J'aime la critique constructive...”


65

 

Je te remercie, parce que dans les 2 jours j’ai réalisé quelque chose que je n’ai pas réalisé (ZAPRZESZŁY !!!)  au cours des 3 dernières années ...

et j'ai compris que je n'ai pas
utilisé mon potentiel de façon appropriée, pour moi,

et en cet moment je sais déjà que je peux sourire dans la vie. :)

M.

29.06.2009


64

Andre, merci pour ce que je seulement pressentais en soi et pour ce que j’etais tellement sur que je serais en mesure de se donner  « couper », mais c’etait seulement futile et insignifiant. Pour  ce que  tu m’as renseigne de tout le mystère et l’illimitation couvrant dans mon cerveau (PUISSANCE !!!).


merci pour ce que tu as nomme les truc comme « le singe » en moi, et chacun d'entre nous façonne la vision et la perception du monde et pour le temps que tu m’as consacre, même si tu ne
devais  pas :):):) et pour le retour de mon caractère exceptionnel

.
Même pour ce que tu as distingue en moi et pour les idées qui ont émergé après.


Ce sont instructions uniques, et le seul que je regrets qu'elles n'ont pas eu lieu il y a vingt ans :):):) MERCI

AGAMAT

10.06.2009


63   
 
 
Vous êtes un Grand Capitaine pour moi. 

Quand j’avais la « grande dépression », l'anxiété et l'insomnie, j'ai essayé beaucoup de choses; 

bioenergotherapie, acupuncture, et     
Principalement une psychiatrie, où on me transcrit des medicaments. 

je vivais dans mon sombre hallucination avec des pensées suicidaires. Je ne croyais pas deja en n'importe quelle aide. 

Jusqu'à la fin, la fouille m’a amene a toi, un homme qui, par leur sagesse, de chaleur et d'une prise de conscience, sait comment vivre joyeusement. 

Tu m'as aidé à chercher en profondeur dans l'autre, tu m'as donné un outil par lequel je comprends  des mécanismes qui me poussent. Je m’ai libére de beaucoup d’opinions malades, de peurs et de phobies. 

Maintenant, je connais moi-meme et je suis de plus en plus conscient de mes pensées et des comportements. 

La relation avec mon père s’est amélioree. Je suis devenu plus courage, avec son point de vue, un homme libre. Aussi les relations avec les femmes se sont ameliorees. 

Maintenant, je sais que le but est réalisable mais il nécessite plus de travail. 

S'est passé en moi beaucoup de changement positif, et en dépit de quelques arrêts, je reviens à nouveau sur les rails 

une grande transformation. A grace de toi, j'ai compris . 

Je te remercie Andrzej!
Adam

5.06.2009


62
 
Irlandia

31.05.2009


61

Witaj,

Od naszego spotkania minął miesiąc, a ja nadal jestem po wrażeniem naszej rozmowy.. Jadąc do Ciebie zastanawiałam się czy to spotkanie coś mi da.. Teraz wiem.. Zacytuje dobrze znany Ci fragment „..Zdarzają się w naszym życiu takie spotkania, które nagle zmieniają jego bieg. Rozmawiałam z Tobą jeden raz i czułam się jakbyś mi zdejmował ciężar z pleców i przypinał skrzydła..” Dzięki naszej rozmowie zrozumiałam bardzo, ale to bardzo dużo rzeczy, na które miałam wcześniej zupełnie inne zdanie, pogląd, niekoniecznie słuszne.. Sama sobie stwarzałam problemy.. Wystarczyło w niektórych przypadkach zamienić słowo „muszę” na „chcę”.. Teraz bardzo uważnie używam słowa „muszę”, zwłaszcza do mojego syna..

   Chciałam Ci podziękować za to „ćwiczenie” przed lustrem.. Na pozór łatwe zadanie, a jak sobie przypomnę ile się namęczyłam nad powiedzeniem paru zdań to robi mi się nie dobrze.. Teraz codziennie przed lustrem mówię sobie: „Jestem warta żeby być szczęśliwą i zrobię wszystko abym była szczęśliwa”. Staję przed lustrem i mówię sobie, codziennie inną cechę „Ona jest ładna.. Ty jesteś ładna.. JA JESTEM ŁADNA!!!!” Bez mrugnięcia okiem.. Zmieniłeś coś o co ja walczyłam tyle czasu.. Z szarej zakompleksionej myszki, staję się coraz bardziej świadomą swoich wartości i atutów kobietą, która będzie pracowała nad tym tyle czasu aż powie ‘JESTEM INTELIGENTNĄ I PIĘKNĄ KOBIETĄ’ z taką pewnością siebie, że NIKT nawet Ja, nie będzie miał co do tego wątpliwości.. Wiem, że z chwilą, kiedy pokocham siebie, będę mogła pokochać drugą osobę.. I już nie będę się dziwiła, że ktoś może pokochać taka osobę jak Ja…

    Dziękuję za Twoje historyjki, które na pozór wydawały się banalne, a które tak naprawdę niosły ze sobą głęboki przekaz.. Dziękuje za „dopierdalanie mi” z takim szacunkiem wobec mojej osoby że patrzyłam na Ciebie z szeroko otwartymi oczami.. Tak bardzo było mi to potrzebne, tak bardzo chciałam żeby ktoś wyrwał mnie z tego bagna własnych myśli, że jaka to ja jestem zła i niedobra dziewczynka, która gówno z sobą reprezentuje.. Przez chwilę chciałam Cię nazwać „Moim Bogiem, Guru”, lecz po chwili zrozumiałam, że Bogiem i Guru jestem sama dla siebie.. Ty mi pomogłeś to zrozumieć.. Będę Ci za to wdzięczna do końca życia.. Dzięki Tobie patrzę zupełnie inaczej na siebie……..

BARDZO DZIĘKUJE ZA POMOC !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Nina

3.06.2009


60
 
 
Cher Andre! 
A ce jour, je me souviens du moment où j'assoyais dans le bureau avec un journal aux femmes et je lisais un article sur la recherche de propre voie. La première fois que j’ai trouvé avec le terme de coaching.
J'étais alors en panne, encore des pensées suicidaires me fatiguait, les deux derniers mois je réfléchissais comment continuer à vivre.
Après plus de deux ans de la thérapie je sentais de plus en plus pire. Je écumais, parce que je sentais la charge de la
responsabilité pour le contact de mon fils avec son pere - que je n'étais pas complètement similaires,
mais il me semblait que j’ai L’OBLIGATION - et mon ambition qui ne me permet pas de subvention que j’ai perdre - mon propre vision de la vie.
 
Et bien sûr, je me suis senti l'obligation et le devoir d'être la fille parfaite de mon pere. 
J'ai été choqué à l'ensemble du monde et plein de désir de vengeance pour le préjudice allégué.
"activité économique" me mettais en rage – je voudrais des résultats escomptés dans le près une période de temps, malheureusement, la réalité s'est révélée très différente.
Le même jour, je me suis assis à l'ordinateur, j’ai fiche mot magique de "coaching" et après un certain temps, j'ai parlé avec un peu de personnes qui ont entendu ce que j'avais à dire et il m'a donné ton téléphone.
Après quelques jours (en fait, c'était un lundi, je ne me rappelle pas la date) j’ai tenu une conversation avec une therapeute, Je suis sortie sans une ombre de chagrin et j’ai claque la porte, rendant grâce à l'entretien. Il a été ma perte de temps, je savais que que je veuille de faire quelque chose pour moi, quelque chose changer, et ne pas aller à un autre traitement et de produire des délires que peut-etre quelque chose va passer.
Le jeudi, j'étais chez toi.
Ville étrangère, un homme étranger, les questions: "Es-tu sûr ..."," Veux-tu ..."," Est-ce que tu veux travailler avec moi ...",
complète l'horreur ... et une grande curiosité.
Je n'avais aucune confiance.
malheureusement que mon ordinateur s’est cassé, pas écrit trois semaines, et après un argument avec son père synka
peuvent être rassurés. Un peu d'impuissance ressenti - parce que je n'ai pas rien.
J'ai senti que le fond.
Ensuite, j'étais déjà sûr.
 
No i oczywiście CZUŁAM OBOWIĄZEK I POWINNOŚĆ bycia idealną córeczka tatusia.
Byłam obrażona na cały świat i przepełniona chęcią zemsty za domniemane krzywdy.
Doprowadzała mnie do szału "działalność gospodarcza" - oczekiwałam ściśle określonych efektów w ściśle
określonym terminie a niestety, rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
Tego samego dnia usiadłam przy komputerze, wystukałam magiczne słowo "coaching" i po chwili rozmawiałam
z kilkoma osobami, którzy wysłuchali co miałam do powiedzenia i podali mi Twój telefon.
Po kilku dniach (dokładnie był to poniedziałek, daty nie pamiętam) odbyłam rozmowę z jedną terapeutką, 
wyszłam i bez cienia żalu trzasnęłam drzwiami, dziękując za rozmowę. Było mi szkoda czasu, wiedziałam, 
że CHCĘ coś zrobić ze sobą, coś zmienić, a nie chodzić na kolejną terapię i produkować sobie kolejne
złudzenia, że może za rok coś się stanie.
W czwartek byłam w Ciebie.
Obce miasto, obcy facet, pytania: "jesteś pewna...", "czy chcesz...", "czy chcesz pracować ze mną...", 
kompletne przerażenie i ...ogromna ciekawość.
Pewności nie miałam.
Akurat pech chciał, że popsuł mi się komputer, nie pisałam trzy tygodnie i po kolejnej kłótni z ojcem synka
zyskałam pewność. A raczej poczułam bezsilność - bo już nic innego mi nie pozostało. Czułam, że się topię.
Wtedy już miałam pewność.
Zafascynowałeś mnie, a Twoje stwierdzenie "głupie baby" zabrzmiało jak komplement, a nie jak obelga. 
Jak wiele innych stwierdzeń.
Powiedziałeś - nie ma przypadków.
Nie ma. Byłeś właściwym człowiekiem we właściwym czasie i miejscu, i właśnie tym, którego miałam spotkać.
Zmieniłeś moją przeszłość. Złą na dobrą.
Fakty pozostały faktami, natomiast przestały ciążyć i wiele z nich straciło znaczenie.
Albo nabrało zupełnie innego, nowego.
Moja przeszłość stała się dla mnie przysłowiową kopalnią wiedzy o sobie, o ludziach.
Zniknęło poczucie krzywdy, pojawiło się zrozumienie i czasem nawet współczucie dla "oprawców".
Przestałam nosić cudzą depresję, żyć cudzymi problemami i humorami, odstawiłam leki, znowu zaczęłam coś
czuć. Uwierzyłam, że życie może być dla mnie jeszcze piękne, zwariowane, pełne nieoczekiwanych zwrotów i
radosne, poczułam, że rozpad relacji z ojcem mojego synka nie jest końcem świata, mimo, że cień żalu jest i
będzie. Wręcz przeciwnie - to doświadczenie jest przepustką do nowej, lepszej rzeczywistości.
Zaczęłam patrzeć na mężczyzn jak na ludzi, a nie tylko jak na żałosne marionetki, które w końcu nie sięgają mi 
do pięt.
Doceniłam chwilę obecną.
Pomogłeś mi przejść od "wolności od..." do "wolności do..."
Zrozumiałam, że samotność nie jest najlepszym pomysłem, jeśli w życiu chce się żyć, coś osiągnąć, a nie tylko 
być biernym obserwatorem, a dopuszczenie mężczyzny bardzo, bardzo blisko może wnieść w życie coś
wyjątkowo dobrego. Na chwilę obecną i na przyszłość. Daje bliskość, spokój, tworzy dobre wspomnienia.
Dziękuję Ci za wsparcie w tych momentach, w których jego potrzebowałam i za ściągnięcie na ziemię, kiedy 
też to było potrzebne. Za każdy moment, każdą cenną chwilę, którą spędziłam z Tobą. Za mądre pytania i 
podpowiedzi, pełne kpiny komentarze, uszczypliwości, za obecność i zwariowane pomysły.
Dzięki Tobie odzyskałam część siebie, że potrafię się pogodzić ze sobą, marzyć i znowu stawać się sobą.
Każdego dnia od nowa.
Dałeś mi pełną świadomość odrobiny szaleństwa, zmienności i przewrotności, które są częścią mnie. Może tą
najważniejszą.
Obudziłeś we mnie znowu wrażliwość na siebie i innych, ale i podatność na zranienia. To też jest dobre.
Dzięki za to, że podchodzę ze spokojem do własnych myśli, akceptuję swoje uczucia, swoją ciekawość życia i
czasem nieszablonowe podejście do sytuacji.
Za umiejętność mówienia, co mam do powiedzenia we właściwym dla mnie czasie - nawet, jeśli się narazić 
na brak akceptacji i odrzucenie ze strony ludzi, którzy mnie tak na prawdę nie chcą poznać - to mała cena za 
bycie sobą.
Za świadomość, że czasem fajnie i przyjemnie jest nie mieć racji.
I jeszcze milej wrzucić na luz i czasem nie za wiele myśleć - tylko zareagować.
No i fajnie jest żyć bez moralnego kaca czy poczucia krzywdy. 
Spowodowałeś to, że wiem, czego chcę od życia i nie muszę SIEBIE przy tym oszukiwać, udawać czy
manipulować sobą. A innymi mogę... troszeczkę.
I zawsze mam świadomość wyboru - działań, odczuć.
Cieszę się, że zdobyłam się na odwagę, złamałam śmiertelny lęk przed "obcym facetem" i te kilka miesięcy 
temu miałam szansę poznać Ciebie. I siebie. Stać się normalną kobietą.
Było warto.
Dziękuję Tobie, kochany Andrzejku, za wszystko. 
 
Magda_Lena

1.06.2009


59
Andrzeju dziękuję Ci za to, że umiesz mnie sprowadzić na ziemie jak nikt do Tej pory J. 
Dziękuję Ci za to, że uświadomiłeś mi, iż byłam zawieszona między dwoma światami, 
a warto być tutaj na ziemi.
Dziękuję Ci, że pomogłeś mi przełamał lęk zarówno do tego, co czuje, jak i do tego, czego bałam sie poczuć.
Moj wewnętrzny wiatr jest niesamowity i juz go w sobie nie będę dusić, nie wiem gdzie mnie poprowadzi, 
ale wiem, że to będzie niesamowite uczucie. 
Moja wyobraźnia i empatia jest moja siła, nie światem, w którym sie zawieszam.
Dziękuję Ci za to, że wymyśliłeś kawał, który sprawił, że przeżyłam bardzo namiętne chwile z moim kolegą.
Mimo, że nam nie jest pisane być razem, to były jedne z takich chwil, których sie długo nie zapomina. 
Inie da się ukryć, że byłeś nieugięty...
Życzę Ci byś zawsze miał w sobie tyle ciepła J
Ściskam
Gosia

7.05.2009


58

Niebawem, mam nadzieje, udowodnię Ci naocznie ile dzięki Tobie zmieniło się w moim życiu. A teraz pragnę Ci przekazać parę słów wdzięczności,
a także pragnę podzielić się z Tobą tym, czego nie mogłeś zobaczyć odkąd byłam u Ciebie.

1.Kiedy wracałam od Ciebie przydarzyła mi się pewna śmieszna sytuacja...

