Opowiadanie to dedykuję:

A.S.
Najzieleńszejmu spośród kumających stworzonek.

Andrzej Setman



Spisane za zgodą A.S. na podstawie nagrania magnetofonowego z sesji przeprowadzonej 2000-08-13



________________________________________

Motto:
- Jaka jest różnica między małą zieloną żabką, a blondynką o dużych niebieskich oczach?
- ???
- Żaba kuma...

________________________________________



To była dla niego trzecia wizyta. Przeszliśmy na ty i ustaliliśmy kontrakt. Jego życiorys poznałem już na tyle dobrze, aby uczciwie przyznać, że nie było czego zazdrościć.

Wszedł energicznie z wyrazem zaciętości na twarzy, jak interesant do urzędu z podaniem, które musi być pozytywnie rozpatrzone, bo w jego przekonaniu prawo i tak jest po stronie petenta.

Postanowiłem natychmiast popsuć tę przyniesioną pewność - to ja mam kierować sesją, a nie odwrotnie.


- Cześć!!! Jak szanowne zdróweńko (? :-) !) czy z wypróżnianiem nie ma problemów, stolczyk był jak czekoladka, że tak spytam przechodząc od razu do rzeczy. - Powitałem jowialnym tonem kresowego lekarza domowego. Zamarł w pół kroku z wyciągniętą do powitania ręką i rozdziawioną gębą z której sykiem jak z dziurawej dętki uchodziło powietrze.

- Nie!!! Tak nie może zachować się terapeuta! - Zaatakował w nadziei uratowania przyniesionej zaciętości. - W ten sposób nie wolno witać klienta, bo pacjent od razu traci wątek.

- A jak chciałbyś być powitany, aby pasowało to do twojego nastroju? - Moja rozbrajająca wesołość była jak cios poniżej pasa.

- W każdym razie nie tak jak to zrobiłeś? - Bronił swego stanu ducha, jakby to było prawo konstytucyjne.

- No to jak? Zaproponuj, a ja spróbuję odegrać tę przygotowaną dla mnie rólkę. Jestem przekonany, że dzisiaj przyszedłeś z wyreżyserowanym scenariuszem i moje zadanie ma w 99% polegać na potakującym kiwaniu głową. - Trafiłem w dziesiątkę.

- Nie! To znaczy tak... - Wyjąkał po chwili.

- Piękne! - Wypowiedziałem rozwlekłym tonem, jakbym podziwiał górski krajobraz oświetlony promieniami zachodzącego słońca.

- Co piękne?

- Twoje "nie, które znaczy tak". Czy ex-prezydent to rodzina? - Zakpiłem otwarcie.

- Robisz ze mnie idiotę?

- Wcale nie muszę, skoro już sam to zrobiłeś. - Przekomarzałem się z nim jakbyśmy byli w piaskownicy.

- Obrażasz mnie?

- Tak. I jak się z tym czujesz? - Wkurwianie klienta to kretyńska metoda, ale jakże skuteczna!

- Debilne pytanie! Jak z grupy otwarcia. - Nie potrafił już ukryć rozdrażnienia.

- To się otwórz. Szeroko nóżki. Najwyraźniej jest ci to potrzebne.

- Dawno mnie nikt tak nie wkurzył! Zrobiłeś to specjalnie? - Coś zaczęło mu świtać. Na poprzednim spotkaniu zrozumiał, że nie dostanie ode mnie głaskania po główce, a musi się liczyć z tym, że wypruje z siebie flaki.

- Oczywiście! - Przyznałem rozbrajająco szczerze.

- Po co? - Obudziła się w nim ciekawość.

- Tylko by popsuć twój scenariusz! Przygotowałeś jakieś marne przedstawienie. Zapewne z twojego punktu widzenia jest ono niezwykle tragiczne w swych treściach o obrazach. Godzinami rozpamiętywałeś jakąś sytuację. Setki razy przeklinałeś siebie i niedobry los. Stworzyłeś dramat w trzech aktach bez rozwiązania, ale za to z potwornie smutnym opuszczeniem kurtyny i pragniesz, aby publiczność zawodząc z żalu obsmarkała się w drodze do szatni.

- Kpisz sobie? - Nie wiedział co ma robić. Najchętniej obraziłby się tak jak nauczył się tego w przedszkolu, a potem, w dorosłym życiu, tysiące razy powtarzał nadąsanie. Chyba przeląkł się, że ze mną może nie poskutkować, a wtedy nie zostawiłbym na nim suchej nitki.

- A nie mam racji? - Spytałem poważnie.

- Poniekąd masz. - Przyznał się do połowy porażki.

- Uściślij proszę to 'poniekąd'. Jakiego zachowania oczekiwałeś ode mnie po opowiedzeniu tej historii, zanim otworzyłeś drzwi?

- Chciałem... Chciałem, abyś się trochę ulitował nad moim losem... - Z poczuciem przegranej wyznał resztę prawdy.

- Brawo. Szybko dotarliśmy do tego co chciałeś osiągnąć, a tak szybko ci popsułem. - Skomentowałem rzeczowo.

- Po co to zrobiłeś? - Zaskomlał.

- Bo TU jest MÓJ teren i tu JA decyduję co i jak będziemy robić. - Warknąłem jak pies broniący wstępu na podwórko i pojednawczo pomerdałem ogonem. - A poza tym to nie biorę pieniędzy za opłakiwanie klientów, a za pomagactwo! Skoro już jesteś "ad utrumque paratus" jak mawiają starożytni górale, to przejdźmy w wreszcie do rzeczy. Ile czasu upłynęło od tego wydarzenia?

