Andrzej Setman
-
między pępkiem
a
granicš majtek
Š
Andrzej Setman
www.setman.pl
www.setman.com.pl
andrzej@setman.pl
Warszawa,
10 padziernika 2008
Wydanie
III
Ex omni me
Całego siebie dać jak bukiet chabrów,
bo zawsze warto. Bo nigdy nie za póno.
Lampš dla ludzi być, a kawš być dla aniołów,
których mi żal. Którym jest w niebie nudno.
Droga
Czytelniczko,
Przypadki
nie istniejš! Także ksišżka ta, to nie przypadek! Nawet dzisiejsza data, to
także nie jest nic nie znaczšcy zbieg okolicznoci.
Nieprzypadkowo
zwracam się do Kobiet, bo to Wy, Drogie Panie, jestecie w ogromnej większoci
odbiorcami moich ksišżek.
Zapewne
podczas lektury zadasz sobie pytanie: co jest fantazjš, a co autobiografiš? Informuję:
prawdš jest jedynie to, że przeżyłem wszystkie opisane tu emocje; fikcjš cała
reszta (albo trochę mniej J).
Jeli
u Ciebie, Droga Czytelniczko, Bella wywołała jakie uczucia, to proszę
Cię serdecznie:
Usišd
do klawiatury i na goršco podziel się ze mnš swoimi wrażeniami - nastukaj do
mnie choć kilka słów o tym co mylisz i czujesz. Twój list będzie dla mnie najwspanialszym
dowodem, że warto było pisać.
Dziękuję
Ci serdecznie!
Andrzej
Setman
Warszawa, 10 padziernika 2008
Ta-to?! Ida aż jęknęła z osłupienia na widok ojca siedzšcego w poczekalni przed salš operacyjnš. Ty tutaj?!
No co się dziwisz, jakby mnie nie poznała odrzekł,
podnoszšc się z krzesła i niepewnie rozkładajšc ramiona na powitanie
córki.
Wiesz, co z mamš? spytała, całujšc go przelotnie
w policzek, bez większych oznak radoci.
W cišgu czterech lat, jakie minęły od jej lubu,
widzieli się tylko kilka razy na imprezach rodzinnych. Przychodził na nie ze
swojš nowš, dużo młodszš, przyjaciółkš. Z poczštku współczuła tej milczšcej
dziewczynie, patrzšc, jak traci młodoć u boku starszego faceta. Jednak po paru
spotkaniach zaczęła odczuwać niesmak, widzšc wzrok tej małej utkwiony w jej
ojca. Wtedy włanie wyrósł między nimi ten niewidzialny mur. Od tamtego dnia
już nie potrafiła ot tak bez powodu zadzwonić do ojca i zapytać: co nowego u
ciebie?. Jedynym łšcznikiem stały się lakoniczne życzenia imieninowe
przesyłane esemesem. Ida, zapytana czy jest zazdrosna, że jej miejsce zajęła
smarkula ze wzrokiem zakonnicy rozmodlonej pod figurš więtego Józefa, pewnie by
zaprzeczyła.
Operacja już się zaczęła i chyba szybko się nie
skończy....
Widziałe mamę?
Tak, widziałem, jak jš przewozili na salę operacyjnš,
leżała na wózku...
Poznała cię?
Nie wiem. Chyba tak.
Jak wyglšdała?
Kiepsko, ale po głupim jasiu nie wyglšda się
najlepiej.
Rozmawiałe z lekarzem? spytała, spodziewajšc się,
że otrzyma chociaż promyk nadziei.
Nie.
Mylisz, że będzie dobrze?
Zobaczymy odpowiedział spokojnie, wpatrujšc się w
czerwony napis Nie wchodzić, który wiecił nad drzwiami bloku operacyjnego.
Tak mówisz, jakby ci to było zupełnie obojętne stwierdziła
z wyrzutem, nie dostajšc nadziei.
Bo jest. Spojrzał jej w oczy i powtórzył: Bo
jest.
Nie rozumiem. To po co tu przyjechałe? Oczekiwała
wyjanienia, dlaczego jechał aż siedemset kilometrów, skoro los byłej żony jest
mu obojętny.
Aby tu być.
Stanowczoć odpowiedzi zakłuła jš w sercu. Znała ten ton
niedopuszczajšcy sprzeciwu. Usłyszała go tylko raz w życiu, kiedy wybierała
się na szkolnš wycieczkę do Wenecji. On się wtedy sprzeciwił, mówišc krótko: Nie
pojedziesz. Nie pomogły łzy i fochy. NIE POJEDZIESZ było nieodwołalne, jak
mierć dwóch kolegów z klasy w rozbitym autokarze. Dzi po raz drugi usłyszała w
jego głosie tę samš stanowczoć. Wspomnienie tamtego zdarzenia zakłuło
nieprzyjemnie, jak tylko potrafi dokuczyć bezsensowny koniec...
Może on rzeczywicie z jakich nieznanych mi powodów
ma warować pod salš operacyjnš? Może nadal kocha matkę, mimo że od ich rozwodu
minęło tyle lat? pomylała. Ale skoro mamy spędzić obok siebie kilka
godzin, to niech nie siedzi tak bez słowa, ukryty za murem milczenia. Niech powie
cokolwiek, wszystko jedno co, jakš błahš historyjkę skracajšcš bodaj odrobinę
czas oczekiwania na wynik operacji. To i tak będzie lepsze niż cisza szpitalnej
poczekalni.
Tato zaczęła niepewnie. Czy ty jeszcze kochasz mamę?
Nie, już dawno nie. Od ponad dwudziestu lat już jej nie
kocham.
Od rozwodu?
Nie, wtedy jš kochałem...
Nic z tego nie rozumiem. Rozstalicie się dwadziecia
dwa lata temu. Ostatni raz spotkałe się z niš na moim lubie. To dlaczego dzi
tu jeste?
Nie wszystko w życiu trzeba rozumieć. Życie to nie jest
matematyka.
Wytłumacz mi. Proszę!
Co chciałaby wiedzieć?
Chcę wiedzieć jak najwięcej.
Co mam ci opowiedzieć?
Cokolwiek, najlepiej to, czego jeszcze nie wiem lub
się nie domylam.
Wielu rzeczy jeszcze nie wiesz. Gdybymy spróbowali
stworzyć obraz twojej mamy, ty i ja, powstałyby trzy niepodobne do siebie
portrety. Ty znała tylko jeden...
Masz rację, nie znałam mamy. Teraz wiem, że nawet wcale
nie pragnęłam jej poznać. Nie chciałam być taka jak ona i mam nadzieję, że
nigdy nie będę.
To dobrze... Od czego mam zaczšć?
Najlepiej od poczštku, od tego, jak się poznalicie.
Opowiadałem ci kiedy, gdy zwiedzalimy Warszawę. Pokazałem ci kawiarenkę U
Michała, przy Barbakanie. W moich czasach zawsze była pełna ubożuchnych
licealistów, wysiadujšcych godzinami przy herbacie po angielsku.
Tamtego
wieczoru szedłem do teatru, ale miałem jeszcze dużo czasu i postanowiłem
powłóczyć się po Starówce. Na ramieniu niosłem aparat fotograficzny i dyktafon.
Chciałem nagrać przedstawienie. Uwielbiałem nagrywać i fotografować.
Zatrzymywać obraz i dwięk. Nagrywałem, co popadnie: audycje radiowe, rozmowy
telefoniczne, sztuki teatralne. Miałem w domu setki kaset z nagraniami.
Zajmowały większš częć pokoju. Zupełnie jak stojšce latami w piwnicy mojej
babci słoje zawekowanych kompotów z mirabelek o smaku kwasu
akumulatorowego. Drugš mojš pasjš było fotografowanie znaczšcych chwil w życiu.
Nie masz pojęcia, ile ich było. Każda wycieczka, zabawa szkolna czy imieniny
pożerały po kilka filmów. Najcenniejsze zdjęcia wklejałem do albumów, reszta
leżała w pudełkach po butach, idealnie wpasowanych w półki w regale.
Co się z nimi stało?
Większoć już nie istnieje. Nie żyjš także ludzie uwiecznieni na tych
zdjęciach. O wielu z nich nikt oprócz mnie już nie pamięta. Tak samo twoje
dzieci. Kiedy dorosnš, będš mnie znały tylko z twoich opowiadań, nawet nie będš
mogły sobie przypomnieć zapachu mojej brody.
To, co mi mówisz, jest okropnie smutne...
Nie, kochanie. To nie jest smutne. Mnie też się kiedy wydawało smutne co, co
mija bezpowrotnie. Gdy mój ojciec powiedział mi: Każdy umiera, ja też kiedy
umrę, rozbeczałem się na myl, że w przyszłoci go nie będzie. Ale on nie
umarł w przyszłoci, on umarł w przeszłoci, i to tak odległej, że pewnie nie
pamiętasz zapachu jego brody, którš lubiła tarmosić.
A jednak to przygnębiajšce, że kiedy nas nie będzie.
Nie tylko nas. Nie będzie również tych chwil, naszych radoci, nadziei,
smutków, emocji, a może nawet tych miejsc nie będzie. Wioska mojej babki dzi
nie istnieje. Nie ma tamtego domu z wigilijnš choinkš przywiezionš z lasu na
sankach. Nie ma lasu
Nie ma już tych ludzi, tego zapachu ciasta, tej
krzštaniny, tych kolorowych opłatków przypiekanych na bršz na blasze węglowej
kuchni. Nic z tego nie istnieje i już nie zaistnieje. Pozostały tylko albumy ze
zblakłymi fotografiami, na których jeszcze widać miesznie ubranych ludzi.
Tylko w muzeach techniki znajdujš się patefony mogšce jeszcze odtworzyć popularne
przeboje z tamtych czasów, nagrane na płytach szelakowych tłukšcych się w
drobny mak, jakby były ze szkła, gdy obchodziło się z nimi nieostrożnie.
Pamiętam taki patefon na korbkę. Stał na strychu. Lubiłam tam chodzić i słuchać
tych płyt. Wyobrażałam sobie, że to jest muzyka nagrana przez duchy. Umiechnęła
się do wspomnień. Wiesz, tato, smutno mi się zrobiło, że już nie ma tego
patefonu i nigdy więcej nie posłucham muzyki duchów.
Powiedziała: smutno mi się zrobiło, ale umiechnęła się do wspomnień. Wiesz,
czemu się umiechnęła? Bo te wspomnienia masz w sobie. Bo pamiętasz ten
patefon i tę muzykę pełnš szumów przypominajšcych myszy skrobišce pod drewniana
podłogš. Gdybym ci opowiedział o swoim motorze i o tym, jak z twojš mamš
pojechalimy na wycieczkę w góry, nie wywołałoby to w tobie wspomnień, lecz jedynie
wyobrażenie. Bo jedynie nasze własne wspomnienia majš dla nas wartoć.
Wspominać potrafimy tylko to, co sami przeżylimy. Większš wartoć ma dla
ciebie wspomnienie spaceru po jesiennym parku niż wyobrażenie miłoci Julii. Spacer
był twój, a miłoć do Romea to cudze uczucie.
Uważasz, że twoje wspomnienia sš dla mnie bez znaczenia?
Tak, sš dla ciebie zupełnie bezwartociowe, jeli ich nie poznała. Wyjšł z
portfela pożółkłš fotografię przedstawiajšcš dwóch mężczyzn z dumš
prezentujšcych ogromnego szczupaka. Ten człowiek, który trzyma zdobycz, także
nic dla ciebie nie znaczy. A to włanie on nauczył mnie łowić ryby. Z nim
spędziłem wiele dni na łódce. Mój dziadek zawsze potrafił znaleć czas na
rozmowę ze mnš. W dużym stopniu jemu zawdzięczam to, kim teraz jestem i
jaki jestem.
Czy to znaczy, że wspomnienia sš jak pienišdze? Tylko te w portmonetce albo na
koncie co znaczš?
Nie
Niezupełnie. Gdy ludzie dzielš się pieniędzmi, to jednemu ubywa, a
drugiemu przybywa. Dzielenie się rzeczami niematerialnymi, takimi jak uczucia,
wspomnienia, marzenia, sprawia, że przybywa obojgu. Niezależnie od tego, czy sš
to pozytywne, czy negatywne emocje.
Tato, to, co mówisz, jest sprzeczne z logikš. Czy uważasz, że im więcej dam,
tym więcej będę miała?
Masz rację. Logika uczuć wydaje się nieco inna niż logika matematyczna. Fizyka
czšstek elementarnych różni się od fizyki newtonowskiej. Jednak jej nie
przeczy, a jedynie rozszerza jš o nowe prawa. Jeżeli chcesz bardziej
kochać, dziel się swojš miłociš, a zostaniesz niš otulona jak mgłš. Chcesz się
przekonać? Wyobra sobie, że dwoje ludzi uczestniczy w weselu. Jeden z nich ma
kamerę i cały czas filmuje. Jak sšdzisz, który zachowa więcej wspomnień? Ten, który
filmował?
No
chyba tak. Przecież logicznie rzecz bioršc, cały czas wyłapywał
najciekawsze momenty.
Nic z tego. Gdyby zaraz po weselu mieli zdać z niego sprawozdanie, ten bez
kamery przypomni sobie cztery razy więcej szczegółów niż ten, który filmował.
Chyba rzeczywicie tak jest, ale ten, który ma nagranie, może je w każdej
chwili obejrzeć próbowała bronić swojej logiki.
Masz rację, pewnie obejrzy i nawet przez jaki czas będzie całkiem niele znał
nagrane scenki z wesela. Jakby oglšdał film w kinie. Po wyjciu z kina pamięta
się film doć dobrze, ale niedługo. Po roku ten, który filmował, będzie
pamiętał jedynie obrazy ze lubu, ale one nie wywołajš w nim żadnych emocji.
Ja
także starałem się tworzyć wspomnienia, robiłem zdjęcia i zapisywałem głos
na tamie magnetycznej. W tamtych czasach nie było jeszcze kamer wideo, bo
zapewne od rana do wieczora nie odklejałbym oka od wizjerka. Na szczęcie
miałem tylko aparat fotograficzny i dyktafon. Dzięki temu moje życie nie przebiegało
tak zupełnie obok mnie.
Nie przypominam sobie jakiej szczególnie ogromnej liczby kaset i zdjęć w naszym
domu. Było tylko kilka albumów, ale kaset i pudełek po butach pełnych
fotografii nie pamiętam. Co się z nimi stało?
Wyrzuciłem je.
Nie było ci szkoda? zdziwiła się.
Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo. Wkładajšc je do kontenera na mieci czułem,
jakby umierała moja młodoć.
To dlaczego to zrobiłe?
Bo dałem słowo.
Komu?
Twojej mamie.
Opowiedz mi o tym, proszę...
To była nasza pierwsza wspólna wycieczka. Był dwudziesty pierwszy lipca.
Stalimy nad przepaciš w górach. Na tę chwilę przygotowywałem się od rana.
Wstałem wczeniej i poszedłem po chrupišce bułeczki na niadanie. Po drodze
wstšpiłem do gospodyni domu, żeby zdobyć czerwonš różę. Wiedziałem, że za żadnš
cenę nie sprzeda ani jednego kwiatka ze swojego ogrodu. Zapłaciłem prawdš.
Wybrała
siedem najpiękniejszych pšków, kiedy jej powiedziałem, czemu mi zależy na
różach z krzewu rosnšcego przed jej domem. Starannie owinęła łodygi plastikowš
torebkš z mokrš ligninš, żeby kwiaty nie zwiędły, kiedy przez kilka godzin będziemy
się wdrapywać na szczyt.
Ustawiłem
aparat. Obiektyw objšł nie tylko nas, ale i całš dolinę wraz z szachownicš pól
i domkami, które z tej wysokoci przypominały pudełka zapałek. Wyjšłem róże
z plecaka i jednoczenie niezauważalnie włšczyłem nagrywanie w dyktafonie ukrytym
w kieszeni bluzy. Uklškłem przed mojš dziewczynš. W tym momencie samowyzwalacz
zrobił zdjęcie, a ja powiedziałem, że bardzo jš kocham i jeszcze chciałem
dodać, że...
Jak bardzo mnie kochasz? Twoja mama przerwała moje pieczołowicie przygotowywane
owiadczyny.
Najbardziej jak to jest możliwe! Jestem nawet gotów skoczyć w tę przepać,
jeli tego zażšdasz. I skoczyłbym, gdyby mi kazała. Ale nie, ona zupełnie zbiła
mnie z tropu...
Jeli chcesz, żebym ci uwierzyła, to rzuć w przepać swój aparat fotograficzny
i dyktafon, który masz w kieszeni. Zdębiałem!
A film, a kaseta? zapytałem w nadziei, że pozwoli mi zachować chociaż
nagrania i zdjęcia z owiadczyn.
Razem z filmem i kasetš powiedziała spokojnie. Starannie umieciłem aparat
w futerale i
rzuciłem go w przepać. Wyjšłem z kieszeni dyktafon i nie
zatrzymujšc zapisu, zamachnšłem się z jakš niezrozumiałš satysfakcjš. Szerokim
łukiem poleciał trzysta metrów w dół. Ten lot dyktafonu będę pamiętał do końca
życia. Dwadziecia lat oglšdałem go w pamięci, klatka po klatce, w zwolnionym
tempie, tysišce razy zatrzymywałem, cofałem i powtarzałem, jakbym
sfilmował przelot anioła.
Nie było ci żal?
Cholernie! Ale rozumiałem, że jeli będę z twojš mamš, to czeka mnie
fascynujšce, choć trudne życie, jakie nie każdemu jest dane.
Skšd wiedziałe, że życie z mamš będzie fascynujšce, choć trudne?
To długa historia.
Opowiesz mi?
Nie mam przed tobš nic do ukrycia.
Ale najpierw dokończ tamto zdarzenie poprosiła Ida. Owiadczyłe się jej wtedy?
Tak. Uklškłem i jeszcze raz poprosiłem, żeby została mojš żonš.
Tym razem klęczysz przede mnš, a nie przed obiektywem powiedziała twoja mama.
Teraz wierzę, że mnie naprawdę kochasz. A po chwili dodała: Ale jeli
chcesz, żebym została twojš żonš, musisz wyrzucić wszystkie zdjęcia i nagrania.
Wszystkie? zapytałem załamany, jakby mi kazała podpalić bibliotekę
aleksandryjskš.
Tylko te niewklejone do albumów. Taka jest moja cena. Zapłacisz jš, jeżeli
rzeczywicie pragniesz, abym została twojš żonš.
Ale dlaczego? Wytłumacz mi, proszę. wiat nagle wywrócił mi się na lewš
stronę. Nigdy wczeniej nie krytykowała mojego hobby. Wprost przeciwnie, pozwalała
się fotografować. Nawet chętnie pozowała. Łatwiej byłoby mi skoczyć w przepać,
gdyby tego zażšdała niż żyć bez moich zakonserwowanych wspomnień.
Bo chcę, żeby żył, a nie tylko był obserwatorem życia odrzekła spokojnie. Wahasz
się? Chcesz przemyleć, czy jestem tego warta? Nie musisz mi odpowiadać od razu.
Dam ci czas do namysłu. Poczekam pięć minut.
Chodziłem
w kółko na tej niewielkiej przestrzeni nad przepaciš i, rozpaczajšc, bezustannie
mówiłem sam do siebie: Cała fonoteka na mietnik?, jakbym był zdartš płytš.
Za dużo ode mnie żšdała. Nie mogłem jej tego dać. To było tak, jakbym musiał całe
życie wyrzucić na mietnik? I nagle zatrzymałem płytę. Zrozumiałem, że naprawdę
za chwilę wyrzucę na mietnik całe swoje życie, ale przyszłe życie, to, które
mogę przeżyć z twojš mamš. Podobno w sytuacji zagrożenia człowiek w cišgu kilku
sekund widzi cały film ze swojego życia. Miałem kilka gronych wypadków
samochodowych i nigdy nic podobnego mi się nie zdarzyło. Wtedy jeden jedyny raz
odczułem co podobnego, ale to nie był film ułożony ze wspomnień, lecz z uczuć
i emocji czekajšcych na mnie w przyszłoci. Czułem jednoczenie radoć, smutek,
wielkie szczęcie i potwornš rozpacz. Nie wiedziałem, co się ze mnš dzieje. Dopiero
po roku uwiadomiłem sobie znaczenie tamtej chwili. Trwała niecałš minutę i
skończyła się równie nagle, jak się zaczęła. Popatrzyłem w niebo.
Chcę przeżyć resztę życia z tobš, niezależnie od ceny, jakš przyjdzie mi za to
zapłacić. Ale błagam cię, pozwól mi zachować jedno zdjęcie, którego nie wkleiłem
do albumu.
Tylko jedno? spytała.
Tak, to, które noszę w portfelu.
Portfel mogę uznać za rodzaj albumu zgodziła się.
I nagranš wczoraj kasetę... żebrałem.
Dobrze zgodziła się.
I wiesz, co wtedy zrobiła? Uklęknęła przede mnš i powiedziała:
Proszę cię, aby został moim mężem. Teraz ty podaj swojš cenę. Zapłacę każdš,
bo warto.
Nie miała żadnego hobby, nie zbierała znaczków ani monet. Nic mi nie
przychodziło do głowy oprócz jednego, czego pragnšłem od dawna.
Chcę, żeby się ze mnš kochała tej nocy... zdobyłem się na odwagę i
wypowiedziałem swoje wielkie marzenie. I żeby po latach, kiedy nadejdzie
mierć, kochała mnie tak samo jak teraz.
Popatrzyła
na mnie, jakbym za wiele od niej oczekiwał.
Dużo żšdasz, nie wiedzšc, co to oznacza... Ale dobrze, niech tak będzie.
Wtedy
nie zrozumiałem, co oznaczał jej wzrok. Mylałem, że się pospieszyłem i że ona nie
jest jeszcze gotowa na rozpoczęcie współżycia. Dzi wiem. Ona w tamtej chwili czuła,
a może nawet wiedziała, jak potoczy się nasze życie. Wypilimy ciepłego
szampana i całujšc się jak najszczęliwsi opętańcy, wyrzucilimy kieliszki w
przepać. Na szczęcie! Butelkę zabralimy, żeby nie zamiecać gór.
Musiało
minšć ponad dwadziecia lat, abym zrozumiał, że wtedy miała cholernš rację.
Dzięki niej żyłem, a nie tylko obserwowałem życie, odkładajšc wspomnienia na
póniej.
Zamilkł,
jakby wšchał zapach siedmiu rozwijajšcych się pšków bordowo-czerwonych róż.
Przydałaby się przerwa powiedział wesoło. Może jaka pielęgniarka
przebiegnie z pluszowym misiem na tacy albo rozlegnie się dzwonek i reżyser ogłosi:
dziesięć minut przerwy na planie?
Czy ty zawsze musisz swoje najpiękniejsze wspomnienia kończyć durnš wstawkš?
Zupełnie jak bajki, które opowiadałe mi na dobranoc. Pewnie wyda ci się to
mieszne, ale każdego wieczoru czekałam w napięciu, jak zakończysz opowiadanš
legendę. Bo może zamiast happy endu królewna okaże się siostrš księcia i nie
będš mogli się pobrać? Albo Kopciuszek wyjedzie do babci na wakacje i nie uda
się znaleć włacicielki pantofelka? Czy ty nigdy nie bywasz poważny? Nawet
teraz nie możesz? W takiej chwili? Masz rację, potrzebuję odetchnšć. Muszę się
przejć powiedziała ze złociš. Tu gdzie na pewno musi być automat do
kawy. Przynieć ci też?
Czarnš z cukrem poproszę odrzekł pokornie.
Ida
wyszła z poczekalni.
Może
rzeczywicie przesadziłem pomylał. Przecież nie wszystkim musi
odpowiadać moje poczucie humoru. Postanowił jš przeprosić.
Do
poczekalni zajrzała umiechnięta pielęgniarka.
Przepraszam, czy nie widział pan szecioletniego chłopca w czerwonym
sweterku z rękš w gipsie? spytała. Z kieszeni wystawała jej pluszowa małpka.
Przed chwilš była tu tylko dwudziestosiedmioletnia dziewczynka, ale nie miała gipsu
ani czerwonej czapeczki. Więc raczej nie pasuje do tego rysopisu odpowiedział
z aktorskš powagš w głosie.
Gdyby zobaczył pan skrzata na hulajnodze, to proszę pamiętać, że oddział
psychiatryczny jest na pištym piętrze odparowała pielęgniarka, pokazujšc
garnitur białych zębów, i pobiegła szukać dziecka.
Po
chwili nadeszła Ida z dwoma plastikowymi kubkami.
Czarna z cukrem powiedziała, podajšc mu kawę. Tak jak lubisz. Chcę cię
przeprosić za mój wybuch. Bardzo się martwię o mamę...
Też chciałem cię przeprosić...
Lepiej tego nie rób przerwała wesoło. Przed chwilš spotkałam pielęgniarkę z
małpkš w kieszeni. Zrozumiałam, że gdyby był inny, to czekanie byłoby nie do
zniesienia. Lepiej dokończ swoje opowiadanie o tym, jak się poznalicie.
Jak to, nie wiesz? Już mówiłem. W herbaciarni nie było wolnych miejsc, a na
dodatek jaki student piewał rosyjskie romanse przy akompaniamencie gitary.
Było jasne, że nikt nie wyjdzie. Miałem ze sobš kilka zapasowych kaset. Mogłem
nagrać ballady, nie martwišc się, że mi zabraknie tamy na przedstawienie
teatralne. Brakowało jedynie miejsca w herbaciarni.
Stałem
przy drzwiach jak palant. Lustrowałem salę w nadziei, że jednak gdzie znajdzie
się skrawek miejsca, abym mógł bodaj przykucnšć i nagrywać. Obserwowała mnie
liczna dziewczyna, siedziała akurat naprzeciw wejcia. Umiechnęła się do mnie
i co powiedziała do sšsiadów na ławce. Każdy przesunšł się o kilka centymetrów
i obok niej zrobiło się wolne miejsce. Wskazała wzrokiem, że to dla mnie.
Byłem
wniebowzięty. Nie doć że mogłem nagrać studenta piewajšcego ballady, to
jeszcze zwróciła na mnie uwagę przeliczna dziewczyna. Majšc marne kilkanacie
lat, nie bardzo wiedziałem, jak rozpoczšć rozmowę, a co dopiero otrzymać
umiech od dziewczyny
To graniczyło z cudem. Na dodatek chodziłem do męskiej
klasy o profilu technicznym.
