczy sie dowiedziałam.
Ksiązka prowokuje do myslenia i do
zastanowienia sie, czego my tak na prawde chcemy od zycia i jak
zyjemy?.
czy jestesmy szczesliwi, czy
spełniamy sie w 100 %, czy realizujemy swoje marzenia, czy tylko
marzymy?. no własnie.
Nie chce juz myslec, ze mi sie nie
uda, ze ktos cos osiagnal, ze jest kims tam, a ja cały czas sie
zastanawiam.
Pozwoliła mi zrozumiec pochwice,
uczy nas zycia, ze mozna myslec inaczej, bardziej skutecznie.
Ksiazka mówi o problemie
pochwiczanek, ale tak na prawde jest o kazdym z nas. Zabawna
czasami i taka mądra.
Daje kopa. Najwyzszy czas przestac
sie nad soba uzalac i isc do przodu.
Historia z Domu Pomocy Społecznej-
gdzie bohaterem był Boguś- rozwaliła mnie na maksa.
Chce kochac i byc kochana.
Chce zyc inaczej i czerpac z tego
zycia garsciami.
Nie chce juz bac sie wszystkiego.
Mam tyle zdolnosci, ale ich nie wykorzystuje. nie kazdy je posiada
dlatego jest skazny na korporacje.
Uswiadomiłam sobie po przeczytaniu
Twojej ksiazki, ze ja chyba wegetuje, a nie zyje.
Tyle kwestii mi rozjasniłes,
pobudziłes moja wyobraznie, myslenie.
Chce byc kolorowa jak ptak, jak
motyl, zeby wszyscy sie za mna oglądali, a ja bede szła z
podniesiona głowa.
Chce zaczac realizowac moje
marzenia.
Tak chce zyc.
Widze ze troszke sie rozpisałam.
Juz koncze. Chyba wszystko co
chciala napisac.
Dziekuje Andrzeju.
wiola
14.03.2016
|
|
przeczytałem Twoja ksiazke- NIE
CHCE ZYC. Bardzo mi sie podobała, to doskonała lektura o zdrowym
mysleniu.
Sa w niej zawarte prawdy zyciowe,
niby tak banalne, ale jakże prawdziwe.
Ludzie przejmuja sie tym co mówia
inni, nie zrobia czegos, co by chcieli, BO CO LUDZIE POWIEDZA, BO
TAK NIE WYPADA.
Dokladnie tak robi moja Zona.
Ludzie zamartwiaja sie juz rano, sa zmęczeni i zdołowani na sama
mysl, ze musza isc do pracy. Mysla o wakacjach, a na nich juz
zamartwiaja sie, co bedzie jak sie skonczy urlop i wroca do
pracy?.
Z ksiazki tej, mam nadzieje Wiola
nauczy sie, ze nie ma co sie wszystkim zamartwiac, tylko cieszyc
kazdym dniem zycia, kazda rzecza, ze swieci słonce, ze jestesmy
zdrowi, ze mamy rodzicow i ze jest cudownie.
ZE SWIAT JEST PIEKNY, ze trzeba
korzystac z niego i wykorzystywac kazdy dzien na maksa.
Mam nadzieje, ze zona posłucha rad
Tesciowej Eli, jak postepowac z mężczyzna
Bardzo mi sie w Twojej ksiazce
podobało stwierdzenie:
OSOBY, KTORE NAJBARDZIEJ POUCZAJA,
JAK NALEZY POSTEPOWAC, SAMI MAJA DUZO ZA USZAMI.
Bardzo wazne jest rowniez to, ze
gdy sie cos nie uda, to nie koniec swiata i czesto okazuje sie, ze
tak jak w przypadku głównego bohatera, konczy sie bardzo
dobrze. Jak Wiola straciła prace to załamała sie, tlumaczyłem jej
ze widocznie to jakis znak, ze to nie jest koniec swiata i ze
najwyzszy czas zeby zaczac robic to, co tak na prawde sie kocha i
spełnic marzenie. Pracujac w korporacji, nie było na to czasu,
ciagle była zdenerwowana, zmeczona, przynosiła problemy do domu.
widziałem ze ta praca nie daje jej satysfakcji. A teraz to jest
szansa.
Mam nadzieje ze mnie poslucha.
Jesli chodzi o ksiazke, to wiele
rzeczy mi rozjasniła w głowie, zapewne nie raz jeszcze do niej
wróce.
I bede wspierał zone w realizacji
jej marzen. Razem bedzie łatwiej.
dziekuje Andrzeju.
Tomasz.
14.03.2016
|
|
Właśnie wczoraj skończyłam czytać
książkę "Tubella". Sama nie wiem co napisać, żeby moja
słowa wyraziły to co czułam podczas czytania, ale może najprościej
będzie mi wymienić uczucia, które potrafiłam zidentyfikować
i nazwać. Oprócz tego, że wraz z każdą stroną narastała we
mnie ciekawość co będzie następnego, to nachodziły mnie dziwne
stany, od radości, po niepewność, czasami nawet miałam pewne lęki
w sobie. Książka poruszyła mnie na tyle mocno, że zwierzyłam się
mojej przyjaciółce o tym, ze zaczęłam odczuwać niepewność,
może strach związane z tym co się dokładnie działo podczas mojego
dzieciństwa (ja jestem ddd a ona dda), bo przecież nasz mózg
znakomicie radzi sobie ze zjawiskiem wyparcia. Nie mniej jednak
dokończyłam ją i jestem pewna, że będę do niej wracała. Jest
mnóstwo ukrytej wiedzy i prawd życiowych, które chce
wprowadzić w swoje życie. Dodatkowym atrybutem książki jest jej
humorystyczność. Gratuluje i dziękuje :)
Pozdrawiam!!!
Ania
15.03.2016
|
|
"Tubella" przeczytana..
Dziękuję Ci za tę książkę. Jest
niezwykła, mądra i pouczająca.