Otóż szlam sobie pewnym krokiem ulica wiejska w swoich bucikach na obcasie jakże szczęśliwa i uśmiechnięta! Spojrzałam na te buciki i pomyślałam: „Mimo, że mam buty, za które on zapłacił, teraz moje stopy poniosą mnie tam gdzie ja zechce!” I w tym momencie złamał mi się obcas...Początkowo byłam skołowana, ale po chwili pomyślałam” „Ach! Ty cholero, nie uda Ci się mnie zatrzymać!” Roześmiałam się i poszłam dalej. Obcas poturlał się pod nogi dwóch panów idących z zakupami. Popatrzyli na mnie zdezorientowani, a ja tylko odparłam z uśmiechem na twarzy: „No, co? Mentos!” Roześmialiśmy się i poszliśmy w swoje strony – ja radośnie kuśtykając z obcasem w dłoni – oni – w nieznanym mi kierunku.

2. Nauczyłeś mnie cudownej rzeczy, która praktykuje każdego ranka. A mianowicie, gdy się budzę, z zamkniętymi wciąż ślepkami, rozcieram dłonie i przykładam je do policzków. Nagle zalewa mnie ciepło, energia i radość. Dzięki temu wstaje z łóżka w świetnym humorze.

3.Gdy ktoś mnie wkurza lub, gdy jestem niespokojna wyobrażam sobie łąkę pełna kwiatów, dodaje do niej urocze zwierzątka, cieple słoneczko, czyste niebo i czuje jakbym tam była. To, co mnie zdenerwowało jest jakby za dźwiękoszczelna szyba, ja domalowywuję farbami na szybie śmieszne elementy, aby powód mojego zdenerwowania wydal mi się zabawniejszy.

Dzięki temu zachowuje równowagę, (chociaż jak się okazuje mam problemy z błędnikiem i nie raz idąc po prostej drodze zdarzy mi się stracić równowagę – na szczęście nie ta wewnętrzna).

4. Długo czekałam na to, co teraz ma miejsce.

Wreszcie dogaduje się ze swoja rodzina! Z mama dzwonimy do siebie nie tylko wtedy, kiedy czegoś potrzebujemy, częściej się spotykamy, rozmawiamy poważnie i niepoważnie, ale przede wszystkim już więcej nie wychodzę od niej z płaczem... Jest naprawdę cudownie! Wreszcie widzę, ze mama się zmieniła, nie wiem, co jest powodem... Ale ona zauważyła zmiany we mnie, wiec może sama postanowiła uporać się z problemami (zawsze była uparta i samodzielna)? Wiem tylko, ze odkąd się z Tobą spotkałam wszystko i wszyscy się zmienili...Na lepsze!

Z moim tata tez jest lepiej, może w dalszym ciągu na mnie krzyczy, ale teraz potrafię na to reagować... Nie płacze, nie roztrząsam tego godzinami.

Nauczyłeś mnie asertywności, – dzięki czemu radzę sobie z ludźmi w pracy (tak! Mam prace!), A także ze znajomymi... Ale przede wszystkim z ojcem.

Z Michałem wszystko się świetnie układa, mieszkamy razem i zastanawiamy się czy my, aby jesteśmy normalni, bo jesteśmy tacy szczęśliwi i zgodni, ze aż nas to dziwi, · Ale oczywiście nie mówi tego z obawa, jakby zaraz miało nas spotkać jakieś nieszczęście dla równowagi, a śmiejemy się z tego ze kiedyś będziemy wysuszonymi eksponatami w muzeum, by pokolenia smutasów oglądały nas z rozdziawionymi buziami jako przykład odchyleń społeczeństwa J).

Wreszcie czuje ze otaczają mnie osoby, którym na mnie zależy i które mnie kochają, tak bardzo jak ja je.

5.Zakladam ubrania w innym kolorze niż czarny(to tez jest postęp). Ostatnio nawet wściekło różowy. Wreszcie jestem zauważalna, chociaż czarny przyciąga promienie słoneczne, dlatego wciąż jednak lubię ten kolor J

6. Pamiętam tamta książkę. Teraz pisze nowa, od krasnala wzięłam nowe kartki i kolorowe kredki.

Dziękuje Ci Andrzeju, za to ze nauczyłeś mnie być szczęśliwa, dzięki temu dostrzegam szczęście w każdej drobinie tego świata.

Marta

14.04.2009


57
 
Witaj Andrzeju ! 
Wielkie DZIĘKUJE  za to co dla mnie zrobiłeś. Dzięki Tobie odzyskałam swojego
tatę. Jesteś tak wspaniałym terapeutą, że zrobiłeś to nawet nie rozmawiając ze
mną na ten temat. Więc wyjaśnię od początku. Najważniejsze okazało się zwykle
przytulenie. Przytulając  się do Ciebie miałam wrażenie, że przytulasz moje
wewnętrzne dziecko”. Zastanowiło mnie to, uświadomiłam sobie, że rodzice a w
szczególności tata to niewiele mnie przytulał. Najpierw pojawiły się pretensje.
Później jak to ja, zaczęłam sobie to tłumaczyć. Następnie pojawiło się pytanie
czy ja pozwalam by rodzice/ tata mnie przytulali. Okazało się, że to ja sobie na
to nie pozwalam. Kolejne wewnętrzne pytanie: jak ja się odnoszę do taty. No i tu
był prawdziwy szok. Uświadomiłam sobie że od jakiś 25 lat zwracając się do taty,
mówię bezosobowo, nie wymawiając słowo tata. Dopiero teraz, dzięki Tobie,  to
zauważyłam.  Uczę się teraz mówić TATO, nie jest to łatwe i świadomie pilnuje by
tak mówić.  
Ciekawe że jestem dorosłą kobietą a okazuje się że było to dla mnie ważne.  Z
tego co wyżej napisałam może wynikać  że mam jakieś trudne relacje z rodzicami
ale teraz to tylko wrażenie,  zrozumiałam  na czym polegała  trudność w tych
relacjach. Dziś mogę napisać że jestem wdzięczna rodzicom za moje  życie. Nie
zawsze było to łatwe ale dzięki temu jestem tym kim jestem.  Ta bezosobowa forma
w stosunku do Taty to pozostałość z przeszłości, wisiała gdzieś między nami  i
bardzo się cieszę że pomogłeś  mi to zauważyć, zmieniać. 
Cieszę się również, że mogłam Cię poznać, jesteś dla mnie dużym  autorytetem.  
Z wdzięcznością pozdrawiam i przytulam :)
 
Agnieszka

7.04.2009


56

Andrzejku kochany - dzięki Tobie odważyłam się na radykalne zmiany w moim życiu.

Uwierzyłam w siebie, jestem już po rozwodzie i nie płaczę już tyle co kiedyś :). Wychodzę na prostą i żyję :)

DZIĘKUJĘ CI BAAARDZO!!!

Maria

20.03.2009


55

Dziękuję Ci Andrzeju za to, że:

- po moim ‘byłym’ płakałam tylko 2 dni, a nie 3 miesiące,

- szybko mówię NIE złym nastrojom,

- jestem bardzo pogodna,

- bardziej dbam o siebie,

- czuję się milionerką, księżniczką, wyjątkową osobą,

- umiem powiedzieć dupkom, że są dupkami,

- odświeżyłam kontakty z wieloma znajomymi,

- z większą pewnością siebie wyrażam swoje zdanie,

- chcę żyć na swój niepowtarzalny sposób i nie obchodzi mnie, co myślą o tym inni,

- czuję się pewnie w swojej pracy i wiem, ze jestem dobra w tym, co robię,

- wiem, że mój rozwój zależy ode mnie,

- umiem się śmiać ze swoich błędów,

- potrafię krytycznie spojrzeć na rzeczywistość,

- doświadczenia dużo mnie nauczyły,

- wiem, co w moim życiu jest zbędne,

- zrozumiałam, że mam wybór i to DUŻY!!!

Osiągnęłam więcej niż planowałam!

Jakby któraś chciała stać się księżniczką, poczuć się księżniczką i być księżniczką – to polecam Andrzeja!

Anna Trzmiel

17.12.2008


54

Andrzeju,
kiedy dzwoniłam do Ciebie pierwszy raz prowadząc auto, by się umówić na spotkanie, do czego gorąco zachęcała mnie moja przyjaciółka, głos mi się łamał i łzy kapały. Mówiłam Ci o tym , czego się dowiedziałam od mojego męża i z czym sobie kompletnie nie radziłam. Czułam się odrzucona, nieatrakcyjna, średnio inteligentna, niebrzydka ale i niepiękna, ogólnie trudna. Taka średnia myszka.

Szybko znalazłeś dla mnie czas. Kilka godzin od razu. Po nim miałam chaos w głowie. Dużo mówiłam, a Ty - nie jak zwykli terapeuci - po prostu wydobywałeś moje śmieszne i chore przekonania i wyrażałeś swoje opinie. Zadawałeś trudne pytania.

Wyszłam w szoku. Wszystko, co sobie poukładałam w głowie, co dotyczyło mojej osoby i moich przekonań dotyczących związków, zostało zburzone. Nie potrafiłam nawet powiedzieć, co takiego Ty mi powiedziałeś, co zrobiłeś. Pamiętam tylko, że 3 dni później, gdy wszystko zaczęło mi się od nowa układać w głowie, poczułam wielką ulgę, zaczęłam tańczyć, wygłupiać się z dzieciakami.

Tak. Wydobyłeś na jaw kilka moich przekonań, które utrudniały mi życie. Mi i moim bliskim. Powiedziałeś kilka zdań dosłownie, które zadziałały. I pokazałeś, jak mam sobie radzić sama. Nie przechodziłam u Ciebie długiej terapii. W moim wypadku naprawdę zadziałała pojedyncza interwencja. Gwałtowna, burząca moje chore przekonania.

Wyniki? np takie: okazało się, że jestem mądra, piękna, seksowna, zabawna, zdolna, kochana, kochająca, podziwiana, interesująca :). Że osiągam sukcesy. że potrafię być szczęśliwa. Nauczyłeś mnie mówić sobie dobre rzeczy, nie wiecznie się dołować i udupiać. Dawniej byłam swoim najostrzejszym krytykiem, teraz jestem swoim życzliwym, kochającym przyjacielem. A dzięki temu, że widzę, jak fajna sama jestem, naprawdę dużo łatwiej mi zobaczyć, jak fajni są inni.

Bardzo Ci dziękuję!
Magda

9.12.2008


53

Długo się zbierałam by napisać Ci o sobie. Nadszedł wszak czas dla mnie miły i łaskawy.
Właśnie teraz wróciłam do pracy. Wygrałam proces o przywrócenie i pracuję.
Jak ostatnio rozmawialiśmy radziłeś mi bym sprzedała dom.

Wystawiłam go na sprzedaż w sierpniu. Jak będzie, czy się uda sprzedać nie wiem ale decyzja zapadła.
Sprzedaż domu pozwoli mi zrealizować moje marzenie o małym własnym mieszkanku :)
Jest jeszcze jedna sprawa, która jest w toku realizacji :) to rozwód.
Od trzech lat spotykam się z mężczyzną, ma na imię Andrzej jestem w nim zakochana i wiem, że nie bez wzajemności.
Pamiętam jak kiedyś napisałam do Ciebie, że jeszcze będę sie śmiała i tak jest.
Wiem z jakim trudem walczyłam o własne szczęście. Myślę, że nadszedł ten czas.
Chcę Ci Andrzeju podziękować za te długie godziny poświęcone mi na gg.
Dziś wiem, co znaczyły słowa "czy zgadzasz się, że namieszam ci w głowie?"
Namieszałeś i to bardzo i za to Ci dziękuję ja i mój Andrzej. Wiesz jak on o Tobie mówi?
"Mój dobroczyńca", bo oczywiście opowiadałam mu o Tobie.
Całuję Cię i wiem, AS ja nigdy o Tobie nie zapomnę :)
Nawiasem mówiąc nigdy nie usunęłam twojego gg :)



 

Pozdrawiam jolqa

30.11.2008


52
 
Dziekuje Ci za to, ze mimo iz nie zgadzalam sie z Toba i buntowalam, za kazdym razem miales racje, co w koncu i ja,
 choc z pewnym opoznieniem, rownież sobie uswiadomilam.
I za to, ze dzieki rozmowom z Toba potrafiłam w pozniejszym czasie zbuntowac sie przeciw swoim lękom i działać,
 dzięki czemu w swoim młodym życiu,  w bardzo krótkim czasie osiągnęłam bardzo wiele.
 
Emilia

6.10.2008


51

Wdzięczności ciąg dalszy..... :)

Od czasu mojego poprzedniego wpisu minęły trzy lata. Zakończyłam go stwierdzeniem : „....będzie jeszcze więcej” ....(moich osiągnięć).

I jest ich więcej, dużo więcej, a ja nie znajduję słów by opisać nimi ogrom wdzięczności jakiej odczuwam do Ciebie.

Dzięki Tobie zrobiłam KROK do przodu, gdy wydawało mi się, że stoję nad przepaścią i łatwiejsze jest wycofanie się z życia niż pójście do przodu

Dzięki Tobie zaakceptowałam swoje zdolności i już WIEM jak je wykorzystać

Dzięki Tobie odnalazłam brakująca cząstkę siebie zakopaną bardzo .. bardzo głęboko

Dzięki Tobie zrozumiałam jak ważne jest ŚWIĘTO w życiu

Dzięki Tobie pokochałam siebie (wydawało mi się to niemożliwe) :)

Dzięki Tobie zyskałam nową miłość do „starego” męża :)

Dzięki Tobie zyskałam siłę do bycia SZCZĘŚLIWĄ

Krystyna M

2 październik 2008 (dzień Anioła Stróża)


50

PODZIĘKOWANIE

          Kochany Przyjacielu, chciałam serdecznie podziękować za pomoc, jaką otrzymałam od Ciebie, dzięki której jestem teraz szczęśliwą i świadomą swej niezwykłości w zwykłości kobietą i niezmiernie się cieszę, że żyję we własnej skórze. Dzięki Tobie jeszcze mocniej kocham najcudowniejszego pod słońcem męża, cieszę się coraz większą bliskością z nim, ... a za 8 miesięcy zostanę mamą cudownej istotki (Hurra!!!), której pokażę, jak bardzo jestem szczęśliwa i jaki piękny jest ten świat (jak śpiewał Niemen). Uświadomiłam sobie, dzięki Tobie, że jestem jak najbardziej zdrowa, jak najbardziej wyjątkowa, niepowtarzalna, genialna (o!), przepełniona radością, którą dzielę się z innymi i widzę, jak świat pięknieje w moich oczach, a ja wraz z nim (:

         Polubiłam swoje zwariowanie i szaleńczo odkrywam pomijane przeze mnie wcześniej uroki życia.

         Pomagasz bardzo skutecznie, czynisz to z radością, miłością, rozmawiając z drugą osobą, jak równy z równym (a nie jakiś guru, czy święty), dlatego uważam, że jesteś wyjątkowym terapeutą. Będę zawsze pamiętać smak pysznej kawy i te niesamowite obrazy (kto był, ten widział) oraz merdanie ogona Twojej zawsze zadowolonej suczki, a także to, jak pięknie srała.

         Dzięki Tobie odkryłam, że pomaganie to nie wypełnianie jakiejś misji, to nie ciężka praca, a niezwykła zabawa i kupa niekontrolowanego śmiechu w przełamywaniu różnych indywidualnych tabu, to jednocześnie akceptowanie, przyjmowanie innych takimi, jakimi są i zachwyt nad ich niepowtarzalnością, wspólne poszukiwanie rozmaitych możliwości.

          Andrzejku, dziś zaczynam świadome życie, wreszcie otworzyłam oczy, przestałam się bać i szukać nieistniejących problemów - przeszkadzajek (jak ta księżniczka na ziarnku grochu) w galopującym tempie dorosłam do tego, by wziąć odpowiedzialność za swoje życie i wybierać to, co dla mnie jest najlepsze w danym momencie (podążając za głosem swojego serca, korzystając z własnej intuicji i niezwykłej wrażliwości).