W
szkole uczyli wszystkiego, co nigdy w życiu mi się nie przydało. Co z tego, że
potrafiłem podejć na trzy sposoby do zadania z niewiadomymi urojonymi,
otworzyć skomplikowany zamek zapadkowy i tak opanować reakcję jšdrowš, aby
stała się kontrolowanš, skoro nie nauczyli mnie, jak podejć do dziewczyny, otworzyć
gębę i panujšc nad drżeniem ršk, spokojnym głosem zaproponować spacer. Ale i
tak miałem ogromnie ułatwione rwanie w porównaniu z kolegami, którym los
poskšpił siostry. Ci czuli się zupełnie jak Marsjanie nagle lšdujšcy przed pochodem
pierwszomajowym z portretami Gierka, niby wesoło i kolorowo, ale nie
wiadomo, co zrobić z rękami. Dziesięciu kolegów z mojej klasy ożeniło się z
pierwszš dziewczynš, która się do nich umiechnęła. Po podstawówce niemal każdy
z tych nieciekawych potworów niezgrabnie kopišcych piłkę nagle przekształcał
się w jakiego dziwnego osobnika wzdychajšcego do osobniczki zwanej potocznie
dziewczynš.
W
tamtych czasach szkoła była wyspš obłędu w oceanie codziennego życia. A
znajomoć języka starocerkiewnego okazała się w praktyce tak samo przydatna jak
propedeutyka nauki o społeczeństwie socjalistycznym. Nasza buda
ograniczała kontakt z dziewczynami do wieczorków tanecznych. Zapraszalimy na
nie uczennice z liceum pielęgniarskiego, w którym jedynymi
przedstawicielami samców byli kulawy dozorca i jego pies. One też nie miały
zielonego pojęcia, jak z nami rozmawiać. I chyba następnego dnia po dyskotece
uważały nas w równym stopniu za idiotów, co my je za kretynki. I co z
tego, że wszyscy zdalimy egzamin dojrzałoci, skoro mielimy w sobie tyle
dojrzałoci, ile mysz odwagi do pokonania kota. Mam nadzieję, że twoja szkoła
nie była takim nonsensem jak moja.
To, co mi opowiadasz, to rzeczywicie horror, ale szkoła od twoich czasów niewiele
znormalniała. Dalej większoć lekcji to bzdety, a przedmiot o szumnej nazwie:
przygotowanie do życia w rodzinie prowadziła w naszej szkole stara panna,
której słowo penis nigdy by nie przeszło przez usta. Powiedziałe jednak co
niezwykle ważnego, o czym nigdy nie pomylałam. Rzeczywicie, moje koleżanki
jedynaczki albo te, które miały tylko siostrę, dużo częciej narzekały na
chłopaków i trudniej im było nawišzać z nimi satysfakcjonujšcy kontakt. Ciekawa
jestem, czy kto kiedy badał zależnoć między liczbš rozwodów a posiadaniem
rodzeństwa tylko tej samej płci. Kontakt z drugš płciš w dzieciństwie i w okresie
dojrzewania musi być cišgły, a nie tylko ograniczać się do spotkań urzšdzanych
od wielkiego dzwonu.
Z tymi dzwonami to masz rację. One miały dla mnie ogromne znaczenie. Dzięki nim
poczułem, jak bardzo kocham twojš mamę.
W czasie waszego lubu?
Nie. To było jesieniš, ze dwa miesišce po owiadczynach. Mój kolega z
podstawówki żenił się z potwornie brzydkš dziewczynš. Oczywicie z tš pierwszš,
która się do niego umiechnęła. Nie muszę chyba dodawać, że nie miał siostry.
lub brali w tym samym kociele, gdzie ja przez jaki czas byłem ministrantem.
Lubiłem
służyć do mszy, a szczególnie lubiłem ten moment głębokiej ciszy, kiedy ksišdz
podnosił hostię, a ja mogłem potrzšsać ciężkimi mosiężnymi dzwonkami. Ich głos
niósł się po całym kociele, a potem jeszcze raz, gdy przyklęknšł,
dzwoniłem trzykrotnie dzyń, dzyń,
dzyń.
Uwielbiałem
tę chwilę. Zwykle udawało mi się potrzšsnšć nimi cztery razy, ale kiedy
doszedłem do pięciu, dzwonki przekazano innemu ministrantowi. Był słabego
zdrowia. Dzwonił beznamiętnie, a ja modliłem się żarliwie o epidemię
grypy.
Pewnego
razu kocielny poprosił księdza, aby jeden z ministrantów pomógł mu przy
dzwonach. Miałem nadzieję, że pójdzie mój kolega, a ja znów będę mógł dzwonić w
uniesieniu podczas podniesienia. Ale ksišdz palcem wskazał na mnie, mówišc ze
miechem: we jego, jest tłusty i lubi dzwonić. Zapewne miał na myli to, że
do rozbujania dzwonów potrzebny jest kto silny i ciężki, a mój chorowity
kolega był prawie o połowę ode mnie lżejszy. Poczułem się potwornie obrażony, ale
poszedłem na wieżę kocielnš.
To
było cudowne przeżycie! W uszach pękały bębenki. Serce wyskakiwało z piersi, a
sznur konopny wyrywał ręce. Dzwonki przy ołtarzu nagle straciły znaczenie...
Tydzień póniej zapisałem się do klubu krótkofalowców i przestałem
ministrować.
lub
naszego kolegi, mimo że celebrował go ksišdz Tadeusz, który uczył nas w szkole
religii, był bardzo skromny. Nie rozłożono nawet czerwonego dywanu dla Młodej Pary.
Po wyjciu z kocioła tłum przyjaciół i znajomych obrzucił nowożeńców kilogramami
ryżu. Zleciały się gołębie z całej okolicy. Trzymajšc się z twojš mamš za ręce,
stalimy w kolejce do składania życzeń, tak przejęci, jakby to był nasz lub. Obserwujšc
nadlatujšce stada gołębi, żałowałem, że nie mam aparatu. Twoja mama spojrzała
na dzwonnicę i spytała: Czemu w takiej chwili nie słychać dzwonów? Wzišłem jš
za rękę i pocišgnšłem do kocioła. Nie wiedziała, o co chodzi, ale poszła ze
mnš bez słowa.
Jeden
jedyny raz życiu przydała mi się pięcioletnia nauka w technikum mechanicznym. Zwykłš
spinkš do włosów w dziesięć sekund otworzyłem zamek zapadkowy strzegšcy wejcia
na dzwonnicę. Twoja mama rozbujała mniejszy dzwon, a ja ten większy. Chmara gołębi
poderwała się do lotu. Cišgnęlimy z całych sił za gruby konopny powróz
wypolerowany dłońmi ministrantów.
Od
tej pory gdy trzymam w dłoni konopny sznur, wraca tamto wspomnienie. Kiedy robię
zakupy w sklepie z narzędziami, podchodzę do szpuli z linš, macam gruby powróz
i słyszę tamtš chwilę.
W
huku dzwonów nie usłyszelimy, jak na górę wbiegł spocony i wciekły kocielny.
Dzwony nie były zapłacone! próbował przekrzyczeć huk. To prezent od
księdza Tadeusza! odkrzyknšłem, nie wypuszczajšc z dłoni sznura. Odszedł
zdezorientowany. Po kilku minutach twoja mama całkiem opadła z sił. Też byłem
spocony...
Całowalimy
się pod rozbujanymi i dwięczšcymi dzwonami, więcie przekonani, że nic nas nigdy
nie rozłšczy. Potem patrzylimy przez żaluzję dzwonnicy na wieżo polubionych
i gołębie dziobišce ryż rozsypany wokoło jak szczęcie.
Długo
tak stalimy...
Zeszlimy
na dół, zatrzaskujšc za sobš drzwi dzwonnicy i jako ostatni złożylimy życzenia
młodej parze.
Kiedy
opuszczalimy plac przykocielny, już z daleka dostrzegłem, jak między gołębiami,
w niedopiętej sutannie, sunie ku nam ksišdz wraz z wciekłym kocielnym, który
wskazujšc na mnie palcem krzyczy: To ten!.
Wzišłem
twojš mamę za rękę i równie energicznie, jakbymy też byli wciekli, ruszylimy
w ich stronę. Zatrzymali się niepewnie na rodku placu, który nie wiadomo czemu
wszyscy nazwali cmentarzem kocielnym. Patrzšc księdzu Tadeuszowi prosto w
oczy, powiedziałem dobitnie: Następnym razem niech ksišdz nie zapomni rozwinšć
swojemu uczniowi w prezencie lubnym czerwonego chodnika. Nawet gdybym to ja miał
być tym następnym. I klasnšłem w dłonie. Gołębie poderwały się do lotu.
Zostawilimy ich osłupiałych i, miejšc się, pobieglimy za orszakiem weselnym.
Patrzył
na córkę jak na małš dziewczynkę. Jej radoć wywołana jego opowieciš gasła z
każdš sekundš.
Co się stało? O czym mylisz? spytał zaskoczony jej reakcjš.
To, co mi opowiadasz, jest takie radosne, a przecież kilka metrów stšd, za tymi
drzwiami, operujš mojš mamę... Nie wiem, czy przeżyje... Teraz nie powinnam
cieszyć się twoimi opowiastkami, powinnam się martwić.
Co pomoże twoje zmartwienie?
Tato, jak ty wszystko upraszczasz odpowiedziała rozdrażniona.
Czy jeste na tyle dorosła, żeby logicznie ze mnš rozmawiać, czy wolisz, abym jak
małemu dziecku wytłumaczył ci błšd twojego rozumowania?
Ono nie jest błędne!
Przekonać cię, że jest?
No dobrze, przekonaj, chociaż to niemożliwe upierała się.
Skoro niemożliwe, to niczym nie ryzykujesz, odpowiadajšc na pytania, które ci
zadam.
I co mi chcesz w ten sposób udowodnić?
Pewnie nie raz rozwišzywała zadanie matematyczne, nie wiedzšc, jaki będzie
wynik. Zobaczmy, co wyniknie z moich pytań. Zgoda?
Zgoda przystała na mojš propozycję, nadal przekonana o swojej słusznoci
Ustalmy, że będziesz odpowiadać tylko na moje pytania. Powiedzmy, na dziesięć
pytań, bo to okršgła liczba. Odpowiadaj tak lub nie, bez komentowania ich
sensownoci. Dobrze?
Dobrze.
Czy twoje martwienie się pomoże chirurgowi trzymać skalpel?
Właciwie to nie, ale...
Miała odpowiadać tylko na pytania, komentarze zostaw na póniej! To jak, pomoże
czy nie?
Nie.
Czy twoje martwienie się lepiej owietli pole operacyjne?
Nie.
Czy twoje martwienie się pomoże instrumentariuszce?
Nie.
Czy twoje martwienie się może w jakikolwiek pozytywny sposób wpłynšć na
przebieg operacji?
Chyba nie.
Czy wiesz o tym, że nasze mózgi wysyłajš fale elektromagnetyczne?
Wiem.
Czy istnieje taka możliwoć, że nasze mózgi porozumiewajš się ze sobš?
Podobno istnieje, ale ja nie wierzę w telepatię.
A gdyby istniała, to czy twój zły nastrój mógłby się udzielić chirurgowi?
Gdyby istniała, to mógłby.
Czy mógłby udzielić się im także twój dobry nastrój?
Pewnie mógłby i dobry.
Czy lepiej ci się pracuje w dobrym nastroju, czy jak się martwisz?
Oczywicie, że wtedy gdy mam dobry.
Wolisz mieć dobry czy zły nastrój?
Zwykle wolę dobry, ale nie teraz.
Czy nie chcesz teraz mieć dobrego nastroju, bo nie mógłby się nie udzielić
chirurgowi?
Nie, no tak, nie... Tato, robisz mi wodę z mózgu. Ile już było pytań?
Było dziesięć pytań, ale zanim woda zacznie ci chlupać, to opowiem ci jeszcze,
jak twoja mama wyleczyła mnie z martwienia się. I nie czekajšc na odpowied, wrócił
do swoich wspomnień.
Po
tym, jak się poznalimy, minęło kilka dni. Spotykalimy się prawie codziennie.
Co tam między nami zaczynało pšczkować, ale jeszcze nie kwitło. Bylimy biedni
jak myszy kocielne. Jedyne pienišdze, jakie miałem, dostawałem od mojej mamy
na obiady w stołówce. W sklepiku obok szkoły kupowałem na dużej przerwie kefir
i dwie kajzerki. Dzięki temu co drugi dzień stać mnie było na herbatę po
angielsku w naszej herbaciarni.
Przechodzšc
koło antykwariatu, kštem oka dostrzegłem na wystawie Maga Johna Fowlesa.
Ta powieć była rarytasem w tamtych czasach, natychmiast znikła z półek.
Jak tylko będę miał pienišdze, od razu jš kupię wypowiedziałem głono swoje
marzenie. Zdawałem sobie sprawę, że ksišżka długo nie poleży na wystawie.
A czemu nie kupisz jej teraz? spytała twoja mama. Bo nie mam tyle
pieniędzy.
A ile masz?
Machinalnie
sięgnšłem po portfel i wysypałem na dłoń drobniaki. Przeliczylimy. Starczało co
najwyżej na dwie herbaty, ale nie na ksišżkę. Twoja mama otworzyła swojš
portmonetkę i dosypała swoje drobne.
Chcę, żeby jš kupił. Teraz rozkazała.
Sparaliżowało
mnie, a raczej stałem się zupełnie bezwolny. Twoja mama wepchnęła mnie do
antykwariatu, a ponieważ dalej stałem z rozdziawionš gębš, sama wzięła z
wystawy Maga, odliczyła z mojej dłoni potrzebnš kwotę, podała kasjerce i
nie bioršc paragonu, wypchnęła mnie z powrotem na ulicę.
Jeszcze
nigdy nie przeżywałem tylu sprzecznych emocji jednoczenie. To było
nieprawdopodobne, żeby dopiero co poznana dziewczyna dała mi pienišdze, żebym
sobie kupił upragnionš ksišżkę. Nie potrafiłem ani się cieszyć, ani tym
bardziej okazać radoci. Szedłem w milczeniu z takš minš, jakbym zgubił
kupon totolotka.
Czemu nie cieszysz się z Maga? spytała po chwili.
Martwię się, bo teraz nie mamy pieniędzy
na herbatę odpowiedziałem rozsšdnie.
Czy uważasz, że twoje zmartwienie może w jaki sposób być dla mnie
podziękowaniem? Zbiła mnie tym z tropu.
Nie masz pojęcia, jak się cieszę...
Nie mam, bo nie widać tego po tobie.
Nie potrafię być beztroski jak dziecko, bo już jestem pełnoletni.
Czy dlatego nie potrafisz być bez troski, bo uważasz, że dorosłe życie
to sš same troski?
Nie, to nie tak!
A jak? Może ty nie chcesz dorosnšć? Chciałby wrócić do swojego cudownego dzieciństwa
bez trosk i kłopotów?
Nie kpij. Dobrze wiesz, jakie ono było...
To może nie chcesz samodzielnoci?
Marzę o tym!
A co dla ciebie znaczy samodzielnoć?
No
że wszystko trzeba samemu...
A czy samodzielnoć może także znaczyć, że nadszedł czas, aby był
dzielny i sam decydował, w jakim nastroju chcesz ić przez życie?
Ale to przecież nie zależy ode mnie.
A od czego?
Od sytuacji.
Co cię martwi w naszej sytuacji? Zobacz, jaki ładny stšd widok. A widok spod
Syrenki stojšcej w tamtych czasach na murach obronnych rzeczywicie był bardzo romantyczny.
Nie potrafię się cieszyć widokiem, bo martwi mnie, że nie mamy teraz pieniędzy
na herbatę.
Czy jak się będziesz martwił, to co się zmieni? Oczywicie oprócz tego, że popsujesz sobie spacer za mnš, a mnie humor?
Usišdmy na chwilę zaproponowała.
Bardzo
chcę być wesoły, ale nie potrafię udawać wesołego, kiedy mam zmartwienie.
To nie udawaj, tylko bšd.
Ale to się tak nie da uparcie trwałem przy swoim.
Przekonać cię, że się da?
Przekonaj powiedziałem tak pewny niemożliwoci udowodnienia tego, jak ty
przed chwilš.
O czym marzysz?
Żeby mieć na herbatę.
Po co ci herbata?
Bo chcę usišć z tobš i pogadać odrzekłem i natychmiast zrozumiałem bezsens
tej wypowiedzi, bo przecież siedzielimy na murze i rozmawialimy.
A o czym w tej chwili marzysz, oczywicie oprócz rzeczy materialnych?
Marzę o... I zatkałem się. Przecież nie mogłem jej tego wyjawić.
Nie wiesz, czy nie chcesz powiedzieć?
Wiem, ale...
Czy to się samo stanie, jeli ty tego nie zrobisz albo nie powiesz, żeby kto
to zrobił?
Ale ja się boję...
Czego się boisz?
Że ty tego nie chcesz.
Skšd wiesz, skoro nie zapytałe?
Bo tak mylę...
Sam widzisz, jak twoje rozważania ograniczajš twoje marzenia. Jeli chcesz się
czego dowiedzieć, zapytaj.
Ale jak?
Tak po prostu, jakby pytał: przepraszam, która godzina?.
Przepraszam, czy mogę cię pocałować? wypróbowałem to natychmiast, czerwienišc
się mocno.
Możesz. I tak po prostu zbliżyła do mnie swoje wargi. I ja je tak po
prostu, pocałowałem. I nie było w tym nic niezwykłego. Wtedy nie, ale teraz tak.
To, co kiedy byłoby dla mnie mało znaczšcym gestem, teraz stało się dowodem na
niezwykłoć życia.
Zapadł
zmierzch. Zeskoczylimy z murku i ruszylimy w stronę Barbakanu. Szedłem przed
niš, bo dobrze widzę w ciemnociach. Kazałem jej ić po moich ladach i co
chwila mówiłem, żeby omijała dziury albo psie kupy. W połowie drogi nagle
zawołała: Stój!. Przeraziłem się, mylšc, że skręciła nogę. Stała i wpatrywała
się w jaki mieć.
Oto najlepszy dowód... Jeli będziesz zwracał uwagę tylko na doły i gówna, to nie
dostrzeżesz forsy i szczęcia wyrecytowała triumfalnie, rozwijajšc podniesiony
z ziemi dwudziestozłotowy banknot. Wystarczyło nie tylko na herbatę po
angielsku. Bylimy tak głodni, że spałaszowalimy po dwie porcje ruskich
pierogów.
Tak
wyglšdało życie z twojš mamš. Za każdym razem, gdy już byłem więcie
przekonany, że wreszcie nadeszła ta cišgle wyczekiwana przeze mnie czarna
godzina i nie będzie co do garnka włożyć lub zabraknie dachu nad głowš
nagle okazywało się, że to jeszcze nie teraz, że jej Anioł Stróż czuwa nad niš.
Nad nami.
Czy teraz już rozumiesz, dlaczego ja się nie martwię? Spojrzał na córkę, kiwała
tylko głowš. Chyba przyjęła jego pytanie za retoryczne. Proszę, odpowiedz, dlaczego
ja się nie martwię? Bardzo chciałbym się dowiedzieć, co zrozumiała z mojego
monologu.
Ty wierzysz, że mama będzie zdrowa.
Nie, kochanie, nie o to chodzi. Mylšc i zachowujšc się inaczej, przekreliłbym
to wszystko, co dostałem w prezencie od twojej mamy. Zmartwienie jest jak
mieć mawiała. Nie trzymaj go w dłoni, bo nie będziesz mógł mnie przytulić.
Wstał,
podszedł do kosza przy drzwiach i wyrzucił pusty kubek po kawie.
Po
chwili wstała i wyrzuciła swój pusty kubek. A gdy już nic nie trzymała w
dłoniach, poczuła przypływ nagłego spokoju i przytuliła się do ojca. Obejmowali się długo, aż on wyszeptał: Gott
gebe mir die Gelassenheit, Dinge hinzunehmen, die ich nicht ändern kann; den
Mut, Dinge zu ändern, die ich ändern kann; und die Weisheit, das eine vom
anderen zu unterscheiden.
Co powiedziałe? Przetłumacz, proszę!
To jest modlitwa, którš w XVIII wieku ułożył Fryderyk Krzysztof Oetinger:
Panie, daj mi pogodę ducha, by znosić te rzeczy,
których zmienić nie mogę,
daj
odwagę zmieniać to, co zmienić mogę,
i daj
mi mšdroć, abym odróżnił jedno od drugiego.
Tato, czego ty nie możesz zmienić?
Na przykład nie mogę zmienić mojego pęcherza domagajšcego się opróżnienia i
dlatego z pogodš ducha udam się teraz do toalety wygłosił radonie i otworzył
drzwi na korytarz.
Najszybciej poprawia humor znalezienie w odpowiednim momencie wc powiedział,
wracajšc do poczekalni.
Czyżby sobie przypomniał jakie zdarzenie zwišzane z toaletš i zaraz mi je
opowiesz zamiast zakończenia historii waszego poznania? zapytała wesoło.
Skšd wiesz? Wprost marzę, żeby ci opowiedzieć bardzo romantycznš historię
naszego miodowego miesišca w słonecznej Jugosławii.
Czyli lało jak z cebra? spytała rozbawiona.
Tak uważasz? Czyżbym jako szczególnie zaakcentował słowo słonecznej? Czy
może po tym, co mówiłem, wyrobiła sobie zdanie, że wiatr wiał nam zawsze prosto
w oczy? Nie, kochanie, nie zawsze było pod górkę. Przeżylimy również wiele dni,
pełnych słońca, całkowitej swobody i pustych plaż.
To
był prezent lubny. Dostalimy go od wujka mojego szkolnego kolegi, na którego
lubie bilimy w dzwony. On na stałe mieszkał w Klagenfurcie, a w okolicach
Zadaru miał domek, którego używał bardzo rzadko. To nie był zwykły domek
letniskowy.
A co? Do morza było pięć kilometrów?
Nie, do brzegu było pięć kilometrów. Cały urok domku polegał na tym, że
niezależnie od tego, w którš stronę się z niego wyszło, to i tak trafiło się
nad morze.
Domek był na wyspie? Ale bomba! Ida zapiała z zachwytu.
Bomba? Raczej zegarowa. Trafiła w sedno. Włanie na tym polegał szkopuł, że do
stałego lšdu można się było dostać tylko motorówkš. Przedstawiajšc nam tę
propozycję, wujek ostrzegł, że przez siedem tygodni będziemy zupełnie odcięci
od wiata i ludzi, ponieważ on zajmuje się przygotowaniem wizyty papieża.
Chcšc
nam uzmysłowić to, co nas czeka, dodał, że zapasowej łodzi nie ma, a własnej
motorówki nam nie zostawi, bo jako musi wrócić z wyspy. Ostrzegł, że jeli nie
jestemy pewni naszego uczucia, to lepiej, żebymy zrezygnowali z jego oferty, bo
jeszcze mogłaby się okazać prostš drogš do rozwodu.
Zachwycił nas pomysł
spędzenia miodowego miesišca na zabawie w robinsonów nad cudownym Adriatykiem.
Bylimy pewni łšczšcego nas uczucia, a przede wszystkim spragnieni bycia tylko we
dwoje. Przed lubem poznalimy swoje charaktery zupełnie niele, dużo lepiej
niż przeciętne pary stajšce pod ołtarzem. Nie wiedzielimy jednak, jak się zachowamy
zdani wyłšcznie na siebie.
Domek
okazał się starym domkiem campingowym z czym w rodzaju kuchni i sypialni. Stał
na betonowym bunkrze z czasów wojny, zamienionym w ogromnš, wietnie
wyposażonš spiżarnię. O jedzenie nie musielimy się martwić. Konserw, makaronu,
ryżu, mleka w proszku, kawy i wina wystarczyłoby na parę miesięcy.
Piwniczkę zaopatrzono tak, jakby kto się przygotowywał do przezimowania w niej
albo do wojny. Napojów w postaci coca-coli, soków i lemoniad przywielimy pod
dostatkiem. Jedynym problemem zdaniem naszego dobroczyńcy mogła się okazać
niewystarczajšca iloć wody. Jednak dwadziecia ogromnych plastikowych
kanistrów wydawało się nam wprost niemożliwe do wypicia.
Na
wyspie oczywicie nie było pršdu. Do gotowania służyła turystyczna kuchenka
gazowa, a do owietlania wieczki. Mielimy ich ponad setkę.
Nic
więcej oprócz naczyń kuchennych i przypraw tam nie było. Aha, był jeszcze
zeszyt i długopis, rzeczy prawie bez znaczenia i niezwracajšce uwagi, gdy ma
się cokolwiek innego do dyspozycji.
Gdy
motorówka z naszym dobrodziejem i plastikowymi workami pełnymi mieci, które
zamierzał wyrzucić w porcie, oddaliła się w stronę stałego lšdu, nie
posiadalimy się ze szczęcia. Odtańczylimy taniec mórz południowych. Nareszcie
moglimy bez skrępowania opalać się nago i spiekać tyłki spragnione słońca. Już
na drugi dzień mielimy je tak poparzone, że zupełnie nie nadawały się do
siedzenia, ale na szczęcie nie dostalimy udaru słonecznego. Nocš okazało się,
że obolałe plecy utrudniajš również kochanie się i żadne z nas nie chciało być
na dole. Trzeba było wymylić pozycję innš niż misjonarska. Rozkoszowalimy się
samotnociš. Całkowitš wolnoć ograniczała tylko liniš brzegowš naszej wysepki.
Wypływalimy
w morze na dmuchanych materacach, które w nocy służyły nam za miejsce do
spania. Nurkowalimy, zbieralimy muszelki i robilimy to wszystko, co można
robić w raju, kiedy Archanioł jest zajęty przygotowywaniem wizyty papieża.
Bylimy sami w promieniu pięciu kilometrów. Tylko w niedziele moglimy zauważyć
przepływajšce w pobliżu motorówki i żaglówki. Gdy dostrzegały kogo na wyspie,
oddalały się natychmiast w poszukiwaniu nieskrępowanej samotnoci, której my
mielimy w nadmiarze. Kierowały się do następnej niezamieszkałej wyspy, ledwo
widocznej z odległoci ponad kilometra.