Czytałam ją bardzo wolno.Chciałam
jak najwięcej z niej odkryć. ..dlatego z ołówkiem w ręku
zaznaczałam fragmenty, które do mnie najbardziej
przemówiły. Przyznam, że trochę się tego nazbierało....
Fantastycznie napisany dialog
córka -ojciec pomaga przewertować najistotniejsze kwestie w
młodym związku dwojga ludzi i wciąga do ostatnich stron.
Żadna książka nie przekazała mi
jeszcze tylu pozytywnych lekcji. Dlatego bardzo, bardzo dziękuję
:):):)
Zachowam te wszystkie rady Marii i
jej męża na długo, a chciałabym na zawsze ;););)
Pozdrawiam serdecznie.
Marta
17.03.2016
|
|
Andrzeju,
jest 5 nad ranem, a ja zamiast
spać stukam w klawiaturę. Łzy spływają mi z oczu ograniczając pole
widzenia. Właśnie pochłonęłam Tubellę. W jedną noc. Nie
mogłam przestać. Chciałam zdać Ci relację "na gorąco",
ale mam w sobie tyle uczuć i emocji po przeczytaniu tej książki,
że nie potrafię opisać ich słowami, a tym bardziej ułożyć w
sensowne zdania. Jednak najbardziej, najsilniej przebija się
wdzięczność.
DZIĘKUJĘ!!! Dziękuję za
"Tubellę". Dziękuję, że przypomniałeś mi, że warto
jest kochać.
Dziękuję, że pojawiłeś się w moim
życiu.
Dziękuję, że zawsze siedzisz mi w
głowie. W dobrych i złych chwilach. Że oczami wyobraźni widzę
Twoją twarz z tym ciepłym spojrzeniem. Albo z tym irytującym
uśmieszkiem i tekstem "genialne!" kiedy kolejny raz
sprowadzasz mnie na ziemię, gdy tylko pomyślę o jakiejś
"głupocie". Dziękuję Ci, że jesteś. I wiem, że
będziesz na zawsze.
Pozdrawiam Cię całym swoim
roztrzęsionym i ponownie rozpalonym serduszkiem! Patrycja
Mroczek.
15.01.2017
|
|
Przeczytałem
„Tubellę” i zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Czytam
średnio 1 książkę tygodniowo, więc mam podstawę do oceny.
Ta
książka ma szczególną właściwość - narracja jest tak
subtelna, że niemal widać sytuacje i słychać głosy. Porównałem
ją do stylu Prousta, gdzie czytelnik dosłownie wnika w treść
opisywanej sceny. Teraz brakuje takich książek, na jej tle inne
wydają się toporne, zestandaryzowane.
Interesuję
się od dawna człowiekiem. W tej książce każda z postaci jest
wyraźnie widoczna, ma swoją osobowość, poddaje się emocjom, które
czytelnik też odczuwa.
W
trakcie lektury pojawiają się refleksje osobiste, które
pozostają jeszcze długo po przeczytaniu.
Książka
ta powinna trafić do zestawu lektur, ponieważ jest w stanie pomóc
przywrócić współczesnemu człowiekowi zdolność do
tego, co nazywam "powrotem człowieka do człowieka",
którą wielu już utraciło.
Dziękuję
i pozdrawiam serdecznie
Sławek
Bieńkowski
4.06.2017
|
|
Dziękuję
Ci za „NIE... CHCĘ ŻYĆ”. Cieszę się, że mogłem ją
przeczytać. Wiem też, że będę ją czytał ponownie i ponownie. W
chwili obecnej ją po prostu pochłonąłem, nie potrafiłem się
zatrzymać. Później przyjdzie czas na dokładniejszą analizę.
Czuję jakby coś w środku we mnie eksplodowało. Czuję nadzieję i
chęć do życia. Dziękuję Bogu, za to, że nakierował mnie na Twoją
twórczość. Temu samemu Bogu, w którego wierzył
Arnold, bo właśnie taki obraz mam od dawna w głowie. Czuję, że ta
książka odpowiedziała na wiele moich pytań i wskazała mi dalszą
drogę. Będę pracował z nią jeszcze przez długi czas i na pewno
zostanie ze mną do końca życia :D
Przemek
6.09.2017
|
|
Przed
chwilą skończyłam czytać "Nie... chce żyć". Niezwykła
książka. Nie podejrzewałabym siebie o to, że można wzbudzić we
mnie emocje takiego rodzaju, jakie towarzyszyły lekturze..., i
które będą oddziaływały na fizjologię. Jestem tym bardziej
pod wrażeniem, ponieważ to co w książce przedstawione z pozoru
"nie może" wpłynąć tak wyczuwalnie jak wpływa - czy to
magia słów, czy jakiejś innej recepty zawartej w formie,
nie mam pojęcia, w każdym razie dziękuję i pozdrawiam
ciepło. Aleksandra,
Ola
11.09.2017
|
|
Dobry
wieczór, właśnie 2 minuty temu skończyłam czytać "Tubella".
Osobiście również nie wierzę w przypadki, zawsze coś się
dzieje z jakiejś przyczyny. Ostatnio, żeby zrozumieć emocje i mózg
skupiłam się na lekturze "Inteligencja emocjonalna"
Godmanna. Natomiast Twoja opowieść jest bliższa, kojąca,
otwierająca i wyzwalająca.... pojawia się po niej uśmiech i
zaduma. Do setnej strony sądziłam, że jestem do jej lektury
jeszcze za głupia, może za mało swoich doświadczeń, aby na
zasadzie analogii coś sobie wyjaśnić. Później -
rollercoaster emocjonalny.... gdzieś od spotkania z Marią i jej
mężem. Teraz mi głupio przed samą sobą, jak zabijałam wszelkie
emocje w sobie, aby nie być jak inni i nie popełniać tych samych
błędów... nie czuć to co oni. Czas się otworzyć, ale tak
szczerze otworzyć. Dziękuję za tę książkę. Miłego wieczoru ;)
Magdalena L
29.10.2017
|
|
Witaj:)
parę
dni temu, a dokładnie w piątek skończyłem czytać pierwszy tom "a
jakby coś", tego samego dnia "pozbyłem się"
książki, tzn. puściłem ją dalej, bo jak Ci już kiedyś mówiłem,
albo pisałem Twoje książki nie leżą u mnie na półce, ale
krążą.