- Tego nie da się dokładnie określić, bo TO nie jest jedno wydarzenie.

- Skoro się nie da dokładnie, to proszę w przybliżeniu: godzina, dzień, tydzień? - Wymieniłem krótkie terminy, aby poczuł śmieszność swojej odpowiedzi.

- Ponad rok. - Zabrzmiało pokornie.

- Jednak nadal przeżywasz tak silnie jakby TO stało się wczoraj?

- Nie da się inaczej.. - Resztki nadziei na wyrozumiałość doszły do głosu.

- Wnioski zostawmy na koniec. - Przerwałem natychmiast. - Czy opowiadałeś już komuś tę historię?

- Tak...

- Czy słuchacz rozczulił się i ulitował nad twoim losem?

- Poniekąd...

- Tak czy nie?

- Oczywiście, że tak, bo to jest.... - Kolejna próba wejścia w lepkie rozczulanko.

- Stop! Do tego co to jest przejdziemy za chwilę. Teraz pomówmy o oczekiwanej reakcji słuchacza. Czy w swoim scenariuszu zaplanowałeś, że zachowam się podobnie jak inni słuchacze?

- ...tak... - Zaskoczyło go odkrycie, że reżyserując nasze spotkanie przewidywał również moje zachowanie.

- Czy opowiedzenie tego wydarzenia rozwiązało sam problem?- Spytałem rzeczowo.

- Oczywiście, że nie, bo to... - To z czym przyszedł najwyraźniej go przerastało. Nie tędy droga koleś, znów muszę ci przerwać!

- Stop! Ustalmy czego dowiedzieliśmy się do tej pory. W twoim życiu wydarzyło się coś, co było dla ciebie trudne i niezrozumiałe. Opowiadając innym nie dochodzisz do rozwiązania samego problemu, otrzymujesz natomiast gratyfikację w postaci rozczulania się nad twoim losem. Coś w rodzaju 'inni też tak czują i tak odbierają jak ja'. Empatia to niezwykle miły stan, ale może prowadzić również do zapętlenia utwierdzającego w przekonaniu: 'los jest podły, kobiety są złe, życie jest diabła warte' i tym podobne.

- Masz racje. Tak rzeczywiście myślę. - Zbyt wartko dla niego potoczyła się akcja, aby mógł zaprzeczyć moim pochopnie wyciąganym wnioskom.

- Wielokrotnie rozpamiętywałeś tę sytuację, jednak nie znalazłeś wytłumaczenia dlaczego tak się stało. Przychodzisz do mnie i natychmiast twoja podświadomość próbuje mną manipulować, aby uzyskać to samo co poprzednim razem, współczucie potwierdzające stare konkluzje: 'los jest zły, kobiety są podłe, życie jest nic nie warte'.

- Chyba w tym co mówisz jest trochę prawdy... - Przyznał pokornie.

- Oczywiście, że 'tylko trochę'. Podświadomość bardzo nie lubi zmieniać swojego programu niezależnie jak byłby on niedoskonały. Dzięki niemu osiągnęliśmy to czym jesteśmy i jakoś nadal żyjemy, nie wykorzystując nawet 10% możliwości naszych mózgów jakimi nas obdarowała natura. Każda zmiana niesie w sobie ryzyko porażki, jest naruszeniem istniejących norm, praw, przyzwyczajeń, poglądów i wymaga ogromnej pracy, a nic nie jest bardziej leniwe niż podświadomość.

- Istnieje jakiś sposób zmiany naszego błędnego oprogramowania?

- Wiele! Jednym z nich (choć nie najlepszym, nie najtańszym i nie najskuteczniejszym) jest terapia.

- A jaki jest najlepszy?

- Udane dzieciństwo.

- Tego nie mogę przecież zmienić! - Nieświadomie potwierdził, że nie było ono bez zarzutu.

- Dlatego tu jesteś.

- I co zamierzasz mi zaproponować? - Obudziło się w nim oczekiwanie.

- Spróbujmy tak przerobić twoją historię, aby osiągnąć coś zupełnie innego niż dotychczas, wszystko jedno co, byleby nie wpaść w pętlę prowadzącą do rozczulania kończącego się obsmarkaniem opadającej kurtyny.

- Ale jak? - Przeważyła ciekawość.

- Na obozie harcerskim pięć drużyn dostało zadanie zakreskowanie na mapie sztabowej błotnistego terenu. - Uznałem, że na puste pytania najlepsze są przypowieści. - Wydawałoby się, że nic łatwiejszego. Wystarczy wejść w błotko i brnąc w nim zaznaczać gdzie się ono wreszcie kończy. Jedna grupa wybrała inne rozwiązanie wymagające, zdawałoby się, nadłożenia niepotrzebnej drogi - pomierzenie błocka z zewnątrz. Tylko oni wykonali zadanie. Pozostali albo zgubili mapy wyciągając się nawzajem z cuchnącego bagna, albo mieli je do tego stopnia upaprane, że zupełnie nieczytelne - a sami jak wyglądali ....

- Czy możesz jaśniej? - Czyżby znaczenie przypowieść nie było przejrzyste?