Pierwszy
tydzień był boski! Jedynš chmurkš na firmamencie błękitnego nieba stał się mój
zegarek. Nie przeżył pierwszego zamoczenia i chodził jak chciał, a jak nie chciał,
to odpoczywał. Ale nie był to problem. Za zegar służyło nam słońce i nasze
żołšdki napełniane na zawołanie. Po kilku dniach stracilimy rachubę czasu i
zupełnie nie wiedzielimy, jaki jest dzień tygodnia. Kilka godzin trwała
dyskusja i przypominanie sobie, co robilimy każdego dnia, co jedlimy na
obiad, co na kolację. Ale i tak nie mielimy pewnoci, czy mamy akurat sobotę,
czy niedzielę. Dopiero pod wieczór przyszedł mi do głowy genialny pomysł.
Już
pierwszego dnia wprowadzilimy wieczorny rytuał pożegnania dnia piciem kawy o
zachodzie słońca. W cišgu dnia twoja mama nie pijała kawy, parzyła sobie
herbatę. Kawę lubiła ze mietankš, ja piłem czarnš. Zawsze wlewała tylko jednš
porcyjkę do filiżanki. Wszystkie nieorganiczne mieci wyrzucalimy do kubła,
którego zawartoć lšdowała potem w stulitrowych worach na mieci. Składowalimy
je w północnej częci wyspy, koło wygódki znajdujšcej się za krzakami. Do
wychodka wyrzucalimy mieci organiczne, czyli obierki ziemniaków i skórki
z owoców.
Jeli przeszukamy dokładnie worek ze mieciami i znajdziemy tylko szeć
jednorazowych pojemniczków, to znaczy, że jest pištek, a jeli siedem to sobota
ogłosiłem rozwišzanie problemu.
Cały
wieczór sortowalimy zawartoć wora, aż w końcu doliczylimy się naszego
mieciowego kalendarza. Każde opakowanie po makaronie lub torebka po budyniu
budziły naszš radoć i wspomnienia, jakbymy oglšdali album z fotografiami
rodzinnymi, a nie grzebali w odpadkach.
Wtorek!
Dwa
dni szczęcia uciekły nam z pamięci.
Twoja
mama popatrzyła na mnie i rzekła:
Jestem przekonana, że miałam rację, gdy kazałam ci wyrzucić aparat
fotograficzny, ale to było kiedy. Teraz chcę, żeby sobie kupił nowy i utrwalał
nasze życie.
Pół
nocy powięcilimy na spisywanie tych dziewięciu szczęliwych dni. Na podstawie
mieci odtwarzalimy to, co robilimy, jak się kochalimy, co jedlimy i jak
smarowalimy kremem nasze poparzone tyłki. Tak jak bezgranicznie swobodne było
nasze życie, tak samo nasz dziennik pokładowy zupełnie był pozbawiony skrupułów.
Zawierał teksty zrozumiałe wyłšcznie dla nas, przeplatane powiedzonkami i
rysunkami serc przebitych strzałš, wiństewka, wulgaryzmy, półsłówka i najróżniejsze
skojarzenia.
Opis
każdej doby na wyspie zaczynał się od zdania: Dnia
tu następowała data
usiedlimy na skale, aby wypić kawę i podziwiać zachód słońca:
To, co
następowało po dwukropku przypominało bajkę dla dzieci, porno albo komiks.
Co się stało z tym dziennikiem?
Mam go do dzi. Jest wyłšcznie mój. Rozwodzšc się, podzielilimy nasz wspólny
kilkuletni dorobek. Twoja mama pozwoliła mi zachować ten dziennik pokładowy, a
wzięła resztę: mieszkanie, pienišdze i samochód...
Kpisz sobie?
Nie. Kiedy to zrozumiesz. Ona nie ma już ani tego domu, ani tego samochodu,
ani tych pieniędzy, a ja wcišż mam dziennik.
Dasz mi go kiedy przeczytać?
Nie. Stwórz sobie swój własny dziennik i zapełniaj go swoim życiem. On nie musi
być starym stukartkowym brulionem.
Co chcesz z nim zrobić?
Kiedy będę się żegnał z tym wiatem, spalę go, aby z niego też został
popiół.
Nie rozumiem. Czemu?
Każdy z nas ma co cennego, co jest dla niego jak talizman. Jedni nie pozwalajš
przymierzyć swojej obršczki albo majš tajemnš skrytkę z pamištkami. Dla mnie
takim amuletem jest stary brulion.
Smutno mi się zrobiło, po tym, co powiedziałe...
Byłaby gotowa wycišgnšć z majtek zakrwawionš podpaskę i mi jš pokazać?
Po co? spytała zaskoczona
Ot, tak sobie, abym jš obejrzał, bo mnie ciekawi.
Nie, no co ty, tato.
Czemu nie? Przecież każda kobieta ma miesišczkę, a ty na dodatek jeste mojš
córkš.
Bo to jest dla mnie zbyt intymne.
A pokazałaby jš bez skrępowania swojemu mężowi?
Jemu? On widział...
Wyobra sobie, że ja tak samo, jak każdy człowiek, mam swojš granicę intymnoci
i nie chcę, aby ktokolwiek jš przekraczał.
Chyba masz rację...
Wiem, że mam, bo znam ten dziennik. Czytałem go setki razy i wspominałem dobre
i złe chwile tamtej bajki.
A więc nie cały czas było tak wspaniale?
Nie cały czas. Po tygodniu nawet raj zaczyna się nudzić, gdy we dwoje jest się
zdanym na całodobowe przebywanie na bezludnej wyspie pozbawionej telewizji,
radia, a nawet ksišżek zostawionych w Klagenfurcie. Do dzi jestem przekonany,
że właciciel wysepki specjalnie zapomniał zabrać walizki z lekturami, żebymy
mogli aż do szpiku koci poczuć się jak Adam i Ewa.
Tego sobie nie potrafię wyobrazić. Tata bez ksišżki. To musiało być piekło, a
nie raj zażartowała.
Masz rację. Piekło też było, ale nie tak od razu, najpierw poznalimy niebo.
Na poczštku kochalimy się, gdy tylko przyszła nam na to ochota, czyli ile
wlezie. Bawilimy się seksem. Był naszš jedynš rozrywkš i jedynym sensownym
zajęciem, oczywicie oprócz przygotowywania posiłków. Wypróbowalimy wszystkie
pozycje Kamasutry i wygnietlimy każde miejsce na wyspie.
Ale mielicie fajnie...
Tak sšdzisz? Mniej więcej po dwóch tygodniach połowa słodkiej wody została
zużyta do zmywania naczyń, gotowania, mycia się i prania. Wprowadziłem racje
dzienne, co twoja mama uznała za słuszne. Mimo najlepszych chęci nie potrafiła
ich jednak przestrzegać. Oszczędzalimy wodę. Nauczylimy się zmywać naczynia w
morzu. Jednak ziemniaki gotowane w morskiej wodzie sš niejadalne, bo nie
doć, że mierdzš, to sš gorzkie. Woda z Adriatyku zupełnie nie nadaje się do
mycia włosów ani do prania, ani do płukania, ani do mycia zębów, a twoja
mama musiała spłukać z siebie sól po każdej kšpieli. Doprowadzało mnie to do
szału, kiedy patrzyłem, jak marnuje drogocenny płyn. Nie powiedziałem ani
słowa, tylko coraz bardziej zaciskałem zęby. Nie trzeba być na Saharze, żeby
pokochać wodę, wystarczš do tego przydługie wakacje nad Adriatykiem.
Jeszcze
szybciej niż wody zaczęło nam brakować poczucia humoru i chęci do współżycia.
To, czego przed lubem zawsze nam brakowało, teraz mielimy w dowolnej iloci i
w każdej chwili, jak słonego morza... Pierwszš oznakš przesytu było
ograniczenie gry wstępnej, a potem zupełny brak pieszczot. Potem zabrakło
jakichkolwiek czułych gestów, nawet dotykania się, jakbymy się bali, że to
natychmiast doprowadzi do współżycia. Szukalimy samotnoci, udajšc, że nie
widzimy się nawzajem. Zaczęlimy unikać jedno drugiego, bo nie moglimy już na
siebie patrzeć. O wszystko mielimy do siebie pretensje i najmniejszy drobiazg,
choćby zbyt głone zamieszanie herbaty, stawał się powodem do kłótni.
Nienawidzilimy
się w dzień...
Do
łóżka przychodziłem dopiero wtedy, gdy twoja mama zasnęła.
Jest
wiele prawdy w tym, co powiedział Franco Lambardi: większoć mężczyzn
zabrałaby na bezludnš wyspę kobietę i na wszelki wypadek siekierę.
Obydwoje
stwierdzilimy, że nasze małżeństwo było błędem i dalsze przebywanie na
wyspie jest bezsensowne. W tym jednym bylimy za dnia zgodni. Postanowilimy,
że rozstaniemy się natychmiast, jak tylko opucimy wyspę. Jednak żadne z nas
nie wystrzeliło z rakietnicy.
Aha,
nie powiedziałem ci, że nie bylimy tak zupełnie zdani na siebie. Wystarczyło o
zachodzie słońca wystrzelić czerwonš racę, a straż przybrzeżna przyjechałaby z
pomocš. Już kiedy przyjechali... Wiedziałem, że nie jestemy pierwsi na
wyspie. Poprzednikom nie udało się przetrwać nawet czterech tygodni. Tak
skutecznie się odkochali, że nawet nie chcieli wsišć razem do łódki, która po
nich przypłynęła.
Wy też się nienawidzilicie aż do końca pobytu?
Nie, tylko do momentu, gdy twoja mama włożyła dolnš częć kostiumu kšpielowego,
a ja, aby jš rozzłocić i rozpoczšć porannš kłótnię, kretyńsko zapytałem: czy
wybierasz się z wizytš? Zamiast złoliwoci odparła spokojnie: nie, ciotka
przyjechała. Wiedziałem, co ma na myli, ale dla wygłupu natychmiast
nacišgnšłem slipki i z okrzykiem radoci pobiegłem na przystań, jakbym chciał
przywitać motorówkę z ciotkš. Rozemiał się na wspomnienie tamtej
chwili.
A co mama na to?
Po raz pierwszy od kilku dni umiechnęła się i powiedziała: przepraszam,
chyba ostatnio byłam troszkę dla ciebie niemiła.
Po
tygodniu postu zaczęlimy żartować ze sobš jak dawniej. Wróciła nam radoć i
serdecznoć.
Przecież moglicie się kochać podczas miesišczki. Nikt wam nie zabraniał wtršciła
córka, aby podusić temat.
Oczywicie, moglimy, tam nikt niczego nie mógł nam zabronić. W czasie
narzeczeństwa już nam się to zdarzało. Ale menstruacja była wymienitym
pretekstem, żeby zrezygnować z seksu. Ta miesišczka była darem natury,
przywracała nam dawne uczucie, zupełnie zmieniła nasz stosunek do stosunku.
Zamienilicie iloć na jakoć ucieszyła się ze swojego skojarzenia.
Włanie tak się stało! Dużo więcej zamienilimy. Zrozumielimy, jak wyglšda
piekło. Ono się zaczyna wtedy, kiedy facet bezsensownie przejmuje się napięciem
przedmiesišczkowym, czyli zaburzonš równowagš hormonalnš kobiety. Zupełnie bym
nie wiedział, co się stało z twojš mamš, gdybym wtedy nie znał Belli. Nic
dziwnego, że w redniowieczu tak wiele kobiet uważano za opętane przez diabła,
skoro bez widocznego powodu zmieniały się nagle w najpotworniejsze złonice. Kiedy
mężczyzna nie potrafi znieć złoliwoci i docinków, to przestaje czegokolwiek
pragnšć i wtedy zaczyna się piekło.
Przesadzasz zaprotestowała rozdrażniona. Gdybym cię nie znała,
pomylałabym, że rozmawiam z jakš męskš szowinistycznš winiš.
Ja ci tylko opowiadam, jak się czuje facet, który kompletnie nie rozumie, co
jest przyczynš zmiany nastroju u kobiety. Miesišczka się skończyła i rozpoczšł
się nowy rozdział naszego życia. Znów współżylimy, ale już inaczej. Godzinami
celebrowalimy grę wstępnš, cieszšc się, że oboje odczuwamy pragnienie.
Odsuwalimy jak najdłużej moment zaspokojenia. Zdarzało się, że w ogóle do
niego nie dochodziło, i zasypialimy niezaspokojeni. Seks nie był już dla
nas wycigiem do celu. Stał się więtem i najlepszš z zabaw. Potem zrozumiałem,
że tak samo jest z jedzeniem. Ono służy nie tylko do zaspokojenia głodu
A do czego jeszcze? spytała, gotowa natychmiast zaprzeczyć.
Jedzenie służy przede wszystkim do komunikowania się i do zabawy.
Teraz to już grubo przesadziłe.
Masz rację, trochę przesadziłem, ale wcale nie tak grubo jak uważasz. Gdyby
jedzenie nie służyło do komunikowania się, to każdy sam wyżerałby w samotnoci
najlepsze kšski z lodówki. Jednak większoć posiłków spożywamy w gronie ludzi
bliskich. Wszystkie imprezy, imieniny, luby, więta opierajš się na jedzeniu, czym
podkrelamy wagę uroczystoci. Indyk w Dniu Dziękczynienia ma zaznaczyć
doniosłoć chwili, tort urodzinowy też.
Z tym się zgodzę, ale że jedzenie służy do zabawy, to przesada. Przecież
powszechnie jest znane powiedzenie: nie baw się przy jedzeniu.
Chyba tylko dlatego, że po słowie nie kto zapomniał wstawić przecinka.
Popatrz uważnie na to, co jesz. W większoci zawiera ono element zabawy. Im
dononiejsza chwila, tym więcej zabawy. Torty weselne dekoruje się figurkami
pary młodej. Sałatki jarzynowe przystraja się różami wyciętymi z marchewki
Przecież marchew udajšca różę to czysta zabawa. Wędlina udaje kwiatki, jajka na
twardo muchomory, w kostce masła też robi się kwiatek
Dekoracja stołu to także
zabawa: papierowe serwetki naladujš wachlarzyki, dzbanki przypominajš kształtem
gęsi, talerze ozdobione sš wzorkami i garnie udajšcym jedzenie nadajšce
się do jedzenia.
Ale to tylko od więta.
Doprawdy? No to chodmy do sklepu i popatrzmy. Chipsy w kształcie kratki,
karbowane frytki. A dział makaronów to istny sklep z zabawkami. Pełno tam
widerków, muszelek, zwierzaczków, literek, gwiazdeczek, wstšżek w trzech
kolorach i spaghetti, którego jedzenie też jest formš zabawy. A słodycze? Tam
dopiero króluje fantazja kolorów i kształtów! Od sznurowadeł po domki z
piernika.
Tam
gdzie zabawa, tam jest przyjemnoć. Brak zabawy dehumanizuje człowieka, czyni z
niego narzędzie. miertelna powaga to podstawa wszelkiego fanatyzmu:
politycznego, religijnego, militarnego. W wojsku jedzenie służy tylko do
napchania kiszek kaloriami. Czy widziała kiedy szczęliwego żołnierza? Chyba
tylko w chwili zdejmowania munduru. Brak zabawy to brak radoci. Brak
radoci to brak lekkoci i smaku życia. Dotyczy to zresztš nie tylko
jedzenia, ale i innych sfer. Popatrz uważnie, coraz więcej jest na wiecie
przejawów zabawy. Podręczniki szkolne zaczynajš cieszyć, najlepiej sprzedajš
się zabawne ubrania, samochody o wesołych kształtach, kolorowe domy, ucieszne
komputery...
Sš
ludzie, którzy nie dzielš życia na pracę i zabawę. Cieszšc się pracš, żyjš
pełniej, a w każdym razie przeciętnie o osiem godzin dziennie dłużej.
Chcesz
mieć pełniejsze życie, to ciesz się wszystkim, co spotykasz na swojej drodze,
baw się także miłociš i seksem! Dopiero na naszej wyspie nauczylimy się
cieszyć. Tam wszystko zaczęło nas bawić. Nawet to, że miesišczka pochłonęła
resztkę wody.
Kartofle
ugotowane w białym winie sš całkiem smaczne, a coca-cola nadaje się do
mycia zębów. Ale do parzenia kawy i herbaty czy rozrobienia mleka w proszku
można użyć już tylko wody, może być gazowana, ale i ta w upały szybko paruje.
Oszczędzalimy każdš jej kroplę. Najpierw przestałem się golić. To sprawiło, że
miałem o następne dziesięć minut dziennie więcej wolnego czasu. Wiem, że to
brzmi kretyńsko, ale każde zajęcie, majšce choćby cień sensu, dosłownie
wyrywalimy sobie z ršk, musielimy zajšć się czymkolwiek, co posiadało
przynajmniej pozory celowoci. Zachowywalimy się jak więniowie, dla których
od bezczynnoci gorsze może być tylko bezcelowe przelewanie z pustego w próżne.
Wystarczyło, że które z nas zauważyło paproch na podłodze, a już biegło po
szczotkę i zamiatało te kilka metrów kwadratowych. Ten, kto robił obiad,
proponował ziemniaki zamiast makaronu czy ryżu, bo wtedy mógł powięcić
dodatkowe pół godziny na kunsztowne obieranie ich w taki sposób, aby z jednego
ziemniaka powstała jedna długa obierka.
Po
trzech tygodniach skończyła się cola, kilka dni póniej soki owocowe, potem
kompoty. Zostały tylko alkohole.
Organizm w upały
potrzebował dużo płynu, więc całe dnie chodzilimy albo już naršbani jak dętki,
albo jeszcze skacowani. Kaca po czerwonym winie nie daje się wyleczyć piwem,
zostaje czerwone wino. Białe wino było zarezerwowane do gotowania makaronu,
ryżu i ziemniaków. Przez kilka dni niele bawilimy się naszym pijaństwem, ale
w końcu przestało nas to cieszyć. Z utęsknieniem czekalimy na wieczór.
Czas
picia kawy zaparzonej ze więtej wody, czyli ostatniego pięciolitrowego
baniaka, celebrowalimy jak największe więto. Zajmowalimy miejsca na prawie
pionowo schodzšcej do wody skale i sšczylimy cudownie bezalkoholowy napój z
maleńkich filiżaneczek. Wpatrywalimy się w wietlistš kulę słońca, zachodzšcego
tak samo jak poprzedniego dnia. Siedzšc w milczeniu ze wzrokiem utkwionym
w linię horyzontu, potrafiłem myleć tylko o przemijaniu...
Gdy
robiło się zupełnie ciemno, szlimy spać albo gralimy przy wiecach w szachy
na szachownicy wyrysowanej długopisem na kuchennym stole. To nie była
powszechnie znana gra. I to nie tylko dlatego, że figury były zrobione z kulek
chleba moczonych w czerwonym winie. Król przypominałby wieżę, a koń gońca,
gdyby nie zapałki, które powbijalimy w pionki. Zupełnie inaczej wyglšdał też przebieg
tej gry. Twoja mama nie cieszyła się z wygranej i nie martwiła przegranš. Wynik
nie miał dla niej znaczenia. Celem była sama gra. Dostrzegałem w jej twarzy
skupienie i ekscytację, ale chodziło jej wyłšcznie o zbudowanie sytuacji zmuszajšcej
do mylenia. Im trudniejsza, tym lepiej. Im więcej rozwišzań, tym ciekawiej. Im
mniej przewidywalna, tym bardziej fascynujšca.
Szachy
odegrały znaczšcš rolę w naszej znajomoci. Zaczęło się to na spacerze po parku
podczas naszego drugiego spotkania. No nie tak od razu, czekałem na niš chyba
ze cztery godziny i do głowy przychodziły mi różne rzeczy. Nawet to, że mnie
okradła.
Z czego?
Z dyktafonu, który pożyczyłem jej na pierwszym spotkaniu. Dałem jej, żeby mi
nagrała swój wiersz.
Mogłe pójć i go odebrać rozsšdnie stwierdziła córka.
Nie mogłem, bo nie podała mi ani adresu, ani nazwiska, ani nie pozwoliła się
odprowadzić.
Dałe obcej dziewczynie swój ukochany dyktafon? zdziwiła się.
Dałem. Sam nie wiem, czemu... Po dwóch godzinach czekania nie mogłem sobie tego
darować. Pomylałem, że zachowałem się jak kretyn, pożyczajšc swojš najcenniejszš
rzecz jakiej obcej dziewczynie. Po kwadransie nie miałem już wštpliwoci, że
sprzedała go na bazarze. Ale po czterech godzinach wpatrywania się w drzwi
kawiarni pomylałem, że mogło się jej przecież co stać. Może miała wypadek?
Wpadła pod tramwaj? Ucięło jej nogi?
No, ale przyniosła go?
Nie. Przyszła i powiedziała, że miała problemy w domu i nie mogła wzišć
dyktafonu ze sobš, odda jutro, a teraz nie chce siedzieć w herbaciarni i
proponuje spacer. Tak się cieszyłem, patrzšc na jej obie zdrowe nogi,
niepokiereszowane przez tramwaj, że powiedziałem, aby się nie martwiła, bo
dyktafon jest mi chwilowo niepotrzebny.
Idšc
przez park, przystanęlimy na chwilkę koło staruszków grajšcych w szachy.
Lubisz grać w szachy? spytała.
Nie tylko lubię, przepadam odpowiedziałem.
No to zagrajmy zaproponowała. Zachwycił mnie ten pomysł. Mogłem się pokazać
od najlepszej strony.
W
pierwszej partii stworzyła na szachownicy tak zagmatwanš sytuację, że nie
mogłem się połapać, ale zrobiłem kilka wymian i wygrałem bez większego
problemu. Cieszyłem się jak dziecko, skaczšc do góry z radoci. Poprosiła o
rewanż. Oczywicie zgodziłem się i gdy już byłem pewny zwycięstwa i wydawało
mi się, że widzę mata w pięciu posunięciach to dostałem go po czterech
ruchach. Dała mi taki łomot, jakiego dawno nikt mi nie spucił. Byłem wciekły
na siebie. Byłem wciekły na niš. Byłem rozżalony na cały wiat. Tłumaczyłem
się, że to przypadek, że nie zauważyłem konia, że jestem zmęczony, że rozprasza
mnie hałas w parku.
Okłamałe mnie. Popatrzyła na mnie z umiechem i dokończyła zupełnie
poważnie: Ty wcale nie lubisz grać w szachy. Ty lubisz wygrywać w szachy.
Nieprawda... zaprzeczyłem machinalnie.
Marie von Ebner-Eschenbach
powiedziała kiedy: Patrzeć bez
zawici jak inni osišgajš sukcesy, do których samemu się dšży, to wielkoć.
Pamiętaj o tym.
A trzymajšc się za ręce i patrzeć razem w tym samym kierunku to szczęcie, odpowiedział jej Antoine de
Saint-Exupery. Tego też nie zapomnij odcišłem się natychmiast.
Spotkajmy się tu jutro o tej samej porze. Zagram z tobš o każdš stawkę, jakš
zaproponujesz. Chcesz? Przekonam cię. Do jutra masz czas, żeby wymylić co,
czego nie pożałujesz. A teraz muszę lecieć. Nie odprowadzaj mnie. Czeć!
I odeszła.
Miałem
minę, jakby mi kto posolił kompot. Cały wieczór powtarzałem w pamięci
przegranš grę, aż zrozumiałem, że jš umoczyłem tylko przez swojš głupotę
i zadufanie we własne zdolnoci, wzmocnione dodatkowo pierwszš wygranš
partiš.
Ona
nie była arcymistrzem, popełniała wiele błędów, które wydawały mi się
zasadzkami. Spokojny o przebieg naszej jutrzejszej partii poszedłem spać. Ale nie
mogłem zasnšć. Miałem dylemat: o co mam zagrać? Co jest dla mnie najcenniejsze?
Co ona ma cennego, czego nie dostałbym w żaden inny sposób? Oczywicie seks.
Pragnšłem jej... Cholernie jej pragnšłem. Ta dopiero co poznana dziewczyna
zachowywała się niezwykle swobodnie i prowokujšco, widocznie musiała już mieć
wielu mężczyzn. Dla niej współżycie było pewnie chlebem powszednim.
Wiedziałem,
że wygram.
Przygotowałem
licznš kartkę z tulipanami. W przypływie odwagi napisałem na niej swoje
życzenie. Wsadziłem jš do różowej koperty i zadowolony z siebie poszedłem spać.
W
nocy przynił mi się przebieg następnego dnia, tak jakby to było wspomnienie.
To jak gram w szachy i wygrywam. Jak ona idzie ze mnš do hotelu. Jak kocha się
ze mnš namiętnie. Jak odchodzi i nigdy więcej jej nie spotykam. Jak się
zakochuję. Jak błšdzę po ulicach i szukam jej. Jak rozpytuję kelnerki, czy może
jš widziały. Jak całymi dniami przesiaduję w herbaciarni i czekam, aby się
pojawiła i dała mi szansę rozpoczęcia wszystkiego od poczštku.
Obudziłem
się z koszmaru. Poznałem już to dołujšce uczucie bezsilnoci, kiedy czekałem na
niš wiele godzin, wiedzšc, że nie mam najmniejszej szansy, aby jš odnaleć, bo
nie znam nawet jej nazwiska.
Jakże
bym pożałował takiej wygranej. Postanowiłem, że z niš gra toczyć się
będzie o zupełnie innš, nieporównywalnie wyższš stawkę. Przypomniały mi się jej
słowa: Do jutra masz czas, żeby wymylić co, czego nie pożałujesz.
Wstałem.
Podarłem kartkę z tulipanami. Wzišłem czystš kartkę papieru. Wiedziałem, czego
nie pożałuję. Zakleiłem kopertę i natychmiast zasnšłem.
No dobrze, ale zaczšłe historię o toalecie, a opowiadasz mi o szachach...
wtršciła córka.