Wrażenia....
sposób w jaki napisałeś książkę jest dla mnie wow. Pierwsza
część, wraz z spostrzeżeniami, druga pamiętnik, do tego komentarz
i jeszcze raz komentarz. Niesamowite.
Akurat
treści zawarte w tej książce, bardzo do mnie trafiały i trafiają
wciąż. A szczególnie jeden fragment, w którym
piszesz o "hiperartruizmie". Miałem wtedy wrażenie
jakbyś siedział obok popijał herbatę i mówił to do mnie.
Jakbyś ten fragment napisał dla mnie. Po przeczytaniu tej 1,5
strony odłożyłem Twoją książkę, aby móc jak najwięcej
zapamiętać, jak najwięcej wziąć z tego. Nie chciałem zagłuszać
tego, co się we mnie wtedy działo kolejnymi literami, kolejnymi
słowami. Potrzebowałem wtedy tego. Następnego dnia ostatnie 150
stron czy coś koło tego pochłonąłem. Aby ktoś inny mógł
poczuć to, co ja czułem ( a może poczuje coś zupełnie innego), gdy
ja czytałem Twoją książkę.
Dziękuję.....
pozdrawiam
Wojtek
2.01.2018
|
|
Witaj
Andrzeju, > chcę Ci podziękować za te dwie nowe
książki jakie napisałeś. Spodziewałam się czegoś co złapie za nos
i zabierze mnie w daleką ciekawą podróż i się nie
zawiodłam. Może do dziwnie zabrzmi, ale to tak samo jak pragnęłam
przeczytać Twoje książki, to w równym stopniu bałam się
kolejnej konfrontacji z tym co piszesz i jak piszesz i w jaki
sposób to do mnie dociera. Jednak pochłonęły mnie na dobre.
> Pierwsza część do tego stopnia, że jak czekałam w
szpitalu na wizytę u lekarza parę godzin, to byłam wkurzona, że
muszę przerwać czytanie na chwilę. Bardzo podobały mi się
pamiętniki 40 letniej babci Feby, motyw II wojny światowej i te
wszystkie emocje, które z nich wyssałam, wzbudziły dużo
tęsknot, pragnień. Na początku zakochałam się w Zorbie, ale
czułam, że jest coś na rzeczy, czułam rosnące napięcie owiane
milczeniem. Końcówka książki z wizją "raju" raz
sprawiała, że oblizywałam się ze smakiem, zazdroszcząc tego
upojnego seksu dzikusom, to marszczyłam brew jako była zagorzała
katoliczko-protestantką, aż śmiałam się na głos akurat właśnie
jadąc pociągiem i poczułam jakiegoś rodzaju błogość i dobry humor,
to znowu wzruszając się, że też tak nie mam. > Część druga z
kolei zaskoczyła mnie zupełnie zmianą akcji, wzruszała do łez.
Szczególnie poruszył mnie motyw z przeprosinami Feby! Poza
tym rozkochałam się w Nikosie. Zatrzymałam się nad scenami
wychowywania synów przez Febę i jej bezradności, bo często
czuję się podobnie. Rozbroiły mnie na łopatki. Oszalałam nad
rozwiązaniami Nikosa dotyczącymi wychowani chłopaków oraz w
"wypuszczania "ich" w świat. > Powaliła mnie
głęboka ,piękna, szalona miłość Nikosa i Feby oraz jego miłość do
Melisy. > Słowa "... Jak byłam mała Feba mawiała:
Związek to nie gramatyka i nic co oddzielne, nie jest dobre"-
pracują we mnie cały czas jak i powtarzane w różny sposób,
jak mantra o tym czego pragnie kobieta i czego pragnie mężczyzna
oraz kiedy związek jest szczęśliwy. To dla mnie było wręcz
idealne, bo ja potrzebuje ciągłych powtórzeń. >
Fascynująca historia Oli i Edwina! Oboje urzekają swoją
słodką-gorzką przebiegłością, poczuciem humoru, otwartym umysłem,
pomysłowością. > Skoczyłam a już tęsknie do nich. Po
przeczytaniu poczułam jakiś smutek, że już nie uczestniczę w tych
historiach, że jakoś mi pusto i samotnie bez tych wszystkich
bohaterów, emocji, przeżyć. Chyba zacznę drugą część od
nowa z czystej tęsknoty. > Andrzeju jestem radosna,
wdzięczna, wzruszona, powalona, rozanielona, czasami wkurwiona,
zachłyśnięta, oczarowana, upojona Twoimi książkami i tym jak
piszesz. Łamiesz stereotypy, przeskakujesz mury, wyważasz drzwi,
zapalasz światło, karmisz ducha, wzbudzasz pragnienia,
wciągasz... > Dziękuję najbardziej jak potrafię i
najchętniej uścisnęła bym Ci dwie ręce za poczynienie tych
wszystkich swoich książek a teraz za dwie nowe. Póki co
pogratuluję osobiście przez skypa przy naszej następnej
rozmowie. > > pozdrawiam Monika / Mila :)
4.01.2018
|
|
Dzisiaj
do ręki po prawie 8 latach wziąłem „tak…chcę kochać”,
na ten moment przeczytałem zaledwie 70 stron i idąc za myślą
„napisz do niego” robię to właśnie.
Tą
książkę dostałem na urodziny od swojego przyjaciela. Wtedy
myślałem, że życie jest łatwiejsze, a ja mam w nim prostą rolę do
spełnienia.
Chciałbym
jeszcze napisać, ale nie wiem co. Łzy cisną się do oczu i cieszę
się, że nie ma obok nikogo, albo właśnie za tym płaczę….