- Wyobraź sobie, że twój problem jest wielki, ogromny jak basen olimpijski. Jeśli chcesz go zmierzyć to musisz z niego wyjść - inaczej całą energię poświęcisz na utrzymywanie się na powierzchni, aby uczucia cię nie zalały. Nie można jednocześnie pływać i opisywać, albo się utopisz, albo zamoknie ci papier! W obydwu przypadkach nici ze sprawozdania.

- To co mam zrobić?

- Opowiedzieć tak, jakby zdarzenie nie dotyczyło ciebie, a kogoś innego, na przykład kolegi z wojska. Jak on ma na imię?

- Kto?

- Ten wymyślony kolega. Wybierz dla niego imię, niech będzie inne od twojego.

- Nic mi nie przychodzi do głowy...

- Imion ci pod dostatkiem na świecie... - Dałem czas do namysłu.

- Aleksander. - Nie bez powodu je wybrał. Czy miało coś wspólnego z Aleksandrem Wielkim?

- Jak będziesz go nazywał? Znajdź mu jeszcze ksywkę.

- Alex. - Dlaczego nie Olek? Najwyraźniej facet przepadał za wszystkim co nietypowe.

- Teraz opowiedz mi kim jest Alex i co mu się przydarzyło.

- Jak wiesz, Alex jest mężczyzną, ma 45 lat, jest rozwiedziony, od 5-ciu lat żyje samotnie.

- Czy w twojej ocenie jest on brzydki, głupi lub nieinteresujący dla kobiet?

- Nie, jest inteligentny. Nie należy do brzydkich. A z poderwaniem bab nie ma najmniejszych problemów. Jeśli jakiejś zapragnie, to zawsze, prawie zawsze, kończy się to seksem. - Zastrzygłem uszami jak zając, zdziwiony stwierdzeniem że to co dla innych jest początkiem przygody, dla niego staje się jej końcem.

- Czemu jest samotny?

- Bo tak jest mi dobrze... - Wyraźny skurcz mięśnia na policzku zaakcentował odlot w emocje i znów musiałem przerwać.

- Stop! Nie rozmawiamy o tobie! Trzymaj się ustalonej formy zapełniając ją treścią: ON, a nie TY! - Zastrofowałem jak ucznia przy tablicy.

- Po prostu Alex nie pali się wdepnąć w kolejny nieudany związek.

- Ale czy mimo dojrzałego wieku, nadal nie marzy o wielkiej pięknej romantycznej miłości?

- Kpisz? - Czyżby samo słowo 'miłość' było tabu?

- Nawet jeśli pozwoliłbym sobie na kpinę to z Alexa, a nie dotyczy to ciebie i TY nie masz z tym nic wspólnego! Jednak nie kpiłem pytając czy Alex pragnie miłości.

- A kto jej nie pragnie?! - Spróbował wymijająco.

- Są na świecie ludzie którzy jej nie chcą. Jednak wróćmy do historii Alexa.

- Przed dwoma laty musiał zmienić miejsce zamieszkania. Przez przypadek...

- Przypadki istnieją tylko w gramatyce! - Nie udało mi się powstrzymać durnego komentarza. Wymsknął mi się niechcący jak mokre mydło pod prysznicem.

- Masz rację, tak samo myślał Alex, gdy oglądał pierwsze mieszkanie z długiej listy gazetowych ogłoszeń. Ponieważ lokal znajdował się w domu położonym naprzeciw miejsca jego przyjścia na świat, uważał że jest to zrządzenie losu, siła wyższa, przeznaczenie czy coś w tym rodzaju,. Poczuł się jak bohater 'Alchemika', który odbył daleką wędrówkę, aby skarb znaleźć w miejscu w którym się urodził.

- Co było tym skarbem? Mieszkanie? - Zapytałem głupio, by powrócił do tematu.

- Klejnotem wydała mu się właścicielka mieszkania.

- Wnioskuję, że stanie się ona główną postacią dramatu. Nadaj jej jakieś imię, inne niż jej prawdziwe i kontynuuj, bo historia robi się niezwykła i zaczyna mnie wciągać. - Dużo łatwiej toczy się opowieść, jeśli słuchacz okazuje zainteresowanie.

- Nazwę ją Andrea. Wynajął to mieszkanie i na początku spotykał Andreę raz w miesiącu, gdy przychodziła po zaległy czynsz.

- Powolutku proszę, tak abym i ja mógł śledzić rozwój akcji. Wprowadziłeś nową osobę dramatu, opisz ją.

- Andrea jest młodsza od Alexa o 14 lat. Rozwiedziona. Nie ma dzieci. Jest piękna w niezwykły sposób.

- Wyjaśnij mi co znaczy: 'piękna w niezwykły sposób'.

- Ma prześliczne, długie włosy, ale czesze je w kok. Jest zgrabna, ale nosi obszerne swetry ukrywające figurę. Jest uczuciowa, ale minę ma jakby coś ją bolało. Zapewne coś ją boli. Uważam, że jest kłębkiem kompleksów i magazynem urazów.

- Powróć proszę do opowiadania w trzeciej osobie. Jakie uczucia budzi u Alexa ta postać. - Już nie musiałem strofować, wystarczyło poprosić, aby zachował dystans.

- Przede wszystkim są to ciepłe, serdeczne, miłe; wprost macierzyńskie uczucia. A jednocześnie jest romantycznie zakochany.

- Jak zdobywa jej względy? Bo rozumiem, że tu bynajmniej nie chodzi mu o obniżenie czynszu.