I włanie do tego doszedłem. Siedzielimy na skale i podziwialimy przy małej
czarnej zachód słońca. ciemniło się. Wstajšc, straciłem równowagę i aby nie
rozbić głowy, bo wydawała mi się ona najcenniejszš częciš ciała, wycišgnšłem
ręce przed siebie. Tuż pod powierzchniš wody była skała. Ramiona nie
zamortyzowały siły uderzenia. Zwichnšłem sobie ręce w nadgarstkach i zdarłem
skórę z obu dłoni. Walnšłem głowš o skałę. O mało się nie utopiłem, bo od
uderzenia na chwilę straciłem przytomnoć. Całkowicie zdezorientowany płynšłem,
używajšc tylko nóg, ponieważ każdy ruch rękš sprawiał mi potworny ból. Ale dużo
gorsza była pustka w głowie. Stuprocentowa amnezja! Pamiętałem tylko swoje
imię, nazwisko i datę urodzenia.
Na
brzegu stała jaka nieznana mi liczna naga kobieta i miała się radonie,
wołajšc mnie po imieniu. Ale nie mogłem sobie przypomnieć, skšd ona mnie zna. Zrobiło
się już całkiem ciemno, gdy wreszcie udało mi się bez pomocy ršk wydostać na
brzeg. Musiałem wyglšdać upiornie, z twarzš zalanš krwiš, bo ta kobieta
nie tylko spoważniała, ale przestraszyła się mojego widoku. Spytała, czy nic mi
nie jest. Odpowiedziałem, że nic mi nie jest. To była prawda, bo miałem w mózgu
jedno ogromne NIC...
Poszedłem
za niš, wstydzšc się swojej nagoci, ale ona traktowała jš jak co najzupełniej
normalnego. Pomylałem, że pewnie jest pielęgniarkš, skoro kazała mi usišć na
taborecie i zaczęła opatrywać moje rany. Gdy polała jodynš moje dłonie,
zemdlałem z bólu.
Obudziłem
się następnego dnia koło południa. Chciało mi się sikać. Wyszedłem z domku i
stwierdziłem, że nie bardzo jest to możliwe, bo nie mogę nawet poruszyć palcami
ršk i przytrzymać członka. Zamiast pójć do wygódki, przykucnšłem w krzakach.
Już
wiedziałem, kim jest pielęgniarka, ale wcišż miałem wieloletnie luki w pamięci.
Na przykład nie mogłem sobie przypomnieć, do jakiej szkoły chodziłem po
skończeniu podstawówki i czy mam rodzeństwo. Pamięć wolniutko wracała,
szczególnie wtedy, kiedy nie skupiałem się na tym, czego nie pamiętam. Tak
czasami bywa, że jak się czego za bardzo chce, to chęć staje się ważniejsza od
osišgnięcia celu.
Twoja
mama postanowiła wezwać pomoc. Kilka godzin tłumaczyłem jej swój punkt
widzenia:
Jeli nie przetrzymamy tej siedmiotygodniowej próby, którš jest dla nas pobyt
na wyspie, to możemy nasze małżeństwo wyrzucić na mietnik jak opakowania po
mietance do kawy. Nasze życie i to, co z nim zrobimy, jest najcenniejsze.
Lepiej, żebym został inwalidš, niż bymy się poddali i wezwali pomoc. Będę wył
z bólu podczas nastawiania pogruchotanych nadgarstków, ale to jest nasza jedyna
szansa na bycie razem...
Nie
chciała słuchać, uparła się, że wieczorem wystrzeli racę. Przekonałem jš
dopiero wtedy, gdy porównałem naszš sytuację do partii szachów z fascynujšcym
ustawieniem figur.
Zobaczmy, jak się potoczy dalej, zamiast wywracać stolik i zawsze żałować,
że nie miało się odwagi, aby jš dokończyć.
Zgodziła
się poczekać do następnego dnia z wezwaniem pomocy. Na szczęcie nie
wymiotowałem, a więc nie miałem wstrzšsu mózgu, tylko dziury w pamięci
przypominajšcej dojrzały ementaler. Na szczęcie nie wiedziała o tym. Dopiero
po dwóch tygodniach, kiedy już byłem przekonany, że wszystko potrafię sobie
przypomnieć, opowiedziałem twojej mamie komizm i tragizm sytuacji, w której
znajduje się człowiek bez przeszłoci.
A co z nadgarstkami? Nastawiła ci?
Tak, bez problemu. Wyłem z bólu, kiedy mi je nacišgała, opierajšc się nogš o
mojš klatkę piersiowš... Ponad tydzień nosiłem na dłoniach rakiety do ping ponga,
unieruchamiajšce zwichnięte ręce. I teraz zaczyna się obiecana historia z
toaletš. Doczekała się.
Szkoda, mylałam, że najpierw dokończysz opowieć o poznaniu zażartowała
córka.
Czemu nie, dla mnie to jak splunšć rozemiał się. Jeli wolisz poznanie
To
bez znaczenia, czy będę ci opowiadał o wyspie, czy o tym, jak mi głos zadrżał, kiedy
pierwszy raz zapytałem, czy się napije herbaty po angielsku...
Tato, proszę, nie rób sobie ze mnie jaj.
OK, cofam jaja. Zgodziła się łaskawie, abym jej postawił herbatę. A gdy student
z gitarš zrobił sobie przerwę, nawet zainteresowała się, po co noszę dyktafon i
aparat. W skrócie opowiedziałem jej o swoim hobby konserwowania chwil, ale i
tak się obawiałem, że za długo gadam i zaczynam jš nudzić. Nie, słuchała i
nawet umiechnęła się do mnie.
A mnie nie zechciałby uwiecznić? zapytała.
O
niczym innym bardziej nie marzyłem w tamtej chwili, jak o zakonserwowaniu
podobizny dziewczyny, która się do mnie umiechnęła. Byłem szczęliwy, mimo że
postawiła mi warunek: tylko jedno zdjęcie.
Wyszlimy
na zewnštrz, ustalajšc wczeniej z sšsiadami, że przypilnujš, aby nikt nam nie
zajšł miejsc. Stanęła na murach Starego Miasta. Zrobiłem jej zdjęcie.
Umiechała się z niego, patrzšc na mnie z góry, w dłoniach trzymała Ilonka,
maskotkę.
To włanie tę fotografię nosiłe póniej w portfelu? zapytała córka tonem
czytelniczki kryminałów, próbujšcej zgadnšć, kto jest mordercš. Ależ ty jš
musiałe kochać! Przecież ty byłe od niej uzależniony!
Całkowicie uzależniony od twojej mamy byłem tylko ze zwichniętymi nadgarstkami.
Byłem wtedy bezradny jak niemowlę. Trzeba mnie było opatrywać, karmić łyżkš,
kšpać i podcierać. To ostatnie dowiadczenie było szczególnie trudne. Nie
potrafiłbym się z nim uporać, gdyby nie traktowała tej czynnoci z humorem. Ani
razu nie dała mi odczuć, że jestem dla niej ciężarem, wprost przeciwnie,
cieszyła się sytuacjš. miejšc się, nazywała mnie Wielkim Bobasem.
Umielimy
się cieszyć ze wszystkiego, co nam los dawał. Bawił nas nawet brak kawy o
zachodzie słońca, bo całš słodkš wodę zużyła do obmycia mi ran na głowie i
dłoniach. Tego dnia dziennik zaczynał się od słów: Zanim usiedlimy na skale,
aby podziwiać zachód słońca bez kawy...
Następnego
dnia zachmurzyło się i po południu nadeszła burza z piorunami. Wspaniała rzecz
prysznic z nieba ogromnymi kroplami wpadajšcy do ust, zalewajšcy oczy i
chlupišcy w butach. Wreszcie moglimy się wykšpać. Twoja mama namydliła mnie
dokładnie, powiedziałbym nawet: bardzo szczegółowo. Potem namydliła się sama.
Tańczylimy w raju, biali od piany jak bałwany. Patrzšc w niebo, czekalimy, aż
deszczówka spłucze z nas sól, bród i mydło. Od tego czasu za każdym razem, gdy
pada, czuję ożywczy smak tamtego deszczu.
Całš pracę zbierania
wody ciekajšcej z dachu i wlewania jej do kanistrów musiała wykonać twoja
mama. Ja tylko donosiłem puste pojemniki. Butelki po winach, garnki, miednice,
miski, słoiki, filiżanki, szklanki, a nawet patelnię i maselniczkę. Gdy
już wszystkie naczynia, które można było napełnić słodkš wodš lejšcš się prosto
z nieba, były pełne po brzegi, znalazłem jeszcze mydelniczkę i wtedy przestało
padać
Tak samo nagle, jak zaczęło. Znów wyszło słońce.
Przygotowalimy
sobie podwójne porcje mocnej kawy. Poszlimy na naszš skałę i usiedlimy tyłem
do zachodzšcego słońca.
Zamilkł.
Patrzył nieobecnym wzrokiem gdzie daleko ponad drzwi sali operacyjnej i
umiechał się do siebie. Po policzkach płynęły mu łzy.
Tato, co z tobš? zaniepokoiła się skrępowana jego łzami i podrapała się w
nos.
Może masz chusteczkę higienicznš? odezwał się całkiem przytomnie.
Pogrzebała
w torebce i podała mu. Siedział, nie wycierajšc łez, z chusteczkš w dłoni.
Czy teraz nie jest godzina jedenasta trzydzieci? spytał, mimo że miał
zegarek.
Tak, a dokładnie to jest już jedenasta trzydzieci jeden. Skšd wiesz?
Bo wtedy zegar wskazywał jedenastš trzydzieci.
Kiedy? O zachodzie słońca?
Głono
wysmarkał nos i popatrzył na niš jak na idiotkę.
Córeczko kochana, co ty pieprzysz? powiedział rozbawiony. Widziała kiedy
zachód słońca przed południem?
Tato, albo beczysz, albo robisz ze mnie wariatkę. Kto z nas jest nienormalny?
Powiedz wreszcie, co się stało.
Wolisz w punktach czy jako kolejny wštek opowieci?
Dawaj w punktach, inaczej znów zaczniesz snuć swoje piętrowe skojarzenia, a
mnie krew zaleje rzekła, drapišc się po nosie.
OK. A więc... Tylko mi nie zrób teraz uwagi, że zdania nie zaczyna się od więc,
bo mi się od razu przypomni następna historia i będę jš musiał natychmiast
opowiedzieć...
Nic nie powiedziałam!
A więc primo voto, twoja mama będzie zdrowa. Operacja się udała.
Skšd wiesz?
Chcesz teraz punkt drugi, czy obszerne wyjanienie skšd wiem?
Dawaj punkt drugi.
Skoro mielimy pierwsze primo, to nadchodzi pora na drugie primo.
Ja cię kiedy zabiję! W jej głosie słychać było radoć. Najwyraniej
uwierzyła, że miał zdolnoć widzenia tego, co dla niej było niewidoczne, i z
nieznanych ródeł dowiedział się o przebiegu operacji.
Jeszcze nie teraz, inaczej nigdy się nie dowiesz skšd wiedziałem, że.... A więc
trzynastego sierpnia, gdy twoja mama powiedziała, że chce być ze mnš na dobre i
na złe, zegar w kociele wizytek pokazywał jedenastš trzydzieci...
I to wszystko? spytała rozczarowana, strzepujšc z nosa jaki paproch.
Nie. To nie wszystko...
Drzwi
sali operacyjnej otworzyła umiechnięta pielęgniarka i podeszła do nich.
Najtrudniejsze jest już za nami. Możecie być dobrej myli. Operacja potrwa
jeszcze z godzinę. Nie musicie tu siedzieć. Na dole jest kawiarenka. Idcie na
kawę.
Dziękujemy za dobrš nowinę. Bardzo dobry pomysł z tš kawš, przyda nam się... powiedział
za odchodzšcš sanitariuszkš i wstał z krzesła.
Tato! Siadaj! W tej chwili! Ostrzegam cię, że zaraz zwariuję albo cię pobiję.
Ty już wczeniej wiedziałe, że wszystko będzie dobrze. Powiedz, skšd?
Ja przed chwilš tam znów byłem, a w każdym razie miałem takie wrażenie
wyszeptał
jej do ucha, siadajšc pokornie.
Na sali operacyjnej?
Nie. Na wyspie. Znów po ulewie siedziałem z twojš mamš na skałach, tyłem do
zachodzšcego słońca.
Czemu tyłem? Pokochalicie deszcz, a obrazilicie się na słońce?
Powinna się domylić, czemu usiedlimy tyłem do zachodzšcego słońca, skoro
nagle deszcz przestał padać. Patrzšc na wschód, podziwialimy na niebie pełnym
granatowoołowianych chmur najcudowniejszš podwójnš tęczę
wyglšdała jak
owietlony wjazd do tunelu prowadzšcego do innego wiata. Wokół panowała
niezwykła cisza. Widocznie cykady były mokre od deszczu i przestały hałasować.
Zmęczeni zbieraniem
deszczówki, przytulalimy się do siebie z takim poczuciem szczęcia, że można było
dostać zawału serca.
Czy ty wiesz? Ten deszcz i ta tęcza to jest
prezent dla nas wyszeptała twoja mama, patrzšc w górę.
Dzięki ci, że pozwoliła mi poznać Andrzeja.
Wiem odpowiedziałem.
Dzi mija miesišc od dnia naszego lubu. Rację miał ksišdz Bronek, kiedy mówił,
że nie ma przypadków, sš tylko znaki i prezenty od Boga.
Po
policzkach spływały nam łzy. Nigdy więcej nie czulimy tak namacalnie
intensywnie soczystoci życia. Przestalimy istnieć jako TY i JA, stalimy się
MY. Podobne uczucie wspólnoty i ty możesz niedługo poznać, gdy będziesz rodzić,
a mšż będzie cię trzymał za rękę i beczał ze szczęcia.
Nagle film się skończył, jakby kto wyłšczył projektor ojciec powrócił do
wesołego tonu. Tęcza znikła. Na ciemnym ekranie chmur nie pojawił się
oczekiwany napis The End ani nawet reklama Kodaka. Na wyspę powróciły
czasy trzewoci: ziemniaków gotowanych w wodzie i kawy o zachodzie słońca.
Czy już możemy przekšsić małe co nieco? Twoja mama pewnie dostała nowš porcję
soli fizjologicznej, teraz my zaopiekujmy się naszš trójkš. Co ty na to?
A jeli mamę zaraz wywiozš, a nas tu nie będzie? zastanowiła się głono córka.
Słyszała, że zanim jš zacerujš, minie co najmniej godzina, lepiej będzie, kiedy
zobaczy nasze zadowolone miny, a nie dwie skrzywione z głodu facjaty.
Chodcie!
Szpital
wydawał się prawie wymarły, na korytarzach nie było ludzi. Bez kłopotu znaleli
na parterze kawiarnię z palmami i stolikami udekorowanymi kwiatami.
Co zjecie? Czego się napijecie? spytał wesoło.
Mam chęć na kawę i szarlotkę. Pomogę ci.
Dam sobie radę! Mam chęć was obsłużyć posadził jš przy stoliku, podsuwajšc
krzesło.
Po
chwili wrócił z tacš, na której stały dwie filiżanki z kawš i dwa ciastka.
Jak się domyliłe? spytała, wlewajšc mietankę do kawy.
Pomylałem, że tak samo jak mama lubisz białš kawę, więc wzišłem mietankę.
Ale ja nie o tym!
A o czym?
No wiesz...
Co wiem? Nic nie wiem! Skšd miałbym wiedzieć?
Tato!
Córeczko! droczył się z niš.
Proszę, nie udawaj.
Nie udaję. Po prostu nikt mnie jeszcze o niczym nie poinformował.
Powiedz, dlaczego mylisz, że spodziewam się dziecka?
A, o to ci chodzi powiedział z wymuszonym zdziwieniem. A jak ty się
domyliła, że ja się domyliłem?
Bo zaczšłe mówić do mnie w liczbie mnogiej. A ty jak?
Zupełnie inaczej. Ty ani razu nie nazwała mnie wy.
Proszę, zdrad mi, jak się kapnšłe.
Wolisz w skrócie, czy owinšć to w przypowiastkę?
W skrócie.
Bo potarła nos trzykrotnie w cišgu minuty.
Zrobiłam to? Kiedy?
Pierwszy raz, podajšc mi chusteczkę, a trzeci, kiedy kazała mi usišć.
OK. A teraz dawaj przypowiastkę w pełnej wersji.
Odwiedzilimy twojš prababkę ze strony ojca. Usiadł wygodnie. Widocznie
zamawiajšc kawę, przemylał sobie kolejny odcinek wspomnień. Była tam nie
raz i na pewno pamiętasz czereniowy sad, który zakwitał na wiosnę. Wyglšdał,
jakby był przysypany niegiem albo polukrowany.
Kiedy to było?
Każdej wiosny tak pięknie kwitł.
Kiedy działa się ta historia, którš mi opowiadasz?
Włanie sad zakwitł, a jak chcesz dokładnš datę, to sobie policz. Odejmij od
daty swoich urodzin dziewięć miesięcy.
Nie mielimy jeszcze
wtedy samochodu, a od stacji szło się ponad pół godziny. Babka była przemiłš, dobrš
kobietš, osobš niezwykle religijnš i miała nawet jak na tamte czasy bardzo
sztywny kręgosłup moralny. Gdy w okresie naszego narzeczeństwa pocałowałem w
jej obecnoci twojš mamę, od razu dostałem cierkš po głowie. Tylko mšż jest
do całowania! Nie rozdawaj pocałunków na prawo i lewo, bo ci spowszedniejš pouczyła
głono swojš wnuczkę, mimo że już wiedziała o naszych zaręczynach.
Tego
dnia babka przyjęła nas niezwykle serdecznie, jakby była przygotowana na nasze
odwiedziny. Ugociła obiadem i do wieczora wspominała swojego zmarłego
tragicznie syna. Portret twojego dziadka wisiał na wprost wejcia do sypialni,
nad ogromnym łożem małżeńskim, w którym, jak wynikało z opowieci twojej
prababki, przyszedł on na wiat.
Potem
była kolacja z czereniowš nalewkš własnej roboty i następna częciš
wspomnień. Chcielimy już wyjć, żeby bez popiechu zdšżyć na pocišg, ale babka
opowiadała tak ciekawie, a my jako nie mielimy serca, żeby przerwać te
wspominki, które były przecież treciš jej życia. Gdy zegar z kukułkš wykukał
dziewištš i zaczęlimy się goršczkowo żegnać, stwierdziła: Nie ma sensu, żebycie
się włóczyli po nocy. Pojedziecie jutro, a teraz pora wam szykować spanie.
Wycišgnęła z szafy ręcznie haftowanš koronkowš pociel i skropiła jš perfumami
o zapachu jaminu.
Siedzielimy
przy stole bez słowa, patrzšc, jak ciele dla nas swoje ogromne małżeńskie
łoże. Robiła to z takim namaszczeniem, jakby szykowała je dla siebie i swojego
męża. No, co się tak na mnie gapicie, nie mam cierki w ręku i nie dam wam po
łbach. Jestecie małżeństwem i macie do wszystkiego prawo, nie tylko do
całowania się jak gołšbki. Ale my nie mamy ze sobš pidżam, ani... wyjškałem,
zbity z tropu, bo mi się to wszystko jako nie mieciło w głowie. Po co wam
pidżamy? Pod pierzynš będzie wam ciepło. Dobranoc powiedziała i wyszła
z sypialni.
Było
nie tylko ciepło, ale potwornie goršco, bo materac też był puchowy. Leżelimy
jak otuleni goršcym obłokiem.
Chcę się z tobš kochać szepnęła
mi do ucha twoja mama, jakby to była największa tajemnica.
Ale nie mamy ze sobš...
Wiem, zauważyłam, jak się w
ostatniej chwili ugryzłe w język. Niewiele brakowało, a powiedziałby
babce, że nie mamy prezerwatyw, a wtedy to by cię niechybnie znów walnęła
cierkš.
mielimy
się jak idioci, wyobrażajšc sobie babkę stojšcš przy łóżku z mokrš szmatš i
kontrolujšcš, czy się kochamy jak Pan Bóg przykazał.
Zapragnęlimy
mieć dziecko. Czekalimy tylko na odpowiedni moment i jakš niezwykłš scenerię
łškę w kwiatach albo łan zboża, który by uwietnił tę doniosłš chwilę powołania
na wiat nowego człowieka. Obiecałem, że będę uważał.
Kochalimy
się namiętnie, tak mi się przynajmniej wydawało. W momencie, gdy stwierdziłem,
że włanie nadeszła pora, aby się wycofać, twoja mama to spostrzegła i zaczęła
się miać.
Zauważ, że jak tak bardzo uważasz,
to ja uważam, że uważasz, żeby nie poplamić tej koronkowej pocieli...
Zauważyła?
powiedziałem ze miechem, wyobrażajšc sobie, jak babcia zareaguje na plamę na
przecieradle. Może zamiast niadania dostanę cierš?
Uważam, że to jest najwspanialsze
miejsce, aby wreszcie przestać uważać rozemiała się radonie.
Potem
długo leżelimy spoceni pod kołdrš grzejacš jak piec. I co chwila wybuchalimy
miechem. Szczególnie bawiło nas wyobrażenie, jak dostojnie i poważnie musiało
przebiegać spłodzenie twojego dziadka w koronkowej pocieli pachnšcej jaminem.
Wstałem
i otworzyłem okno. Niebo nad czereniowym sadem było usiane gwiazdami.
Chod tu, bo się przeziębisz.
Chwileczkę... Patrzyłem w górę
tak długo, aż zmarzłem.
Czego tam szukasz?
Gwiazdy, na której ono będzie
czekać jeszcze dziewięć miesięcy.
Kocham cię, wariacie usłyszałem
największy komplement w ustach twojej mamy.
Po
dwóch tygodniach zamiast comiesięcznych dołów psychicznych i awantur
poprzedzajšcych użycie podpasek, zaczęła pocierać nos i umiechać się bez
powodu. Byłem pewien, że ty się pojawisz w naszym życiu. A teraz ty powtórzyła
ten sam gest, gdy poczuła się zażenowana moimi łzami. Natychmiast mi się
przypomniało, że go znam, z poczštku nie mogłem skojarzyć, skšd. Dopiero kiedy
powtórzyła go po raz trzeci, nagle mnie olniło i przypomniałem sobie, co
znaczył w wykonaniu twojej mamy.
Masz rację, jestem w cišży, test wypadł pozytywnie, ale postanowilimy z mężem,
że nikomu o tym nie powiemy, dopóki badanie USG tego nie potwierdzi. Tylko ty
wiesz. Proszę, aby nikomu na razie o tym nie mówił, dobrze? Nawet mamie.
Przyrzekasz?
Przyrzekam na łożysko i pępowinę powiedział uroczycie.
Tato...
Słucham.
Cieszę się, że tu jeste...
Ja też się cieszę, że mnie słuchasz i że wreszcie zjem sernik.
W tej kawiarni jest bardzo cicho... Czuję się tak, jakbymy siedzieli na łšce
wród onieżonych gór.
Tak czujesz? spoważniał nagle i zmarszczył czoło.
Co się stało?
Która godzina?
Dwunasta dwadziecia osiem.
To nie może być w takim razie to odetchnšł z ulgš.
Powiedz, o co chodzi.
Wtedy była trzynasta trzydzieci dwie.
Nie bšd taki zagadkowy. Co się stało?
Ale to była zima... i czas zimowy. Chodmy. Nagle wstał.
Nie zjesz sernika? Przecież lubisz.
Chod. Sernik teraz jest nieważny.
Poszedł,
nie czekajšc na niš. Biegła za nim korytarzem, aby nadšżyć. Zupełnie przestał
zwracać na niš uwagę. Otworzył drzwi do poczekalni i spojrzał na napis NIE
WCHODZIĆ, wcišż wiecił na czerwono. Usiadł na krzele i wbił wzrok w
drzwi sali operacyjnej. Bez słowa zajęła miejsce obok niego. Energicznym
krokiem do poczekalni wszedł jaki starszy lekarz, chyba ordynator oddziału.
Nie zwracajšc na nich uwagi, otworzył drzwi do przedsionka sali operacyjnej.
le z mamš? zapytała.
Bardzo le.
Wyjdzie z tego?
Nie wiem. W cišgu kwadransa będzie wiadomo. O trzynastej trzydzieci dwie
zeszła lawina.
Jaka lawina?
Normalna, lawina nieżna. Zeszła w miejscu, gdzie nigdy nie schodziła. Wprost
na olš łšczkę u podnóża góry, na której bylimy tylko we dwójkę. Reszta uczniów
włanie odchodziła na obiad, a my postanowilimy jeszcze chwilę potrenować,
zamiast czekać w zatłoczonej restauracji na wolny stolik. Zdšżyłem zjechać mniej
więcej, jak mówił nasz nauczyciel, czyli mniej na nartach, więcej na pupie, i
stojšc u podnóża zbocza patrzyłem, jak twojej mamie uda się zjazd. Nagle
zauważyłem, że jakie dwiecie metrów wyżej odrywa się wielki płat niegu.
Machałem do mamy, żeby zjechała na bok. Ale ona mylała, że się wygłupiam,
i zamiast zjechać, odłożyła kijki, uniosła obie ręce i pomachała do mnie
radonie.
Gdybym
wtedy nie pomachał, może zdšżyłaby zjechać. Widziałem, jak porwał jš tuman
niegu i poniósł ze sobš. Prosto na mnie. Uciekałem w popłochu. Biegłem.
Zasłoniłem twarz rękami. Straciłem orientację.
Dookoła
była tylko ciemnoć. Po chwili udało mi się poruszyć dłoniš. Byłem zabetonowany
w niegu. Nie wiedziałem, gdzie jest dół, a gdzie góra. Wydawało mi się, że z
prawej strony czerń jest mniej czarna. Oswobodzonš dłoniš ryłem w tym kierunku
w zimnym betonie. Zaczšłem się dusić. Nagle moja dłoń przebiła się przez
nieg. Nade mnš było tylko dziesięć centymetrów twardej masy. Poczułem
powietrze. Mogłem oddychać.
Nauczyciel
narciarski wraz z uczniami byli jeszcze w pobliżu i widzieli, gdzie mnie
dopadła lawina. Zobaczyli mojš dłoń wystajšcš spod niegu i w dwie minuty mnie
odgrzebali, używajšc do tego nart. Sam bym się chyba wydostawał za dwie
godziny. Cieszyli się, że mnie uratowali. Byłem tak zmęczony, jakbym przerzucił
tonę węgla.
Gdzie jest moja żona? Spucili wzrok. Nikt nie zauważył, w jakim kierunku
porwała jš lawina.