Wojtek
8.01.2018
|
|
Skończyłam
właśnie czytać ,,Zaklinacza kobiet" i czuję różne,
skrajne emocje :)
Czytając
listy bohaterek-pochwiczanek książki, myślałam że to ja jestem ich
autorką :)
Znalazłam
mnóstwo analogii do sytuacji z mojego życia, mojej
osobowości, lęków, przekonań.
Czułam
się naga czytając niektóre rozdziały, jakby ktoś przejrzał
najskrytsze zakamarki mojego umysłu, które chowam nawet
przed samą sobą :)
Podoba
mi się idea nakłaniania do świadomego przeżywania życia i
tworzenia wspomnień :) Muszę ją wdrożyć w życie :)
Największe
wrażenie wywarł na mnie jednak ostatni rozdział. Jest pozbawiony
głupich zasad moralnych czy etycznych, które tylko blokują
nasze prawo do szczęścia. Pokazuje jak skrajne są nasze
pragnienia, jak wiele jesteśmy w stanie zaryzykować, by choć przez
chwilę przeżyć niesamowitą przygodę i emocje :)
Obnaża
też niestety nasze lęki przed porażką, które niekiedy są
tak silne, że uniemożliwiają zapewnienie sobie podstawowych
potrzeb jakimi są miłość i związek z drugim człowiekiem. Ale może
te właśnie skrajne, także negatywne uczucia sprawiają, ze życie
nie jest nudne?
Tak,
zadawałam sobie pytanie ile w książce jest prawdy, a ile fikcji,
ale nie chciałabym tego wiedzieć :) Wtedy książka wydaje się
jeszcze bardziej intrygująca :)
Dziękuję
Ci za nią:)
SYLWIA
27.01.2018
|
|
Przeczytałem
2 tom " a jakby coś" kończyłem go mając ponad 38 stopni
gorączki, czyli w męskich kategoriach patrz, gdy umierałem, ale
miałem taką myśl, że zanim wyzionę ducha to chcę skończyć tą
książkę do końca.
Książka przeczytana, a ja nadal
żyję... i bardzo się z tego cieszę, bo jeszcze wiele pięknych i
cudownych chwil, momentów, dni przede mną.
Wrażenia....
Uważam, że to jest najlepsza Twoja
książka, a przeczytałem i posiadam wszystkie. Jest w niej tyle
prawdy i nauki. W żadnym podręczniku psychologii nie znalazłem
tyle wiedzy ile w tej książce. Mówię o całości, nie tylko
jednym tomie.
Czytając ją chciałem więcej i
więcej..i szczerze wierzę, że napiszesz kolejną. O czym to sam
wiesz, w sumie sam to zaznaczyłeś. Gdy czytam to co do Ciebie
piszę, wiem że nie jestem w stanie ubrać w słowa to, co chciałem
oraz to co czuję i myślę.
Zastanawia mnie czy nie myślałeś
również o napisaniu książki na temat wychowania?
pozdrawiam
Wojtek
9.02.2018
|
|
Witaj
Andrzeju,
właśnie przeczytałam Twoją książkę
i przesyłam moje wrażenia.
Dziękuję, że napisałeś książkę„
a jakby coś”.
Dziękuję, za możliwość
przeczytania jej.
Dziękuję, że podzieliłeś się ze
mną swoją wiedzą, doświadczeniem i życiową mądrością.
Dzięki Tobie, Twoim książką,
spostrzeżeniom, radą nie muszę błądzić po omacku w poszukiwaniu
szczęścia. Nie muszę wszystkiego uczyć się na własnych błędach, bo
dzięki Tobie wiem jak ich unikać. Jestem szczęściarą, że
spotkałam Cię na swojej drodze(ale to już wiesz). Szkoda, że nie
każdy miał to szczęście. Człowiek może żyć z 70 lat i nic nie
wiedzieć, nic nie pojąć, może nie zauważyć tego, co w życiu ważne,
co gorsza może być nieszczęśliwy 70 lat i przekazywać swoje
nieszczęście innym, nawet dalszym pokoleniom.
Treści zawarte w książce mogą u
niektórych narobić bałaganu w głowie, u innych znowu
poukładać nieład, który już mają, a chcą go uporządkować, u
osób zagubionych, błądzących, nieszczęśliwych mogą być
drogowskazem, by wrócić na właściwe tory. Czasem jest tak,
że człowiek pewnych rzeczy nie widzi i nie dostrzega, bo albo jest
ślepy albo nie chce widzieć. Książka „a jakby coś”
otwiera oczy, daje świeże i zdrowe spojrzenie na rzeczywistość.
Osoby, które nigdy nie czytały Twoich książek i nie
poznały Cię osobiście mogą doznać szoku w czasie czytania, gdyż
masz zupełnie inne podejście do życia, inne niż to które
zostało nam pokazane w dzieciństwie przez rodzinę, nauczycieli,
telewizję i gazety. Pokazujesz, że można żyć inaczej, że nie
trzeba być niewolnikiem wpojonych nam chorych poglądów, że
można wyjść z więzienia własnego nieszczęścia, w którym
czasem sami się zamykamy, że można być wolnym i szczęśliwym
człowiekiem.
Szkoda, że takich książek nie
czyta się w szkole obowiązkowo, może wtedy świat i ludzie byliby
inni. Z drugiej strony Twój przekaz trafia do wybranej
grupy osób, która zrozumie, co chciałeś
przekazać. Jeśli porównać by to do siania ziaren, to myślę,
że w tej nielicznej grupce osób, ziarna dadzą obfite plony,
bo trafiają na odpowiedni grunt.
Dla mnie w wielu momentach książka
była pewnego rodzaju przypomnieniem, tego, co przekazałeś mi
już wcześniej, czy to osobiście czy w poprzednich książkach. Ale
warto było sobie to wszystko poprzypominać i utrwalić, bo pamięć
ma to do siebie, że niektóre ważne rzeczy umykają. W
czasie czytania książki wyłuskiwałam dla siebie to, co na
obecną chwilę w moim życiu było mi najbardziej potrzebne. Tak
jakbym szukała rozwiązania i zrozumienia niektórych
realnych problemów i niejasności. Szczególnie
podobał mi się fragment o pasjach mężczyzny. Utkwił mi też w
pamięci fragment o przeżywaniu orgazmu przez mężczyzny i kobiety.