- Małymi kroczkami, aby nie spłoszyć i nie przestraszyć Andrei. Kino, teatr, dancing, kolacja przy świecach, wieczory przy szachach. Z każdym spotkaniem jego miłość rośnie. Pogłębia się również przekonanie, że to ona jest celem i sensem jego życia. Dopiero po kilku miesiącach Alex cokolwiek osiąga: odczuwa, że ona go lubi. Po roku wyjeżdżają na kilkudniową wycieczkę do Paryża. Tam Alex wyznaje jej swoją miłość. Na szczycie wierzy Eiffla oświadcza się.

- I co? - Spytałem udając zniecierpliwienie. - Opowiadasz jakby to był kryminał, napięcie rośnie, pora na zbrodnię.

- Trup pojawia się w Paryżu... - Przez ułamek sekundy przeraziła mnie myśl, że ona mogła rzeczywiście umrzeć.

- Powiedziała NIE?

- Nie, nic nie powiedziała...

- Jak to?- Nie potrafiłem ukryć zdziwienia.

- Patrzyła gdzieś poza horyzont ponad światłami miasta i nie rzekła ani słowa w odpowiedzi na oświadczyny Alexa. Jakby zupełnie nie dosłyszała.

- A jak im układał się seks?

- Nic...

- Nie był udany? Wykrztuś do końca historię Alexa.

- Zupełnie nic nie było, jak gdyby to był układ między ojcem, a córką. - Włos mi się zjeżył na głowie w co ten facet się wplątał.

- Czegoś tu nie rozumiem. Przez ponad rok Alex podrywa dziewczynę żyjąc w celibacie? Jak zaspokajał w tym czasie swoje potrzeby erotyczne? Onanizował się w bezsenne noce marząc o Andrei, wyobrażając sobie, że z nią współżyje?

- Nie nigdy!

- Nigdy nie odczuwał potrzeb?

- Odczuwał!

- Wyjaśnij wreszcie, bo to ważne.

- Alex nigdy nie miał nigdy problemu ze znalezieniem partnerki seksualnej. Andrea to co innego, ONA była romantyczną miłością. W tym czasie nawiązał kilka przelotnych znajomości, które kończyły się po kilkukrotnym pobycie w łóżku. Czasem sam się zaspakajał, ale nigdy w jego fantazjach seksualnych nie występowała Andrea.

- Swojej bogini, bo Andrea stała się jego bóstwem, zapalał świeczkę, ale ogarek też nie był bezczynny. Dość rozsądne podzielenie ról. Zapewne tylko dzięki temu nie zwariował zupełnie. - Ten zbędny komentarz wepsnął mi się niechcący. Czy ja nigdy nie ugryzę się w język we właściwym momencie? Podziwiam nadprzyrodzony mechanizm umieszczony w ludzkich istotach, który prowadzi je na skraj przepaści jednak nie pozwala skoczyć. Przyczyna leżała gdzie indziej.

- Uważasz że byłem o krok od szaleństwa?

- Nie o TOBIE rozmawiamy, a plotkujemy sobie leciutko o Alexie! - Musiałem natychmiast zmienić temat, bo mogło mi się wyrwać, że uważam go za ostatniego osła. - Alex nie snuł żadnych planów związanych z Andreą? Jak, w jaki sposób, marzył w bezsenne noce o swoim skarbie?

- Skąd wiesz o bezsennych nocach? - To co jest oczywiste najbardziej zaskakuje klientów.

- Jeśli ktoś odważa się przez rok małymi kroczkami zdobywać kobietę, to jego uczucie, niezależnie jak je nazwiemy, musi być niezwykle mocne i bardzo wyraźnie odczuwane.

- Tak, ten stan zakochania był silniejszy od zdrowego rozsądku, jednak na nim budował swoje marzenia. - Brawo! Dostrzegał, że z rozsądkiem minął się w drzwiach.

- O czym marzył? Jak wyglądały zamki z piasku 'made in Alex'?

- O wszystkim. O spacerach za rękę, o wspólnych kolacjach, o nocnych rozmowach, o...

- O? - Coś mnie tknęło w tej wyliczance.

- O wakacjach, o przyjmowaniu gości, o podróży poślubnej...

- O?? - Do czegoś nie chciał się przyznać. Musiałem pociągnąć.

- O malowaniu mieszkania, o kupnie samochodu, o wspólnym robieniu zakupów..

- O??? Co, o czym marzył Alex, nie chce ci przejść przez gardło?- Teraz byłem pewien, że ty leży pogrzebany piesek.

- ... o dziecku... Alex zapragnął mieć z nią dziecko? - Tu cię mam!

- To przecież normalne. Zazwyczaj ludzie pobierają się także po to, aby mieć potomstwo. - Postanowiłem na chwilę, aby dać mu odetchnąć, zbagatelizować dokonane odkrycie.

- Alex dawno skończył 40. - Samooskarżanie jest powszechną metodą obrony.

- I co z tego? Nie staje mu? - Trywializowałem problem, aby nas nie przerósł.

- Staje mu, ale..

- 'ALE' mu stoi cały czas, to 'ALE' nie pozwala być szczęśliwym.

- Nie! On potrafi być szczęśliwy! On czuje że żyje gdy kocha!

- Jak romantyczna miłość do Andrei zmieniła osobowość Alexa?

- Przedtem był człowiekiem pełnym zapału, święcie przekonanym, że jeśli czegoś bardzo chce, to TO osiągnie.

- Jednak walczył o Andreę jak pełnokrwisty lew lub raczej jak uparty osioł. Teraz nie potrafi zaaprobować rezultatu? Nie umie znaleźć nic pozytywnego w całej historii?