Szukajmy jej! zawołałem.
Spokojnie, zaraz przyjedzie GOPR z psami powiedział
nauczyciel.
Ile czasu można przeżyć pod niegiem? spytałem.
Piętnacie minut, potem człowiek się dusi.
Zrozumiałem,
że te piętnacie minut to jest ostateczna granica. Ja dusiłem się już po
minucie. Z pięćdziesišt metrów dalej leżały resztki pozostałe z budki wycišgu
orczykowego. Pobiegłem tam. Ze niegu sterczał trzonek łopaty, ale była
zabetonowana w białej masie. Udało mi się wyrwać jakš deskę i tš deskš
wykopałem łopatę. Triumfalnie podniosłem jš do góry i zawołałem: Mam łopatę!.
Oni stali bez ruchu, jakby zamarli. Ruszyłem ku rodkowi góry niegu i zaczšłem
kopać. Słyszałem ich komentarze.
Facet zwariował.
Też by zwariował, wiedzšc, że ci żona za chwilę umrze, a ty nic nie możesz
zrobić, bo nawet nie wiesz, gdzie ona jest.
Może jš znajdzie?
Łopatš? Człowieku, do wiosny nie przekopiesz tego niegu i spychaczem.
Trzeba go powstrzymać...
Lepiej niech się zupełnie wyczerpie.
Zaraz będzie pogotowie, dadzš mu relanium
A co z tš jego babš?
Za trzy-cztery dni psy znajdš trupa, jak zacznie mierdzieć.
Nie mogę na to patrzeć!
Patrzcie! Przestał kopać, może znalazł?
Nie
znalazłem. Dotarł do mnie bezsens tego kopania. Kopałem ze trzy minuty, a
wygrzebałem dołek wielkoci wanny. nieg z każdym centymetrem robił się
coraz twardszy. Padłem na kolana.
Nie, on zrozumiał i modli się o cud... skomentował nauczyciel.
Przez
poczekalnię przebiegł pielęgniarz z przenonš lodówkš i otworzył drzwi do
sali operacyjnej. Kto odebrał przesyłkę i sanitariusz znów przeszedł
przez poczekalnię.
Tato, co to było? Co on zaniósł?
Krew. Twoja mama ma krwotok wewnętrzny i potrzebowali więcej krwi, niż było
przygotowane do operacji.
Jakš ma szansę?
Niedługo się dowiemy.
Wzięła
dłoń ojca w swojš rękę i mocno zacisnęła palce.
Opowiadaj dalej! zażšdała.
To zdanie: Modli się o cud przywróciło mi wiadomoć. Przypomniałem sobie
słowa twojej mamy: Cud jest w nas, nigdy nie oczekuj go z zewnštrz. Podszedłem
do nich i powiedziałem: A teraz milczeć! Pierwszego, który się odezwie, zatłukę
tš łopatš! Myleli, że zwariowałem. Wiedzieli, że zrobiłbym to bez mrugnięcia
okiem.
Jednemu
z nich zerwałem z głowy czarnš czapkę narciarskš i nacišgnšłem sobie na
twarz, aż po usta, żebym nic nie mógł widzieć. Położyłem na jednym palcu łopatę
tak, aby pozostawała w chwiejnej równowadze, jakby była różdżkš. Wycišgnšłem
rękę i chodziłem bezładnie po niegu, potykajšc się o bryły. Miałem
zamknięte oczy i czapkę na twarzy. Cały czas widziałem wyranie ruchome
fioletowe plamy z kolorowymi postrzępionymi brzegami. Możliwe, że był to skutek
niedotlenienia mózgu. Nagle poczułem, że łopata traci równowagę. Zrobiłem dwa
kroki do przodu... Wróciła do równowagi. Cofnšłem się. Znów straciła równowagę.
cišgnšłem z głowy czapkę i jak szalony zaczšłem kopać. Po kilku ruchach zobaczyłem
co błyszczšcego. Pomylałem, że to krawęd monety albo kapsel od piwa, ale
schyliłem się
To była obršczka, a w niej palec.
NA POMOC! zawołałem tak głono, jak tylko mogłem. Potem się dowiedziałem, że słyszano
mnie w odległoci trzech kilometrów. Zrobiło się straszne zamieszanie.
Podbiegło chyba ze trzydzieci osób.
W
kilkadziesišt sekund odkopalimy twojš mamę. Leżała na wznak, dłońmi zakrywajšc
twarz. Obršczka była najbliżej powierzchni, pod dwudziestocentymetrowš warstwš
białego betonu. Była nieprzytomna, nie oddychała, ale puls był jeszcze
wyczuwalny. Odchyliłem jej głowę do tyłu i zaczšłem wdmuchiwać powietrze do
płuc. Po kilku oddechach zakasłała. Odzyskała na chwilę przytomnoć.
Umiechnęła się krzywo. Patrzšc na mnie, wyszeptała tylko: Wiedziałam, i znów
straciła przytomnoć. Podbiegli sanitariusze z noszami. Jeden z nich
pomagał mi ić. Byłem kompletnie wyczerpany.
Przytomnoć
odzyskała dopiero w karetce. Poczułem, jak jej palce zaciskajš się na mojej
dłoni, ale nie otwierała oczu. W szpitalu podali jej tlen i kroplówkę. Zrobili
badania i czekalimy na wynik. Siedziałem przy jej łóżku i trzymałem jš za
rękę.
Nic
do siebie nie mówilimy aż do chwili, gdy wrócił lekarz z wynikami.
Powiedział, że wszystko jest w porzšdku, że nie ma złamań tylko lekkie
stłuczenia. Skoro serce się nie zatrzymało, to nawet nie ma podejrzeń o
niedotlenienie mózgu, ale trzy dni jš poobserwujš. Wtedy się dowiedziałem, że
była pod niegiem dziewięć minut. Nie mogłem uwierzyć. Wydawało mi się, że
minęła godzina, zanim dostrzegłem obršczkę.
Lekarz
popatrzył na mnie z niesmakiem i zrobił jakš durnš uwagę, że mógłbym wreszcie
pójć do ambulatorium, bo poplamiłem już pociel i podłogę. Spojrzałem na swoje
dłonie. Nie miałem paznokci
.
Muszę co załatwić, przyjdę wieczorem. Pocałowałem twojš mamę w czoło.
Wiem wyszeptała.
Od
szpitala do parkingu hotelowego, gdzie zostawiłem samochód, było pięć minut
drogi, ale ja potrzebowałem trzy razy tyle. Wsiadłem do samochodu. Pojechałem do małego kociółka za miastem. O
tej porze było tam zupełnie pusto. Wszedłem. Zamknšłem za sobš drzwi i ławkš
zablokowałem wejcie. Nie pojechałem, aby się modlić, a w każdym razie nie po
to, by odmawiać pacierz. Musiałem odreagować, czułem przerażajšce napięcie. Bałem
się, że zwariuję. Dostałem konwulsji. Upadłem na podłogę na rodku kocioła.
Wydobywał się ze mnie skowyt, przechodził w wycie. W końcu przeszedł w
normalny ludzki szloch. Zasłoniłem twarz dłońmi. Pozostałem w bezruchu do
czasu, aż przestałem płakać. Podszedłem do ołtarza i uklškłem. Patrzšc na krzyż,
przeżywałem dejà vu.
Znałem
te wszystkie emocje. Przypominałem sobie dzień po dniu swoje życie. Chciałem
odnaleć we wspomnieniach czas, kiedy przeżywałem podobne emocje. Znalazłem. Pochodziły
z momentu owiadczyn. Z chwili, kiedy wypowiedziałem słowa: Całe życie na
mietnik, a także z dzieciństwa...
Wróciłem
do hotelu. Recepcjonistka przeraziła się. Dopiero kiedy zerknšłem w lustro,
zrozumiałem, czemu tak wystraszył jš mój widok. Wyglšdałem, jakbym uczestniczył
w rekolekcjach satanistów i zębami rozszarpał żywš kurę.
Wykšpałem
się, włożyłem białš koszulę i krawat. Palce zakleiłem plastrem z apteczki
samochodowej. Po drodze do szpitala zdšżyłem jeszcze kupić kwiaty.
Twoja
mama z apetytem pałaszowała kolację. Gadalimy o głupotach i o tym, jak
jej pragnę, i o wszystkim innym, co w żaden sposób nie kojarzyło się ze
niegiem.
Noc
spędziłem w hotelu. Koło recepcji zaczepił mnie jaki dziennikarz z telewizji. Robił
reportaż o niebezpieczeństwie lawin. Umówiłem się z nim następnego dnia na
popołudniowe odwiedziny w szpitalu. Chciałem zapytać mamę o zdanie.
Rano
przywitała mnie słowami:
Chcę do domu.
Dobrze kochanie, za trzy dni wrócimy.
TERAZ! wykrzyknęła.
Dotarł
do mnie sens słowa chcę. Chcę jest bratem syjamskim słowa teraz.
Ale to dla twojego dobra... spróbowałem łagodnie.
Zmrużyła
oczy, jakby była wciekła, i wycedziła przez zęby: Rakietnica.
Byłem
jej to dłużny. Ona uległa moim probom i nie wystrzeliła racy, gdy ja byłem
ranny na wyspie.
OK. Wróciłem do hotelu po nasze rzeczy. Głono zapytałem recepcjonistkę, czy
wolš, abymy wywiad dla telewizji dawali w holu, czy w restauracji.
Po
chwili zostałem zaproszony do dyrektora.
Właciciel hotelu zapytał mnie, co zamierzamy teraz zrobić. Przyznałem uczciwie,
że najchętniej wrócilibymy do domu, ale nie jestemy przygotowani do wišt.
Zwrócił
mi całš wpłaconš kwotę, nic nie liczšc za trzy dni pobytu. Na drogę dostalimy
ogromne pudło luksusowego prowiantu i skrzynkę wina. W sezonie nie mieli
najmniejszych kłopotów z wynajęciem naszego pokoju. Najwidoczniej woleli, żeby
sprawa przycichła. Lawina nie tylko zakłócała przedwištecznš atmosferę, ale
osłabiała również poczucie bezpieczeństwa całej miejscowoci. Godzinę póniej, na
własne życzenie, wypisali mamę ze szpitala. Zrobili to bez większych oporów,
kiedy niechcšcy wspomniałem o reporterze, który miał się tam pojawić po
południu. Prosto z kliniki wrócilimy do domu. W przeciwnš stronę jechały tłumy
spragnionych niegu fanatyków z nartami. Zamiast opłatkiem podzielilimy się
kromkš chleba. A że bylimy wyspani jak mopsy, to na pasterkę podjechalimy do
tego kocioła, w którym kiedy dzwonilimy po lubie.
więta
spędzilimy w łóżku. Nawet nie włšczylimy telewizora. Przez dwa dni twoja mama
bała się wypucić mnie z objęć. Ale trzeciego dnia, gdy chyba już ze dwiecie
razy opowiedzielimy sobie każdš sekundę tamtych dziewięciu minut, życie
wróciło do normy. Znów mogłem zamykać za sobš drzwi do toalety...
Z
sali operacyjnej wyszedł ordynator. Popatrzył na nich, umiechnšł się i zniknšł
bez słowa.
Wszyscy nasi znajomi byli przekonani, że więta i Sylwestra spędzilimy w
górach. Na ich pytania odpowiadalimy bezsensownie, że od nieżnego puchu
bardziej wolimy puchowe pierzynki widocznie nie wszyscy ludzie sš fanatykami
białego szaleństwa. Nigdy więcej, nawet już po rozwodzie, nie próbowałem
nauczyć się jazdy na nartach.
Gdy
słyszysz słowo nieg, pierwsze twoje skojarzenie jest zazwyczaj pozytywne i
przypominajš ci się onieżone góry. A ja, słyszšc nieg, natychmiast
widzę biały beton. Nadal jedyny nieg, który lubię oglšdać, to ten za oknem, duże
płatki wirujšce w wietle latarni. Nigdy nikomu nie opowiadałem tej historii i nie
sšdziłem, że kiedykolwiek będę jš musiał opowiadać, ale najwyraniej się myliłem.
Tato, co z mamš?
Widziała tego lekarza? Umiechnšł się, to znaczy, że udało się zatrzymać
krwotok. Gdyby mama zmarła, odwróciłby głowę i udał, że nas nie widzi.
A jak ty się domyliłe, że dzieje się co złego?
Ja? To nie ja! To ty to odczuła.
Ja nic nie odczułam.
Ty odczuła, a ja zinterpretowałem twoje odczucia. Wiedziałem, co oznaczajš dla
twojej mamy onieżone góry. To ty porównała kawiarnię do łški wród
onieżonych gór.
Mylisz, że ja co odczułam?
Wierzę w kobiecš intuicję.
Może mi jeszcze wmówisz, że zanim pielęgniarka powiedziała, żebymy poszli na
kawę, wiedziałam, że usunęli już raka?
Oczywicie.
Tato, co ty mi jeszcze za kit wciniesz?
A kto trzykrotnie potarł nos, zanim pojawiła się pielęgniarka? Może ja? A może
nie miała dobrego humoru, gdy opowiadałem o tęczy?
Ale to pod wpływem twoich wspomnień.
Nie musisz wierzyć. Nie wszyscy ludzie potrafiš widzieć z szeroko
zamkniętymi oczami.
Ale ty widziałe.
Kiedy?
Szukajšc mamy przysypanej lawinš.
Logicznie rzecz bioršc, twoja mama powinna zostać znaleziona dopiero po trzech
dniach, gdy ciało zaczyna się rozkładać i psy wyczuwajš siarkowodór
wydobywajšcy się ze zwłok.
Więc jak to jest możliwe, że wtedy znalazłe mamę?
To jest zupełnie niemożliwe.
Oszukałe mnie? Opowiedziałe mi bajeczkę?
Jeli wolisz, przyjmij to za bajkę.
Nie wierzę ci! To nie była bajka.
To w końcu wierzysz mi czy nie wierzysz?
Już sama nie wiem.
Brawo. Zrozumiała teraz jednš z najtrudniejszych rzeczy w życiu. Prawdš
jest tylko to, w co chcemy wierzyć.
Chcesz mi wmówić, że prawda nie istnieje?
Nie wiem, czy istnieje, tego nikt nie wie. Istnieje tylko subiektywna prawda.
Ona może być inna dla ciebie, a inna dla mnie i wcale nie musi być sprzeczna.
Nie ma obiektywnej prawdy?
Nie wiem. Wiem natomiast, że nie ma sposobu udowodnienia prawdy. Nie mam
najmniejszej możliwoci udowodnienia ci swojego istnienia, tego, że nie jestem tylko
wytworem twojej wyobrani, a cóż dopiero prawdziwoci mojej historii.
A czy cokolwiek można udowodnić?
Tylko ty możesz sobie samej udowodnić, że istniejesz, skoro mylisz. Również
wszystko inne ty możesz udowodnić, ale tylko sobie, nikomu więcej.
Ale ja chcę wierzyć, że twoja historia jest prawdziwa.
To uwierz. Wtedy będzie prawdziwa.
A ty w to nie wierzysz?
Ja się nad tym nie zastanawiam. Dla mnie prawda jest bez wartoci.
A co dla ciebie ma znaczenie?
Skutecznoć. To, co skuteczne, jest dla mnie prawdziwe, niezależnie od tego,
czy jest logiczne, czy zwariowane.
Wierzysz w działanie różdżki? zdziwiła się.
Nie. Mymy te kilka dni przed sylwestrem setki razy ćwiczyli tamto zdarzenie.
Nawet ukradłem u sšsiadów identycznš łopatę do odgarniania niegu. Nic, zero
reakcji. Kilkadziesišt razy, chodzšc z zawišzanymi oczami, nadepnšłem twojš
mamę, a różdżka ani drgnęła.
Jak sšdzisz, czemu wtedy, w lawinie, łopata poruszyła się dwukrotnie?
Nie wiem.
A jak to sobie tłumaczysz?
Uważam, że człowiek w ekstremalnej sytuacji reaguje zupełnie inaczej niż na co
dzień. Niezwykłych momentów nie da się wytłumaczyć prawami rzšdzšcymi
powszedniociš. Tak samo jak gospodyni domowa ważšca pięćdziesišt kilogramów
nie może podnieć stukilowej sztangi. Ale udokumentowano przypadek, że kobieta
uniosła samochód ważšcy tysišc czterysta kilogramów, a więc udwignęła ciężar
czternacie razy większy od swojej wagi, bo mylała, że jej dziecko jest pod tym
samochodem, który spadł z podnonika.
Dwadziecia osiem razy większy, skoro ważyła pięćdziesišt kilogramów.
Uniosła samochód tylko z jednej strony, to znaczy, że podniosła siedemset
kilogramów.
Czy znów opowiadasz o mojej mamie?
Nie. Na szczęcie nigdy ciebie nie musiała wycišgać spod samochodu.
A miała jakie niezwykłe zdolnoci?
Miała.
Jakie?
Mówiłem już. Grała w szachy.
Tato, czemu nie mówisz prawdy?
Córeczko, powiedz mi, dlaczego nie wierzysz w swojš intuicję, skoro bezbłędnie wyczuwasz,
gdy chcę cię oszwabić?
Dlaczego chciałe mnie okłamać? Żebym dalej nie pytała?
Bo kiedy obiecałem twojej mamie, że nikt się o tym nie dowie.
O czym? Czy mama była chora psychicznie?
Wstał
i zaczšł chodzić po poczekalni, wydawało się, że prowadzi wewnętrzny dialog z
samym sobš, jakby miał podjšć jakš ważnš decyzję. Zatrzymał się przed drzwiami
sali operacyjnej i zaczšł głono mówić do siebie, jakby z kim rozmawiał: Uważam,
że nadszedł czas. Czas na ich wiat i ich życie. Niech poznajš nas takimi,
jakimi rzeczywicie bylimy. Niech im się nie wydaje, że my bylimy lepsi,
mšdrzejsi, wspanialsi, rozsšdniejsi. Niech oni nas oceniš, jeli chcš. Niech
nas uważajš za normalnych lub wariatów. Jestemy im winni całš prawdę o sobie,
a nie tylko materiał na budowę pomników. Pozwólmy im żyć bez kompleksów, w pełnym
słońcu, a nie w cieniu niedocigłych ideałów. Może największym prezentem,
jaki możemy im zrobić, jest odbršzowienie siebie i pokazanie, że nie bylimy
aniołami, lecz tylko ludmi. Ona zwolniła mnie z przysięgi małżeńskiej... Ty
nigdy nie zwolniła mnie z przysięgi milczenia. Zrób to teraz. Niech zna całš
prawdę. Nam już nic nie grozi. Skoro mnie zapytała, to niech pozna nasze życie
od nas, a nie z zakurzonych pism ilustrowanych znalezionych na strychu. Przyszła
pora na wspomnienia. Nie musisz umierać, abym mógł to opowiedzieć. Chcę to
opowiedzieć także po to, żebymy byli w jej wspomnieniach nie jak pomniki
cmentarne, ale żywe istoty. Dobrze, jeli sobie życzysz, opowiem to na wesoło.
Może przy okazji uwolnię się od miłoci do ciebie. Dwadziecia siedem lat to
chyba wystarczy? Nie sšdzisz? Do zobaczenia, Bella.
Podszedł
do córki siedzšcej na krzele. Ukucnšł przed niš i wyszeptał:
Zamilkł, a wszystkim się zdawało, że Wojski wcišż gra jeszcze, a to echo grało
wyrecytował
Tato, czy ty nigdy nie spoważniejesz?
Nie, nawet jak umrę, to poproszę o różowy kwiat do butonierki i najnowsze
wydanie czasopisma satyrycznego. Proszę, przyznaj uczciwie, że mój monolog
przed drzwiami Sali operacyjnej robił wrażenie.
Ciarki mnie przeszły, kiedy gadałe do siebie.
Uwielbiam robić wrażenie, a najlepiej dobre. Wiesz, co na mnie robi największe
wrażenie?
Nie...
A chcesz wiedzieć?
Bardzo chcę, powiedz, proszę.
Sernik wyszeptał takim głosem, jakby zdradzał największš tajemnicę.
Ale najpierw chodmy do kwiaciarni!
Po co? Lepiej będzie, jeli jutro kupisz mamie kwiaty. Dzi będzie leżeć na
sali intensywnej terapii, a tam nie wolno mieć kwiatów.
Nie dla mamy. Chcę tobie kupić różowy kwiat do butonierki, jeszcze zanim
umrzesz rozemiała się ze swojej riposty.
Twój dowcip jest najlepszym dowodem mojego ojcostwa. Poczucie humoru
odziedziczyła po mnie, bo w naszej dzielnicy zarówno listonosz, jak i hydraulik
mieli zawsze smętne miny. A teraz chodmy do kawiarni, bo mój mózg domaga
się sernika, mój żołšdek domaga się sernika, moje kiszki domagajš się sernika...
Podał
jej ramię szarmanckim gestem, którego nauczyła go babka, aby wiedział, jak
prosto podrywa się dziewczyny.
Ale ja zapraszam powiedziała córka. Rozumiem, że od razu mam wzišć trzy
serniki.
Postaram się, aby moja opowieć była dla ciebie warta tych trzech ciastek.
Usiadł
przy tym samym stoliku i czekał spokojnie, aż córka przyjdzie z tacš.
Przykro mi, ale serników już nie mieli, wzięłam szarlotki.
Zabawiałem się w ratownika, więc zabrakło już sernika zrymował radonie.
Tato, wiesz, z czym mi się teraz skojarzyły te białe ciany? spytała szeptem.
Wiem. Z białymi cianami szpitala.
Skšd wiesz, że to chciałam powiedzieć?
Bo, po pierwsze, nie mam w zanadrzu drugiej historii o górach, a po
drugie, nie zostawię trzech szarlotek, żeby pomagać chirurgowi trzymać skalpel.
Boże, czemu takiego modela uczyniłe moim ojcem! zawołała rozpromieniona,
wznoszšc oczy.
Od czego mam zaczšć? spytał z pełnymi ustami.
Powiedz mi, proszę, dlaczego to, co mówisz o mojej mamie, tak bardzo się różni
od moich wspomnień. Opowiadasz mi o cudownej ciepłej, serdecznej, mšdrej,
kochajšcej cię kobiecie. Według mnie moja mama była egoistkš, mylała tylko o
sobie i nie interesowała się domem i rodzinš. Czemu ona się tak zmieniła?
Trafiła w sedno! Człowiek może się zmienić. W każdym z nas jest dużo
więcej, niż nam się wydaje. Kiedy uważano, że to szatan potrafi tak nami
pokierować. Jakby anioły były zniewieciałymi dupkami, które pogubiły rękawice
bokserskie.
A ty jak uważasz?
Ja uważam, że ta szarlotka jest całkiem niezła.
A jaki jest wiat poza ciastkarniš?
Córuniu! Kocham cię! Wreszcie skończyła z tym swoim tato, przestań.
Bo ciebie nie da się już zmienić.
Brawo! Przestała zmieniać to, czego zmienić nie można. Widzę ogromne postępy
na drodze twojego rozwoju osobistego. To którš chcesz opowiastkę: Szachy czy Nieznana
historia mamy?
Wolę historię, której nie znam, bo w szachy to następnego dnia wygrałe i
zażyczyłe sobie jej adresu.
Wcale nie zgadła, było zupełnie inaczej. Następnego dnia twoja mama przyszła
punktualnie na spotkanie w parku. Umiechała się z wyższociš, pewna swojej
wygranej.
Witaj młodzieńcze. Czy wymyliłe, o co będziemy grali? Wycišgnšłem z
kieszeni bukiecik stokrotek i podałem jej. Była najwyraniej zaskoczona, ale
próbowała to ukryć, mówišc liczne:
Ja też mam co dla ciebie, bo mimo wszystko, postanowiłam dotrzymać danego ci
słowa. Nagrałam ci kasetę. Będziesz miał na pamištkę naszej znajomoci.
Nie
zapytałem, co znaczy mimo wszystko. Z jej zachowania wywnioskowałem, że to jest
nasze ostatnie spotkanie.
O co chcesz zagrać? przeszła do sedna.
Powiedziała, że jeste gotowa grać o każdš stawkę, a więc dowiesz się, jeli
przegrasz. Jeli wygrasz, nigdy się nie dowiesz. W kopercie jest moje życzenie,
dobra wróżko, spełniajšca wszystkie marzenia.
Zaskakujesz mnie, młodzieńcze próbowała utrzymać tę sztucznš formę.
A ty już wiesz, o co chcesz grać i jakie jest twoje życzenie? spytałem.
Też ci powiem dopiero po skończonej partii.
Czyżby zapomniał, że to ja ustalam reguły tej gry?
To znaczy? poczułem, że co jest nie w porzšdku i że znów co przeoczyłem. Czyżby
piony miały chodzić do tyłu? Mielimy grać w szachy! Taka była umowa!
Masz rację, młodzieńcze, ale życzenie, które znajduje się w przygotowanej
przez ciebie kopercie, spełnię tylko wtedy, kiedy przegrasz ze mnš w szachy.
To znaczy? spytałem zdezorientowany.
To znaczy, że jeli wygrasz, to po raz pierwszy w życiu nie będziesz się z tego
cieszył.
A jeli zremisuję? próbowałem ratować honor i wygrać życzenie.
Nic z tego, młodzieńcze. Tylko, jeli przegrasz, to spełnię twoje życzenie rzekła
triumfalnie.
Po
raz pierwszy musiałem przegrać, żeby wygrać. Już po kilku ruchach mogłem dać
mata. W szachach nie ma niestety obowišzkowego bicia i po kilkunastu ruchach o
mało nie wpadłem w zasadzkę wygranej. Po dwóch godzinach zebrał się dookoła nas
tłumek emerytów komentujšcych ustawienie na szachownicy. Czego takiego jeszcze
nie widzieli, ale szybko się zorientowali, na czym polega nasza gra.
Sytuacja
była dla mnie bez wyjcia, czym bym się nie ruszył, z wyjštkiem gońca,
dawałem mata. Ale ruch laufrem był powtórzeniem sytuacji, a to oznaczało remis.
Musiałem zbić jej królówkę, zmniejszajšc swoje szanse na przegranš. W końcu
znalazłem rozwišzanie. Tak długo szachowałem jej króla, aż zasłonił hetmana i w
dwóch ruchach dałem sobie mata.