Nie wiedziałam, że między tym jest, aż taka różnica i
przepaść.
Każda nowo rozpoczynająca się
historia opisywana w książce była jak prezent. Dostajesz do
ręki i nie wiesz, co jest w środku, bo nigdy nie wiadomo czym nas
obdarujesz. Jest ciekawość, a później zaskoczenie i
zaspokojenie.
Gratuluję Ci Andrzeju talentu
pisarskiego. Sztuką jest, by przekazać, to co się wie, myśli
i czuje w takiej formie, aby inni też to dostrzegli, poczuli,
zrozumieli. Jestem zachwycona Twoją lekkością pióra, tym
jak potrafisz połączyć człowieka w całość, jego ciało, psychikę i
duszę. Ciągle się zastanawiam jak to jest, że tak dobrze znasz
kobiety. Dajesz nam w swoich książkach to czego potrzebujemy, to
co lubimy, przed czym uciekamy, uczysz nas, prowadzisz i
pokazujesz męski świat. Potrafisz uchwycić naszą codzienność, to
co przyziemne, ludzkie, zaniedbane, a potem zamieniasz
tą samą codzienność w coś niezwykłego, pięknego, ale nie
takiego jak z bajki, ale w coś realnego, co jest w zasięgu
naszej ręki. I to jest wspaniałe, bo nie karmisz nas
bajkami, że wystarczy spotkać księcia lub księżniczkę i potem już
będzie jak w raju. Miłość w bajkach zazwyczaj kończy się na
pocałunku, ślubie i słynnym „żyli długo i szczęśliwie”.
Nikt nie pokazuje, co dzieje się dalej, tak jakby naszym celem
było tylko odnalezienie drugiej połówki. Później
ludzie( książęta i księżniczki) są zagubieni, nieszczęśliwi, bo
nie wiedzą jak żyć, jak pielęgnować miłość, wychowywać dzieci,
darzyć się szacunkiem. „a jakby coś” ukazuje w dużym
przybliżeniu, co dzieje się w związkach po ślubie, po urodzeniu
dzieci. „a jakby coś” pokazuje jak ważną rolę na ziemi
pełnią mężczyźni. „a jakby coś” łamie
stereotypy, złudzenia, wyobrażenia. Jest to książka, w której
nie ma hamulców.
P.S. Zauważyłam pomiędzy wątkami
wplecioną Twoją datę urodzin. :)
Serdecznie pozdrawiam
Sandra :)))
26.02.2018
|
|
Panie
Andrzeju,
to już druga książka Pana
autorstwa, która przeczytałam od deski do deski. Uwielbiam
Pana spodob przekazywania emocji, oraz nietuzinkowe metody
porównań. Można się od Pana nauczyć dużo o życiu i "złapać"
fajny język. Prosze pisać dalej!
Pozdrawiam
Ania Ważyńska
16.05.2018
|
|
Chcę podziękować
za to, że napisałeś "Nie... chcę żyć". Dla mnie ta
książka jest jak przyjaciel. Nawet jak myślę, że życie właśnie
kopnęło mnie w tylną część mojego ciała, to jak czytam tę książkę,
to myślę, że zrobiło to po to, żebym po prostu przystanęła na
chwilę w tym biegu i zastanowiła się dlaczego... Dlaczego tak
kijowo się dziś czuję, dlaczego tak pędzę, dlaczego tak przejmuję
się tym, że ktoś nie okazał mi sympatii choć tak bardzo i tak
dawno na to czekałam, dlaczego dziś jeszcze nie ucieszyłam się, że
żyję, że oddycham i mam siebie, że mam rodzinę, kogoś kto mnie
kocha. Mogłam wstać, zrobić tyle fajnych rzeczy, zobaczyć uśmiech
na twarzy mojego syna, na której nawet czekoladowy kleks
się uśmiecha razem z nim, a przerwa w uzębieniu między jedynką i
dwójką daje nadzieję, że jak powstanie tu nowy piękny ząb w
miejsce starego utrudniającego dalsze życie, tak mogę zmienić moje
stare życie oraz poglądy na nowe i zdrowe:)
Kasia
1.07.2018
|
|
Dziękuję
Ci za twoje myśli, uczucia i słowa, które zostały zapisane
jako dzieło. Czytając twoje dzieła odczuwałam wulkan emocji, które
ogarniały moje ciało i zmieniają moje życie w taki sposób,
że jestem szczęśliwa i mogłam zrozumieć i poczuć, że mężczyzna
jest najważniejszy dla mnie. Od 12 lat jestem mężatką i mam
wspaniałą córkę, jednak rozumienie, że jest ktoś ważniejszy
od tego wszystkiego było dla mnie szokujące a zarazem takie proste
i jasne. Dziękuję Ci za to, że odważyłam kochać i być szczęśliwą
kobietą z mężczyzną, który pokazał mi, że zawsze jest
jakieś wyjście wystarczy powiedzieć tak chcę KOCHAĆ.
Anna
28.03.2019
|
|
...w
sobotę przeczytałam "Tubella" :))), ta książka podobała
mi się jeszcze bardziej niż "Nie...chcę żyć".
NIEBANALNA, NIETUZINKOWA, NIEOKLEPANA, PIĘKNA- DZIĘKUJĘ :),
zastanawiam się ile jest w niej prawdy a ile fikcji,chociaż to nie
ma większego znaczenia bo i tak chce ją przeczytać jeszcze raz.
WIOLA
30.03.2019
|
|
Z
Belli szczególne rady, które zapadły mi w sercu to
to, ze za dużo się martwię, przez co tworzą się niepotrzebne
problemy których może wcale nie być. Również to, ze
przyjemność zaznam tylko poprzez zabawę zapamiętam jako cenna
lekcje. Rady wyszczególniłam z cytatów postaci.