- Teraz, gdy pogodził się w końcu z porażką, osiadł na laurach i nic mu się nie chce. A czego wartościowego można się tu doszukać?

- Czego chciałby dowiedzieć się Alex gdyby tu był, a ja byłbym guru, który zna odpowiedź na wszystkie pytania?

- On bardzo pragnie zrozumieć co zrobił nie tak jak należało, albo czego nie zrobił, aby zdobyć Andreę?

- Co znaczy zdobyć? Przespać się z nią?

- Nie tylko przespać! Spowodować, by pokochała go.

- A nie prościej jest zadać to pytanie Andrei?

- Zadał je. Właściwie to ona sama powiedziała.

- Co powiedziała? To istotne! Powtórz jej słowa dokładnie!

- "Nie jestem w stanie pokochać człowieka, który tak blisko mieszka".

- Dostał odpowiedź, to o co mu jeszcze chodzi?

- On w to nie wierzy, bo jeśli się kogoś kocha, to przecież pragnie się z nim być!

- Alex nie wierzy w odpowiedź swojej ukochanej?

- Przecież ona przeczy samej sobie.

- A może mimo wszystko powiedziała prawdę i niechcący ofiarowała klucz do rozwiązania zagadki, którego Alex nie chce zaakceptować?

- Czego, co jest w jeszcze ludzkiej mocy, nie zrobił Alex aby obudzić miłości do siebie? - Nadal uparcie trzymał się nadziei, że wszystko można osiągnąć, jeśli się wie jak.

- NIC. Andrea wyraźnie powiedziała, że boi się bliskości do tego stopnia, że nie jest w stanie pokochać tego kto jest jej bliski.

- Zupełnie nic nie mógł zrobić? - Czy rzeczywiście do niego nie dociera?

- Mógł się jeszcze zabić! - Masz babo placek, sama tego chciałaś!

- JAKTO? - Zdziwienie, że terapeuta mógł coś takiego zasugerować nie miało granic.

- Tak! To jest jedyne czego jeszcze nie uczynił, a co ewentualnie mogłoby osłabić u Andrei lęk przed wejściem w pełny związek jaki oferował Alex.

- To nie jest rozwiązanie!

- Lepsze, od tego, które wybrał: pochować miłość i przeżyć żałobę po stracie oczekiwań i nadziei; po prostu może nie istnieć!!!

- Dlaczego?

- Na pytanie 'dlaczego' nie mam gotowych odpowiedzi! Proszę o inny zestaw pytań. - Zażartowałem.

- Jeśli istniałaby jakaś wyższa siła w którą wierzył Alex, coś w rodzaju przeznaczenia, to co by to było co nadawałoby sens całej historii, a co byłoby przyczyną jej zaistnienia.

- Pomaleńku, nie wszystko na raz! Czy Andrea była zaskoczona wyznaniem uczucia, które usłyszała na wieży Eiffla? Czyżby była niewidoma i nie dostrzegała jak jest kochana? Wierzysz w kobiety ślepe na uczucia? - Przeszedłem do zadawania pytań, niech sam znajdzie odpowiedź.

- Nie. Jestem przekonany, że dużo wcześniej rozpoznała cel jego zabiegów, a w każdym razie musiała przeczuwać. Wiedziała, że jest kochana. Alex nie potrafi ukrywać uczuć...

- To czemu nie powstrzymała Alexa? Co pozwalało jej brnąć dalej w jednostronne uzależnienie? To nie był układ symbiotyczny, a pasożytniczy. Była egoistką? Co otrzymywała tak niezwykle cennego, że nie potrafiła wcześniej powiedzieć: 'spadaj na bambus', a dopiero momencie, gdy przekroczył granicę skomląc o jej rękę.

- Chyba bardziej niż ktokolwiek inny potrzebowała adoracji i podziwu bez konieczności rewanżowania się... a Alex obawiając się odrzucenia tak manewrował jakby chodziło tylko i wyłącznie, o pójście na dancing, grę w szachy lub wspólną kolację.

- Czy było coś niezwykłego w ich spotkaniach?

- Oczywiście! Alex za każdym razem robił wszystko aby nawet najkrótsze spotkanie stało się niezapomnianym przeżyciem.

- Na pewno na kolację nie podał kanapek z szynką, tylko jakąś wymyślną koreańską potrawę. Na dancingu rozsypał kilogram konfetti, a w szachy zrobione były w więzieniu z kulek chleba...

- Skąd to wiesz? - Pacjentów najbardziej zaskakuje logiczne rozumowanie.

- A co, może będziesz się upierał, że oświadczyny były wyłącznie pod wpływem impulsu spowodowanego przepięknym widokiem nocnego Paryża? Czyżby przed wycieczką nie przygotował szczegółowego scenopisu na odstawienia tego cyrku?

- Ja nie robiłem cyrku! - Na twarzy wykwitło mu święte oburzenie, jakbym sprofanował najcenniejsze relikwia.

- STOP! Dobra cofam słowo 'cyrk'. - Chyba przeholowałem z określeniami. - Poza tym nikt tu nie mówi o tobie! Czy Alex planował oświadczyny na wieży jeszcze przed odlotem samolotu?

- Nie ... w planie była katedra Notre Dame, - Ironicznym uśmiechem skwitował ten komizm sytuacji, - ale Eiffel wygrał w przedbiegach.