         I pozwalam sobie na sukces, wiele rozmaitych sukcesów.

         Dziękuję za nowe, niezwykłe rozumienie przyjaźni, za cierpliwość, totalną obecność, za opowieści różnej treści, historyjki, za wartościowe narzędzia autoterapii i wszystkie książki, które napisałeś (także tą, która jest w trakcie cenzurowania).

         Praca z Tobą to fascynująca przygoda. Zaczęła się dzięki jednemu nieprzypadkowemu spotkaniu.

         Dzięki Tobie odkryłam na szczęście, że nie jestem święta i wtedy otworzyły się przede mną nie jedne drzwi.

         I dziekuję jeszcze za to wszystko, co dla mnie zrobiłeś, a ja jeszcze tego nie zauważyłam.

         Pozdrawiam wszystkich wyjątkowych klientów.

 

Otwarty Przyjaciel i Zachwycona Życiem - Ela

15.09.2008


49

Dziękuję Ci Andrzeju za to, że tchnąłeś we mnie iskierkę zmysłowości, połączoną z nutą erotyzmu i subtelności, ze smakiem lekkiego dystansu i zapachem pewności siebie, zabarwioną samouwielbieniem i zrozumieniem dla siebie i świata. Może ona już była we mnie? Wiem jednak, że siedziała tak głęboko i tak trudno mi było do niej dotrzeć. A ta iskra to sens mojego życia. Po prostu.

Cudowna Czarodziejka

15.09.2008


48

Kiedy decydowałam się na skorzystanie z pomocy terapeuty, długo wybierałam osobę, z którą mogłabym pracować. Nie miałam zaufania do tego środowiska i trudno było mi uwierzyć, że można mi pomóc. Pytałam swoich znajomych o ludzi, których znają i mogliby polecić – wciąż jednak nic nie przekonywało mnie, żeby zdecydować się, na którąś osobę konkretnie. Wybór był ważny, najważniejszy. Od wielu lat nie czułam się dobrze sama ze sobą, a od kilku miesięcy miałam stany, które można by określić jako „galopująca depresja”. W marcu tego roku, uznałam, że nie chcę tak żyć, że po prostu nie chcę żyć. Samobójstwo wydawało się najbardziej naturalną decyzją, chciałam ją jednak podjąć bardzo świadomie… wiem jak to brzmi… postanowiłam, że dam swojemu życiu, losowi, Bogu itp. ostatnią szansę i ostatnie pół roku życia (bardzo skrupulatnie wyznaczyłam sobie datę końcową) popracuję nad sobą, robiąc wszystko to co będzie mi kazał terapeuta) żeby nie było, że się nie starałam…) – pewnie i tak się nie uda, myślałam, chciałam mieć jednak satysfakcję, że to ja miałam rację.

O Andrzeju dowiedziałam się od przyjaciółek, które były na Hunie i wyrażały się w samych „ochach” i „achach” o nim. Weszłam na jego stronę i zaczęłam czytać podziękowania, które umieszczały tam różne osoby. Dużo o zmianie podejścia do życia i takie tam bla, bla… (przepraszam, wtedy tak myślałam). Trafiłam jednak na podziękowania od pochwiczek. Facet ma wymierne efekty – pomyślałam – coś jednak konkretnie potrafi zrobić, a nie tylko, że komuś się nastrój poprawił…

Początki – zwłaszcza rozmowy telefoniczne z Andrzejem, nie były łatwe… już na etapie ustalania kontraktu traciłam cierpliwość. Skończyło się na 7 wersji – podobno nie najgorzej J pracowaliśmy do 28 sierpnia.

Nie wiem jak poszczególne osoby to czują, ja mogę powiedzieć bez wątpliwości, że uratowałeś mi życie. Żyję, chcę żyć i cieszę się z tego, że żyję! Jakie zmiany zaszły w trakcie naszych spotkań – zmieniłam tak wiele chorych przekonań, że sama nie mogę uwierzyć, jak ja wcześniej funkcjonowałam. To przełożyło się na: uśmiech na mojej twarzy, poczucie szczęścia… i na wiele rzeczy, które są bardziej namacalne J - pójście na masaż (ja osoba od zawsze mająca problemy z dotykiem), publiczne tańczenie tanga (do tej pory pamiętam jak mówiłam – Andrzej zabiję Cię , wyjdę stąd itd.), 16 kilo mniej (w ciągu 5 miesięcy), świadomość bycia kobietą (piękną kobietą!) i radość z seksu. No i jeszcze sprawy zawodowe… można by wiele jeszcze wymieniać, wielu zmian ja nawet nie dostrzegam tak wydaja mi się teraz naturalne, a widzą je moi znajomi i wciąż słyszę – jak ty się zmieniłaś (i nie chodzi tylko o wygląd).

Andrzej, powiedzieć dziękuję za to, że dałeś mi życie i to model znacznie ulepszony J, to tak niewiele. Dziękuję Ci za cierpliwość do mnie – zwłaszcza w chwilach, kiedy nawet ja sama jej do siebie nie miałam, za Twoje „genialnie…” i inne prowokacje, które pozwalały mi iść do przodu, za ostatni zakład (który jak zawsze przegrałam) i jestem teraz bardzo szczęśliwa, no i jeszcze za niezwykłą mądrość w dobraniu momentu zakończenia naszych spotkań, momentu, który również pomógł mi dokonać ogromnego kroku do przodu. Zmieniłeś mnie, zmieniłeś świat i jest poczucie szczęścia, za które nie da się podziękować. Cieszę się, że stałeś się moim przyjacielem i powtórzę za jednym mądrym gościem – CHOLERNIE CIĘ LUBIĘ!!!

Entuzjastyczna Energia J

PS Napisałam podziękowania, przeczytałam je i pomyślałam, że nie wyraziłam nawet połowy swojej wdzięczności za to co zrobiłeś.

DZIĘKUJĘ, CHOLERNIE CI DZIĘKUJĘ!!!!!!!!!!

8.09.2008


47
 
Cześć Andrzeju :) .
 
Po spotkaniu z Tobą powoli wracam do rzeczywistości - odpisywania na 
maile, zabawo-pracy przy firmie, nawet porządek wczoraj zrobiłem w 
mieszkanku ;) .
 
Myślałem, że to o czym rozmawialiśmy zabiera mi tylko trochę... 
uświadomiłem sobie dzięki rozmowie z Tobą, że rozpieprzało mi całe życie...
 
Teraz sporo roboty przede mną, żeby wszystko naprawić i budować coś 
nowego... coś, co da mi prawdziwe szczęście. Droga pewnie długa... ale 
jak myślę o tym związku... dzieciaku... to mam ochotę ryczeć, bo zawsze 
tego chciałem tylko oszukiwałem się i żyłem halunami... że jestem super, 
bo pomagam innym, szkolę itp.
 
Dzięki także za uświadomienie tych etapów... zbyt często chciałem wracać 
do fajnych chwil, które były... Czytam sobie powoli Bellę - tego 
podejścia do przeszłości mi brakowało... chciałem wrócić do migawek i 
zdjęć z przeszłości zamiast iść dalej i być wdzięcznym za to, czego 
doświadczyłem.
 
Mam jeszcze chaos w wartościach i celach... ale powoli uświadamiam 
sobie, czego tak na prawdę chcę. Pewnie na tym polu też długa droga 
przede mną, ale to moja droga. Bycia sobą, a nie super hiper enelpowcem, 
który na zewnątrz jest cudowny a w środku...
 
Jeszcze jedno... ogromne dzięki za pokazanie, co jest przyczyną a co 
efektem... przyszedłem do Ciebie bo miałem nadzieję, że nie będzie to 
spotkanie na zasadzie nlpowskich ćwiczeń, tylko coś więcej.
Nie dostałem ryby mimo, że po nią przyszedłem. Dostałem wędkę i siłę, by 
uczyć się jej obsługi :).
 
Tego potrzebowałem i jestem za to bardzo wdzięczny. Wiem też, że 
nauczyłem się wielu rzeczy, których nie jestem w stanie zwerbalizować. 
Czuję takie fajne ciepło w środku mówiące mi "Jestem z Tobą" :) .
Takie wewnętrzne wsparcie.... nie wiem, może to światełko spójności, 
której chcę się nauczyć.
 
Pewnie jeszcze będę pisał czego się nauczyłem i co mi to dało... bo co 
chwila coś nowego sobie uświadamiam, że jest inaczej, że jest ok.
 
DZIĘKI.
Michał Jankowiak, Kozakiem zwany.

3 lipiec 2008


46

Najcudowniejszemu Mężczyźnie -

- za to, że pomogłeś otworzyć mi oczy

i poznać swoje pragnienia.

Uczę się być szczęśliwa.

Dziękuję

Natalia Gańko

18.06.2008


45

Andrzejku,

Przybyłam do Ciebie z krainy wiecznej (jak mi się wydawało) zgnilizny, kalectwa emocjonalnego i ubóstwa uczuć. Z miejsca, w którym żyłam kilka lat, a które wchłonęło mnie całą i wyżerało od środka. Miałam wrażenie, że nie dotknęłam dna -że przewierciłam je na wskroś znajdując się tym samym przed piekielną bramą najczarniejszej nędzy i smutku.

Nie zliczę godzin, które spędziłam w gabinetach terapeutów. Nie zliczę pieniędzy wydanych na psychiatrów i ogłupiacze mające pomóc mi żyć. Pytanie tylko - żyć, czy wegetować w jako takim nastroju?

Historia naszej znajomości jest dla mnie historią wyjątkową. Jak Ty. Jak moment, w którym pojawiłeś się w moim życiu dając mi władzę absolutną nad moim nastrojem.

Być może już bym nie żyła? Albo siedziała w klinice nerwic, gdyż nie podniosłabym się tak szybko po śmierci mamy? Nie chcę zgadywać, co by się działo. Wiem, że byłoby mi bardzo, bardzo źle. A jest dobrze. A jest tak, że czasem budzi mnie w nocy mój własny śmiech. Już nie wstaję rano przerażona ledwo podnosząc się z łóżka. Otwieram oczy szczęśliwa, pełna niewyobrażalnie dobrych emocji.

Dzięki Tobie zrozumiałam, że jestem swoim najlepszym przyjacielem, o którego uwielbiam dbać i którego radość i doskonałe samopoczucie jest dla mnie jedną z najważniejszych wartości. Dziękuję.

Nauczyłeś mnie tak wiele. Nauczyłeś mnie radzić sobie w sytuacjach, które kiedyś byłyby trudne i nie do przeskoczenia. Pokazałeś, jak postępować z facetami, tchnąłeś we mnie nowe życie, dałeś mi coś, co jest ogromnie cenne – możliwość wyboru. Już wiem, że nie muszę postępować jak inni, bo to, co dobre dla kogoś, nie musi być dobre dla mnie. Dzięki Tobie niesłychanie poprawiły mi się relacje z otoczeniem, z ludźmi. Widzę, że jestem lubiana i że inni liczą się z moim zdaniem. Mam przyjaciół, cudownych ludzi wokół siebie, z którymi mogę dzielić swoje radości. A przecież kiedyś wydawało mi się, że wszyscy mnie nienawidzą i że nie mam nikogo bliskiego...

Już nie żałuję, że nie pracowałam, jak trzeba. Że kiedy tylko poczułam się lepiej olałam sobie zadania od Ciebie. To było niezwykłe doświadczenie, które pokazało mi, że tak naprawdę wiele zależy ode mnie. Jeśli pracuję i postępuję zgodnie z Twoimi wskazówkami, to osiągnę to, co chcę. Jeśli nie, to będę się czuć źle, a mój dół, ledwo zakopany na nowo będzie się pogłębiał. Dzięki Tobie wiem, że mam wybór! Dziękuję Ci za to. Dziękuję Ci też za to, że przyjąłeś mnie z powrotem, mimo niedotrzymania ustaleń kontraktu. I za to, że zawsze mogłam na Ciebie liczyć. Czy miałeś wolny wieczór, czy gościa, kiedy byłam w potrzebie Twoje drzwi zawsze były dla mnie otwarte. Niesamowita jest wyjątkowość z jaką obchodzisz się ze swoimi klientami. Mimo wielu gorzkich słów, które usłyszałam, a za które normalnie pewnie dałabym w zęby mam poczucie, że jesteś prawdziwym przyjacielem.

Dzięki, że wyśmiewałeś moje „cudowne” poglądy na temat mój i świata. Kiedy minął czas, w którym buntowałam się, bo ktoś wreszcie w sposób arcymistrzowski pokazał mi, że błądzę i pukam do niewłaściwych drzwi, w duchu śmiałam się razem z Tobą ze swojego poplątania. Ciesząc się jednocześnie, że to nie ja jestem przedmiotem Twoich kpin, a chore myślenie, które przecież można zmienić. Które z Twoją nieocenioną pomocą zmieniłam.

Andrzeju, jak Ty to robisz, że dopierdalasz a jednocześnie odnosisz się z ogromnym szacunkiem do ludzi? Łączysz w sobie paradoksy i robisz to w sposób genialny! Jestem pod wrażeniem pasji, z jaką opowiadasz o tych, którym się udało. Którzy zrozumieli, że nie tędy droga, a Ty im w tym pomogłeś.

Nie spotkałam dotychczas człowieka, który wciąż by mnie zaskakiwał. Ty zaskakujesz. Bawisz się słowami, bawisz się pracując, nauczyłeś mnie bawić się w życiu! Uwielbiam się z Tobą widywać, bo nigdy nie wiem, co przyniesie następne spotkanie – w jaki sposób tym razem pozytywnie mnie zaskoczysz?

Kiedyś unikałam trudności, unikałam rozwiązywania problemów, które nawarstwiały się w zastraszającym tempie, a jedyną metodą na chwilowe pozbycie się ich było zakopanie się w łóżku i obwarowanie stertą poduszek. Teraz mnie one cieszą. Nie poduszki, trudności! Bo kiedy słownik języka polskiego poinformował mnie, że ‘problem’ i ‘wyzwanie’ to praktycznie jedno i to samo piałam z zachwytu. Wyzwania są super i wciąż pokazują mi, jaka ze mnie silna babka. I to dzięki nim poznaję siebie i swoje nie odkryte dotąd, cudowne możliwości! Dziękuję, że nieraz odsyłałeś mnie do słownika, gdy moja interpretacja jakiegoś słowa nie równała się temu, co ono faktycznie znaczy. Teraz już wiem, jak gadać ze sobą, by Ilonka była szczęśliwa i czuła się dobrze. Wiem też, jak rozmawiać z innymi, by lepiej się rozumieć i nie doprowadzać do nieporozumień.

Już nie chcę Cię rozszarpać za miliony pytań, którymi byłam zasypywana na każdym spotkaniu, a przez które dostawałam głupawki biegając jak szalona po Twojej kuchni. Ileż to razy tylko jednym pytaniem przewracałeś mój świat do góry nogami!

Kiedyś myślałam, że to niemożliwe, że abym była szczęśliwym człowiekiem muszę poświęcić długie lata na jakieś terapie i analizy mojego dzieciństwa. A Ty pokazałeś mi, że skoro nie mam wpływu na przeszłość to mogę w pełni skupić się na tym, na co mam wpływ: na teraźniejszości i przyszłości. I wiesz co jest najlepsze? Że to nie boli! Że praca z Tobą jest absolutnie wspaniałym doświadczeniem!

Że nie muszę po raz kolejny przeżywać przykrych zdarzeń, bo, jak to powiedziałeś „nie jest ważne to, jaka byłaś. Ważne jest to, jaka będziesz”. A stałam się wspaniałą kobietą, pełną zalet, pozytywnych cech, wyjątkową. Dziękuję, że pomogłeś mi to dostrzec i wyciągnąłeś z szamba, w którym prawie utonęłam.