Postać Andrzeja pokazała mi zupełnie inne oblicze miłości, można
się sobą znudzić i mieć dość, ale kiedy zacznie się obracać
wszystko w żart (jak Andrzej i Ela na wyspie) życie może być mniej
konfliktowe. Dużo pozytywnych emocji:)
Sandra.
31.03.2019
|
|
Byłam
zaskoczona rozwojem akcji. Nie spodziewałam się, że tak się to
wszystko potoczy. Byłam zauroczona Elą, mimo, że jej romantyzm
mieszał się ze skrajnościami, ale czy to właśnie nie w tym
zakochał się jej przyszły mąż? Nie pociągały go „normalne”
kobiety. Zawsze w tłumie widział tylko ją. Do samego końca. Trudno
rozróżnić romantyzm, który nierzadko bywa
paradoksalny, szalony, nie do przewidzenia od „wyjątkowości”
Eli. Ile kobiet na świecie może poszczycić się taką pewnością
siebie, bystrością, rezolutnością, staniem za swoim facetem murem
(przynajmniej w początkowym stadium „wyjątkowości”).
Rozczula mnie jej szczerość i oddanie. Rozczula mnie jej brak
akceptacji tego, że coś jest nie tak. Ona o tym wie, ale niby nie
wie. Przeszła w życiu niełatwe chwile, dlatego przedstawienie jej
jako mieszanki potwora i anioła mnie wkurza, ale muszę liczyć się
z tym, że właśnie tak wyglądało życie z nią w związku.
Szkoda
mi jej. Spodobało mi się, że przedstawiłeś pozytywne cechy jej
zaburzenia, ale dość bolesnym jest fakt, że ich miłość tego nie
przetrwała. Nie podoba mi się jak on mówi rzeczy typu
„wiesz jakie życie z Mamą było ciężkie” zamiast „mimo,
że życie z Mamą nie było łatwe, to..”. Moim zdaniem
nazywanie ludzi takich jak Ela chorymi psychicznie jest bardzo
nieuzasadnione (mówię ogólnie, bo wiem jak ludzie
potrafią być nieempatyczni), ale czuję, że wchodzę na Twój
front i mogę zostać zmiażdżona jednym zdaniem. To mój
pogląd. Wiem, że jej mąż musiał przechodzić ciężkie chwile, wiem,
że cały czas ją kochał, że był wtedy w tym szpitalu, ale tak
naprawdę tylko duchowo pozostał z nią do końca. Fizycznie nie było
go przez lata. Wydaje mi się, że Bella mogła nigdy nie odejść a
mąż mówiąc, że ma nadzieję na powrót Belli mówi
cały czas o tej samej kobiecie, czyli Eli, która wraz z
rozwojem choroby w niej wygasała. Ja widzę w tej książce
cierpienie kobiety i mężczyznę, który mimo starań, mimo
swojego zaangażowania (bo przecież wgłębia się w literaturę,
poznaje ten „inny świat”, trwa póki może) nie
znosi odtrącenia, a raczej w jej życiu nie ma już na niego
miejsca. Nie potrafię tego wyrazić słowami tak jak chcę. Stoję
murem za ich miłością. Za każdym razem jak świeczka się zapalała,
zapalała się nadzieja. Ela czuje się dobrze, jest w chwilowej
remisji, ale świeczka znowu chcąc nie chcąc gaśnie i „koszmar”
powraca. Biorąc pod uwagę jak musiała cierpieć z powodu swojej
wyjątkowości znoszę jej twarz potwora i znoszę jej męża, który
niby mnie zawodzi a niby nie. On też przecież cierpi.Może nawet
bardziej, ale tego nie wiemy. Trudno wczuć mi się w to co oni
przeżywają jeszcze mocniej. Taka dygresja - jest mi przykro, że
w Polsce wiedza ludzi o "chorobach psychicznych" jest
mniejsza niż o chorobach egzotycznych. Dla mnie Ela to Bella i nie
powinnam traktować ich z osobna. To ta sama osoba przedstawiona w
różnych stadiach zaawansowania choroby. Będąc matką Idy nie
sposób, aby była idealna. Nigdy nie będę na tyle
niepokorna, aby osądzać czy ludzie „wyjątkowi” powinni
lub nie powinni mieć dzieci.
Jest
dużo wątków, które mnie w niej zaciekawiają, ale
myślę, że jakbym wróciła do lektury za jakiś czas mogłabym
ją zrozumieć zupełnie inaczej.
Pozdrawiam, Fanka
Eli-Belli
3.05.2019
|
|
Po przeczytaniu Belli, która
naprawdę otworzyła mi oczy na wiele spraw i po której, do
chwili obecnej, czuję w sobie jakąś zmianę, chociażby w samym
podejściu do problemu (już nie jak do dramatu, tylko do powodu,
dzięki któremu mam szansę stać się szczęśliwsza sama ze
sobą). Powiem więcej - w ogóle nie patrzę na siebie jak na
tę "brzydką". Przestałam tak uważać, a kilka słów
usłyszanych lub przeczytanych pozwoliło mi właśnie spojrzeć na
siebie inaczej. Np. mój narzeczony, który czasami
(chyba celowo) droczył się ze mną mówiąc, że jest brzydki,
a ja mu ciągle tłumaczyłam, że jak może tak mówić i na
dowód przytaczałam mu słowa koleżanek, które świecą
do niego oczami. A on wtedy powiedział "Dobrze już dobrze.
Najważniejsze, że tobie się podobam i tyle mi wystarczy". I
wtedy też popatrzyłam na siebie inaczej, jak na kogoś mega
wyjątkowego i zdałam sobie sprawę, że to przecież działa w obie
strony, tak jak w Belli.