- Czyli, jeśli dobrze rozumiem, wszystko co łączyło się z Andreą znajomością musiało być nieprzeciętne?

- Oczywiście, przecież miłość to niezwykłe uczucie!

- Jestem innego zdania i ty w gruncie rzeczy też, ale jeszcze wróćmy do kochanek Alexa. One były zwykłe, przeciętne, dostępne, ludzkie? Były gotowe nawiązać głębszy związek, ale wystarczyło, że okazały swoją zainteresowanie, Alex natychmiast zrywał znajomość. Jednak wierzył, że z Andreą byłoby inaczej? Uważał, że gdyby ona okazałaby swoje zaangażowanie TA miłość nie prysła by jak bańka mydlana?

- Też o tym myślał. Jednak chciał wierzyć i wierzył, że z NIĄ byłoby inaczej. Tu istniała miłość, a tam to było tylko pożądanie.

- U Alexa nie istnieje miłość połączona z pożądaniem?

- Takiej właśnie szuka.

- Miłość nie może wyrosnąć na pożądaniu, rozpocząć się w odwrotny sposób niż w historii z Andreą?

- Przeżyłem też taką znajomość.

- I co?

- Skończyła się... Okazała się zbyt trudna dla nas oboje. Tego też nie rozumiem może zechciałbyś i to..

- Po kolei, nie wszystko na raz. Dzisiaj zajmijmy się jedynie romantycznym uczuciem Alexa do Andrei. - Musiałem przystopować, abyśmy nie rozmydlili problemu. - Co nowego wynikło dla ciebie z opowiedzenia tej historii w trzeciej osobie?

- Przede wszystkim nabrałem dystansu do całej sprawy.

- Brawo. A co nowego wypłynęło na wierzch, coś czego nie widziałeś do tej pory, próbując jednocześnie pluskać się i mierzyć basen w którym się taplasz.

- To, że motorem mego działania... Mam mówić o sobie czy o Alexie?

- Jak chcesz. Jeśli już nie zalewają cię uczucia, to mów o sobie.

- Nadrzędną siłą kierującą moim życiem jest pragnienie niezwykłości i gotów jestem wszystko zrobić, aby być nieprzeciętny, aby moje życie było nietypowe.

- To ważne spostrzeżenie! A co z marzeniami.

- One też są niezwykłe! Marzyłem o skarbie, który byłby ukryty w wyświechtanym swetrze.

- A te najskrytsze pragnienia, o których tak trudno było ci mówić, jak one wyglądały?

- Moim najskrytszym marzeniem było mieć dziecko z Andreą...

- Jakie sceny, jakie obrazy tworzyłeś w bezsenne noce? Co one przedstawiały?

- Trzymając się za ręce pochylaliśmy się nad kołyską naszego dziecka; stałem na drabinie i malowałem sufit, a ona przynosiła mi filiżankę kawy i śmiała się serdecznie z mojej facjaty pochlapanej farbą; kroiłem chleb na kolację, a ona w tym czasie szykowała herbatę.. - Rozbeczał się. Łzy ogromnymi kroplami ściekały mu po policzkach. Nagle stał się nieobecny. Zapewne, w swojej wyobraźni, jeszcze rozsmarowywał masło po świeżo pokrojonych kromkach. Pozwoliłem mu dokończyć przygotowania do nigdy nie zjedzonej kolacji. - Przepraszam, nie chciałem się rozczulać. - Gestem sześcioletniego chłopca otarł rękawem oczy rozmazując łzy po policzkach.

- Nie przepraszaj! Przyszedłeś tu, aby zebrać o sobie nowe informacje. Jak opiszesz to czego dziś się dowiedziałeś o swoich marzeniach.

- Okazało się, że coś z tą niezwykłością jest nie tak.

- Co w tych scenach jest takiego, że budzą u ciebie tak silne emocje?

- Bo ja tego nigdy nie zaznałem! To co nietypowe jest dla mnie dużo łatwiejsze do osiągnięcia niż proste, normalne, zwykłe przeżycia. O wiele łatwiejsze jest nurkowanie lub latanie na lotni, niż pokrojenie chleba na wspólną kolację.

- Nareszcie odkryłeś Amerykę! - Pogratulowałem.

- Czemu się tak dzieje, że ja pakuję się tylko i wyłącznie w związki, które z góry skazane są na niepowodzenie?

- To proste.

- Jeśli to proste, to jak wygląda ten mechanizm.

- To jest normalny, zwykły i na dodatek zupełnie przeciętny lęk przed porażką.

- Ale ja jestem w stanie pokonać strach. Nawet skok z samolotu ze spadochronem nie powoduje u mnie tak silnych emocji jak marzenia. Wytłumacz na czym to polega.

- Masz za sobą dwa nieudane małżeństwa i boisz się wpakować w następne tarapaty.

- To nie tak! Ja cholernie tego pragnę...