Dzięki też za mnóstwo historyjek, które niosły ze sobą głęboki przekaz. Że z pozoru banalna anegdotka wskazywała mi kierunek, właściwy kierunek, którym chcę podążyć. Nie narzucałeś mi nic, prowadziłeś zręcznie pozwalając wybierać moje dalsze działania. Nie ukształtowałeś ze mnie kogoś na swój własny wizerunek „szczęśliwego człowieka”. Pozwoliłeś mi samej zdecydować co jest dla mnie dobre wspierając, ciesząc się z moich sukcesów, prowokując. Nie wrzuciłeś mnie do jednego worka z innymi działając schematycznie. To nie w Twoim stylu. Od zawsze miałam poczucie, że jestem przez Ciebie traktowana wyjątkowo. Dlatego też bez obaw, a z największym spokojem polecałam Ciebie innym mając świadomość, że z każdym z nich będziesz postępował w dokładnie ten sam, a jednak inny sposób – w sposób szczególny i jedyny w swoim rodzaju. I nie myliłam się! Jakże piękne było patrzenie, jak pewna bardzo bliska mi osoba rozkwita dzięki Tobie i raz na zawsze wywala depresję ze swojego życia...

Teraz, dzięki Tobie czerpię niewyobrażalną przyjemność z życia. Kiedy dzieje się coś nieoczekiwanego potrafię przyglądać się z boku swoim własnym reakcjom i znajdywać rozwiązania. Żyję coraz bardziej świadomie ciesząc się każdą chwilą. Każdego dnia uśmiecham się do siebie, a im lepiej czuję się w swoim własnym towarzystwie, tym lepiej inni czują się ze mną.

I wiesz? Odkąd poznałam Ciebie zaczęły się dziać w moim życiu rzeczy niesamowite. Tak wiele spraw układa się pomyślnie, tak wiele pozytywnych sytuacji się wydarza, że czasem staję na środku chodnika i drapiąc się po głowie obmyślam co jeszcze fajnego może się zdarzyć i jak do tego doprowadzić.. a potem to się dzieje! Wszechświat mnie wspiera

Dziękuję Ci, Andrzejku. Dziękuję za Twoje śmiejące się oczy, za brukselkę, za pokazanie mi, że szczęście jest we mnie. Dziękuję za narzędzia, które mi dałeś, a którymi mogę wciąż i wciąż ulepszać siebie. Dziękuję za pomoc w zrozumieniu, że nic nie muszę, że nie jestem chora, czy zepsuta, że mogę zaakceptować siebie, bo drugiej takiej jak ja nie ma.

Dziękuję za szybkość reagowania, za niebanalną prowokację, za elastyczność, za nauczenie mnie, że jeżeli to, co robię nie przynosi efektu mogę zrobić coś innego. Dziękuję za wyrwanie mnie z codzienności, za pokazanie, że nie muszę działać schematycznie, że jeśli mi się coś nie podoba to nie muszę tego robić, „bo tak wypada”.

Dziękuję Ci za wolność!

Ilona Kaczmarska

8 czerwca 2008


44

„…ujrzał mnóstwo ludu i ulitował się nad nimi, że byli jak owce nie mające pasterza, i począł ich uczyć wielu rzeczy.”

(Ewangelia wg. św. Marka, 6; 34)

Wszystkie słowa, których używamy, dziękując komuś za uratowanie życia, za odzyskanie własnej godności, za oddanie bezcennego czasu, którego nie żałujesz potrzebującym, za troskę, za poczucie, że jest z nami Przyjaciel, za pomoc w odkryciu, że świat ma więcej kolorów, niż widzą nasze oczy, za poranną tęczę, za motywację, za słodkie, uwalniające łzy, za odzyskanie wolności, za…za wszystko, co dobre, bezcenne, ponadczasowe…za to, że JESTEŚ…

Wszystkie te słowa, którymi umiemy dziękować, wydają się płaskie i banalne, w porównaniu z tym, czym jest kontakt z Tobą i Twoja troska o zagubionych. I Twoja pomoc.

I Twoja skuteczność.

Chcę tu umieścić najbardziej „pretensjonalne” podziękowanie, ale nie napiszę „naj…” o Tobie, bo jesteś tak „Naj…”, że nie zmieściłby tego chyba żaden komputer.

I niektórych przyprawia o mdłości, jak autorkę/autora „esemesa” , ‘2267’ „sympatia”, od której, prawdopodobnie, wychodzą poranieni jej „profesjonalizmem” pacjenci, którzy nie mówią „dziękuję”, bo trudno jest dziękować za kolejne rany i doła po „profesjonalnej” terapii.

Andrzeju!

Dziękuję za Twoją cierpliwość, miłość do ludzi, za to, że pomagasz mi w odzyskaniu wiary w siebie, za to, że pomagasz mi zmyć to całe błoto, którym dałam się oblepić przez 44 lata, za to, że znikają lęki, depresja, że dajesz mi nadzieję, która powoli staje się faktem i dziękuję za Światło. Znów zaczęłam je dostrzegać.

Dziękuję za to, że już nie boję się słowa „terapia”, że przestałam wymiotować, opowiadając o własnych problemach.

Tak się cieszę, że jestem jeszcze w środku terapii, że spotkamy się wiele, wiele razy!

Dziękuję za wszystko, co napisałeś.

Dawno już nie mam Twoich książek, porozrywali mi synowie, znajomi, ciągle gdzieś krążą, każdy każdemu pożycza. Wszyscy, którzy je przeczytali, opowiadają mi,  jak bardzo zmieniło się ich życie, jak cenne jest to, co piszesz.

Dziękuję Ci, w imieniu Twoich czytelników.

Dziękuję za magiczne pióro wieczne, które mi podarowałeś, już działa…fajnie pisze, to właśnie ono, kiedy wykasowały mi się teksty z komputera, sprawiło, że uwierzyłam, że teraz będę pisać lepiej i nie było mi już żal utraty tego, co zbierałam przez kilka lat. Noszę je, jak talizman. Kiedy miewam chwile zwątpienia, biorę je do ręki i przestaję wątpić.

Dziękuję za herbatkę malinową, która zbija moje gorączki, najskuteczniej, kiedy jest parzona Twoją ręką.

Dziękuje Ci za to, że odkryłam jak cenne było moje trudne życie, ile dziś mogę czerpać z własnych doświadczeń!

I dziękuję Ci za to, że dziś tu piszę, co jest dowodem, że nadal jestem wśród żywych, a tak niewiele brakowało...

Dziękuje Stwórcy za to, że jesteś Jego niezastąpionym Narzędziem, że umiesz Go słuchać i jesteś zawsze tam, gdzie On chce, żebyś był.

Jak wiele można się od Ciebie nauczyć!

Dziękuję Ci, Profesjonalny Psychologu, Pasterzu chorych i pogubionych.

Przy okazji, chciałam podziękować moim byłym terapeutom, a zwłaszcza jednej pani, która wyciągała ode mnie pieniądze przez prawie dwa lata za pogrążanie mnie w depresji i uzależnianiu od leków. Dostałam od nich bezcenny dar. Dzięki temu, że brakiem profesjonalizmu ściągali mnie w czarną otchłań, zaczęłam szukać prawdziwej pomocy.

Dzięki nim, odnalazłam Ciebie.

Warto było przecierpieć z nimi te kilka lat, które kiedyś uważałam za stracone. Dziś wiem, że prowadziły do Celu.

Agnieszka Pyzel

30 maja 2008


43

To co napisałam jest prawdą, ale słowa nie oddadzą tego co czuję.

Dziś czuje w sobie taką moc, że aż strach!!!! Dałeś mi coś, czego nigdy w życiu nie czułam.

Moje "ja" urosło do samego słońca, do gwiazd... i wiem, że to nie złudzenie tylko prawda.

Dzisiaj nie boję się przyszłości, a wyzwania są tylko po to by się sprawdzać, marzenia by je spełniać,

a życie by być szczęśliwym..

I najważniejsze.. że szczęście zależy tylko i wyłącznie od nas samych.. nie od naszego partnera, od rodziców, od dzieci,

od tego co posiadamy... To my Tworzymy nasz świat! bez ograniczeń, oczekiwań i bez lęku.

Wkurzałeś mnie nie raz, drażniłeś i irytowałeś... zresztą nie byłam Ci dłużna hehe :)))

ale to dało nam możliwość poznać się tak troszkę inaczej... ciekawiej...

Moim zdaniem możesz grzeszyć na maxa... za to co dla nas (swoich klientów) robisz.. niebieskie bramy

i bar u św. Piotra stoją dla Ciebie otworem!!!!

Buziak i tuloch na przylepca :)))

Kasia, ta która w sercu nosi radość, a na twarzy uśmiech...

19 maja  2008


42

Drogi Andrzeju,

Strasznie się cieszę, że w końcu zebrałem się do tego listu.

Chciałem do Ciebie napisać chyba z 200 razy, ale najwyraźniej teraz jest najlepszy moment:).

Nie wiem czy pamiętasz nasze ostatnie spotkanie na Hunie w listopadzie ubiegłego roku.

Byłem wtedy w fatalnym stanie, nie mogłem się pozbierać po zakończonym związku.

Do dziś nie umiem zrozumieć skąd wtedy u mnie zebrało się tak wiele złych myśli, ale nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Przyjąłem tą lekcję i bardzo się z niej cieszę. Ogromnie dużo się nauczyłem, a Ty wspaniale mi w tym pomogłeś.

Zaraz po Hunie czułem się jeszcze kiepsko, ale wyraźnie zauważyłem nowe możliwości.

Każdego dnia pracowałem nad tym czego mnie uczyłeś.

Huna mnie zachwyciła i już miesiąc później byłem kimś zupełnie innym.

Dziewczyna, z którą dawniej łączyło mnie tak wiele różnych emocji (niekoniecznie prawdziwych uczuć)

stała się dla mnie zupełnie obojętna.

Jeszcze dorzuciła swoje parę groszy do tego, żebym czuł się gorzej, ale ja byłem już wtedy mądrzejszy.

Dziękuje jeszcze raz.

Pamiętam przy naszym spotkaniu jak bardzo nisko się oceniałem.

Kilka tygodni później osiągnąłem taki stan pewności siebie, akceptacji i radości z byle czego :)

jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyłem.

Kręciło się wokół mnie wiele dziewczyn i w konsekwencji jestem teraz z jedną, naprawdę wyjątkową.

Podchodzę do niej mądrzej, spokojniej, nie szaleje. Czuje się prawdziwie dojrzały w tej kwestii.

Wybacz, że tak się rozpisałem. Piszę o tym wszystkim, żeby wyrazić swoją wdzięczność jak bardzo mi pomogłeś.

Zawsze uważałem Cię za wyjątkowego człowieka. Mentora.

Pozdrawiam serdecznie i gorąco,

Piotrek

19 maja  2008



 

 

 

41

Czy to przypadek, czy rzeczywiście uczeń spotyka swojego Mistrza, gdy jest gotów na zmiany?

To, że spotkałam Ciebie... nie było przypadkiem... tak być musiało... ja to wiem na pewno...

Ile warta jest wiara w siebie? Cóż takiego ona nam daje? Co dzięki niej możemy osiągnąć?

Moje odpowiedzi brzmią:

Wiara w siebie jest bezcenna! Daje nam godność, możliwości, chęci i umiejętności!

A dzięki niej... możemy osiągnąć wszystko, nawet to... co wydaje się niemożliwe...

Dałeś mi ją... i za to bardzo, bardzo Ci dziękuję...

Dziś jestem kobietą silną, znającą swoją wartość, swoje mocne strony, wiedzącą co chce od życia,

wiedzącą co chce osiągnąć.

Tylko dzięki Tobie nauczyłam się przestać tworzyć chore wyobrażenia o sobie i innych.

Mieć dziwne i irracjonalne spojrzenie na wiele spraw i przestałam wymyślać sobie problemy..

To dało mi radość, wolność i... szczęście...

To tak jakby spadała mi zasłona z oczu, jakbym spojrzała na swoje życie.. otwartymi oczami...

Jestem dziś inna, zupełnie inna... i to Tylko dzięki Tobie.

Dałeś mi też wiarę na przyszłość. Czuję się z nią bardzo bezpiecznie i dobrze... a bajka... niech się spełni...

Zmieniłeś mnie i moje życie... Ja nie zapomnę Ciebie nigdy i mam nadzieję, że Ty także pamiętać będziesz o mnie...

Dziękuję Ci za Twoje książki... i z niecierpliwością czekam na kolejne..  "Tato" :)))))

Kasia, ta która w sercu nosi radość, a na twarzy uśmiech...

19 maja  2008


40

Andrzeju!

Bardzo, bardzo dziękuję Ci, że mi dopierdalałeś - gdy złościłam się, wymagałeś - gdy stałam w miejscu i

nie litowałeś się nade mną - gdy płakałam…

Dziś, gdy patrzę z dystansem na tamten czas, to stwierdzam z uśmiechem, że to nie było takie straszne :)

Bardzo, bardzo dziękuję Ci, że zmusiłeś mnie do pracy nad sobą i zmiany mojego chorego sposobu myślenia.

Dziś jestem szczęśliwą kobietą mam wspaniałego partnera, bardzo dobrą pracę i kroczę z uśmiechem

przez życie ciekawa co przyniesie jutrzejszy dzień.

Dziękuję!

Magda F.

27 lutego  2008


 


39
Dzięki, że ukazałeś mi ,,inny świat" relacji męsko-damskich, to bardzo pozytywnie zmienia moje życie. 
Ponoć po 7 latach przychodzi I kryzys małżeński, ja jednak totalnie urzuciłem to przekonanie, 
po 7 latach dogadujemy i szanujemy się lepiej niż wcześniej.
Wiem teraz że SZCZEŚCIE MOŻNA PO PROSTU ROBIĆ, a skoro tak, to już do mnie należy 
czy chce robić szczęście - czy też chcę robić ,,cierpiętnika", 
czy chcę iść do przodu jak burza (bo czuje ze tak się dzieje) – 
czy też chcę brandzlować się ze swoim życiem hahaha.
Ps. Czuje że kończę przebijać jakiś mur, za którym jest niekończąca się droga rozwoju.
Czytać ksiązki jest łatwo, najtrudniejsze jest wybrać jakie i wiedzieć w ,,który mór przyjebać" żeby go przebić. 
Wiem to dzięki Tobie.
 Pozdrawiam Serdecznie
Krzysiek R.