Z "Nie.. chcę żyć"
zapamiętałam cytat o pięknej kobiecie, która ubrana w worek
po ziemniakach nadal jest piękną kobietą, tyle, że ubraną w worek
po ziemniakach :P Takie niby proste rzeczy, a naprawdę we mnie
przenikają.
katka.1992
7.06.2019
|
|
"Bella" poruszyła mnie
dogłębnie. Przede wszystkim uświadomiła mi wiele cennych spraw,
ale także przypomniała pewien cudowny stan. To, jak zmieniła moje
myślenie zdaje się wręcz nieprawdopodobne. W momencie, kiedy
zaczęłam czytać, sądziłam, że nie można myśleć inaczej - w trakcie
lektury nagle zderzałam się z prawdą, która okazała mi się
tak oczywista, a do tej pory niezauważalna. Trudno mi teraz w
punktach wymienić, ile rzeczy sobie dzięki niej uświadomiłam -
zaczęłam robić notatki w trakcie lektury, ale doszłam do wniosku,
że jakbym miała spisać swoje odczucia zabrakłoby mi czasu na inne
obowiązki w ciągu dnia. Z pewnością będę do tej książki wracać,
szczególnie w trudniejszych momentach życia, bo jest w niej
coś, co motywuje do życia. Spróbuję w skrócie
napisać najważniejsze wartości, jakie sobie dzięki "Belli"
uświadomiłam: zamartwianie się niczego nie zmieni i nie naprawi,
wręcz przeciwnie - może tylko pogorszyć; chęć często staje się
silniejsza, niż sam cel; skoro partner jest ze mną tyle lat, jego
miłość jest silniejsza, niż pożądanie; wszystko w życiu ma jakiś
cel, wszystko dzieje się po to, by nas czegoś nauczyć; każdy
boryka się w swoim życiu z jakimiś przeszkodami, szczególnie
małżeństwa - jaka ja byłam naiwna wierząc, że tam, gdzie seks, nie
ma innych problemów... Choć choroba psychiczna została
przedstawiona nie jako problem, a jako błogosławieństwo - to
właśnie uświadomiło mi, że każdy ma w swoim życiu coś, co może mu
to życie uprzykrzać, chyba, że spojrzy na problem z szerszej
perspektywy i zacznie go oceniać jako dar. Kolejna tak poruszająca
mnie kwestia... za każdym razem, gdy najdzie mnie chęć, by się
okaleczyć albo skończyć ze swoim życiem, pomyślę o tym, co stało
się z Bellą. Nikt nie wie, co dzieje się po śmierci, ale to
oznacza, że są szanse na to, że nasza dusza wędruje poprzez różne
ciała i wcielenia... Chwilowa słabość nie odbierze mi szansy na
dobre życie po śmierci tego ciała. Nie mówię, że wierzę w
reinkarnację, ale dzięki Twojej książce NIE NIE WIERZĘ, jest w
głowie myśl "a co jeśli naprawdę...?". Chwilami
odczuwałam pewną zazdrość, że Eli tak łatwo przychodzi seks... Ale
potem zrozumiałam, że nawet seks może się znudzić, jeśli jest
tylko seksem, a nie okazywaniem czułości, gloryfikowaniem swoich
ciał, namiętnością - to można osiągnąć bez seksu. Jeden z
najpiękniejszych momentów książki - moment, w którym
pojawiła się tęcza. Przypomniał mi się błogi stan, kiedy byłam w
transie w czasie hipnozy, przypomniały mi się moje najsłodsze sny,
poczułam miłe wzruszenie... Zastanawia mnie, ile w tej książce
wątków autobiograficznych, jednak nie ma to dla mnie wcale
znaczenia - cała historia wzbudziła we mnie prawdziwe emocje.
Jedynym zdziwieniem było dla mnie, że Ida będąc w ciąży wypiła
whisky. Przypomniałeś mi, jak cudowne jest cieszenie się każdą
chwilą i traktowanie jej jak cudu. Dzięki Twojej książce jakoś
bardziej smakują mi potrawy, które jem... Każdy kęs dobrego
jedzenia jest dla mnie dowodem tego cudu... Doszłam do wniosku, że
to, co w moim mniemaniu daje gwarancję stabilizacji i szczęścia -
pieniądze, rozchodzą się i zostaje pustka. To, co najcenniejsze
jest niematerialne. Dałeś mi ważną lekcję, aby odłożyć telefon na
bok, aby wyłączyć komputer, telewizor, wyjść na spacer, zachwycić
się otaczającą przyrodą. Ten widok pozostanie we mnie na zawsze.
Przypomniałeś mi oczywistą prawdę, żeby pomagać tym, którym
możemy i czujemy taką chęć - bezinteresownie, z dobrego serca. No
i narobiłeś mi ogromny apetyt na serniczka! Ta książka trafiła
prosto do mojego serca. Jeszcze raz dziękuję.
Maria
J.
17.01.2020
|
|
Andrzeju,
„Nie...
chcę żyć” na wstępie napiszę – inteligentna i ciekawa
fabuła, mądre dialogi. Treść mająca przesłanie, zachęcająca i
dająca do myślenia, zapadająca w pamięć. Podobnie jak w przypadku
„Bella” jestem pod wrażeniem.
Nie
jestem w stanie wyrazić wszystkimi słowami trafnie jak otworzyła
mi oczy, wzbudziła refleksję, dotknęła mnie i zarazem dotyczyła,
także relacji w mojej rodzinie i nie tylko. Wiele zrozumiałam. A
wiedza ta i towarzyszące czytaniu emocje są dla mnie bardzo cenne.
Dziękuję za tę możliwość J
Ciekawe
fragmenty zaznaczyłam zakreślaczem w pdf podczas czytania.
Ważne,
by odnaleźć siebie i być sobą. By uwolnić dłonie, by mieć je wolne
do szczęścia. By być dla siebie przyjacielem, żyć w zgodzie
z sobą, a nie tak jak oczekują lub wymagają od Nas inni.
(...)