- Jeśli naprawdę chcesz zrozumieć to wyłaź z basenu. Wyobraź sobie, że jesteś opiekunem duchowym Alexa. Facet nigdy nie zaznał ciepła jakie powinno być przynależne każdemu człowiekowi i uczuć wiążących się z posiadaniem kochających się rodziców. Jego pierwsze małżeństwo okazało się z jakichś powodów kancerogenne. Jego drugie małżeństwo, również się rozpadło. Nie ważne dlaczego, nie ważne kto zawinił. Facet przeżył to ciężko, ale się nie załamał. Pracuje, chodzi do kina, interesuje się tym i owym, potrafi cieszyć się życiem (nawet jeśli to nie jest pełnia życia i spełnienie najskrytszych marzeń) funkcjonuje zupełnie poprawnie. Czasami pójdzie na dziwki, nieraz coś zarwie i przeleci, ale to niczym nie grozi, bo nawet gdy pieprzy to robi to ostrożnie i nigdy nie zapomina o prezerwatywach. Jesteś Aniołem Stróżem odpowiedzialnym za jego życie, na razie możesz spać spokojnie, facet jeździ szybko, ale w pasach. Podstawisz mu cudowną, wyśnioną, wymarzoną księżniczkę? Wiesz jakie są baby. W jego przypadku szansa, że tym razem związek okaże się udany, trwały i choć w połowie spełnią się marzenia wynosi 20-25%. Co stanie się z Alexem, jeśli po raz kolejny nadzieje rozsypią się w pył? Czy on to przetrzyma? Nadal będzie funkcjonował poprawnie? A może tym razem jednak kupi kawałek mocnego sznurka? Jesteś odpowiedzialny za jego życie! No Anioł, co robisz? Jaką decyzję podejmiesz? Czy zaryzykujesz wpakowanie go w następny związek?

- Chyba jednak nie odważyłbym się postawić wszystkiego na jedną kartę. Ryzyko jest zbyt duże. Nie będę kusił losu. Niech sobie facet jeszcze pożyje. - Mimo gotowości do szalonych czynów przede wszystkim kierował się odpowiedzialnością za drugiego człowieka.

- Brawo! Każdy z nas ma takiego Anioła Stróża, którego psycholodzy nazywają podświadomość. Alex ponad wszystko pragnął zaznać miłości. Tak jej łaknął, że musiało się to stać wcześniej lub później. On nie miał innego wyjścia jak tylko się zakochać! Podświadomość czuła się w obowiązku znaleźć mu obiekt, nie zagrażający życiu. Cóż bezpieczniejszego mogła podsunąć niż Andreę? Od początku było wiadomo, że ONA mu krzywdy nie zrobi. Również dla niej, to był idealny partner jako antidotum na coś tam. Niczego nie wymagał w zamian za adorację, zachwyt i podziw. Wkurwiał ją trochę swoim pseudo-romantycznym zachowaniem, jednak to nie było groźne. Wprost przeciwnie! Dzięki niemu po raz pierwszy w swoim życiu wydukała w końcu najtrudniejsze dla niej słowo: 'NIE' i nic się strasznego nie stało. Zakochany Alex, również w sytuacji, jak dostał kopa, to podkulał ogon i przepraszał. On tylko dawał i udawał, że taka ma być idealna miłość. Nie tylko nie buntował się, ale nie robił nawet najdrobniejszych wymówek i nie dopominał się żadnych praw. Powiem więcej, oni sobie nawzajem nie mogli zrobić krzywdy, bo po prostu nie mieli czym. Aż trudno uwierzyć, z tej znajomości obydwoje wynieśli tylko same pozytywy! Spędzili kilka miłych wieczorów. Obejrzeli Paryż. Dawali uczucia za nic lub go doznali również za nic. Na końcu całej farsy nawet zostali przyjaciółmi, którzy spotykają się co kilka miesięcy na kawę i nic nie znaczące ploteczki. Superego niczym nie ryzykowało podsuwając mu Andreę. I jak ci się podoba teraz twój scenariusz w nieco tylko przerobionej wersji?

- W ten sposób, nie byłem w stanie na to spojrzeć. Chyba masz rację.. Tak opowiedziana historia nie zawiera krzty tragizmu, a raczej przypomina komedię o zakochanym ośle, coś jakby "Sen nocy letniej". Brakuje mi jednak puenty przed ostatecznym opuszczeniem kurtyny. - Budziło się w nim, dawno nie używane, poczucie humoru.

- Efektowne zakończenie? To dla mnie jak splunąć!... - Tak by się tylko mogło wydawać... Cóż słowo się rzekło i teraz muszę kombinować. Tylko bez paniki! Co robić? Niech sam mi nieco podpowie niespodziewany morał! - Jak zachowałbyś się gdybyś był Andreą adorowaną przez zakochanego faceta, który cię wkurwia swą miłością, a jednocześnie jest ci żal starego głupka do którego nic nie odczuwasz? Wczuj się w tę rolę, tak bardzo jak tylko potrafisz.

- Chyba w końcu zrobiłoby mi się go żal. - Powiedział po dłuższym zastanowieniu, a potem wszedł w postać Andrei jak w masło. - Alex był dla mnie dobry, serdeczny, opiekuńczy. Odczuwałam, że mogę na nim polegać. Lubię go. Nie chciałabym, aby niepotrzebnie cierpiał. Odbrązowiła bym swoją postać. Poszłabym z nim do łóżka, choćby z litości. Nie jestem przecież dziewicą, a on zapewne byłby tak delikatnym kochankiem, jak był wyrozumiałym kolegą. Łatwiej by mu było odkochać się, gdybym zeszła z piedestału bogini na poziom zwykłej kobiety z krwi i kości. Chyba nawet nie poczułabym niesmaku po stosunku. Nie miałabym wyrzutów sumienia, że zrobiłam to bez miłości! To współżycie zaliczyłabym chyba nawet w poczet 'dobrych uczynków'. Ryzyko, że zakocham się w nim, właściwie nie istniało. Jeśli jakimś cudem, co i tak jest zupełnie nieprawdopodobne, doprowadziłby mnie do szczytowania, to również orgazm też nic by nie zmienił. Tak! Dałabym mu. To mu się należało ode mnie. Zasłużył na tego typu nagrodę, aby nadal móc żyć w przeświadczeniu, że jeśli się bardzo czegoś lub kogoś pragnie, to wszelkie przeszkody są do pokonania, że miłość jest w stanie ...