21 lutego  2008


38
Dziękuje Ci za ukierunkowanie mnie na zmiany, które w żaden sposób nie musza być czymś wymuszone, 
lecz mogą wynikać z innego, lepszego spojrzenia na siebie. 
Nadal uczę się tego i wierze, że mogę zrobić dla siebie znacznie więcej niż wcześniej mi się wydawało.
 To wymaga pracy, bo cały czas rozchodzi się o sposób myślenia i nastawienia do "JA", którą widzę w lustrze. 
Teraz częściej śmieję się do siebie (w lustrze :))), gadam ze sobą, a to znaczny krok do akceptacji swojego "JA".
 Dziękuję, że otworzyłeś mi na to oczy :)
 Serdeczne uściski :)))
 Ola

11 lutego  2008


37
Trudno jest mi wyrazić, jak bardzo jestem Ci wdzięczna za poświęcony czas,
za cudowne, mądre słowa, za to, że zrozumiałam kim naprawdę jestem...
Zaledwie trzy godziny wystarczyły, abym sobie uświadomiła tak oczywiste
prawdy...
Nawet, jeśli nasz związek się "rozleci", to wiedz, że teraz już wiem jak
POSTĘPOWAĆ w związku, KOCHAĆ, by być SZCZĘŚLIWYM I KOCHANYM, by ta druga
osoba również czuła się SZCZĘŚLIWA i KOCHANA...
Wróciłam do domu lżejsza, o jakieś 1000 kg, to dzięki Twojej POMOCY!!!!
JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ, CUDOWNIE BYŁO CIĘ POZNAĆ.
M

16 grudnia  2007


36
Dałeś mi z siebie wszystko, czego potrzebowałam: przyjaźń, uwagę, ciepło, serdeczność…
Podzieliłeś się swoją wiedzą, wspierałeś w odkrywaniu samej siebie.
Wiem: Jak wyglądać będzie moje życie - zależy tylko ode mnie.
Jestem. Przeszłość stała się snem Kiedyś tam śnionym. Teraźniejszość - mieni się barwami tęczy. 
Przyszłość jest - nieskończonością...
Dziękuję
Marta

25 listopada  2007


35

Dziękuję Ci za to, że dotknęłam Słońca i mnie nie sparzyło, ale wypełniło i trwa na wieki wieków. Amen.

Szczęśliwa Kobieta

25 września  2007


34

Dzięki Tobie Andrzeju dostrzegłam uroki życia.

Pokazałeś mi czym naprawdę jest życie – nie tylko ciężką pracą i wyrzeczeniem!

Przywróciłeś mi jego sens i nauczyłeś cieszyć się każdą chwilą, nawet tą najmniejszą.

Już wiem, że gdy Marzanna chce, to Marzanna potrafi J

Dzięki Tobie uwierzyłam w siebie.

Stałeś się człowiekiem mającym największy wpływ na moje życie.

Utwierdziłeś mnie, że moja spontaniczność daje mi radość i szczęście.

Dziś jestem kobietą, która wie ile jest warta.

Teraz jestem tego pewna – życie jest piękne!

Dziękuję Bogu, że dał mi życie i pozwolił poznać mądrość Andrzeja.

Marzanna

2 września  2007


33

Andrzeju,

Szkolenie się u Ciebie jest prawdziwą przyjemnością

Rozmowa z Tobą jest lepsza niż orgazm.

Dziękuję… dzięki Tobie zrozumiałam, co jest dla mnie naprawdę ważne. Zmieniłam całe swoje życie i z każdym dniem, jestem coraz bardziej szczęśliwa.

Wyjątkowemu nauczycielowi życia z podziękowaniami

Joanna Hedrych

25 sierpnia 2007


32

Kochać siebie samego to podstawowa reguła, jakiej nauczyłem się w trakcie naszej rozmowy.

Kochając siebie, zmieniłem całe swoje życie na jeszcze lepsze, osiągając balans na każdym poziomie.

Życzę Ci, Andrzeju, wielu podobnych sukcesów w Twoim, pełnym prowokacji, życiu.

Tomasz Mnich

25 sierpnia 2007


31
Dzień dobry, a raczej powinnam napisać good morning lub afternoon, bo obecnie jestem w Anglii u mojej siostry.....
Wczoraj i przedwczoraj opowiadałam jej o Tobie, jak wiele dla mnie zrobiłeś i jakim jesteś fantastycznym człowiekiem....
Tak jak tysiące innych ludzi, być może ona również do Ciebie napisze, bo wiem, że kto jak kto, ale Ty pomożesz jej na pewno,
tak jak pomogłeś i mnie.
Od naszego spotkania niedługo minie rok, ale nasza rozmowa bardzo wiele mnie nauczyła i dzięki niej wiele zrozumiałam.
Nie wiem czy słowo DZIĘKUJĘ wystarcza, ale ono samo ciśnie się na usta i "palce"...
Uratowałeś małżeństwo moich przyjaciół z Mławy i za o też chciałam Ci bardzo podziękować.
Dziękuję za to, że jesteś!!!
Małgosia.

15 sierpnia 2007


30

...Panie Setmanie... to działa :*

 

...jeszcze zanim sporządziłam tę listę, to już wydarzyło się parę istotnych dla mnie rzeczy...

NIE!!!!!  nie, nic się samo nie wydarzyło... to ja sama działałam :))))

...obiektywnie patrząc, to takie małe, niewiele znaczące dla kogoś innego albo i nawet śmieszne  drobiazgi...dla mnie jednak, były to ważne sprawy;)

...ale, najważniejsze!!!... odkąd "się sprawdzam na liście", jeszcze ani raz nie miałam tych chorych przekonań... ani raz nie płakałam, ani raz nie pomyślałam o śmierci, a o mężu myślę ciepło, ale bez cierpienia...

 

...a wiesz co jeszcze u siebie zauważyłam???? to tez wielka zmiana...

...kiedy siostra mnie zapytała, czy to jest możliwe, że mogą mnie zlicytować, a ja odpowiedziałam, że tak, jest takie prawo, to dostrzegłam w jej oczach coś, czemu się dziwie, ale mnie juz nie boli... tym czymś była satysfakcja, że mam też problemy... (ona ma ogromne)... jeszcze kilka tygodni wstecz, wyłabym w poduszki, że ona mi tak źle życzy, byłabym nieszczęśliwa... a teraz nic, nie boli mnie to... rozumiem, że ona ma takie prawo... nie musi mnie lubić, nie musi mi dobrze życzyć... jest mi jej żal, że tylko takie przyjemności ma w życiu... widzieć, że komuś jest gorzej...

 

...nie zabijam się już zmartwieniami na zapas... zaczynam myśleć... i wszystko zaczyna się ładnie układać...juz wiem, że ze wszystkim sobie poradzę... ale też nie zadręczam się robieniem wszystkiego od razu... daje sobie luz... wiem, że mam czas, i pozwalam sobie na komfort załatwienia spraw po kolei...

...w pracy tez pozwalam sobie na 'chwile słabości'... nie jestem doskonała i nie chce sobie udowadniać, że jestem...

...po raz pierwszy od bardzo dawna chodziłam po ogrodzie i sobie podśpiewywałam, jak dawniej... cos tam... nie jest ważne co... nawet w pracy się na tym przyłapałam...

jest mi lekko i dobrze... hehe, nawet schudłam 2 kg bez żadnych diet:)))))

...z samej radości;)

...jest duża szansa, że się polubię:))))

 

...czy się zmieniłam naprawdę?????... mówiłam Ci, że córcia wyjechała we wtorek do Anglii i nie mam od niej żadnej wiadomości, a to jest absolutnie nie do pomyślenia, żeby się do mnie nie odezwała...

...dziś dostałam wiadomość... ona nie ma dostępu do Internetu... tylko tyle...

... wcześniej odchodziłabym od zmysłów... przez ten tydzień chyba bym już pojechała, żeby jej szukać... nawet nie potrafię opisać, co by się ze mną działo, bo to byłyby straszne opisy...

...nie mówię, że o niej nie myślałam... ale też, byłam spokojna... czekałam na wiadomość... i wcale nie czekałam spokojnie, bo ją mniej kocham... kocham ją bardzo, a nawet jeszcze bardziej, bo pozwalam jej żyć tak, jak ONA tego chce...

 

...nie miałam pojęcia, że tak można żyć, że można nie cierpieć, że można nie zadręczać innych moją chorą wyobraźnią...

...nie znajduję, i nie znajdę lepszego dowodu na to, że mój chory lęk o wszystkich, i o wszystko jest już tylko wspomnieniem...

 

...a wiesz, że ja nawet z ciekawością obserwowałam samą siebie... bo jestem inna i taką się lubię...

...wciąż kocham, ale nie cierpię z tego powodu... więcej... dopuszczam, że nie jestem kochana, i co???... i NIC... nie boli:)

 

...a wiesz co jeszcze????...

po raz pierwszy, od tamtego wydarzenia... tak zupełnie bez powodu... znaczy i owszem, żeby mi było przyjemnie... pomalowałam oczęta...

hehe, mam jasne rzęsy i bez tuszowania wyglądam, jak bez nich... ;)

 

...to wszystko jest dla mnie takie nowe... jakbym się narodziła ponownie, jako nowa osoba... szczęśliwa osoba...

Ala.

7 maja 2007


29

Są momenty w życiu, których się nie zapomina - i TY je właśnie TWORZYSZ :-)

Pokazałeś mi, że można Cieszyć się Życiem w każdych warunkach i Niezależnie od Wieku :-)  - to jest TO o czym Ja już trochę Zapomniałem..

Dzięki za tą PRAKTYCZNĄ Lekcję :-) :-)

Jurek M

15 kwiecień 2007


28

20 marca usłyszałam, że to nasze ostatnie spotkanie, że już Cię nie potrzebuję, że dalej sama dam sobie radę… I wiesz co… Ja wiem, że tak właśnie jest. Przecież to życie, to miły spacer po pustyni, a jak piasek wpada do butów, to wystarczy je zdjąć J. No, a jeszcze ta świadomość, że na pustyni są oazy z wodą… Mmmmmmm

Dziękuję Andrzeju. To dzięki Tobie zrozumiałam, że każdy ma taką pustynię jaką sam chce widzieć. To Ty uświadomiłeś mi, że gdy robi się źle, to warto zdejmować buty, a czasami nawet rzucać nimi krzycząc. To był niesamowity miesiąc – niesamowity początek niesamowitego życia J.

Monika

23 marzec 2007


27

Podziękowanie

Jesteś pierwszym psychologiem, który zyskał u mnie na tyle duże zaufanie, że zdecydowałem się skorzystać z Twojej pomocy. Nie wiem dlaczego. Być może to, że w szczególny sposób traktujesz tę profesję. Właściwie psychologia nie jest Twoją profesją, jest  życiem. Czuje się coś bardzo głębokiego w tym co mówisz - nie naukowego , nie akademickiego, nie abstrakcyjnego.

Jestem ci bardzo wdzięczny za ukazanie mi jednych z największych wartości w życiu człowieka, przyszedłem  do Ciebie ze sprawą dotyczącą problemów ze snem, ty nie tylko pokazałeś mi jak sobie z tym poradzić, ale sprawiłeś że moje małżeństwo nabrało niespotykanych dotąd blasków. Sam ten fakt sprawia, że czuję się pewniej i wiele problemów z różnych dziedzin rozwiązuje się samoistnie.

Gorąco cię pozdrawiam.

Janusz

20 marzec 2007


26

Od wielu lat zajmuję się świadomym samodoskonaleniem głównie za pomocą oddechu i medytacji. Wydawało mi się, że osiągnąłem duży spokój, harmonię i pozytywne podejście do życia. Cały ten komfort prysnął jednak jak bańka mydlana w konfrontacji z życiem – a dokładniej mówiąc z jego cudownym przejawem – moją obecną partnerką. Jej ogromną inteligencja, dążenie do prawdy i wielka miłość do mnie spowodowały, że musiałem skonfrontować się z rzeczywistością. Okazało się, że mimo pozorów człowieczeństwa bardziej przypominałem maszynę z programem komputerowym i własnym zasilaniem. Jego działanie oparte zostało na odrealnionych zasadach, które doprowadzały bliskie mi osoby do wielkiego cierpienia.  Jeśli poziom naładowania akumulatora był wystarczający – byłem pełen entuzjazmu i w stanie swego „szczęścia” raniłem w swej nieświadomości całe otoczenie. Moja Pani doprowadzona do kompletnego rozbicia psychicznego rozpaczliwym rzutem na taśmę postawiła mi ultimatum,  Nie mając wyboru poszedłem na kolejną psychoterapię. Spotkając się z Andrzej chciałem udowodnić sobie i mojej partnerce, że to nie ma sensu. Tym razem miałem ogromne szczęście, gdyż trafiłem na właściwą osobę. Klucz idealnie zapasował do zamka i co najważniejsze otworzył drzwi przez które wyniosłem wiele cuchnących śmieci. Do wielu miejsc w moim domu wpadło, po wielu latach przerwy,  życiodajne światło. 

Teraz jest we mnie pusta przestrzeń pełna nieograniczonych możliwości.  Odkrywanie siebie przypomina podróż w głąb dziewiczej wyspy.  Bardzo dziękuję mojemu przewodnikowi za pomoc w pierwszych krokach na nieznanym lądzie. Za błyskawiczny instruktaż jak używać maczety,  jak się nie zgubić w wyborach dobrej drogi,  za fajne opowiadania i dowcipne uwagi,  które przypominać będę w dalszej  podróży.

Wielkie Dzięki Andrzeju. Zrobiłeś kawał dobrej roboty. Zachciało mi się żyć. Zachciało mi się chcieć. Tak zwyczajnie - po ludzku. 

Wiesław

5 marzec 2007


25

Podziękowanie

Andrzeju, dziękuję. Twoje pytanie - dlaczego nie pójdziesz tą drogą, która ci w duszy gra - było mądrą zachętą do zmierzenia się z nim i do zadania sobie innego pytania, a dlaczego nie? Wszak życie, jak ktoś powiedział, jest procesem stawania się sobą na miarę, jaką Bóg dał każdemu. A miara ta jest tak wielka, że tylko podejmując kolejne wyzwania będziemy mogli do niej się przybliżać w kolejnych etapach swojego życia. I nawet jeśli jesteśmy otwarci na nowe wyzwania, często potrzebna nam jest życzliwa zachęta: wsłuchaj się w siebie i idź za tym głosem!!!

Wiesia

11 styczeń 2007


24

Nie pisałam długo, bo chciałam żeby moje podziękowanie było jakieś wyjątkowe. Ale chyba nie potrafię wymyślić nic wyjątkowego. Byłam w stanie agonalnym, a prawda jest taka, że odnalazłeś we mnie pokłady sił, nauczyłeś odnawiać to co stracone: radość życia , szacunek dla samej siebie itp.. zrobiłeś to szybko i skutecznie dlatego jesteś niezwykły. Zwykłe słowo dziękuje nie wydaje się adekwatne, ale jest jedynym jakie znam. Mam jeszcze parę problemów w życiu, ale usunięty  jest najważniejszy, który blokował rozwiązanie całej reszty. CHCĘ ŻYĆ I WIEM ŻE WARTO. To wielka rzecz. DZIEKUJĘ.

PS Nie chcę nawet myśleć, co by było, gdybym w porę nie dostała telefonu do Ciebie. Pewnie juz bym dziś nie istniała.



 

Ania

22 grudzień 2006


23

Gdy wszystko już nie ma sensu,

Gdy nie widzisz żadnej drogi wyjścia,

Gdy Twoje życie staje nad krawędzią przepaści,

Gdy ukochana kobieta widzi w Tobie największego wroga,

Gdy wiesz na pewno, że wszystkiego już próbowałeś,

Gdy jesteś przekonany, że wiesz co się za chwile stanie

Idź do Andrzeja, a On najpierw Cię wkurzy, a potem otworzy Ci oczy i dopiero zaczniesz żyć!

Nie ma wystarczająco wielkich słów w żadnym ze znanych mi języków, by wyrazić jak bardzo chcę Ci podziękować.

Waldek z Mławy.

6 grudzień 2006


22

Teraz czas na mnie Andrzeju J

Poznałam Cię... chyba nie przypadkiem? To Zrządzenie Losu sprawiło, że Cię spotkałam, a moja intuicja, że Ci zaufałam.

Roześmiałam się gdy dowiedziałam się, że jesteś psychologiem. Od razu zastrzegłam, że nie potrzebuję terapii.

Nie byłam w depresji, nie miałam lęków, kompleksów, życiowych dylematów. Tyle tylko, że miałam DOŚĆ. Byłam potwornie zmęczona codzienną walką o byt, o względny spokój, wyczerpana pracą, życiem w chorym związku i niepewnością jutra.