Wiem,
że żyję własnym życiem, ale na fundamencie tego co mi przekazano i
„wbito” do głowy w ramach posłuszeństwa. Przez okres
studiów, poznałam lepiej siebie. Zrozumiałam wiele
sytuacji, które przeżyłam. Choć wiem, że jeszcze trochę
zostało w podświadomości – zepchniętych głęboko lub
całkowicie wypartych.
Przeczytanie
Twoich dwóch książek, utwierdza mnie jeszcze bardziej w
przekonaniu, że chcę żyć. Mogę lecz nie muszę. Chcę z większym
zaangażowaniem i pewnością wcielać je w życie i żyć w zgodzie ze
sobą. Nie zastanawiać się czy wypada, czy nie, ale
zrobić/powiedzieć bo chcę. Chcę być sobą i żyć w zgodzie ze sobą.
Duże
wrażenie zrobiły na mnie dialogi: Edwina i Arnolda (5 pytań a w
zasadzie 5 odpowiedzi, technika dysocjacji, 10 przykazań), Edwina
i Oli, babci Oli z Olą i Elą.
Milena
W.
4.02.2020
|
|
Książka „Nie... chcę
żyć” jest fundamentem do budowania poczucia własnej
wartości, szczęśliwego związku.Pokazuje, że w życiu chodzi o to
żeby być szczęśliwym, żeby czerpać radość z każdej chwili. Mogę
się uodpornić na krytykę ze strony innych ludzi, mogą się ze mnie
śmiać i źle o mnie mówić, a mimo to mogę być uśmiechnięta,
bo najważniejsze jest to co ja myślę o sobie. Zrozumiałam, że od
tego gdzie człowiek żyje i co posiada nie zależy szczęście
(szczęście to stan umysłu). Chodzi o to żeby być radosnym i
wzbudzać radość w innych a nie smutek. Aby żyć szczęśliwie trzeba
oddzielić to co jest dla nas korzystne od tego co jest dla nas
krzywdzące. Niczego nie muszę i nic nie powinnam, mogę robić co
chcę i tak jak chcę.Zauważyłam, że aby dorosnąć trzeba porzucić
system wartości przekazany przez rodziców i zbudować swój
własny, bo to co było dobre kiedyś nie musi być dobre dzisiaj, a
to co jest dobre dla innych nie musi być dobre dla mnie (to jest
b. ważne spostrzeżenie dla mnie, bo myślałam, że muszę i powinnam
żyć tak jak mama i chrzestny wg ich zasad, a kiedy robiłam inaczej
i byłam przez nich krytykowana to obwiniałam się w poczuciu winy,
że robię coś złego).Teraz wiem, że ja jestem swoim najlepszym
przyjacielem, a przyjaciół nie traktuje się źle, nie mogę
się krzywdzić i nieustannie krytykować. Za długo karmiłam się
lękiem o wszystko, upokarzaniem siebie, smutkiem, płaczem,
rozdrapywaniem niepowodzeń, myślami o tym co było, czas na
pozytywne nastawienie i życie pełne radości pomimo przeciwności.
Kamila
16.02.2020
|
|
Dziś
doczytałam też Twoją książkę " A jakby coś" Tom
II, dzielę się z Tobą Andrzeju moimi wrażeniami: Choć
z przerwami, czytałam II Tom z równym zainteresowaniem jak
dotychczasowe Twoje książki. Niezwykle trafne i prawdziwe
stwierdzenia, przytaczane historie. Ta o Margharicie, była bardzo
ciekawa. Zainteresowała mnie metafora gasnącego ogniska jako
psującego się związku. Odkąd Cię poznałam Andrzeju jeszcze
bardziej doceniam jak ważne są te aspekty, które w oczach
innych osób i częściowo wcześniej i w moich nie miały tak
dużego znaczenia. Kiedy inne obszary codzienności niesłusznie
stawały się "pozornie" ważniejsze od wzajemnej relacji i
dbania o nią. Oświadczenie się Gerasowi - czytałam, zaznaczałam
fragmenty i analizowałam i znów następowało poszerzenie się
mojego myślenia i spojrzenia na małżeństwo. Fragment, z
przemyśleniami Edwina dot. wychowania dzieci w przekonaniu, że
wartościowe jest to, co myślą i czują "inni", przywołał
moje podejście do życia do czasu kiedy Cię poznałam. Jak bardzo
jest to krzywdzące i jak nieocenione jest umieć cieszyć się
życiem, być szczęśliwym, by móc dzielić to szczęście z
innymi. Oczywiście, kontynuacja historii Feby, kolejnych
wątków z jej życia jest bardzo ciekawa. Jej przemyślenia,
"bicie się z myślami", dojrzewanie i znoszenie barier
swoich przekonań, docenienie mądrości i postawy Melisy, związanie
się z Nikosem, otworzenie się na prawdziwą miłość i życie z Nim.
Jak wiele wniosła do życia i światopoglądu Feby Zoe..... Mam
zaznaczonych wiele fragmentów, do których wrócę
jeszcze nie raz....tak mądrych. W historii o Agatonie i
Clarze, dostrzegłam także pewne elementy moich relacji z mamą, a
także relacji mojej mamy z moją babcią, jak bardzo przekazywane z
pokolenia na pokolenie zachowania wpływają na życie. Co mogłabym
przekazać swoim dzieciom, gdybym nie wiedziała tego co wiem
teraz? "Nie istnieje szczęście na pół
gwizdka. Szczęście przeżywa się w parze i to pełną parą!"
---> zgadzam się w 100%
:)) Kolejne spotkanie Edwina i Oli i
jego następstwa, coś wspaniałego, ich rozmowy, zaciśnięcie się
więzi i bliskości. Dwadzieścia dwie bzdury cywilizacji zachodniej,
przeczytałam z uwagą i przeanalizowałam je. Są ogólne,
utarte, "wkładane" do głów, dla wielu ludzi
stając się kierunkowskazem w życiu. A każda z nich jest
indywidualna, doświadczając i żyjąc nie da się ich sformułować tak
zero-jedynkowo. Treść każdej z nich to tzw. "temat
rzeka".
Milena
4.06.2020
|
|