Nie doceniłam cię, mistrzu powiedziała z uznaniem.
Szkoda, że przegrałem, bo nie dowiem się, jakie było twoje życzenie. Nie
byłem przekonany, czy mam się cieszyć, czy martwić, więc dodałem przewrotnie:
Ale przegrałem tylko przez ten hałas w parku.
Przepraszam za młodzieńca. Czy już zarezerwowałe hotel? kpiła ze mnie,
jakby znała moje myli i wiedziała, jak bardzo jej pragnę.
Jeszcze nie, ale skoro sobie życzysz, chętnie to zrobię następnym razem, dzi
mam inne życzenie. I podałem jej zaklejonš kopertę, którš rozerwała z
namaszczeniem, a wtedy zdarzyła się ciekawa sytuacja na szachownicy obok, bo
biały król...
Tato, wystarczy!
Co wystarczy? Szarlotki? Nie, ciastek zawsze mało! Chętnie zmieszczę w siebie
jeszcze jedno.
Wystarczy budowania napięcia, jeszcze chwila, a twój jedyny słuchacz się
wkurzy. Wystarczy. Powiedz wreszcie, jakie to było życzenie.
Już wczeniej ci mówiłem. W nocy podmieniłem kartkę z tulipanami na białš.
Nie napisałem żadnego życzenia. Kartka była czysta.
Jak to? Mogłe mieć wszystko, a nie zażšdałe nawet jej adresu? zdziwiła się.
To samo powiedziała twoja mama, zaskoczona brakiem życzenia.
Nie podobam ci się? Nie pragniesz mnie? Nie chciałby się ze mnš przespać? spytała
wprost.
Jeste ładniejsza niż dziewczyna z moich marzeń i snów. Pragnę cię bardziej,
niż możesz to sobie wyobrazić. Jednak to, co do ciebie czuję, jest czym więcej
niż tylko pożšdaniem. Przedwczoraj w herbaciarni dostałem od ciebie umiech, to
był najpiękniejszy umiech w moim życiu. Dostałem go, bo chciała mi go dać.
Dzi mogłem wygrać wszystko, ale nic bym nie dostał, bo dzi nic nie chcesz mi
dać. Nie byłbym pewien, skšd pochodzi nawet najdrobniejszy gest uczyniony w moim
kierunku. Czułbym, że jest opłatš za wygranš, a nie prezentem ofiarowanym z
serca. Wczoraj powiedziała, żebym wymylił co, czego nie będę żałował.
Wszystko, co mógłbym od ciebie wygrać, byłoby zabrane ci siłš. Dlatego tak
zaciekle starałem się przegrać tę partię.
Ale przecież nic nie wygrałe?
Wygrałem więcej, niż możesz to sobie wyobrazić. Wygrałem pewnoć tego, że jeli
kiedykolwiek umiechniesz się do mnie, to będę wiedział, że chciała się
umiechnšć i że ten umiech jest dla mnie. Jeli wemiesz mnie za rękę, to będę
przekonany, że chcesz ić ze mnš na spacer. Jeli kiedy mi podasz swój adres,
to będę uważał, że chcesz utrzymywać ze mnš kontakt.
Wzięła
mnie za rękę i poszlimy nad staw, po którym pływało ptactwo wodne. Przez
chwilę patrzylimy na kaczki na stawie, a potem przytuliła się do mnie i
powiedziała:
Jeste niezwykłym chłopakiem. Już cię pragnę, ale jeszcze nie kocham. Chcę się
w tobie zakochać. Chcę, aby i ty mnie kiedy pokochał. Przepię się z tobš
dopiero wtedy, kiedy będę całkiem pewna mojej miłoci do ciebie, a twojej do
mnie. Nie wiem, ile to potrwa, i czy będziesz miał wystarczajšco dużo cierpliwoci,
aby poczekać?
Tak, chcę poczekać na tę chwilę odpowiedziałem z przekonaniem, tulšc
twojš mamę w ramionach.
Chcę, żeby to ty stał się pierwszym facetem w moim życiu dodała
niespodzianie.
Co?! zakrztusiłem się.
Czemu się tak dziwisz? Nie przypuszczałe,
że jestem dziewicš?
Nie, ja... zaczšłem swoje wyznanie.
Wiem, ty też nie spałe jeszcze z kobietš.
Jak się tego domyliła?
Kobieca intuicja.
Powiedz, jak?
Fotografujšc mnie na murze starego miasta, zwracałe uwagę na twarz, a nie na
nogi.
I tylko po tym poznała? Przecież mógłbym być pedałem.
Gdyby był homoseksualistš, nie robiłby mi zdjęcia, a już na pewno nie dał
dyktafonu, nie znajšc mojego adresu. Ale poznałam nie po tym, to był tylko
jeden szczegół.
To po czym?
Bo masz takie niewinne spojrzenie. Bo patrzšc na dziewczynę, patrzysz w jej
oczy, a nie na biust. Bo traktujesz kobiety jak księżniczki. Bo jeste
niemiały. A teraz zapomnij na długo, na bardzo długo o tej dzisiejszej rozmowie
i zapisz sobie mój adres i numer telefonu.
Ale numer! Obydwoje bylicie dla siebie pierwsi? zdumiała się Ida.
Tak, kochanie. Najwyraniej przeżywasz teraz nie mniejszy szok niż ja wtedy. No
i co, droga słuchaczko, czy ta opowieć była warta trzech szarlotek?
Nawet siedmiu! Jak długo czekałe albo czekalicie?
Nie domylasz się jeszcze? Niemożliwe... rozemiał się. Czyżby mnie nie
słuchała?
Do nocy polubnej?
Nie przesadzaj, aż tak więci nie bylimy. Opowiadałem ci przecież, wspominajšc
o wyspie, że już wczeniej się kochalimy, także podczas miesišczki.
A więc wtedy, gdy się owiadczyłe i wyrzuciłe aparat i dyktafon, to był
wasz pierwszy raz?
No nareszcie zgadła. A już mylałem, że zażšdasz pytania do widowni lub
telefonu do przyjaciela.
Opowiesz? spytała zachwycona.
Jeli chcesz... Już nie mam przed tobš tajemnic.
No pewnie!
Na pierwsze wspólne wakacje pojechalimy autostopem. Ważne było dla nas, aby
być razem i aby było ładnie, czyli w góry. Po całym dniu jazdy dotarlimy
do przelicznej górskiej miejscowoci. Była pełnia sezonu. Chodzilimy od domu
do domu, ale wszystkie kwatery były zajęte. ciemniło się. Straciłem już
nadzieję na znalezienie jakiegokolwiek noclegu. Przygnieciony ciężarem
zmartwienia dużo większym niż plecak dwigany na grzbiecie, ledwo powłóczyłem
nogami.
Stop! zawołała twoja mama. Pomylałem, że
znów znalazła po ciemku dwadziecia złotych. Czym się teraz martwisz? Że nie
znajdziemy noclegu? A jeli nawet nie znajdziemy, to co za problem? Jest lato,
ciepło, nie pada, niebo pełne gwiazd, dookoła stogi siana. Czego ci jeszcze
potrzeba?
Chciałbym, aby miała wygodne łóżko i czystš pociel.
A ja pragnę tylko jednego? Zasnšć w twoich ramionach. Zrozumiałe?
Ja też tego pragnę przyznałem uczciwie.
Nieraz
podczas samotnych wędrówek nocowałem w lecie w stogu siana i było całkiem
fajnie. Ale wtedy byłem sam i nie musiałem się niczym martwić. Spodobał mi się
pomysł spędzenia wspólnej nocy pod gwiazdami. Było ciepło, mielimy koc i
pelerynę na wypadek deszczu. W gruncie rzeczy super przygoda! Do końca wioski
pozostały jeszcze tylko trzy domy, a za nimi rozcišgała się ogromna łška ze
stogami siana.
W
pierwszych dwóch domach nie mieli dla nas noclegu. Przed ostatnim domem kwitł
ogromny krzak róży owietlony latarniš. Drzwi otworzył nam starszy mężczyzna w
eleganckim szlafroku. Na pytanie, czy nie majš pokoju do wynajęcia, potarł dłoniš
czoło, jakby się zastanawiał, co ma nam odpowiedzieć. Na palcu miał pięknš
obršczkę wysadzanš diamentami, a na przegubie dłoni złoty zegarek.
My nie wynajmujemy kwater, ale mamy jeden pokój gocinny w przybudówce. Możecie
się tam przespać do rana. Odwrócił się i zawołał radonie w głšb mieszkania:
Mario, miała rację, przyszli gocie! Id im pociel.
Po
chwili zjawiła się Maria, piękna, młoda kobieta. Zaprowadziła nas na tył domku.
Pokój
gocinny okazał się kawalerkš z kuchniš, łazienkš, osobnym wejciem i oknem
wychodzšcym na łškę ze stogami siana. Twoja mama, zamiast spytać o konkretne
sprawy i targować się o cenę kwatery, wcišgnęła Marię w rozmowę.
Zachwycała się przydomowym ogródkiem i krzakiem pod latarniš. Rozgadały się,
jakby się znały od dawna. Wygrzebałem z plecaka kapcie dla twojej mamy.
Nastawiłem wodę. Zaparzyłem trzy filiżanki herbaty i wysypałem na talerzyk
resztkę ciastek. Było mi trochę głupio, bo herbatniki pokruszyły się w drodze.
Usiedlimy przy stole.
Kim dla pani jest ten starszy facet, który nam otworzył drzwi? Pracuje pani u
niego i opiekuje się staruszkiem? spytałem niezwykle rezolutnie.
To mój mšż. To on się mnš opiekuje odpowiedziała z dumš, jakby dziadek
był Adonisem.
Chciałem
się zapać się pod ziemię, bo nie doć, że płonšłem ze wstydu, to na dodatek
oblałem się goršcš herbatš.
Nie przejmuj się, nie jeste pierwszym, który
tak pomylał rozemiała się serdecznie, przyznajšc, że między niš a dziadkiem
jest duża różnica wieku. Mšż jest po operacji, miał zawał i pewnie nie
wyglšda dzi najlepiej...
Maria wychowała się w domu dziecka. Nigdy nie
poznała swojego ojca. Nie zaznała też miłoci matki. Nie miała rodzeństwa. Nie
miała nic własnego, z wyjštkiem jednej ksišżki: bajki o księciu i róży. Piękny
krzak pod latarniš był spełnieniem jej marzenia z dzieciństwa o własnym domku
z różami. Z jej opowiadań domylilimy się, że do choroby męża przyczyniła
się nienawić jego jedynej córki. Nie mogła mu wybaczyć, że przepisał dom na Marię, która była młodsza od swojej
pasierbicy.
Opowiedziała wam przy herbacie historię całego życia? Niemożliwe... Czy była aż
tak spragniona rozmowy? Chyba trochę koloryzujesz? Ida dostrzegła
nielogicznoć w jego opowieci.
Masz rację. Po prostu chciałem nieco skrócić swoje wspomnienia. Oczywicie, że
nie opowiedziała tego wszystkiego przy herbacie. Niektórych spraw
dowiedzielimy się póniej. Pogadalimy z godzinkę i Maria, życzšc nam miłych
snów, poszła spać. Wtulilimy się w siebie i zasnęlimy, zmęczeni podróżš.
Następnego
dnia rano poszlimy jej podziękować i zapłacić za nocleg. Gospodarze zaprosili
nas na wiejskie niadanie: chleb grubo posmarowany masłem i mleko. Gawędzilimy
o wszystkim i o niczym. Żartowali sobie z naszej wczorajszej sytuacji. Widać było,
że sš ludmi wykształconymi. Maria kochała Szekspira, a jej mšż lubił Hessego.
Uwielbiali zagadki logiczne i historyjki z czasów szkolnych. Podsuwali nam
różne propozycje, co warto zwiedzić i obejrzeć w okolicy, którš najwidoczniej
znali bardzo dobrze. W końcu wstalimy od stołu.
Serdecznie
dziękujšc za nocleg i poczęstunek, chcielimy uregulować należnoć. Na następne
kilka dni planowalimy znaleć nocleg mniej luksusowy, ale za to bardziej adekwatny
do naszych portfeli.
Jeli ten skromny pokój spełnia wasze oczekiwania, to będzie nam bardzo miło
móc was gocić u siebie do końca waszego pobytu powiedziała Maria.
A ile będziemy musieli zapłacić? spytałem, jak zwykle rezolutnie, przekonany,
że nie stać nas na taki luksus.
Za chwilę możesz za swoje pytanie zapłacić ogromnym siniakiem na tyłku rozemiał
się staruszek. To jest dom Marii i skoro jej to sprawia przyjemnoć, żeby was
u siebie gocić, to daj jej umiech zadowolenia. Kiedy tak się zdarzy, że to ty
dasz komu co, co dla niego będzie miało ogromnš wartoć, a dla ciebie będzie
prawie bez znaczenia.
Szczęliwi jak najedzone psy łańcuchowe wypuszczone na wolnoć poszlimy
zwiedzać wioskę. Miecina okazała się potwornie drogim kurortem. Usiedlimy w
lodziarni i rozkoszowalimy się kolejnš wspaniałš przygodš zesłanš nam przez
nieprzewidywalny w swych zamysłach los. Rozsiadł się wygodnie na krzele, jak
kiedy w lodziarni.
Ciekawe, czemu oni przyjmujš pod swój dach zupełnie obcych ludzi? zastanowiłem
się głono, marszczšc czoło i w skupieniu grzebišc w lodach z bakaliami. To
przecież nierozsšdne! Nie bojš się, że ich okradnę, jš zgwałcę, a jego
zamorduję? Twoja mama parsknęła miechem, rozpryskujšc dokoła bitš mietanę.
Co ja takiego głupiego powiedziałem? spytałem obrażony, wycierajšc serwetkš
plamę na koszuli.
Uwielbiam cię! miała się jak z najlepszego dowcipu, trzymajšc się za brzuch.
Ty i gwałt... ha, ha, ha, ha... oj, oj... bo pęknę ze miechu.
Co cię tak bawi? Byłem na niš wciekły. Co ty mi imputujesz, że nie jestem
mężczyznš, że nie mam czym albo że bym nie potrafił?
Błagam... ha, ha, ha... nie mów nic
więcej... ha, ha, ha, bo ha, ha, ha... bo pęknę...
Za kogo ty mnie masz? Za dupka?
Nigdy
wczeniej nie wymiewała się ze mnie. Założyłem ręce, wydšłem wargi. Było mi
potwornie przykro. Znikła radoć wspólnych wakacji. Czułem się wymiany i wzgardzony.
Nawet lody przestały mi smakować. A ona cišgle się miała, aż z oczu kapały jej
łzy. Nikt tak nie potrafi dokuczyć jak własny dentysta.
Chod na spacer powiedziała, wstajšc od stolika. Przepraszam, ale to było
silniejsze ode mnie. Przestań się wreszcie boczyć. Naprawdę nie wiesz, za kogo
cię mam? Mam cię za najwspanialszego faceta na Ziemi. No umiechnij się
wreszcie! Kocham cię! Nogi się pode mnš ugięły. Powiedziała KOCHAM. Nic nie
rozumiałem. Jeszcze przed chwilš namiewała się ze mnie, a teraz mówi, że mnie
kocha.
Dlaczego? Za co? Czemu? pytałem zdezorientowany.
Dlaczego? Bo jeste tego wart! Za co? Za to, jaki jeste! Czemu? Bo nie
potrafię inaczej. Czy teraz już wszystko jasne?
Nic a nic. Jeszcze mi ciemniej.
Pocałuj mnie wreszcie, zamiast zadawać
pytania!
Cóż miałem zrobić, skoro i tak moja głowa była pusta jak alejka, którš szlimy?
Nieraz się już całowalimy, ale tym razem to była namiętnoć i pragnienie,
miłoć i pożšdanie... Pocałunkiem wyssała ze mnie całš złoć i żal.
Usišdmy zaproponowałem. Nogi miałem jak z waty. Serce biło mi jak u
maratończyka, a w głowie hulał halny.
Co z tobš? zainteresowała się moim stanem.
Proszę o czas dla drużyny... wybełkotałem.
Dobrze się czujesz?
Nigdy nie czułem się lepiej. Wracałem do
formy. Teraz powiedz, co cię tak rozmieszyło. Proszę, zrób to tak, abym po
pierwsze zrozumiał, a po drugie znów nie wyszedł na idiotę.
Postaram się. Po pierwsze, dzi była nasza
pierwsza wspólna noc i co ty zrobiłe? Nic. Tylko mnie przytuliłe. Nawet nie
próbowałe się do mnie dobierać powiedziała spokojnie. Odebrałem to jako
wymówkę.
Mylałem, że jeste zmęczona. Mówiła, że marzysz tylko o tuleniu się zaczšłem
się tłumaczyć wród nawracajšcego żalu i złoci. A teraz masz pretensje. Znów
czuję się jak kretyn. Mogła powiedzieć, że masz chęć na petting, netting, albo
żebym... Zakryła mi dłoniš usta i na szczęcie nie zdšżyłem dokończyć zdania.
Nocš dostałam najpiękniejszy prezent, jaki kobieta może otrzymać od mężczyzny
zaczęła szeptem. Swoim zachowaniem pokazałe, że naprawdę mnie kochasz.
Czułam twoje podniecenie, a jednak nie wykonałe najmniejszego gestu, któryby w
jakikolwiek sposób wišzał się z seksem. Mylałe, że jestem pišca, zmęczona i
pragnę tylko przytulenia. Moja potrzeba odpoczynku była dla ciebie ważniejsza
od twojego pożšdania. Leżelimy tak przytuleni do siebie. Zasnšłe.
Uwiadomiłe mi, że jestem dla ciebie przede wszystkim człowiekiem. Ty kochasz
mnie bardziej, niż pragniesz. Nie mniej od ciebie tęskniłam w nocy do pieszczot
i pocałunków, ale w żaden inny sposób nie dowiedziałabym się, jak bardzo jestem
dla ciebie ważna. Takiego poczucia wartoci nie dałyby mi nawet
najwymylniejsze pieszczoty. Dzisiejszej nocy uwiadomiłam sobie, że cię kocham
i zrozumiałam, jak bardzo cię... Usiadła mi na kolanach i całowała tak
namiętnie, jakby się ze mnš kochała... Nagle wróciła do przerwanego monologu.
W kawiarni nie miałam się z ciebie, lecz ze swojej wyobrani. Powiedziałe, że
nasi gospodarze sš nierozsšdni, przyjmujšc pod swój dach nieznanych im ludzi,
bo mógłby zgwałcić. Przedstawiłam sobie takš sytuację: napadasz obcš kobietę w
lesie i .... i ona mówi do ciebie: czy ty wiesz, wstrętny gwałcicielu, jak się
będziesz le czuł i jak straszne będziesz miał wyrzuty sumienia? Albo: pogniewam
się na ciebie miertelnie, jeli to zrobisz. Lub: jak chcesz, to gwałć, ale ja
mam rzeżšczkę... A tobie przechodzi zapał do gwałtu. Zaczynasz przepraszać ...
Co? Wyobraziłe to sobie? Mam rację? A zresztš nasi właciciele nie sš
idiotami. Oni nas dobrze poznali dzi rano. Wczoraj ujšłe Marię tym, jak się
mnš zajšłe. Bez pytania zrobiłe nam herbatę i poczęstowałe ostatnimi
pokruszonymi herbatnikami. Na dodatek twoje pytanie: kim jest ten starszy
facet? było tak uroczo naiwne, jakby nie dostrzegł na palcu Marii diamentowej
obršczki, takiej samej jak u jej męża. Dzi podczas niadania zdałe celujšco
egzamin i test na osobowoć. Wykazałe się znajomociš fizyki i
elektrotechniki. Rozwišzałe prawidłowo chyba z pięć zadań logicznych. A gdy
się okazało, że czytałe Pod kołami Hessego, to nawet dziadka powaliłe
na kolana. Marię kupiłe już wczeniej, cytujšc fragment z Poskromienia
złonicy. Czego majš się jeszcze obawiać, skoro podałe im nie tylko nazwę
swojej szkoły, ale i nazwisko
wychowawczyni?
Oni mnie egzaminowali? Szczęka mi opadła ze zdumienia. A ja, kretyn,
poczułem do nich sympatię...
Oni nas, a my ich. My też wiemy o nich dużo.
Nic o nich nie wiemy.
Jak to nic? Wiemy to, co dla nas najważniejsze! Sš sympatycznymi ludmi, sš
serdeczni, kulturalni, kochajš się... Wiemy, że chcemy u nich mieszkać. Czy to
mało? Gdyby on bił swojš żonę albo ona wyzywała go od staruchów, lub gdyby nam
powiedzieli, że z litoci nad żebrakami możemy przenocować, to zostałby?
Nie, nawet gdyby nam mieli dopłacić, to nie nocowalibymy już u nich odpowiedziałem
szczerze.
I jak
się teraz czujesz?
Jak idiota! Ja tego wszystkiego nie widziałem.
Widziałe tak samo jak ja, tylko z innej perspektywy. Gdyby mógł cofnšć czas i
teraz usišć do niadania, zachowałby się inaczej?
Tak. Chyba nie. Raczej nie. Nie. Nie wiem... nie mogłem się zdecydować.
A gdyby w nocy się domylił, jak bardzo pragnę twoich pocałunków i pieszczot,
to zachowałby się inaczej?
Nie! Po tym, co mi powiedziała, to nie. Chcę, żeby wiedziała, jak bardzo cię
kocham.
Już to wiem. Teraz chcę, żeby łšczyły nas pieszczoty, dopóki nie będziemy
obydwoje gotowi na rozpoczęcie współżycia. Poczekasz jeszcze kilka dni?
Oczywicie, ale dzi w nocy nie muszę już leżeć jak kłoda? Mogę dotknšć
twoje...
Nie! przerwała mi zdecydowanie.
Dlaczego? spytałem rozczarowany.
Bo nie mam zamiaru czekać do nocy. Teraz pragnę twoich pieszczot. Dosyć tych
spacerów na dzi. Chcę leżeć z tobš w łóżku. Naga...
Koło
ich stolika przechodziła włanie umiechnięta pielęgniarka z tacš. Zatrzymała się
na chwilę.
Przepraszam, czy nie widział pan skrzata na hulajnodze? zapytała, miejšc się.
Nie, ale siedem krasnoludków toczšcych małe białe talarki z napisem Aspiryna
pytało o gabinet Królewny nieżki i małpki Fiki Miki. Powiedziałem im, żeby
szukali na pištym piętrze, koło gabinetu Kota w butach odpowiedział
sanitariuszce ze miertelnš powagš.
Dzięki panu miałam bardzo miły dzień. Chwilę po spotkaniu z panem znalazłam
chłopca i opowiedziałam mu o Czerwonym Kapturku z gipsem. Pozwolił sobie zdjšć
opatrunek i nawet nie płakał. Życzę wam, aby i dla was ten dzień był
szczęliwy. Pokazała w umiechu cały garnitur zębów i oddaliła się.
Tato, co się tu dzieje? spytała zdezorientowana córka. A może ja o
czym nie wiem? Czym ty zaczarowałe pielęgniarkę?
Nic nadzwyczajnego, po prostu w bajkach rozpoczęła się
przerwa semestralna i wiele postaci wyszło z ukrycia. Nadeszła pora... zawiesił
głos, jakby chciał powiedzieć co nadzwyczajnego.
abymy wrócili do
poczekalni.
I znów mi nie opowiedziałe... stwierdziła z udawanym żalem.
Ale w końcu opowiem. Czy naprawdę chcesz, żebym spłycił tak ważne chwile i
przedstawił ci je jako anegdoty? Bez towarzyszšcej im oprawy? Bez tamtej atmosfery?
Bez niecierpliwoci czekania?
Znów masz rację. Chcę w pełnej wersji. Chyba staję się wstrzemięliwa, jak ty
wtedy...
Wrócili
do poczekalni. Nad drzwiami sali operacyjnej wcišż wiecił się napis Nie
wchodzić. Usiedli. Ich czekanie stało się teraz czekaniem pełnym nadziei,
czekaniem na co dobrego, co się miało wydarzyć.
W drodze powrotnej zrobilimy zakupy wrócił do przerwanej opowieci. Nic nadzwyczajnego,
chleb, miód, masło, kompot ananasowy, arbuz, mietana, cukier, wieczki. Opowiadam
ci najsmaczniejsze wiństwa mojego życia
Ale dla ciebie miód to miód, a dla
mnie miód to wspomnienie erotycznej psoty.
Ciekawi
siebie bawilimy się swoimi ciałami, nawzajem poznajšc je i nasze reakcje.
Przez trzy dni prawie nie wychodzilimy z łóżka. Przetrenowalimy wszystkie
rodzaje pieszczot, z wyjštkiem pełnego współżycia.
I uważasz, że to było zdrowe?
Nie wiem, córeczko. Wtedy często się zastanawiałem, czy nie robimy czego na opak,
zamiast tak normalnie, jak większoć ludzi. Nieraz rozmawiałem potem z
kolegami w pracy, widziałem, że oczy robiły im się jak srebrne
półdolarówki. Żadnemu z nich nigdy nie
przyszłoby do głowy, że ananas może spełniać rolę centymetra do pomiaru
długoci, operujšc mało znanš jednostkš: plaster. Żartowali sobie z moich
opowieci, a jednoczenie zazdrocili mi jak cholera. A przecież nawet im nie
wspomniałem o niezwykłych harcach, miodzie i arbuzie... Dzi patrzę na to zupełnie
inaczej. Uważam, że wszystko, co sprawia dwojgu ludziom przyjemnoć i radoć,
jest moralne. Najważniejsze to nie robić sobie krzywdy w życiu. Jeżeli żyrandol
jest dobrze zamocowany, to czemu nie? zażartował. Nasza decyzja, aby
jeszcze poczekać, sprawiła, że dzięki pieszczotom stalimy się wiadomi naszych
ciał i reakcji. Tak jak teraz jestem wiadom, że mamę zaraz przewiozš dwa
piętra wyżej.
Tato, czy ty na pewno nie jeste jasnowidzem?
Nie, kochanie. Nie wchodzić włanie zgasło, a to oznacza, że operacja się skończyła.
Wstali
jak na komendę, i to dokładnie w chwili, kiedy drzwi bloku operacyjnego się otworzyły.