I wykombinowałam sobie, że w odpowiednim momencie (nawet wiedziałam, kiedy to będzie) po prostu zniknę, ulotnię się (dokładnie wiedziałam jak). Czekałam na ten moment jak na zbawienie. Wcale się nie bałam; cieszyłam się na tę myśl. Ale o tym dowiedziałeś się “przy okazji”.

Nigdy nie zapomnę Twojej reakcji. Natychmiastowej. Dyskretnej, bo wiedziałeś, że nie życzę sobie ingerencji w moje życie, w moje decyzje.

W różnych sytuacjach, w rozmowach o sprawach istotnych i zupełnie błahych,  albo przy okazji mojego upartego milczenia, uświadamiałeś mi ile jeszcze mogłabym sensownego zrobić, ile fascynujących momentów przeżyć.

Generalnie poczułam się zawstydzona, że ot tak chciałam sobie odpuścić  i uciec od tego życia.

No i  gdybym Cię nie spotkała, już by mnie nie było.

Ale paradoksalnie nie za to że żyję, jestem Ci najbardziej wdzięczna. Tylko za to JAK. Za chwile, za myśli i słowa usłyszane, wypowiedziane i przemilczane. I ciepły gest i .... uśmiech szeeeroookiii J

A tym, którzy szukają pomocy psychologa,  terapeuty, chciałam  opowiedzieć, jak to któregoś popołudnia spotkałam rozpromienionego Andrzeja, który powiedział mi: “Miałem fantastyczny dzień!”. Spytałam: “A co się wydarzyło?”. Odpowiedział: “Właśnie sukcesem zakończyła się terapia pewnej młodej dziewczyny!”

Wtedy do końca przekonałam się, że dla Andrzeja ten zawód to prawdziwa pasja. Ludzie go fascynują. A oprócz tego, że jest profesjonalistą, Andrzej jest po prostu mądrym, szczerym i niezwykle życzliwym ludziom człowiekiem. A to wyjątkowo cenne i rzadkie połączenie.

 

Wierzę, że to wszystko co się dobrego w życiu robi, w jakiś sposób do dawcy wraca. Bardzo na to liczę. Dla Ciebie.

Baaardzo się cieszę, że Cię spotkałam (a najbardziej wdzięczna jest moja córkaJ)

Tania

20 sierpnia 2006 


21

PODZIĘKOWANIA

Dziękuję Ci Andrzeju za uratowanie mojego małżeństwa.

Dziękuję Ci Andrzeju za uchronienie mnie przed wielkim bólem rozstania z mężem.

Dziękuję Ci Andrzeju za danie mi ogromnej siły na walkę o męża.

Dziękuję Ci Andrzeju za danie mi ogromnej siły na pokonanie smutku, bólu, rozpaczy, rozczarowania, wyrzutów sumienia.

Dziękuję Ci Andrzeju za zastąpienie tych niszczących i zabierających chęć życia emocji pozytywną siłą dającą mi radość i nadzieję oraz skuteczne narzędzie walki o miłość.

Dziękuję Ci Andrzeju za obdarowanie mnie nowym, dojrzałym, kochającym, wspierającym mężem.

Dziękuję Ci Andrzeju za naukę bycia nową (chwalącą, wymagającą i wynagradzającą swojego męża) żoną.

Joasia

8.08.2006 r.


20

Co bym zrobiła w tym jednym z najtrudniejszych dla mnie momentów w ostatnich latach, gdybym nie spotkała Andrzeja? Nic. Pewnie bym przeżyła, ale nadal stała bym w miejscu. Spotkanie z Andrzejem pomogło mi nie tylko doraźnie otrząsnąć się z fałszywych złudzeń, ale i wykonać poważny krok na przód w rozumieniu mechanizmów powodujących moimi destrukcyjnymi zachowaniami męsko-damskimi. Jest jeszcze wiele do zrobienia ale jak wiadomo, najważniejszy jest pierwszy krok, a Andrzej umie wskazać kierunek, w którym należy go wykonać.

Ten człowiek to niesamowity zlepek, co ja mówię, bomba przymiotów: mobilizujący umysł i wyciszający emocje, szyderczy i kojący jednocześnie, zawodowiec i kolega.

Cała ta egzotyczna mieszanka sprawia, że dowiadujesz się, że Twój problem jest rozwiązywalny i na dodatek klucz do rozwiązania leży w Twoich rękach, tylko musisz uruchomić swoje „trzecie oko”.

Taśka

28.07.2006 r.


19

znalazłem Cię dzięki nlppolska ogłoszeniu Twojego szkolenia

super ze działasz,
super, jeśli wrócisz pamięcią, ze byłeś w Instytucie Psychiatrii kilka miesięcy temu

słyszałeś już od kogoś? widziałeś na pewno- że lepiej funkcjonują, może dali odczuć...
niesamowicie rozwalasz negatywne przekonania,

i dziękuję Ci za to bardzo i sorry ze przyjąłem Cię wtedy tak a nie inaczej-
ale masz teraz czytając- dobrą reakcję zwrotną tego co w tym czasie wykonałeś

od tego właśnie czasu gdy zadziałałeś Ty, kilka tygodni później jeszcze dołożył swoje 3 grosze odpowiedzą na emila Twój przyjaciel Mateusz- budując równie fajnie bo nie mógł wtedy będąc w stanach, ale byłeś Ty

wykonałem kilka mocnych stabilizujących kroków i działam dalej:)

a/ znalazłem wspaniałą Izabelę,
b/ tworzę fajne choć proste ale do przyszłości i rozszerzając cele,
c/ wyprowadziłem się do Krakowa- gdzie jak będziesz, zapraszam (mobile na dole emila)
d/ przełamałem się i  jeżdżę po Polsce jak Ty autem- bajka
e/ niedługo praktyk nlp- czyli tak jak lubię- staję się lepszy w działaniu z pacjentami niż psycholog i psychiatra szkoły wyższej daty starej
i jako użytkownik tej placówki, moooocno będę naciskać w tym kierunku- że można jednak lepiej :P
f/ i to co być może Cię zainteresuje, robię strony we flashowej oprawie
tym razem ja mogę pomóc, jeśli chcesz przemodelować swoją www.setman.pl


cokolwiek by się nie działo- wiem, że
można inaczej
;-)

Działaj Dobry Człowieku
i pozdrów ciepło swojego czworonoga, którego karmę przywiozłeś w kurtce, tworząc kwadratury pedigree coby nie wnikać w głębię innej wizji ;-)

Sebastian

12 październik 2006 

 


 18

Kochany Andrzejku!

Od ponad pół roku zabieram się, by Ci podziękować. A ponieważ tak wiele dla mnie zrobiłeś i jesteś najwspanialszym terapeutą i przyjacielem, to chciałam napisać najwspanialsze podziękowanie. Nie bardzo wiedziałam i nadal nie bardzo wiem jak, więc może nie wyjdzie mi to najwspanialej, ale najszczerszej jak potrafię.

Liceum ukończyłam w Stanach. Co roku wydawana tam była tzw. Yearbook ze zdjęciami wszystkich uczniów. Dwunastoklasiści pod zdjęciem umieszczali „złote myśli”. Były to zazwyczaj cytaty znanych osób. Pamiętam, a było to bardzo dawno temu, bo w 1977 roku, wybrałam sentencję Ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego, która brzmiała mniej więcej tak: „Każda wielka i wartościowa rzecz przychodzi z trudem i mozołem. Tylko błahe i nieważne rzeczy przychodzą łatwo i bez wysiłku”.

I wydaje mi się, że to motto towarzyszyło mi przez całe życie. Naharowałam się strasznie przez wiele lat. A to jest kompletna bzdura i nieprawda (z całym szacunkiem dla Ks. Kardynała).

Pokazałeś mi i nauczyłeś (i to w przyspieszonym kursie w jedno popołudnie), że jeśli czegoś się naprawdę chce, ale tak naprawdę, to można to osiągnąć niemalże od razu i nie potrzeba różdżki czarodziejskiej.

Nie ma limitu.

Nie ma rzeczy niemożliwych.

I wszystko jest tak proste i niejednokrotne.

Nauczyłeś mnie jak łatwo jest przebaczać innym i sobie, jak łatwo jest zatroszczyć się i pielęgnować swoje szczęście.

Zastanawiałam się z niedowierzaniem (ostatecznie te parę klas skończyłam), … że ja na to wcześniej nie wpadłam. Przecież to takie proste i oczywiste. Potem przychodzi złość. Kuźwa, czemu ja to sobie sama tak komplikuję.

Nie będę się tu rozpisywała, jak ja to po ‘mistrzowsku’ wszystko pogmatwałam, skomplikowałam, posupłałam ‘z trudem i mozołem’. Oczywiście wina nie była po mojej stronie.

The bottom line” czyli podsumowując, dzięki Tobie stałam się szczęśliwą kobietą. I umiem w końcu dbać o swoje szczęście. Pielęgnuję je i na dzień dzisiejszy, jestem przekonana, że nikt i nic nie jest w stanie mi w tym przeszkodzić.

Dzięki Tobie mój stosunek do Rodziców, głównie jakieś takie różne żale i złości do moich Rodziców prysły (co za ulga!!!), a moja miłość do Męża wciąż się potęguje.

Jestem w pełni szczęśliwa.

Na koniec muszę jeszcze dodać, że ja zaufałam Tobie całkowicie i ‘poddawałam się’ Twoim metodom terapeutycznym. Byłam dobrym i posłusznym ‘pacjentem’. No i wyszło mi to na dobre. Dzięki, jeszcze raz dzięki.

A wszystkich, którzy to przeczytają, namawiam z całego serca, by zadzwonili do Andrzeja i się z Nim umówili na sesję terapeutyczną.

On potrafi działać cuda.

Maria.

15.07.2006 r.


17

 Wolisz w punktach czy opis?

Tyle było tego, że można by w punktach, opis bardziej literacki, zresztą jesteś rzadkim połączeniem umysłu ścisłego i humanistycznego, więc 2 w jednym. Powiedziałeś, ze w życiu nie ma przypadków, no ale nasze spotkanie było naprawdę czystym przypadkiem, to osobna historia nawet na opowiadanie. A więc to Ty przyszedłeś do mnie sam z siebie, ja Cię nie szukałam, a że akurat miałam problemy...., któż ich nie ma. Tylko, że ja nigdy bym nie szukała psychologa, no skąd, a tu sam do mnie przyszedł jak miałam:
a/ nerwicowe uciski serca
b/ przychodzące co noc od paru lat regularnie zjawy
c/ niepokój duszy to mało; ciągły strach, strach przed wszystkim
d/ izolacja czyli brak kontaktów z ludźmi, no wypróbowane w boju jednostki, jedna jednostkowa osoba
e/ związek z psychopatą, nie, wielka miłość, na granicy przetrwania
Czy taka osoba jak ja powinna dalej żyć? Jak z tym żyć? I jak długo?

Niepodatna niestety na nałogi, które pomagają. Nie znałam takich wynalazków jak psycholog, bo ja ze wsi. Czystej mazurskiej, a do psychologa raczej zawozili jak już nie dało rady. No i zjawia się tu taki, na którego po paru słowach zaczynam dziwnie patrzeć, bo od czasów studiów z nikim tak nie rozmawiałam, prawie ćwierćwiecze. Dziwny gość, tak mówi, że się go słucha??? I to z zainteresowaniem???. No dobra. Bye, bye, ja mam swoje problemy, swoje życie i dam sobie radę. Jak może mi ktoś pomóc tylko słowem? Bzdury. Ja generalnie jestem wrażliwym materiałem, jednocześnie nieodpornym na wpływy innych i na to jestem skazana, na targanie, na wzloty i upadki i na cierpienie w samotności, dla idei chociażby. Każdy materiał ma swoją wytrzymałość. Przyszła kryska i na mnie. Nie, ja nie mam Andrzej problemów, ja tylko chcę pogadać. Już na drugiej, trzeciej rozmowie wszystko zaczęło wychodzić. Ze mnie. I odchodzić. Nie mogłam tego zrozumieć. Najbardziej z tymi zjawami.

To, że od kilku lat codziennie budziły mnie w środku nocy i śmiały się, obserwowały mnie - to dla ciebie f a s c y n u j ą c e!!! Zaraz, zaraz i ja mam z nimi pogadać, bo ciebie to bardzo interesuje? No dobra, zapytam o co im chodzi jak już tak chcesz.

No i co?
Kicha.

Właśnie wtedy się nie zjawiły, nic nie rozumiem, więc zrobię zawód Andrzejowi??? Wtedy poczułam ciebie, stałeś za oknem
i nikogo więcej. I nigdy nie wróciły. Ostatnio, gdy miałam problemy, budziło mnie coś za oknem, ale nikogo nie było.

Tak to można żyć!!!

Nie muszę mówić, że serce też odpuściło, zimą lekarz gdy mnie badał chwycił się za serce, a latem robiłam badania -  serce jak dzwon.

Powiedziałeś, żebym pozwoliła innym podejść do siebie. Nie żebym ja wyszła do ludzi, to bardzo subtelna różnica, to jedna z twoich genialnych myśli wg mnie, wyłapywałam ich dużo przy okazji. Nigdy bym nie szukała ludzi dla samego przebywania, żeby nie być sama, bo nie potrzebuję, ale właśnie wtedy zjawiły się dwie wyjątkowe osoby i zaczęłam z nimi rozmawiać, coś nowego. Ja zaczęłam mówić o sobie i nawiązała się między nami wyjątkowa więź.

No i ostatni podpunkt. Wielka miłość na szczęście dla mnie ma swoje życie, a ja swoje. Najgorzej przejść przez moment uwolnienia od takiej osoby, żeby było bez ofiar, bez ran kłutych i szarpanych, żeby normalnie funkcjonować. Udało się dzięki tobie jednak, tu naprawdę uratowałeś mi życie, co tam serce, co tam izolacja, interesujące zjawy? To prawdziwe życie mogło mnie powalić, ktoś realny, uwolnienie się z tego chorego związku było ponad moje siły.

Nie powiem ci dziękuję, bo nie lubię tego słowa, a nadużywam nie wiem po co. To Ty musisz czuć, że ja jestem ci wdzięczna za coś co dostałam od ciebie, to powinno wypływać z innych moich słów, z uśmiechu, z mojego ciepła do ciebie, tego co ty czujesz, a nie ja.

Pomogłeś mi jeszcze w paru rzeczach, sam wiesz, otworzyłeś mnie bardzo na malowanie, buchnęło, przestałam się wstydzić bzdurnych rzeczy, no i zaczęłam walczyć jeśli była taka potrzeba. I było jeszcze coś pięknego, o czym mówiłam, wymiana mnóstwa wspaniałych myśli, odrealnionych, wielowymiarowych, głębokich, wieloznacznych, inny wymiar odczuwania, bardzo przyjemny, unikalny. Jak coś mi się jeszcze przypomni, to ci napiszę.

Emka

2006-06-29

 


16

Ogromnie i gorąco dziękuję za wsparcie duchowe i pomoc w gnębiących mnie beznadziejnie od pięciu lat problemach. Dzięki Tobie udało mi się realniej spojrzeć na głupoty jakie tłukły się w mej nieszczęsnej głowie i przerobić je na bajdziej produktywne. Poza tym zaczęłam patrzeć na siebie nieco przychylniejszym okiem, a nie jak na  wstrętnego potwora, nikomu do niczego nieprzydatnego. Wróciłam też do komponowania, co mnie bardzo cieszy i polubiłam śpiewanie, no i przestałam zwracać uwagę na ewentualne bóle brzucha po żarciu.

