
Re: Emocje zmęczonej mamy
na taki temat to pewnie książkę można napisać

zwłaszcza, że z każdym dniem rozwoju dziecka przybywa emocji - tych milszych i tych mniej przyjemnych.
ja generalnie, dopóki dziecku ani nikomu w otoczeniu nie dzieje się krzywda to jestem w stanie zapanować nad emocjami -pomaga: policzenie od 10 do 0 albo czasem sobie przeklnę pod nosem...

Gdy nadto marudzi, płaczę, nie daje się uśpić przez godzinę, a brakuje pomysłu co jeszcze można zrobić (tj. nie pomaga położenie spać, zwrócenie uwagi na coś ciekawego, nie ma gorączki itp) to zamiast się nakręcać (bo tak mamy, że jak ja się denerwuje to i ona się nakręca - błędne koło eskalacji).... gdy mam kogoś pod ręką, to wzywam pomoc i mam zastępstwo. Mogę na chwilę się ulotnić, wypić herbatę, wziąć prysznic - cokolwiek co odwróci uwagę od źródła frustracji... a gdy nie ma nikogo (co na szczęście rzadko się zdarza) to odkładam dziecko w bezpieczne miejsce i wychodzę "kopnąć sobie w coś ( miękkiego

)" generalnie rozładować nadmiar fizycznej energii (bo ta mnie najbardziej przeraża) hehe potem mogę spokojniej zawrócić myśli na inny tor -trochę sobie w głowie poracjonalizować - tj pomyśleć, że mam prawo do negatywnych emocji w stosunku do własnego dziecka, ale że w sumie jest ono bezbronne i zależne, więc zamiast skupiać się na własnej złości myślę, co można jeszcze zrobić, żeby zmienić aktualny stan rzeczy. Najczęściej pomaga zmiana tego co robiłam do tej pory - czyli np miejsca, okoliczności...a w większości przypadków po prostu mocne setmanowe przytulenie...
W sytuacjach "normalnych" dla 2-latków - czyli w okresie buntu ("nie", "ja sama" itp) i robieniu rzeczy, które najbardziej wyprowadzają rodziców z równowagi (np uciekanie na ulicę, malowanie kredkami wszędzie, tylko nie na kartce itp ), to działam stanowczo - chwytam za rękę, a swoje negatywna energię staram się rozładować poprzez sfokusowanie jej na dłuższy wywód, który wymaga uruchomienia szarych komórek i podwyższony ton głosu - zmniejsz poziom energii o minimalizuje moją chęć odreagowania w inny sposób (np klapsa). Gdy tłumaczenie nie wystarcza (choć u mnie zwykle tak), to zabieram niebezpieczny przedmiot, czy z miejsca, gdzie "się świetnie bawi" kosztem moich nerwów.
Generalnie gadanie z dzieckiem ma wiele plusów- wiele osób dziwi mi się, że od początku mówiłam do swojego Malucha jak do kumającej osoby, ale wydaję mi się, że po pierwsze dzieci rozumieją więcej niż nam się wydaje, po drugie szybciej zaczynają ładnie mówić (więc łatwiej zrozumieć ich potrzeby), a po trzecie można wiele spraw tłumaczyć (np związanych z bezpieczeństwem) w warunkach bezpiecznych - spokojnych (czyli nie w emocjach, nerwach), wtedy dziecko uczy się, zapamiętuje szybciej i wydaje się bardziej posłuszne.
A ogólnie co do emocji - to nauczyłam się przy okazji pochwicy i Andrzeja, że nie warto ich tłumić... bo kumulowane i tak kiedyś wylezą, a im dłużej tłumione, tym wybuch będzie groźniejszy. Kwestia tylko odreagowania - kiedy, gdzie, na kim/na czym - czyli znalezienie sobie takich warunków, które są zgodne z normami swoimi i społecznymi.
Ujawnianie emocji i sposób w jaki sobie z nimi radzimy to też model dla naszych dzieci - one teraz uczą się (nie matmy), ale funkcjonowania w relacjach (też emocjonalnego). Mam nadzieję, że dzięki temu Dziecię łatwiej będzie się socjalizować z rówieśnikami.
hehe miałam napisać trzy zdania, bo z tyloma refleksjami obudziłam się dziś rano

ale do południa zdarzyło się tyle fajnych rzeczy, które wprawiły mnie w dobry nastrój i wiarę, że moje matkowanie nie jest do końca kitu, że mimo gorszych chwil, moje Dziecko jest Szczęśliwe, to się rozpisałam

Pewnie gdyby wydarzyło się coś mniej miłego, to bym bluzgała w temacie samokontroli i uświadamiania sobie emocji

także Verko jesteś Mądrą Kobietką (powiedziałabym że bardzo Mądrą), intuicje Matczyną też masz (wiem, bo widziałam) , Człowiekiem jesteś - więc i złe emocje są jak najbardziej ok, więc... lepiej się już zamknę
Ściskam Was