Pielęgniarz wysunšł z nich łóżko na kółkach. Jak wózek w supermarkecie pomylał,
patrzšc na kroplówkę zawieszonš wysoko jak choršgiewka z nazwš sklepu.
W
windzie towarowej było wystarczajšco dużo miejsca obok łóżka. Położył rękę na
dłoni wystajšcej spod koca. Zacisnęła delikatnie palce, jak kiedy w karetce, w
drodze do szpitala...
Przed
salš intensywnej terapii pielęgniarz poprosił, aby poczekali. Powiedział, że ich
zawoła po podłšczeniu cewnika.
Po trzech dniach w łóżku to...
mama poczuje się lepiej dokończyła zdanie.
Na pewno. Rozemiał się. Mymy też się poczuli lepiej. Nawet poszlimy
zwiedzać pobliskie atrakcje turystyczne.
Jednš z nich była
kaplica zbudowana z ludzkich koci. Zrobiła na nas wrażenie nie liczbš czaszek,
lecz namacalnš wiadomociš przemijania zmuszajšcš do zachowania ciszy. Jednak
po wyjciu stamtšd nie mylało się już o mierci, ale o życiu toczšcym się TERAZ.
Dziwnie się czuję z mylš, że zostanš po nas tylko koci odezwałem się po dłuższej
chwili milczenia.
No i duchy... dodała twoja mama.
Ale one ulecš.... odpowiedziałem.
Wywoływałe kiedy duchy? spytała.
Nie, a ty?
Wiele razy. Chcesz, zrobimy to dzisiaj.
Kupilimy
papier, flamaster i wiece. O zmroku zaczęły się przygotowania. Twoja mama wypisała
półkolicie na brystolu cały alfabet i cyfry od zera do dziewięciu. Porcelanowy
talerzyk osmoliła od spodu płomieniem wieczki, a potem palcem starła częć
sadzy tak, aby osmolenie miało kształt grota strzałki. Ta strzałka była
kursorem wskazujšcym litery.
Opuszki
palców należało położyć na talerzyku delikatnie, nie dociskajšc go, bo duchy
nie sš kulturystami. Nasze dłonie miały się ze sobš stykać, a łokcie nie mogły
się opierać o stół. Po kwadransie nawoływania: Duchu, duchu przyjd, a jak
przyjdziesz, to się porusz, zdrętwiały mi ręce. Zabawa, w której nic się nie
dzieje, przestawała mi się podobać. Zaczšłem sobie pokpiwać, że duchy jeszcze
piš, albo że w stole jest gwód i duch się skupia na żelazie, zamiast na
talerzyku.
Łowiłe kiedy ryby? spytała twoja mama, robišc przerwę, abym mógł się
odprężyć.
Oczywicie, uwielbiałem to. I opowiedziałem historię taaakiego szczupaka.
Zawsze co złapałe?
No, nie zawsze...
Z duchami jest jak z rybami, nigdy nic nie wiadomo. Spróbujmy jeszcze raz zaproponowała.
Duchu, duchu przyjd, a jak przyjdziesz, to się porusz... szeptalimy razem. Patrzyłem
na talerzyk jak na spławik. Wytężałem wzrok, jakbym łapał płotki i czekał na
najmniejsze drgnięcie wędki. Przez następny kwadrans nic się nie stało, tylko
ręce nam zdrętwiały.
Ty to chyba wierzysz w duchy powiedziałem,
rozcierajšc obolałe nadgarstki.
A ty to nie?
Jak na razie to nie
To za chwilę uwierzysz obiecała.
Przy
trzecim podejciu talerzyk doć szybko zareagował na nasze wołanie: Duchu,
duchu przyjd, a jak przyjdziesz, to się porusz. Poruszył się, ale na nasze
pytania udzielał tak niezrozumiałych odpowiedzi, że twoja mama szybko
podziękowała mu za współpracę. Co się zaczęło wreszcie dziać!
Duchu Platona, przyjd, a jak przyjdziesz, to się porusz... gardłowo zawołała
twoja mama.
O,
ten był chętny do rozmowy. Udzielał logicznych odpowiedzi, ale ja dalej nie
wierzyłem, że to on porusza talerzykiem. Jako następnego, postanowilimy wezwać
kogo nieznanego.
Duchu nieznanego mędrca, przyjd, a jak przyjdziesz, to się porusz...
Talerzyk
zaczšł się poruszać. Zażšdałem dowodu istnienia ducha.
D
O B R Z E pokazał talerzyk.
Zrób co prostego na poczštek, na przykład zga wieczkę zaproponowałem.
N
I E
Czemu nie chcesz nawet zgasić wieczki?
B
O T O Z A L A T W E
Jak chcesz nas przekonać o swoim istnieniu?
P
R Z Y J D E D O W A S
Super! Kiedy? Strach mnie obleciał, ale trzymałem fason.
Z
A 5 M I N
OK, niech będzie, poczekamy zgodzilimy się łaskawie, zerkajšc na budzik
stojšcy na półce. Była dwudziesta trzecia czterdzieci... Czekamy pięć minut,
ręce nam mdlejš, talerzyka nie można pucić, łokci nie wolno oprzeć, a tu nic.
Duchu, co z tobš? Miałe przyjć.
Z
A 3 M I N
Obiecywałe za pięć minut...
T
O B Y L Y 2 M I N
Czemu twierdzisz, że dwie minuty? Mamy zegar przed sobš i cały czas
patrzymy.
M
O J C Z A S P L Y N I E I N A C Z E J przeczytalimy w odpowiedzi.
Ciarki nas przeszły, dostalimy gęsiej
skórki. No dobra, czekamy dalej. Patrzymy na budzik, ale im bliżej dwunastej,
tym mniej mam chęci na żarty. Zniżył głos i mówił coraz wolniej: Mija północ.
Zerkam na drzwi i widzę, że zapomnielimy ich zamknšć. Każdy może wejć, nawet
duch. Pomylałem, że umarłbym ze strachu, gdyby teraz kto wszedł...
I w tym momencie... Rozlega
się pukanie... Drzwi otwierajš się... i
ukazuje się w nich głowa...
Drzwi
od sali chorych otworzyły się. Sanitariusz wystawił głowę na korytarz i
powiedział:
Możecie wejć, ale tylko na chwilę. Pacjentka jest bardzo zmęczona.
Wstał
natychmiast, ale córka nadal siedziała na krzele.
No chod, co z tobš.
Już idę. Przez ciebie, zwariowany tatusiu, o mało mi serce nie wyskoczyło, gdy
pielęgniarz uchylił drzwi.
Weszli
do sali. Mama leżała przy oknie, podłšczona do kroplówek, tlenu, aparatury
kontrolnej, nawet pod łóżkiem zwisały rurki i woreczki, jakby jej ciało było tylko
drobnym elementem jakiej ogromnej maszynerii.
Czeć! Wyglšdasz z tš sieciš przewodów jak pajšk, który złapał ofiarę powiedział
na powitanie.
Chora
umiechnęła się krzywo.
O, nawet humor ci dopisuje. Mylałem, że z tobš kiepsko i dlatego jestem
bez kwiatów, ale widzę cię kwitnšcš. Nic tu po mnie. Poproszę, żeby Ida jutro
przyniosła ci ode mnie jakie zielsko. Co wolisz, kaktusy czy paprocie?
Zostawię was same. Za długo dzisiaj nie plotkujcie. Do zobaczenia.
Pomachał
dłoniš i wyszedł na korytarz. Usiadł na krzele, naprzeciwko kopii Trwałoć
pamięci Salvadore`a Dali. Wpatrujšc się w sflaczały zegar na obrazie,
przypomniał sobie inny szpital obwieszony reprodukcjami surrealistów.
Mama ma dostać rodek nasenny. Posiedmy jeszcze chwilę. Jeszcze raz chcę na
niš popatrzeć, jak zanie rzekła Ida, siadajšc na krzele obok niego.
Dobrze zgodził się jak pielgrzym, któremu się nie spieszy.
Tato, o mało nie dostałam zawału. Przez ułamek sekundy mylałam, że zobaczę
ducha wychodzšcego z sali. Powiedz, proszę, w jaki sposób udało ci się
zsynchronizować twoje opowiadanie z otwarciem drzwi?
Zapewne był to przypadek...
Nie wierzę w przypadki w twoich opowiadaniach. Skšd wiedziałe, kiedy
pielęgniarz otworzy drzwi?
Najpierw dostrzegłem jego aurę, przeniknęła przez drzwi
wyszeptał tonem
nawiedzonego psychopaty.
Tato, jeli nie chcesz, to nie mów, ale nie rób ze mnie idiotki... Obraziła
się.
No dobrze, powiem ci, ale przestań się już złocić. Obserwowałem smugę wiatła
pod drzwiami. Zanim sanitariusz podszedł do drzwi, dostrzegłem cień porodku
smugi...
Ale ty jeste sprytny stwierdziła z zachwytem dziecka przyglšdajšcego się prostej
sztuczce jarmarcznego iluzjonisty. Czy twoje opowiadanie też jest nacišgane?
Nie. Nie wiem, kto wtedy zsynchronizował otwarcie drzwi z wywoływaniem
duchów, ale efekt był piorunujšcy.
Co wy? Duchy wywołujecie po nocy, zamiast się kochać? zapytała głowa
właciciela, wcinięta w uchylone drzwi. Skoro nie picie, to może ze mnš
pogadacie. Maria poszła spać i nie mam się z kim napić. Można do was?
Zapraszamy! radonie zawołała twoja mama, jakby spodziewała się tego gocia.
Stałem
jak wryty.
Flaszeczkę mam, zagrycha jest, jeno do lustra nie nawykłem pić. No co tak
stoisz, jakby ducha zobaczył? Daj jakie szkło, bo talerz widzę. Wszedł do
rodka i podał mi blachę z sernikiem. Postawił na stole litrowš butelkę
whisky i usiadł na wolnym krzele. Poszedłem do kuchni, pokroiłem sernik na
kawałki w kształcie rombów szerokich na dwa palce i ułożyłem je na talerzu.
Za drugim razem, idšc po lód i szklaneczki, potknšłem się o plecak. Schyliłem
się, wyjšłem dyktafon i kładšc go na półce, włšczyłem nagrywanie.
W wasze ręce, smarkacze! Obycie czasami wyszli z chałupy i popatrzyli z gór na
doliny, a nie tylko powałę oglšdali. Wychylił do dna, a ja za nim, bo bardzo
potrzebowałem lekarstwa na serce, które z wrażenia o mało mi nie wyskoczyło z piersi.
Często się wam trafiajš tacy niespodziewani wędrowcy? spytała mama.
W tym roku to już chyba ze sto osób pytało, czy nie mamy czego do wynajęcia. Ale
jako nikt nie przypadł nam do gustu. Trzymam ten pokój dla córki, żeby nie
czuła się skrępowania, kiedy do nas przyjedzie. Nie wynajmujemy go obcym.
To czemu zdecydował się pan nam go udostępnić?
Jak tylko cię zobaczyłem, liczna panienko... Chyba mogę się tak do ciebie
zwracać, bo wnioskuję, że wy jeszcze przysięgi sobie nie składalicie. Gdy
popatrzyłem na ciebie, to pomylałem, że wyglšdasz, liczna panienko, jak Matka
Boska szukajšca noclegu. Postanowiłem uratować chrzecijaństwo. Kolejna religia
wcale nie musiałaby być lepsza. Dlatego powiedziałem Marii, żeby was zatrzymała
na jednš noc. Ona już wczeniej swoim kobiecym instynktem przeczuła goci. To
jest jej dom. Wszystko, co miałem, jeszcze za życia przepisałem na Marię. Nic
nie posiadam na stare lata, ale teraz mam wszystko, czego całe życie nie
miałem.
Wypijmy
zdrowie Marii odezwałem się wreszcie.
Mało mówisz, gówniarzu, ale jak się odezwiesz, to co mšdrego z ciebie
wychodzi. Zdrowie Marii! powtórzył toast i znów wychylilimy do dna.
Czemu zmienilicie zdanie i pozwolilicie nam zostać dłużej? spytałem.
Maria chciała. liczna panienka jej się spodobała, bo zapytała o krzak róży
zasadzony pod latarniš i ani słowem nie wspomniała w czasie rozmowy o cenie
pokoju. Nawet nie próbowała się tego dowiedzieć. Maria zaprosiła was na
niadanie, aby was lepiej poznać. I co zobaczyła? Dwójkę gołodupców o czystych
sercach. Ona zna się na ludziach, bo mocno dostała po tyłku i więcej jš życie nauczyło
przez dwadziecia pięć lat niż mnie przez pół wieku.
A kim Maria jest z zawodu? zainteresowałem się.
Gospodyniš domowš, wcibski gówniarzu! odpowiedział ze złociš.
Nie musi się pan tak unosić. Jeżeli pan nie chce, to niech pan nie mówi. Ona tak
pięknie opowiadała o Szekspirze... Pomylałem, że pewnie jest profesorem
anglistyki albo poetkš. Przecież to żaden wstyd być poetš próbowałem
załagodzić sytuację, nie pojmujšc jego irytacji.
Jak jeszcze raz stwierdzę, gówniarzu, że chcesz obrazić Marię, to bez
ostrzeżenia dam ci w pysk powiedział zaczepnie, jakby chciał wszczšć pijackš
bójkę. Wypijmy jej zdrowie. Najwspanialszego anioła, jakiego spotkałem w
życiu. Pijesz smarkaczu? Wypilimy we dwójkę. Twoja mama nie tknęła kieliszka,
patrzšc na gospodarza jak kobra szykujšca się do ataku.
A ty, liczna panienko, nie wypijesz zdrowia Marii?
Nie! Nie będę z tobš piła, bo przyszedłe tu, żeby się z nas naigrawać, a nie
rozmawiać z nami. Twoja mama rozmawiała z nim jak z równym sobie, zwracała
się do niego na ty, mimo że mógłby być jej dziadkiem, nie tylko ojcem. Masz
prawo nas stšd w każdej chwili wyrzucić, ale nie masz prawa obrażać mojego
chłopaka, nazywać go gówniarzem i podejrzewać, że chciał urazić Marię. On
traktuje twojš żonę jak poetkę. Zachwyca się jej wiedzš, jakby była uczennicš
Szekspira. On nie ma zielonego pojęcia, że Maria była kiedy prostytutkš. A
nawet gdy się o tym dowie, to nadal będzie jš podziwiał, bo on patrzy sercem.
Jasne?
Te
słowa sparaliżowały go bardziej, niż mnie wystraszyło pojawienie się ducha.
Życzysz sobie, abymy się teraz wynieli? Zrobimy to natychmiast. W trzy minuty
znikniemy z twojego życia. Czy rzeczywicie tego chcesz? Po to tu przyszedłe?
Zastanów się dobrze, zanim odpowiesz! mówiła twoja mama.
Serce
waliło mi, jakbym stał przed całš drużynš duchów. Oczami wyobrani widziałem,
jak pakujemy się w popiechu i wynosimy z tego domu.
Siedział
zupełnie zdezorientowany, pocierajšc dłoniš czoło. Złota Doxa na nadgarstku
błyszczała w blasku wiec, jakby nie była zegarkiem, lecz trzecim okiem upiora,
umieszczonym na czole. Nalał sobie podwójnš porcję alkoholu i wychylił do dna.
Przepraszam cię, młody człowieku, za ten epitet. Przepraszam ciebie, liczna
panienko, że twojego mężczyznę nazwałem gówniarzem. Przepraszam was oboje, że
przyszedłem do was, żeby zabawić się waszym kosztem. Przepraszam, że was nie
doceniłem. Przepraszam Marię, że zwštpiłem w jej intuicję. Czy teraz, liczna
panienko, przyjmiesz moje przeprosiny?
Tak, teraz tak. Teraz jeste szczery i prawdziwy. Prosimy cię serdecznie,
zostań z nami i opowiedz nam o sobie i o Marii, a my z radociš zostaniemy jeszcze
kilka dni pod waszym dachem. Wypijmy zdrowie Marii, najwspanialszej kobiety,
jakš znamy.
Wypilimy
do dna, zagryzajšc ciastem. Sernik okazał się ósmym cudem wiata. Tak
wspaniałego nigdy nie jadłem. Miał idealny smak i zapach i rozpływał się w
ustach, jakby zrobiono go z mgiełki, a nie z sera.
Jak się domyliła, liczna panienko, że Maria była prostytutkš? Powiedz, proszę...
pytał zaintrygowany.
Też byłam w domu dziecka i też byłam gotowa zrobić wszystko... Rozumiesz, co
znaczy zrobić wszystko, aby mieć własny krzak róży? Wystarczy wyjanień? Mam
kochajšcego chłopaka. Niepotrzebny mi dzi krzak. Rozumiesz? A po drugie, to ty
zareagowałe nerwowo na pytanie o zawód Marii i w ten sposób potwierdziłe moje
przypuszczenia. A teraz, gdy już wszystko sobie wyjanilimy, opowiedz nam tę
historię, której nikomu jeszcze nie opowiadałe.
Nasz
duch wcišż siedział jak sparaliżowany i nie wiedział, co poczšć.
Rozumiem odpowiedział jak zahipnotyzowany. Obchodziłem wtedy pięćdziesište
urodziny... rozpoczšł. Miałem szmal, miałem pozycję społecznš, miałem dom
nad morzem, miałem jacht, miałem sportowy samochód, ale nie miałem miłoci.
Przyzwyczaiłem się do samotnego życia i mylałem, że już tak zostanie do końca.
Ta, którš kochałem nad życie, odeszła wiele lat wczeniej i do dzi nie wiem,
czemu tak postšpiła. Ona też chyba tego nie wie. Pracowałem, żeby zapomnieć i
przygotować swojej córce start w życie. Miałem fascynujšcš, ale bardzo
niebezpiecznš robotę, która wišzała się z nieustannym napięciem. Koledzy bez
mrugnięcia okiem byli gotowi oddać za mnie życie, a ja za nich. Nigdy nie
brakowało forsy, alkoholu i dziewczyn. Nie dopuszczalimy do siebie myli, że życie
można zakończyć inaczej niż podczas akcji lub z prostytutkš w łóżku. Po
badaniach okresowych okazało się, że żyłem zbyt intensywnie i serce nie
wytrzymało... Dostałem rentę inwalidzkš. Nie widziałem już sensu w życiu. Nie
planowałem przyszłoci.
W
urodziny poszedłem do burdelu. Stanęło przede mnš chyba z siedem
prostytutek. Nie wiedziałem, którš wybrać. Jedna z nich się umiechnęła.
Wybrałem jš.
Jeste tu pierwszy raz? spytała, gdy wszedłem do jej pokoju. Przytaknšłem.
Pewnie masz urodziny domyliła się.
Tak, pięćdziesište wyznałem.
Chcę ci dać prezent, którego nigdy nie zapomnisz. Zauważyła moje skrępowanie.
Wejd jeszcze raz. Ale zanim znów wejdziesz, zostaw za drzwiami swoje smutki.
Zrobiłem tak, jak sobie życzyła. Wyszedłem i wszedłem jeszcze raz. Pocałowała
mnie w usta, mówišc: Pomyl o najpiękniejszym momencie w swoim życiu i
kochaj się ze mnš tak, jakbym ja była tamtš kobietš.... Wypijmy jej zdrowie!
Zgodnie wychylilimy kieliszki i jak na komendę wszyscy troje sięgnęlimy po
sernik.
Codziennie wracałem do tego burdelu i płaciłem za całš noc. Zabierałem Carmen,
bo taki miała pseudonim, do teatru, na spacer albo na dancing. Póno w nocy
odwoziłem jš pod dom. Nie tknšłem jej ponad dwa miesišce. Nie zastanawiałem
się, co będzie dalej. Po prostu chciałem spotkać jš następnego dnia. Tak mijał
dzień za dniem. Moje uczucie narastało, już nie potrafiłem tego przed niš ukryć...
Nie
współżylimy ze sobš aż do dnia, gdy ona poprosiła mnie o rękę. To ona
namówiła mnie na lub. Ona chciała być ze mnš. Nie przeszkadzało mi, że była
prostytutkš. To było bez znaczenia, bo przestałem oceniać wartoć kobiet na
podstawie ich podejcia do seksu. Maria jest ode mnie dwadziecia lat młodsza.
Nie mogłem uwierzyć, że kto może mnie pokochać, bo sam już nie kochałem
siebie.
Oboje
wiemy, że ja umrę pierwszy, i to niedługo. Nie chciałem, żeby cierpiała po
mojej mierci. Nie chciałem jej marnować życia. Bardzo długo nie godziłem się
na to małżeństwo. Lekarze nie obiecywali mi długiej staroci. W końcu Maria
wmówiła mi, że dla niej więcej jest warte kilka lat ze mnš i bycie wdowš niż
samotne życie. Uwierzyłem jej. Teraz codziennie mylę o tym, co stanie się z
Mariš, gdy ja odejdę. Jak sobie ułoży życie? Zza grobu nie będę już miał wpływu
na jej los. Nawet nie zdołam jej pocieszyć.
Sprzedałem
dom nad morzem.
Przyjechalimy
tu, gdzie nikt nas nie zna.
Dzięki
niej dowiedziałem się, co to jest miłoć.
Polubiłem
siebie.
Maria
często mi mówiła, że kiedy się idzie na grzyby z przekonaniem, że nie umie się
ich zbierać, albo kiedy uczy się angielskiego, nie wierzšc we własne zdolnoci
do języków, to wraca się z pustym koszykiem i pustš głowš.
Marii
zawdzięczam moje najpełniejsze lata. Kiedy nie dostrzegałem cudów, a dzi
spotykam je co krok.
Marii
zawdzięczam cud cieszenia się każdš chwilš otrzymanš w prezencie od życia,
każdš radociš, a nawet każdym smutkiem. Można przejć przez życie i nie
zauważyć ani jednego cudu, jeli się nie wierzy, że wyrastajš one jak grzyby po
deszczu...
Albo pachnš jak ten sernik... dodałem rezolutnie i natychmiast ugryzłem
się w język.
A ty, liczna panienko, nie bój się miłoci pod żadnš postaciš i w żadnej formie.
Ona jest największym cudem poród najcudaczniejszych cudeniek. Wypijmy za wzrok
pozwalajšcy dostrzec cuda i cudeńka.
Wychylilimy
kolejkę. W tym momencie sernik też skojarzył mi się z cudem. To był cud, a nie
sernik!
W miesišc po zakupieniu tego domu Maria opowiedziała mi o krzaku róży, który
rósł pod oknem sierocińca. Kiedy zasnęła, pojechałem tam i wykopałem go. Wróciłem
przed witem i zasadziłem go pod latarniš. Dostrzegłem cud, widzšc łzy w jej
oczach. Dwa dni prawie nie odchodziła od okna. Krzak przyjšł się i rozrósł,
jak wymarzony w dzieciństwie symbol szczęcia. Kilka dni póniej wysłałem na
konto sierocińca przekaz pieniężny z dopiskiem: Przeniosłam się do tej, która
o mnie marzyła Róża. Za te pienišdze mogli sobie kupić tuzin takich krzaków.
Usłyszałem
pisk dyktafonu. Kaseta się skończyła. Wstałem. Podszedłem do półki, przełożyłem
kasetę na drugš stronę, a dla niepoznaki wróciłem z kolejnš wieczkš.
Mówiłe, że trzymasz ten pokój dla córki. Kiedy tu była ostatnio? zainteresowała
się twoja mama.
Skšd ty wiesz, liczna panienko, o co zapytać? Powinna zostać oficerem
ledczym albo psychoterapeutkš... Moja córka jest kilka lat od ciebie starsza. I
bardzo wykształcona. Pisze doktorat z filozofii. Jest wspaniałš kobietš. Kiedy
idzie po ulicy, to nigdy nie idzie sama. Trzy minuty przed niš idzie jej biust,
a towarzyszy mu tłum potykajšcych się facetów i pisk opon zderzajšcych się
samochodów. Przez wiele lat bylimy z córkš jak rodzeństwo, albo nawet jak
bliniaki. Wszystko mi o sobie opowiadała. Nie mielimy przed sobš tajemnic.
Wszędzie chodzilimy razem, nawet na dyskoteki. W końcu poznała chłopaka i
zakochała się, ale dalej bylimy razem. Kochała swojego chłopaka i mnie.
Każdego inaczej.
Przestałem
istnieć dla mojej córki, kiedy zakochałem się w Marii. Nigdy tu nie była. Maria
co tydzień sprzšta ten pokój, mimo że tak samo jak ja wie, że nigdy jej nie
zobaczymy. Ona nie potrafiła się pogodzić z moim wyborem i moim prawem do
kochania innej kobiety. Poczštkowo bardzo mnie to bolało. Potrzebowałem lat, żeby
zaakceptować jej prawo do własnych emocji, własnego widzenia wiata i własnych
przekonań.
Dzieci
sš tylko epizodem w życiu człowieka. Po to im dajemy życie, żeby kiedy żyły
swoim życiem. Bo one nie sš przedłużeniem naszego istnienia czy powodem do dumy
tylko dlatego, że niechcšcy spartaczylimy własne życie. Kochać to znaczy także
pozwolić odejć. Miłoć nie jest dożywotnim prawem dzierżawy i być może dlatego
jest tak cenna.
Ty,
młody człowieku, zapewne kochasz swojš matkę, a ona ciebie. Ale dorosłoć to
koniecznoć dokonywania wyborów. Jednym z kilku momentów przemiany chłopaka
w mężczyznę jest ten moment, kiedy musi on wybierać między matkš a kobietš,
z którš sypia. Tylko opowiadajšc się po stronie dziewczyny, może stać się
dojrzały. Matce należny jest szacunek, a żonie miłoć. Twoje pytanie: Kim
Maria jest z zawodu? dlatego tak mnie wkurzyło, bo już wczeniej słyszałem je od
mojej matki. Zadała je, by omieszyć Marię.
Wypijmy
za mojš matkę. Ona, chcšc z Marii zrobić dziwkę, zmusiła mnie do dokonania
wyboru. Dopiero tamtego dnia, kiedy skończyłem pięćdziesišt lat, stałem się
mężczyznš...
Zajęty
sernikiem, nie zastanawiałem się nad sensem toastu.
Zaraz przytulę się do Marii, wdzięczny losowi, że pozwolił mi na takie
szczęcie pod koniec życia. Nie będę mu robił wymówek, że mógł to zrobić wczeniej.