A oto efekty:

1. zaczęłam bardziej w siebie wierzyć na różnym polu

2. zaczęłam siebie lubić

3. zaczęłam lubić śpiewać

4. poznałam wielu fajnych ludz

5. zaczęłam wierzyć w możliwość zamiany moich destrukcyjnych myśli w bardziej twórcze i uzdrawiające zamiast jak dotychczas niszczące

6. zabrałam się za to, co chciałam robić już rok temu, ale mi się nie chciało za to wziąć, tzn. bliżej poznać metodę muzykoterapii kamertonami, o czym kiedyś czytałam w książce

7.czuję się potrzebna sobie i innym

Jeżeli uda mi się utrzymać te efekty, a jak rozumiem zależy to oczywiście ode mnie, to będę szczęśliwa.

Sumując, gdyby nie TY (dzięki po stokroć) w życiu bym się za to wszystko nie wzięła, bo jak wiesz, nie wierzyłam w siebie i myśli miałam zajęte czymś zupełnie przeciwnym. Teraz zachciało mi się pisać muzykę, bawić kamertonami i sprawiać radość sobie i innym. To trwała przemiana, w to wierzę i chcę, żeby tak zostało.

Doris

2006-03-13


15

Nigdy nie sądziłam, że będę lub mogę potrzebować pomocy terapeuty, bo zawsze wydawało mi się, że sama sobie ze wszystkim poradzę. Stało się jednak tak, że w pewnym momencie mojego życia, rzeczy, których nie wiedziałam o sobie, było dużo więcej, niż tych, które wiem. Wiedziałam tylko, że kocham i jestem kochana, czując jednoczesny ból z powodu braku akceptacji mojego związku przez rodziców kobiety, którą kocham. Czułam, jak wszystkie problemy z jej domu przechodzą na mnie, wnikając do środka, co skutkowało przygnębieniem i brakiem umiejętności wyjścia z błędnego koła.

Do tego doszły problemy na uczelni, w pracy i parę innych wymyślanych na bieżąco przez moją wyobraźnię.
Zanim zgłosiłam się do Andrzeja, miałam okazję zobaczyć, w jaki sposób pracuje i dowiedzieć się, jakie metody stosuje, co pomogło mi nabrać do Niego zaufania.

Decyzja, którą podjęłam, umawiając się na spotkanie z Nim, była jedną z najlepszych, jakie mogłam podjąć.
Dzięki pomocy Andrzeja uświadomiłam sobie, jak chcę, by wyglądało moje życie i związek.

Dużo rzeczy się od tego czasu zmieniło i wiem, że jest to proces nie do zatrzymania, którym kieruję JA...

Dziękuję, Aniołku;-))

Ja...

2006-02-09


14

Kopniak w odpowiednią część ciała w odpowiednim momencie - wcale nie jest tak źle. Myślałam wcześniej, że się już nic nie da zrobić. A tymczasem odpowiednia motywacja....

Dziękuję Andrzeju.

Agnieszka

2006-01-30


13

uśmiecham się do ludzi, uśmiecham się do siebie samej :))), jestem odważniejsza, mówię głośniej i bardziej wyraźnie, mniejszej ilości rzeczy się boję, cieszę się z tego, co mam, zaczynam doceniać swoje zalety, mija mi (powolutku, ale jednak !!) moje lenistwo :) , jestem w ciąży i bardzo cieszę się z tego - wreszcie przestało to być dla mnie totalnym stresem (chociaż nadal towarzyszy mi lęk, ale już nie taki mega jak wcześniej). Najbardziej chciałabym podziękować, że mogę pisać do Ciebie, Andrzeju, te listy i jest to w pewien sposób dla mnie (chociaż nie wiem czy mogę tak śmiało to nazwać?) zapełnienie luki, która zawsze była w moim życiu: luki w relacjach ojciec - córka i za to najbardziej z całego serca chciałam Ci podziękować.

Pozdrawiam

S

2006-01-29


12

Andrzeja spotkałem niemalże przypadkowo. Potrzebowałem z kimś pogadać. Nigdy nie ufałem specjalistom, zawsze przerażał mnie czynnik ludzki. Obawiałem się tego, że znowu trafię na kogoś (wcześniej włóczyłem się po kilku poradniach), kto podejdzie do mnie szablonowo, w pełni mi to okazując. W tym przypadku stało się nieco inaczej. Umówiliśmy się w zwykłej knajpie na kawę. Nie potrzebowałem psychologa a jedynie zwykłej rozmowy i obiektywnego podejścia kogoś z zewnątrz. Zaczęliśmy rozmawiać, po chwili na stoliku pojawił się notes.
Pomyślałem, że znowu trafił mi się kolejny specjalista od siedmiu boleści. Nienawidzę notatek, wtedy czuję się jak pacjent, a nie o to mi chodziło. Był moment, że chciałem wstać i wyjść, jednak mimowolnie zostałem...
Nie chcę opowiadać treści naszej rozmowy, to nie w tym rzecz. Długo borykałem się sam ze sobą. Pewne doświadczenia w moim życiu sprawiły, że moja osobowość podzieliła się na dwie tożsamości, naprzemiennie walczące ze sobą . Stworzyłem sobie mój całkiem "ciekawy" świat i obraz należący do systemu imaginacji, w którym nie mogłem odnaleźć samego siebie. Może wygląda to niepozornie, ale to trwało cztery długie lata. W pewnym momencie zacząłem się gubić i zapętlać w tym wszystkim trwając w tym stanie niczym Dr. Jekkyl i Mr. Hyde. Wtedy pojawił się On...
W ciągu zaledwie dwóch godzin połączonych z dwiema kawami i paczką wypalonych papierosów wyciągnął ze mnie wszystko. "Wyciągnął" to niewłaściwe określenie, ale nie przychodzi mi do głowy nic innego. Ten, wydawać by się mogło, krótki czas, bo czymże są dwie godziny wobec długości naszego życia, sprawił, że dziś umiem stanąć ponad tym wszystkim, co trwało do tamtej pory. Znowu jestem sobą, moje tożsamości przestały się ze sobą spierać, łącząc się w jedną spójną całość, do której zabrałem tylko te cechy, które pozwalają mi być prawdziwym sobą.
Dużo lepszym SOBĄ. Dziś inaczej patrzę na swoją miłość, swoje życie, a nawet na swoje odbicie w lustrze - bo widzę w nim siebie. Wiem, czego chcę i do czego dążę. Jestem silny, napędzany uśpioną do niegdyś cudowną
siłą, która wypełnia moje trzewia, całego mnie - Moją własną siłą! Po prostu facet...

Krzysztof

2006-01-14


11

DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ I JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ. Ta transformacja, która się we mnie dokonała pod wpływem Twojej terapii jest niesamowita. Znów poczułam się wolna, piękna i szczęśliwa. Wszystkie problemy, które jeszcze miesiąc temu wydawały się nie do rozwiązania, nagle zaczęły same się rozwiązywać. Moja postawa wobec ludzi i życia zmieniła się dzięki Tobie. Powoli moje życie wraca do normy, bez emocji podchodzę do wszystkich zdarzeń z przeszłości i toksycznych relacji z ludźmi. Jestem szczęśliwa i to widzą wszyscy. Pozdrawiam Cię gorąco i obiecuję, że się jeszcze odezwę.

Ewa z Łodzi

2005-11-30


10

Aniołku!
Tak zwykle Cię nazywam w myślach, chociaż nie zawsze tak słodko... Poznałam Cię kilka lat temu i na swój sposób ‘pokochałam’ rozmowy z Tobą. Stałeś się dla mnie ‘VIP-em’ w bardzo pozytywnym znaczeniu. Z wielką uwagą wsłuchiwałam się w Twoje słowa, które zmuszały mnie do myślenia w całkiem inny sposób niż dotychczas. Bardzo się zmieniłam i nadal zmieniam. A moje życie nabrało zupełnie innego wymiaru. Wyznaczyłam sobie cele, które zaczęłam realizować i czuję, że choć bardzo późno, to moje szare życie nabrało zupełnie innych nowych barw. Przez cały okres naszej znajomości nie pozostałeś nigdy obojętny na moje małe i większe problemy z ‘duszą’ i ‘ciałem’. Bardzo Ci za to wszystko DZIĘKUJĘ i proszę o jeszcze...

Pozdrawiam E.

2005-09-28


9

Jesteś czarodziejem!!!!!!

Andrzeju jestem Ci wdzięczna za wszystko to, co z Twoją pomocą osiągnęłam. Gdy Cię poznałam byłam zagubiona, bezsilna, przerażała mnie przyszłość, nie wiedziałam skąd czerpać nadzieję. Przed sobą widziałam tylko szarość.

Udawałam przed całym światem,że sobie radzę, śmiałam się, ale nie słyszałam swojego śmiechu, nie czułam własnych uczuć, nie czułam, że kocham i jestem kochana.

Przestałam już pytać, bo nikt nie miał odpowiedzi na moje pytania. Nawet Bóg był głuchy.

Nie mogłam pogodzić się z opinią innych, że może być tylko gorzej. Nie straciłam tylko wiary w cuda.

Jestem Ci wdzięczna za nasze rozmowy, za to wszystko co się ze mną działo, za Twoją cierpliwość, zrozumienie i humor.

Jestem Ci wdzięczna za namieszanie w mojej głowie.

Zyskałam:

-przekonanie, że we wszyskim, co było, jest jakiś cel, który zasadniczo jest dobry,

- przekonanie, że nad szczęściem trzeba popracować i można je odnaleźć nawet w "beznadziejnej" sytuacji,

-zaufanie do życia,

-zaufanie do siebie,

-akceptację siebie ze wszystkim tym, co w sobie odkryłam,

-wiarę w siebie,

-zrozumienie, że sama kreuję swoje doświadczenia i sposób postrzegania świata,

-świadome doświadczanie własnych uczuć,

-nowe umiejętności, które mogę wykorzystać dla siebie i innych.

To tak wiele....a będzie jeszcze więcej :)

A Ty ??

A Ty zyskałeś przyjaciela.:)  i za to rownież jestem Ci wdzięczna :)

 

Krystyna M.

Jeśli ktoś nie uwierzy w to, co napisałam, możesz dać na mnie namiar.

2005-08-05


8

45 lat walki i trudnego życia - wszystko „pod górkę”.

Jasne promyki to dzieci i dom, który udało mi się stworzyć.

Żyłam w przeświadczeniu, że dobry człowiek to taki, który daje innym – dla siebie zostawiając niewiele...

Przeczytałam ponad dwieście książek o rozwoju osobistym, zanim zaczęłam realizować moje marzenia – malutkie i skromne, bo więcej ‘nie wypada’.

Udało mi się otworzyć wymarzoną kwiaciarnię i zaczęło się....

Strach czy podołam, czy wystarczy na czynsz – oczywiście nie wystarczało.

Coraz bardziej zamykałam się w sobie, bojąc się każdego nowego dnia.

Zajmując się domem – miałam wrażenie, że się duszę; kiedy wyszłam z domu – zaczęłam się bać!

Jak z tym żyć?

Moje lęki i przekonania zaszczuły mnie.

Myślałam, że już nic nigdy nie uda mi się zrobić.

 

Wtedy poznałam Andrzeja.

Pierwsza rozmowa – bzdury, to nie może być takie proste...

A jednak było...

Zaczęłam żyć inaczej.

Codziennie łatwiej się oddychało, świat stawał się coraz ładniejszy, bardziej kolorowy.

Do mojego sklepu przychodzą bardzo mili ludzie, są zadowoleni z mojej pracy, a ja im wierzę.

Wiem, że poradzę sobie w każdej sytuacji.

Przestałam się bać, nabrałam pewności siebie.

Jeszcze zdarzają się chwile lęku i niepewności, ale teraz nie zamykam się w sobie, a szukam rozwiązania.

Zrozumiałam, że całe moje życie stworzyłam sama, że wszystko, co mnie spotyka, jest moim bardziej lub mniej świadomym wyborem.

Pojęłam, że moje wyobrażenia o świecie były tylko wyobrażeniami i dlatego się bałam, bo nie miały z nim wiele wspólnego.

Świat jest naprawdę fajnym miejscem.

Teraz nie tylko starcza mi na czynsz, ale przyjęłam pracownika do pomocy.

Poradzę sobie, bo „codziennie jest mnie więcej” , a ja jestem wolna.

Dziękuję Andrzeju – miałeś rację - „Można inaczej”!

 
Iza

20.05.2005


7

powiedz mi jak Ty to robisz,

to tak jakby czary, nareszcie jestem wolna i o nic się nie martwię, niczego się nie lękam i patrzę z nadzieją w przyszłość i muszę Ci powiedzieć, że jakoś dobrze się czuję, ogarnął mnie błogi spokój ... dzięki

 djaus

20.04.05 22:20:55


6

Wszystko zaczęło się przypadkiem...

Miałam wszystkiego dosyć, nic mi się nie układało....

Koleżanka podała mi Twój numer telefonu...

Zadzwoniłam...

To była jedna z mądrzejszych decyzji jaką podjęłam – pojechałam do W-wy.

Przyznam szczerze, że trudno mi było uwierzyć w to, co mówisz....

Nie wierzyłam w siebie.

Od naszego spotkania minęło prawie pół roku, a ja ...

-          -          -         jestem uśmiechnięta

-          -          -         rozmawiam z mamą

-          -          -         zaczęłam wierzyć w siebie

-          -          -         zaczęłam spotykać się z Markiem

-          -          -         zaręczyliśmy się...

Chcę Ci bardzo podziękować, bo wiem że osiągnęłam to przy Twojej pomocy.

Mam ochotę Cię ucałować. J

Dziękuję Ci za każdą chwilę jaka wydarzyła się od naszego spotkania J bo dzięki Tobie odzyskałam wiarę we własne możliwości.

Dziękuję Ci Andrzeju

 

   Ruda.

14.03.2005


5

"Traktuj ludzi, jakby byli tacy, jacy powinni być, a pomożesz im stać się tym, kim mogą się stać."

Johann Wolfgang Goethe.


Ta myśl odzwierciedla moją wrodzoną, intuicyjną zdolność do zjednywania sobie ludzi, nawet tych aroganckich i napastliwych. Mam twarz pełną uśmiechu i radości dla wszystkich, z którymi obcuję. Przedkładam empatię ponad złość i jeśli czasem zdarzy się na mojej drodze ktoś ponury, to wrogość potrafię zmienić w przyjazne nastawienie. Ludzie lgną do mnie...

Gdzie jest więc problem?

Otóż, w (postrzeganym przez ogół za udane), małżeństwie nie znajdowałam akceptacji, zainteresowania, wsparcia. Mąż stał się osobą zadającą ból słowem, gestem lub wymownym milczeniem.

Niczego nie żądałam, choć pewnie podświadomie oczekiwałam docenienia. Moja ciągła gotowość niesienia pomocy, dawania siebie, "służenia", stała się czymś tak naturalnym, że aż obowiązkowym. Moje radości i sukcesy, moje problemy, niepokoje, smutki - były TYLKO moimi, mało znaczącymi i nieważnymi.

Od dawna straciłam pewność siebie i poczucie własnej wartości, a odnoszone sukcesy w życiu uznawałam za nieistotne. Owszem, cieszyłam się nimi, ale poza domem. Kiedy dostrzegłam, iż zastanawiam się, co mówić w zwyczajnej rozmowie przy stole, by nie obróciło się to przeciwko mnie, poczułam, że straciłam bezpowrotnie wiele lat.

Gdy zaczęłam się buntować, reakcja męża była natychmiastowa - stałam się za wszystko winna i - co najgorsze - zaczęłam w to wierzyć.