- To czemu tego nie zrobiłaś?

- Nie wiem. - Na czole wystąpiły mu maleńkie kropelki potu, jakby wiedział, że ta odpowiedź jest kluczem całej zagadki. - Nie wiem dlaczego, ... , to po prostu było niemożliwe!

- Bingo!

- Co cię tak ucieszyło? - W głosie brzmiało zaskoczenie pomieszane z niepewnością.

- Znasz baśń o księżniczce przemienioną w zieloną żabkę?

- Oczywiście. Miałem cudowną babcię, która opowiadała mi tysiące bajek.

- Czy kiedykolwiek będąc na łące faktycznie wziąłeś do ręki żabę i naprawdę ją pocałowałeś.

- Tak. - Odpowiedział skrępowany, jakby obawiając się wyśmiania.

- I co przeistoczyła się w księżniczkę? - Zapytałem z rzeczowym zainteresowaniem, jakbym z góry nie mógł przewidzieć odpowiedzi.

- No nie...

- Czy w momencie pocałunku choć trochę wierzyłeś, że w ten sposób odczarujesz piękną królewnę przemienioną w żabę?

- Nie to był tylko zgryw.

- A gdybyś wierzył, to by to coś pomogło.

- Nie, przecież to po prostu było niemożliwe!

- Które, z matematycznego punktu widzenia, zdarzenie ma większe prawdopodobieństwo zaistnienia: przeistoczenie się w księżniczkę pocałowanej żaby, czy przemienienie pocałunkiem kobiety w królewnę twego serca?

- Uważasz, że ja całuję żaby zamiast kobiet? - Nareszcie synapsy, czyli połączenie dendrytów z neurytami, dopuściły logikę do głosu.

- Sam na to sobie odpowiedz.

- Masz rację... - I tak oto udało się nam szczęśliwie dobrnąć do celu. Jeszcze tylko postawmy maleńką kropkę nad i.

- A co odczuwałeś całując żabę? - Zamyślił się. Wyobraźnia zaniosła go na podmokłą łąkę i dała płaza do ręki. Odniosłem wrażenie, że teraz wypowie najważniejszą prawdę swego życia.

- Czułem, jakąś trudną do wyrażenia niezwykłość sytuacji, zbliżającą mnie do świata marzeń, pozwalającą zagłębić się w najbezpieczniejszy, bo wymyślony przeze mnie 'mój intymny mały świat', który ja kontroluję, w którym panują same ciepłe uczucia, jakbym na moment zmieniał rzeczywistość w bajkę w której księżniczka jest nie tylko przepiękna ale i mądra, dobra, wierna, uczciwa, kocha zwierzęta, poezję, dzieci, kwiaty i mnie, ... , i nie zagraża mojej osobowości.

- Gratuluję ci zrozumienia problemu! - Zaakcentowałem znaczenie tych słów kiwając głową.

- Czy całowanie żab może okazać się niebezpieczne?

- Może.

- W jakich okolicznościach? Gdyby płaz istotnie zamienił się w księżniczkę?

- Nie. Problem polega na tym, że nawet z najpiękniejszą z infantką zimnokrwistych nie da się stworzyć udanego związku. Ale można niezauważalnie przejść na stronę marzeń tracąc kontakt z realnością. Niezależnie jak bardzo się kocha gadzinę to 'ludzi z tego nie będzie'. Żyjąc tylko w wyobraźni, rzeczywistość potrafi stać się marzeniem sennym do którego nie ma już powrotu. Fantazje mogą uzależnić tak samo jak narkotyki... - Nie bardzo wiem co chciałem przez to powiedzieć, ale na szczęście nie podjął tematu i nie musiałem naprędce nic zmyślać, bo nagle mi przerwał.

- Coś mi przyszło do głowy. Andrea wspomniała niedawno, że los jakby zemścił się na niej za nieumiejętność powiedzenia 'NIE!' odpłacając tym samym; ona też zakochała się bez wzajemności.

- A jak Ci się wydaje żaby to tylko samiczki? Szarlatan mógł również zaczarować niejednego księcia...

- Andrea też całuje żaby ?!?!?! - Tak szeroko otworzył oczy ze zdziwienia, że widać było wyraźnie obwódki białka dookoła tęczówek. Dostrzegłem nieśmiały jeszcze, ale już prawdziwie serdeczny uśmiech. Zrozumiał!

- O to możesz ją sam zapytać... - Rzekłem wyciągając dłoń na pożegnanie.


Wyłączyłem dyktafon, opisałem kasetę i zabezpieczyłem ją przed przypadkowym skasowaniem tej niesamowitej, fascynującej, nietypowej, a przez to nadzwyczaj cennej sesji.

- O Boże, jak ja kocham niezwykłości! - Westchnąłem przeciągając się i zapaliłem papierosa dla uczczenia 'kawałka dobrej roboty'.

Przypomniały mi się słowa wypowiedziane przez Zagłobę w Potopie: "Nie chwaląc się - jam to uczynił".

Ciekawe czy zapyta ...?

Warszawa 2000-08-19...23


 powrót

Andrzej Setman