I choć podobno przypadki występują jedynie w gramatyce, to coś na kształt przeznaczenia i zrządzenia losu spowodowało, że zaczęłam korespondencję z kimś, kto od pierwszych nieśmiałych prób pisania - słuchał mnie uważnie.

Andrzej akceptował mnie. Jeśli krytykował - to moje zachowania, odbiór, poglądy, ale nie mnie! Spowodował, że CHCIAŁAM mu opowiadać najbardziej intymne przeżycia i doświadczenia.

Nigdy mnie nie zawiódł, nie rozczarował, nie zlekceważył. Uważał, że mam prawo do szczęścia i że powinnam powrócić do stanu, kiedy widziałam je wyraźnie.

Andrzej potrafi swoim denerwującym atakiem, zaburzyć spokój i zmieść z powierzchni przez lata z pietyzmem gromadzone przekonania i poglądy.

Uczciwie mnie uprzedził, że muszę się przygotować na to, iż namiesza mi w głowie, że zmieni mój światopogląd...

Nie wierzyłam, bo znam siebie i nie jest łatwo zmienić moich przekonań o mnie samej.

Andrzej Setman czasem zmieniał się ‘z Mistrza w Ucznia’ - doceniał moją wartość, nazwał mnie geniuszem, co było dla mnie niezwykle ważne, bo wiedziałam, iż uznał mój spryt, inteligencję, wiedzę, doświadczenia.

Dzięki jego subtelnemu przewodnictwu, zaczęłam postrzegać problemy jak dziury w ziemi. Można je pogłębiać, ale lepiej jest zasypać.

Cieszę się życiem o wiele pełniej, niż przed rokiem. Czuję się szczęśliwa, "potrzebna taka, jaka jestem, tam gdzie jestem i dla tych, z którymi jestem"...

Mam nadzieję, że Andrzej odnajduje też należną mu satysfakcję, dostrzegając, że jego praca przynosi spokój potrzebującym takiego terapeuty jak on.

Mimo jedynie korespondencyjnej znajomości, uważam go za swojego Przyjaciela.

Andrzej Setman to Anioł Stróż skutecznie opiekujący się błąkającymi pośród rozstajnych dróg, wędrowcami.

 

Maria

2005-01-22


4

Uwielbiam decydować o swoim życiu, mieć i osiągać to, co sobie zaplanuję. Zdarzyło się tak, że nie wiedziałam, co zrobić, jaką decyzję podjąć, by wszyscy dookoła mnie byli szczęśliwi. Starałam się, jak tylko mogłam, ale to nie przynosiło takich rezultatów, jakich chciałam.

Byłam nieszczęśliwa i unieszczęśliwiałam ludzi mi drogich i bliskich. Nie pomyślałam o tym, by zadać sobie pytanie „co zrobić, by być szczęśliwą?”. Dobrze, że jest Andrzej.

Znałam goi wiedziałam, że jest świetnym psychoterapeutą. On pomógł mi rozwiązać trudną sytuację w ciągu kilku dni. Czasami jest ciężko przyznać się przed samym sobą do błędów, które popełniliśmy. I pozbyć się dziwnych, niekorzystnych przekonań, z którymi było łatwiej żyć, bo były wytłumaczeniem i nie trzeba było sobie mówić: "Weź się w garść. Wszystko zależy tylko od Ciebie".

Po terapii byłam lekka jak piórko. Wiedziałam, że wszystko się uda. Pomyślałam o sobie! Wiem, co chcę w życiu robić, pracuję tam gdzie chcę. Realizuję swoje marzenia. Pomyślałam o moim związku, w którym się spełniam i robię wszystko, by z każdym dniem było jeszcze lepiej.

A propos, wychodzę za mąż za 3 miesiące. Uwolniłam się od kontroli i kieszeni ojca, który zawsze sugerował mi, co jest najlepsze. Według niego i z jego perspektywy było najlepsze. Rodzice życzą nam jak najlepiej, tylko ja zapomniałam, że to, co dobre dla nich, nie zawsze jest dobre dla mnie.

Jestem szczęśliwa i już planuję być jeszcze szczęśliwsza.

    M.


Są czasem takie momenty, gdy czujesz że sam sobie nie poradzisz. Nie pomagają rozmowy z przyjaciółmi, z rodziną, czytanie książek o pozytywnym myśleniu. Wszyscy ci dobrze życzą, a mimo to problem pozostaje nierozwiązany.

Ja i moja dziewczyna mieliśmy do tej pory taką sytuacje, tak naprawdę raz. Dotyczyła ona bezpośrednio nas jako pary. Konflikt, jaki powstał, dotyczył najwyższych wartości moich i mojej dziewczyny. O mały włos nie skończyłby się spakowaniem walizek i pożegnaniem... Warto dodać, że w najbliższym czasie będziemy małżeństwem i nie wyobrażamy sobie życia bez siebie.

Andrzeja znam od kilku lat i wiem, że jest to ktoś, do kogo, jeśli będę jej potrzebował, mogę zadzwonić po pomoc w środku nocy. To, co cenię w nim najbardziej, to nie tylko jego absolutnie profesjonalny warsztat psychoterapeutyczny, totalna skuteczność w zamienianiu głupot, w jakie się wierzy, na myślenie działające na twoją korzyść i motywujące do działania. Cenię to, że to, co robi, jak to robi, jak pomaga, nie jest jedynie jego zawodem - to jest jego życie. To tak, jakbyś każdego dnia budził się z nastawieniem „ciekawe, kto dziś dzięki temu, że pokażę mu kilka rzeczy z mojej perspektywy, uratuje swój związek, wyjdzie z długiej depresji, weźmie się w garść i zadba o swoje życie, by było takie, jakie chcesz”. Połączenie skuteczności, podejścia do pracy jako zajęcia, bez którego nie można żyć i które się absolutnie kocha, efekt końcowy, gdy ze zmienioną twarzą wychodzisz z terapii, nie widząc już poprzednich czarnych wizji i zrzucasz z siebie coś, co przygniatało cię zbyt długo, by ciągle to nosić, gdy czujesz się świetnie, bo wiesz, że decyzja o tym, by czuć się lepiej - to jest właśnie Andrzej Setman.
Dziękuję mu za to, że mogę na niego liczyć i że jest tak skuteczny, że wiem, że on poradzi sobie z tym, z czym ja bym nie potrafił.

     M.

 8.12.2004

(Wspólny list od zaręczonych ze sobą M. i M.)


3

 

Tę ‘wiadomość’ od  ‘2267’ (zawartą w  czterech smsach) dostałem dnia 24.11.2004

Od sympatia :-) Czym się różni Pan Bóg od Andrzeja Setmana. Odpowiedź brzmi: niczym! Andrzeju! Więcej pokory! Zamieszczanie tych tzw. „relacji pacjentów’

jest cholernie nieprofesjonalne. I to w takim pretensjonalnym stylu! Przypomina podobne rewelacyjne relacje promujące środki odchudzające w brukowych pism

ach. Ilość użytych naj.. naj.. na Twój temat przyprawia o mdłości i budzi podejrzenie o świadomą manipulację. Fe! Chyba jesteś na to za inteligentny? Czy się mylę??

PS.  Nie mam zamiaru umieszczać więcej anonimowych ‘wiadomości’, niezależnie od tego jak byłyby humorystyczne J (AS)


2

 Depresja jest chorobą.  

O tym, że uleczalną dowiedziałam się i doświadczyłam na sobie będąc pacjentką Andrzeja Setmana.  

ęłęóKażdy człowiek doświadcza w swoim życiu uczucia smutku.  U mnie depresja nie była spowodowana nagłą  zmianą w moim życiu - miałam wszystko, czego  kobieta może chcieć  od życia, męża, wspaniałe dzieci, przyjaciół,  całkiem niezłą  pracę.  Mimo to  czułam, że umieram.   Poczucie ciągłego zmęczenia,  stres, niechęć do pracy i wykonywania codziennych czynności, trudności z koncentracją, silne lęki, ciągłe napięcie, brak snu, apetytu, zawroty głowy, duszności, zaburzenia rytmu serca  - to objawy, które skutecznie doprowadziły mnie na granice mojej wytrzymałości. Pamiętam -  miałam dwa marzenia,  `dostać się` do szpitala na zamknięty oddział  i wyłączyć świadomość.  Bałam się każdej  rozmowy,  każdej informacji. Życie było dla mnie absurdem, bałam się przebywać  z ludźmi, ale też  nie mogłam  być sama,  marzyłam o śnie,  lecz nie mogłam zasnąć,  moje ciało reagowało silnymi drżeniami a  umysł ciągłym silnym lękiem.

Po kilku miesiącach regularnych wizyt u internisty, kardiologa, neurologa, trafiłam w końcu do psychiatry. Zaczęłam przyjmować silne środki antydepresyjne  i przeciw lękowe,  od których bardzo szybko uzależniłam się.  Z domu nie wychodziłam bez całej serii zapasu tabletek.  Psychiatrę, z trzydziestoletnim doświadczeniem i certyfikatami PTP,  wybrałam  starannie;   -  w każdym razie byłam o tym przekonana do czasu, gdy na kolejnej wizycie lekarz ten powiedział mi, że nie czuje związku moich dolegliwości ze światem, który jest wokół mnie i ciągle traktował  mnie tak, jakbym była na pierwszej   wizycie.  Zwątpiłam  !  Nie wiedziałam co dalej....  Byłam chora na nieuleczalną dla mnie wtedy chorobę - depresję. Minęło kilka kolejnych beznadziejnych miesięcy...

Przypadek  sprawił, że poznałam  Andrzeja Setmana  - terapeutę  dla którego słowa `udzielić pomocy`  miało całkiem niespotykane znaczenie.   Od pierwszych chwil naszej pracy  potrafił zbudować atmosferę bezpieczeństwa, zaufania i  wzajemnego porozumienia.  Zafascynowała mnie jego znakomita komunikacja werbalna,  logiczność wypowiedzi, która skłaniała do myślenia i działania.  Bardzo trudnym etapem pracy było określenie celu terapii i zmiany, odkrycie tego, co naprawdę  chcę osiągnąć i  znalezienie przyczyn mojej depresji.   Dzięki Andrzejowi zmieniłam  mój sposób  widzenia, myślenia i odczuwania.  Andrzej pomógł mi zrozumieć otaczającą mnie rzeczywistość  i pokazał mi moje wewnętrzne możliwości.  Zadziwiła mnie jego spostrzegawczość, wiedza,  niespotykana empatia, tolerancja, elastyczność  i szacunek dla indywidualności.  Potrafił dopasować metodę pomagania do moich potrzeb. Przekonał mnie, że posiadam wszystkie wewnętrzne zasoby potrzebne do tego, abym mogła realizować swoje cele, żyć swoim życiem i być szczęśliwą.   

Nie mam wątpliwości, że Andrzej Setman zna praktyczne i skuteczne  metody wspomagające rozwój, wie, jak radzić  sobie z wewnętrznym bólem, bo  psychologia to jego życiowa pasja.  

Ewa


1

Mam 31 lat,  wspaniałych rodziców, siostrę, szwagra, siostrzenicę.

Do 30-go roku życia mieszkałam razem z nimi – w jednej wielkiej ‘komunie’.

Zawsze byłam w ‘centrum wydarzeń’, ale…

Moje życie związałam z Kościołem. Byłam tam, gdzie mnie potrzebowano – zawsze otwarta, gotowa do niesienia pomocy. Kiedy nikt się nie zgłaszał do zrobienia danego zadania, przeważnie dawano je mnie. Nie miałam swojej własnej rodziny, chłopaka, sympatii. Byłam wolna. Mogłam poświęcić czas na służbę.  Często zarywałam noce, by podołać obowiązkom. Nie miałam czasu na własny rozwój, na odpoczynek. Nie potrzebowałam tego – tak myślałam. A poza tym tak bardzo chciałam, żeby mnie lubiano, zauważano, podziwiano.

Miałam wielu ‘przyjaciół’, ale…

Wokół mnie było wielu ludzi, z którymi ‘w razie potrzeby’ się kontaktowałam. Nie było nikogo, komu mogłabym się wyżalić, z kim mogłabym pogadać ‘od serca’. Wtedy, gdy kogoś potrzebowałam, to nie wiedziałam, do kogo mogę się zwrócić. Moi przyjaciele mieszkali kilkaset kilometrów ode mnie i byli tylko w listach, czasami w krótkich rozmowach telefonicznych. Jedyną ‘osobą’, do której mogłam się przytulić, był słonik – poduszka. Ona była moim powiernikiem. Zaczęłam śnić na jawie, wyobrażać sobie, jak przytulam się do ukochanej osoby, która mnie słucha. Bardzo tego potrzebowałam. Ta tęsknota wypełniała mi serce coraz bardziej, a z czasem sprawiała ból.

Śmiałam się wręcz nieustannie, ale…

Byłam optymistką. Można do mnie było przyjść po radość. Dzieciaki w szkole kochały mnie właśnie za uśmiech, za spokój, za cierpliwość. Kiedy jednak wracałam do domu, często płakałam w poduszkę. Było mi tak bardzo źle, coraz gorzej. Rano uśmiech, w nocy rozpacz samotności. Miałam mnóstwo kompleksów, zahamowań. W końcu zaczęłam w innych znajdować przede wszystkim złe strony – te, których bałam się u siebie.

Ostatnio na nic poważnego nie chorowałam, ale…

Wszystkiego się bałam. Najbardziej bólu. Przerażała mnie śmierć – moja i moich bliskich. Powoli wpadałam w hipochondrię. Bez przerwy coś mnie bolało – gardło, serce, brzuch. Wszędzie opowiadałam, jak źle się czuję. Chodziłam do lekarza, by usłyszeć, że nic mi nie jest, a mimo to, nie wierzyłam w diagnozy.

Wszyscy sądzili, że jestem szczęśliwa.

W sieci poznałam Andrzeja. Opowiedział mi o HUNIE i NLP. Rozmawiał ze mną godzinami przez Internet i powoli pomagał przebudowywać mój świat.

Uwierzyłam, że jestem KIMŚ, że jestem inteligentną, piękną kobietą, że można mnie kochać i że sama potrafię kochać.

Uwierzyłam, że życie jest wspaniałą przygodą, którą należy dostrzegać i przeżywać w każdej jego chwili.

Nowe sytuacje traktuję jak wyzwanie – budzą we mnie ciekawość.

Kupiłam mieszkanie. To przystań, w której czuję się bezpiecznie. To miejsce, gdzie uczę się samodzielności i odpowiedzialności. I nigdy nie jestem w nim samotna.

Prawie nie miewam wahań nastrojów – moja radość płynie z głębi duszy. To, że czasami jestem smutna, nie jest zaprzeczeniem tej nieustannej wiosny w moim sercu.

W każdym, kogo znam, znajduję dobre strony. To pomaga mi szczególnie w pracy – uczę w gimnazjum, w trudnym środowisku. Nie przenoszę moich niepowodzeń na innych. Moje kompleksy nie przysłaniają mi ich dobrych stron.

Wiem, że ja jestem ważna, że moje potrzeby też się liczą.

Nie przedkładam dobra innych nad swoje – mam prawo do przyjaciół, do wygadania się, czasem do odrobiny egoizmu.

Jestem nadal odpowiedzialna, otwarta, gotowa do niesienia pomocy. I zdarza się, że nie dosypiam, że jestem zmęczona (nawet czasem ‘narzekam’). To wszystko jednak CHCĘ robić, nie czuję się do tego przymuszana.

Kocham osobę, którą codziennie widzę w lustrze.

Codziennie zostawiam po sobie coś cennego.

I jestem szczęśliwa.

Pozdrawiam

A.