No bo niby jak. Gdy miałem dwadziecia lat, Maria ssała jeszcze smoczek. Gdy
moja eksżona poszła w sinš dal, Maria dopiero uczyła się pisać Ala ma
kota. Gdy miałem trzydzieci pięć lat, prokurator wsadziłby mnie za uwodzenie
nieletnich...
Młody
człowieku, nie zastanawiaj się ani chwili dłużej. Popro licznš panienkę o
rękę. W tajemnicy ci powiem, ona tego chce! Nie bšd takim dupkiem jak ja i nie
czekaj, aż ona sama ci się owiadczy. A ty, liczna panienko, podziwiaj swojego
faceta za to, kim jest. Tylko w ten sposób stworzysz z niego mężczyznę. On
bardziej od twojej cipki potrzebuje twojego zachwytu. Jeli nie będziesz go
podziwiać, zaczniesz nim pogardzać, a on z najwspanialszego faceta stanie się
jednym z milionów dupków depczšcych tę planetę.
Kochajcie
i mówcie o tym, nie liczšc na to, że jutro jeszcze raz będziecie mogli to
wyznać. Żyjcie dzi dla siebie, a nie dla wspomnień, zdjęć w albumach czy
kartek pocztowych wysyłanych z wysp Hula-Gula.
Co jeszcze jest konieczne, żeby chłopak dorósł i stał się facetem? zainteresowała
się twoja mama.
Żydzi mówili, że mężczyzna musi zbudować dom, posadzić drzewo i napisać
ksišżkę.
Co znaczyły te trzy symbole?
Mšdre zadajesz pytania, liczna panienko. Pojęła w lot, że to sš tylko
symbole. Dom jest symbolem intymnoci i odpowiedzialnoci. Aby być mężczyznš,
trzeba wzišć całkowitš odpowiedzialnoć za swój los. Jeli chłopak będzie
utrzymywał swojš rodzinę z pieniędzy tatusia albo z zapomogi socjalnej, to
nigdy nie będzie miał szansy stać się mężczyznš. Tylko wiadomoć, że jeli ON
nie zarobi, to jego rodzina umrze z głodu, że to ON jest odpowiedzialny za jej
los, da mu szansę stania się mężczyznš.
Czy tak samo było z tobš? Kiedy poczułe się odpowiedzialny za Marię?
Maria, aby się wykupić z zawodu, oddała wszystkie zaoszczędzone pienišdze
swojemu opiekunowi. Została bez grosza, zdajšc się na mnie.
A co z tš intymnociš domu? Czy tu chodzi o seks?
Intymnoć to rozgraniczenie wiata cianami. Zaczyna istnieć co wewnštrz, co
jest wyłšcznš własnociš rodziny, i co cudzego, na zewnštrz. Wszelkie próby
tworzenia wspólnot i komun spowodowały jedynie niedorozwój osobowoci u
facetów wierzšcych w takš ideę wspólnoty.
Posadzić
drzewo to symbol posiadania potomka i cierpliwoci. Tak jak potrzeba czasu, aby
z sadzonki wyrosło drzewo, tak samo potrzeba czasu, aby z nasienia powstał
dojrzały człowiek.
Napisać
ksišżkę to znaczy mieć co do powiedzenia, mieć pasję nadajšcš życiu cel i
sens. Siedzenie przed telewizorem z pilotem w dłoni i przełšczanie kanałów nie
jest pasjš, ponieważ nic nie tworzšc, nie daje ani celu, ani nie wnosi sensu do
życia. Picie alkoholu też nie jest pasjš. I dlatego proponuję, żebymy wypili
zdrowie Marii. Niech ma swojš pasję i potrafi cieszyć się życiem, gdy mnie
zabraknie.
Wypilimy.
Sięgnšłem po następny kawałek sernika. Tym razem skubałem go, rozkoszujšc się
każdš okruszynkš.
Czy zarabianie pieniędzy może być pasjš? spytałem, zlizujšc z łyżeczki resztki
sernika.
Nie. Gromadzenie pieniędzy dla samego posiadania majštku nigdy nie da
szczęcia.
A więc należy stać się żebrakiem, żeby być szczęliwym? spytałem przekornie.
Młody człowieku, mówimy o dwóch różnych rzeczach. Jeli chcesz kupić samolot,
to pewnie będziesz musiał nazbierać dużo pieniędzy, ale twoim celem nadal pozostanie
samolot. Jeli natomiast będziesz pracował tylko po to, żeby mieć gruby portfel,
a twoim celem stanie się jeszcze zasobniejsze konto w banku, to nigdy się nie
dowiesz, co to jest szczęcie. Nie licz pieniędzy, one nie sš po to, żeby je
gromadzić. Zbierane stajš się tylko liczbš na koncie nieposiadajšcš żadnej
wartoci. Pienišdze majš wartoć tylko wtedy, gdy się je wydaje.
Jedyne,
co ma nieprzemijajšcš wartoć w życiu, to czas. Jeli dajesz komu swój czas,
to dajesz mu czšstkę swojego życia, czšstkę siebie. Dowiesz się o tym, kiedy
będziesz miał syna. Jeli nawet dasz mu największš sumę pieniędzy, kupisz jacht
i Ferrari, to i tak będziesz dla niego nikim, skoro brakuje ci czasu, żeby
łowić z nim ryby, grać w piłkę i rozmawiać.
Jeli
swojej dziewczynie dasz milion dolarów, ale nie znajdziesz czasu na wycieczkę w
góry, to nigdy cię nie pokocha.
Jeli
swojej żonie będziesz dawał futra, brylanty i samochody, a nie siebie, to będzie
tobš gardzić. Jak wiadomo, miłoci nie da się kupić. Gdybym dawał Marii
pienišdze, by nie musiała pracować jako prostytutka, ale nie spędzał z niš
wieczorów, to może i byłaby zadowolona, lecz pogardzałaby mnš.
Kobiety
albo kochajš, albo pogardzajš gdy zaczynajš pogardzać, przestajš kochać.
Dziewczyna
staje się kobietš w momencie defloracji, a dojrzewa psychicznie, rodzšc
dziecko i karmišc je.
Samcowi
natura nie dała ani błony dziewiczej, ani cišży. On ma szansę osišgnšć
dojrzałoć emocjonalnš tylko w zwišzku z kobietš. Nic mu nie pomogš tytuły
naukowe, fakultety, ksišżki, szkolenia i seminaria. Jeli facet nie żył z
kobietš, prawdziwš kobietš, pozostanie chłopcem.
Czy kobieta może pomóc chłopakowi, aby dorósł i stał się mężczyznš?
Oczywicie.
A co ma robić? spytała twoja mama.
Postępować jak z psem.
To znaczy jak?
Dać pełnš michę, bawić się z nim, patrzeć mu w oczy i mówić, jaki on
mšdry, gładzić po głowie, cieszyć się na jego widok, nauczyć go chodzić przy
nodze, aportować, a najważniejsze: dać mu poczucie, że zawsze potrafi jš
obronić. Czasami trzeba go spucić ze smyczy, niech sobie pohasa i nacieszy się
wolnociš. Gdyby matki Polki włanie tak postępowały ze swoimi mężami,
zamiast powtarzać jak litanię: on jest dorosły i sam powinien wiedzieć, to liczba
rozwodów zmalałaby pewnie o dziewięćdziesišt procent. No, kochani, koniec
wykładu, zdrowie Marii!
Wypilimy
szczerze jej zdrowie, bo przecież Maria upiekła to niezwykłe zjawisko
kulinarne.
Już sobie pohasałem, poczułem wolnoć i wracam do budy, aby od rana merdać
ogonem ze szczęcia na widok swojej pani. Dziękuję wam serdecznie. Znów się
czego nauczyłem.
Czego? spytałem zaskoczony.
Tego, że mój wiek nie upoważnia mnie do traktowania kogokolwiek z góry, bez
względu na to, jak ten kto smarkato wyglšda.
Dziękujemy za przemiły wieczór odpowiedzielimy chórem. I proszę od nas podziękować
Marii za wspaniały sernik dodałem, wręczajšc mu pustš blaszkę.
Skinšł
głowš na pożegnanie i zamknšł drzwi. A ja wyłšczyłem dyktafon.
Masz nagranš całoć? zapytała twoja mama. Zorientowałam się, że nagrywasz
dopiero wtedy, gdy dyktafon zapiszczał.
Tak, mam całš rozmowę, od chwili kiedy wnielimy kieliszki.
Chyba będziemy tego słuchać, i to nie raz. Ale nie dzi. Chod spać.
Za chwilę, tylko przykryję te dwa kawałki sernika, żeby nie wyschły do rana, i
zdmuchnę wieczkę. No i jak tu nie wierzyć w duchy? spytałem retorycznie,
delikatnie opatulajšc sernik serwetkš.
Na
niadanie zjedlimy wieże bułeczki, które przyniosłem ze sklepu, a resztkę
sernika wzięlimy ze sobš w góry.
Fascynujšca przygoda, ale wcišż nie opowiedziałe mi o waszym pierwszym razie
zauważyła córka.
Właciwie to wiesz już wszystko. Pozostało mi tylko postawić kropkę nad i. A
więc cały następny dzień, aż do zachodu słońca, spędzilimy w górach. Gdy
wracalimy, już robiło się ciemno.
Wykšpalimy
się razem i poszlimy do łóżka.
Leżelimy
nago, tulšc się do siebie.
Twoja
mama powiedziała chcę.
Wstałem.
Wyjšłem
z szafy czyste przecieradło. Mama też wstała, w przekonaniu, że chcę na
tę uroczystš chwilę naszej inicjacji przecielić łóżko.
Wzišłem
jš za rękę i nadzy wyszlimy z domku. Była goršca bezksiężycowa noc. Niebo
iskrzyło się gwiazdami jak brylantami. Poszlimy na rodek łški, na której zamierzalimy
nocować pierwszego dnia, gdy szukalimy noclegu. Uklęknęlimy na trawie jak do
modlitwy. Polana stała się kociołem z kopułš z gwiazd i ołtarzem z gór.
Czulimy
się czšstkš wszechwiata.
Mamy
prawo tu być i decydować o własnym życiu.
Razem
rozłożylimy przecieradło na trawie...
Z
chłopaka i dziewczyny przeistoczylimy się w mężczyznę i kobietę.
Wiedeń, 7 padziernika 2003
Do księdza Bronisława Bozowskiego
Można kochać i chodzić samemu po ciemku
Z przyjaniš jest inaczej ta zawsze wzajemna
księże Bozowski patronie przyjani
z nosem swym i umiechem ukryłe się w niebie
kto dzwoni długo stuka
znów pyta o ciebie
ks. Jan Twardowski
Tato... po długim milczeniu Ida odezwała się pierwsza.
Słucham.
Czy mama już wtedy malowała obrazy?
Nie. Malować zaczęła dopiero po tygodniu pobytu w
klinice.
Na co była chora?
Chod, zobaczymy, jak się czuje.
Wstał.
Powoli otworzył drzwi, jakby to był pokój dziecięcy, a nie sala szpitalna.
Weszła tuż za nim. Przy łóżku pogršżonej we nie chorej siedziała pielęgniarka
i czytała ksišżkę. Dała im znak, aby podeszli bliżej.
Możecie spokojnie jechać do domu. Stan chorej jest stabilny, puls i cinienie
w normie. Ela dostała rodki nasenne i będzie spała do rana. Umiechnęła się
do nich. Po szczegółowe informacje zgłocie się jutro do chirurga, ale dopiero
po porannym obchodzie.
Nic tu po mnie powiedział, zamykajšc drzwi. Jeli chcesz, podwiozę cię do
domu i pojadę...
O nie! Nic z tego! Nie pozwolę ci odjechać! Dzi dokończysz to, co zaczšłe, i
odpowiesz mi na wszystkie pytania zarzšdziła Ida tonem nieznoszšcym
sprzeciwu. I nagle jakby się przelękła swojej stanowczoci, bo dokończyła już żartem:
Niech ci się nie wydaje, młody człowieku, że i tym razem uda ci się tak bez
słowa zniknšć niewiadomo na jak długo z mojego życia. Nie będziesz jechał po nocy
siedemset kilometrów, dzisiaj nocujesz u mnie. Gdzie zostawiłe samochód?
W garażu podziemnym.
To dobrze, że przyjechałam metrem. Będziesz mógł snuć swoje wspomnienia także w
drodze do domu.
Ale ja już nie mam co wspominać... Otwierajšc jej drzwi samochodu, próbował
zdewaluować to, co nie zostało dopowiedziane. Wiesz już prawie wszystko.
Obydwoje wiemy, że o najważniejszym nawet się nie zajšknšłe.
Co masz na myli? Miał nadzieję, że zapyta go o jaki drobiazg, który on
wyjani w kilka minut.
Od paru godzin opowiadasz mi o mojej mamie i ani razu nie wymieniłe jej
imienia, a nawet nie powiedziałe o niej moja żona. Byłam wciekła, kiedy cię
zobaczyłam w poczekalni. Uważałam, że nienawidzisz mamy i przyjechałe tu tylko
po to, żeby się napawać widokiem jej choroby. Mylałam, że chcesz zobaczyć, jak
umiera, żeby zemcić się za to, co ci zrobiła. Nie zauważyłam, żeby się naprawdę
o niš martwił. Ale gdy nastšpił kryzys, zobaczyłam, że się modlisz o jej
zdrowie. Ty, niewierzšcy, modliłe się o niš! Potem mylałam, że chciałe się z
mamš spotkać i poprosić jš o wybaczenie czego, czego mogę się tylko domylać. Ale
po operacji tego nie zrobiłe, mimo że była przytomna. Nie powiedziałe nawet przepraszam,
jakby niczemu nie był winny. A przecież dobrze wiem, że w twoim życiu oprócz
mamy była też inna kobieta.
Nie ukrywam, że w moim życiu było wiele kobiet...
Mnie nie chodzi o lata po rozwodzie. Mówię o czasie waszego małżeństwa.
Kogo masz na myli?
Kochałe jš?
Tak, kochałem twojš mamę, przecież nie ukrywałem tego...
Ja chcę się dowiedzieć, dlaczego zdradzałe mamę?
Z kim? zapytał, jakby nie rozumiejšc, o co chodzi.
Nie rób ze mnie kretynki. Miałe kochankę. Niechcšcy nawet wymieniłe jej imię.
Mówię o Belli. Kochałe jš tak samo jak mamę czy może bardziej?
Tak. Chyba nawet bardziej powiedział, patrzšc jej prosto w oczy.
Czy kobieta, z którš teraz jeste, to Bella?
Nie. Bella od dawna nie istnieje.
Bella rozbiła wasze małżeństwo?
Nie, wprost przeciwnie, scaliła je. Zaczšł się miać.
Tato, nie oszukuj mnie. Nigdy nie uważałam cię za więtego. Dzi chyba mogłabym
ci uwierzyć. Wykorzystaj to i nie kłam, chcę znać prawdę!
Nie zależy mi na tym, co sobie pomylisz, i jakie masz o mnie zdanie. Ale
proszę cię, nie zarzucaj mi kłamstwa tak długo, zanim nie będziesz pewna, że
mnie na nim przyłapała powiedział, skupiajšc się na prowadzeniu samochodu
wród popołudniowego szczytu. Większoć rzeczy, sytuacji i emocji wydaje się
nam inna niż jest w rzeczywistoci. Jako dzieci nauczylimy się dzielić
zdarzenia, ludzi, uczucia, a nawet zwierzęta na dobre i złe. Dorastajšc,
zaczynamy rozumieć, że nie ma ani bezwzględnego zła, ani całkiem czystego
dobra. Nic na tym wiecie nie jest idealne. To, co dla mnie jest dobre, dla
ciebie może być szkodliwe albo wręcz zabójcze. Jeli w swoim opowiadaniu
zrobię z siebie niewinnego aniołka, to możesz znienawidzić swojš matkę.
Chciałem
ci opowiedzieć jak najwięcej, ale nie wszystko, bo musi jeszcze pozostać
miejsce na twój własny osšd. Teraz zrozumiałem, że niezależnie od tego, ile się
dowiesz, ten pusty margines i tak będzie istniał. Wiedział, że na przekonania
nie ma lekarstwa, a milczenie jest jak placebo. Działajšc w sposób oczekiwany
przez pacjenta, powoduje także skutki uboczne i uzależnia. Aby ułatwić córce
nabranie dystansu do emocji rozbudzonych pytaniami o zdradę, wpadł na pewien
pomysł pozwalajšcy mu nieco zyskać na czasie.
Niech będzie tak, jak ty chcesz. Opowiem ci całš prawdę. Odpowiem na każde
twoje pytanie. Proszę tylko, żeby się zdobyła na kilka minut cierpliwoci.
Nieprzespana noc zaczyna mi się dawać we znaki. Pozwól mi najpierw się umyć.
Przygotuj mi duży kubek mocnej kawy. Nie osšdzaj i nie oskarżaj, dopóki nie
usłyszysz mojej wersji historii małżeństwa z Elš. Miejsce do zaparkowania
samochodu znalazł tuż pod samym wejciem do domu.
Dobrze, tato wróciła do spokojnego tonu, otwierajšc drzwi do mieszkania.
Ale ja też mam do ciebie probę. Chcę, żeby sobie nalał pełnš wannę wody,
poleżał w pianie i wypoczšł, abym potem mogła bez ograniczeń męczyć cię
pytaniami. Sporo ich uzbierałam przez ostatnie lata.
Daj mi tylko ręcznik poprosił zamylony i bez słowa zamknšł za sobš drzwi do
łazienki. W czasie kšpieli postanowił przygotować następnš częć wspomnień.
Piana
przypominała zapachem chmurki na letnim niebie, gdy leży się na łšce i patrzy w
górę, a myli płynš wolniej od obłoków...
Obudził
się zmarznięty, lecz rzeki. Wytarł ciało frotowym ręcznikiem chłonšcym wodę jak bibuła atramentowe kleksy.
Włożył czyste slipy i skarpetki, które zawsze woził ze sobš w neseserze, tak
samo jak szczoteczkę do zębów i paszport.
Umył
wannę, by nie zostawić po sobie ladu.
Ida
pobiegła po zakupy do osiedlowego sklepiku. Wprawdzie jajka były tu niemal dwa
razy droższe niż w supermarkecie, ale miały zupełnie inny smak, podobnie jak
zawsze wieży ser, mietana i masło, które właciciel sprowadzał prosto od
chłopa.
Szybko
zrobiła ciasto. Zanim wyszedł z łazienki, przelała je do brytfanki i wstawiła
do nagrzanego piekarnika. Wrzštkiem zalała kawę.
Jeste głodny? spytała, niosšc kubki z aromatycznym płynem i nucšc co pod
nosem. Zjesz co?
Póniej, na razie marzę tylko o kawie.
Czekam niecierpliwie na dalszy cišg. Najwyraniej poprawił jej się humor. Mylę,
że w wannie przygotowałe sobie następny rozdział swoich opowieci, przejd więc
od razu do rzeczy i daruj sobie niepotrzebne dygresje.
Uwielbiam cię, jeste znakomitš, chociaż bardzo wymagajšcš słuchaczkš.
Miało być bez dygresji strofowała go wesoło, jakby był jej synem.
OK, wracam do wspomnień. Pamiętasz, mówiłem ci, że na naszej wyspie nie było
pršdu? Mielimy ponad setkę wiec, które palilimy przed pójciem spać. To był
trzeci albo czwarty wieczór naszej wielkiej przygody. Ela leżała już w łóżku, a
ja jeszcze co robiłem przy stole. Za oknem hałasowały cykady. Co jaki czas
przerywalimy błogš ciszę, mówišc co do siebie. wiatło wiecy owietlało
twarz mojej ukochanej żony. licznie wyglšdała z zamkniętymi oczami.
Przypominała pišcego aniołka. Chciałem jej to powiedzieć.
pisz? zapytałem.
pię odpowiedziała Ela.
Jak to? pisz i mówisz? Czy to jaka nowa zabawa w udaję, że pię? zażartowałem.
Nie, to nie jest zabawa, ja pię powtórzyła spokojnie.
Nigdy nie słyszałem, aby kto tak przytomnie mówił przez sen.
O wielu rzeczach jeszcze nie słyszałe stwierdziła filozoficznie.
Potrafisz mówić przez sen?
Tak. Już dwa razy o to pytałe.
Czemu wczeniej mi o tym nie powiedziała?
Bo wczeniej ci nie ufałam.
Co takiego się stało, że dzi nagle zaczęła mi ufać? zdziwiłem się, bo nic
szczególnego nie pamiętałem.
Dzisiaj nic nadzwyczajnego się nie zdarzyło. Ufam ci już od kilku miesięcy.
To dlaczego dopiero dzi rozmawiasz ze mnš przez sen?
Wczeniej nie było ognia.
Jakiego ognia? Moje serce płonie! Bawiłem się tš niezwykłš rozmowš, traktujšc
jš jako żart.
Nie było płomienia. Abym mogła mówić przez sen, musi być wiatło wiecy albo
ognisko.
Rozmawiamy ze sobš całymi dniami, a ty nawet nie wspomniała, że potrafisz
mówić przez sen.
Ela nie mogła cię o tym poinformować.
Czemu?
Ela nie wie o tym.
Jak to nie wie?
Po prostu
nie wie... mówiła tak, jakby była zupełnie kim innym.
To
ty nie jeste Elš? Nie rozumiałem, o czym mówi.
Nie jestem. Jedyne, co nas łšczy, to wspólne ciało.
To kim ty jeste? Głos mi się załamał, bo wreszcie dotarła do mnie
niezwykłoć sytuacji.
Drugš osobowociš zamieszkujšcš to samo ciało. Poczułem jak pot spływa mi po
karku.
Kim w takim razie jeste?
Kiedy byłam kapłankš u bogini ogniska domowego.
Kim?
Opiekunkš rodziny.
Jak się nazywasz?
Wtedy nie miałam własnego imienia. W starożytnoci zwali mnie tak jak mojš
boginię: Westa lub Hestia.
A jak ja mam do ciebie mówić?
Mów tak, jak ci się podoba.
To nazwę cię Ela B próbowałem jeszcze żartować.
Nie podoba mi się taka numeracja. Nie chcę mieć numeru... Wykrzywiła usta w
podkówkę.
A jak ty by chciała mieć na imię?
Nazwij mnie Bellš.
Fascynujšce! Chciałem się jako zdystansować do tego, co usłyszałem, obrócić
to w żart, bo to, co usłyszałem, przekraczało moje zdolnoci rozumienia wiata.
Ale się ucieszysz, gdy rano opowiem ci twój sen.
To nie jest sen.
A co to jest? Żart?
To nie jest kawał.
OK. Jeli wolisz nazwać to zabawš, to niech będzie zabawa. Ale się jutro
ubawimy!
Nie rób tego powiedziała stanowczo.
Czego mam nie robić?
Nie opowiadaj Eli o moim istnieniu.
Czemu nie? To zabawne...
Dla Eli to wcale nie byłoby zabawne... Jej twarz wykrzywił grymas strachu.
Oczywicie, że będzie. Ja jš znam!
Tylko tak ci się wydaje. Wcale jej nie znasz. Ty tylko sobie wyobrażasz, jaka
ona jest...
Przecież jestem jej mężem użyłem kretyńskiego argumentu.
Ty wiesz tylko tyle, ile ona ci powie. Ja jestem w niej i wiem o niej wszystko.
Jutro powiem o tym Eli. Może potrzebne będzie jakie leczenie pomylałem
głono, wierzšc we wszystkowiedzšcych lekarzy.
Jeli opowiesz Eli o moim istnieniu, zrobisz jej krzywdę. Jej strach
narastał.
Jakš?
Dla niej to będzie zbyt wielki szok.
A wiesz, jaki to jest szok dla mnie? Moja żona mówi przez sen, jakby była kim
innym!
Wiem. Ale ona nie przeżyłaby tego.
Co ty znów insynuujesz?
A jak ty by się poczuł, gdyby cię kto poinformował, że twoje ciało
zamieszkuje jeszcze inna osobowoć? Mylšca inaczej, czujšca inaczej, i na
dodatek wiedzšca o tobie wszystko, podczas gdy ty o niej zupełnie nic nie
wiesz?
Chyba bym zwariował! Powoli zaczynałem rozumieć sytuację.
Tak by się stało, gdyby opowiedział o mnie Eli. To, co dla ciebie jest tylko
szokiem, Elę mogłoby doprowadzić do pomieszania zmysłów.
Czy ty wiesz, o czym mówisz?
Wiem. Ela nie tylko uznałaby, że jest chora psychicznie, ale popełniłaby
samobójstwo.
Dlaczego tak uważasz?
Bo ja mam dostęp do Eli.
Co to znaczy?
Wiem o niej wszystko bez wyjštku.
Wiesz także, co Ela myli, co czuje, co widzi?
Tak. Mam pełny dostęp do jej zmysłów, emocji i pamięci. Natomiast mówić jej
ustami mogę tylko, gdy pi i kiedy w pobliżu pali się ogień.
Ona zupełnie nic o tobie nie wie?
Nawet nie podejrzewa, że istnieję.
Ela jest karmicielkš pasożyta?
Masz prawo tak sšdzić, jeli tak ci jest łatwiej.
A czy ty mogłaby porozmawiać z Elš, gdyby chciała?
Nie mam aktywnego dostępu do tej częci jej mózgu, która jest odpowiedzialna za
wiadomoć. Gdy Ela jest przytomna, ja jestem tylko obserwatorkš tego, co się
dzieje: tego, co ona widzi, co słyszy, co myli i co czuje.
Nie potrafię uwierzyć w to, co mi mówisz...
Nie musisz. Może lepiej zakończmy tę rozmowę?
Pojawiasz się w najpiękniejszym momencie mojego życia, gdy jestem szczęliwy z
kobietš, która jest mojš żonš i...
I niszczę twoje tak pięknie utkane szczęcie... dokończyła.
Skšd wiedziała, że włanie to chciałem powiedzieć?
Bo ja wiem więcej, niż możesz sobie wyobrazić.
To znaczy co?
Wiem o tobie trzykrotnie więcej niż Ela.
Przecież ona wie o mnie wszystko!
Ela wie tylko to, co ty pozwalasz jej o tobie wiedzieć.
Jeste duchem? Znajdujesz się także we mnie?
Nie! Ja nie jestem duchem! Ja istnieję! prawie krzyczała, buntujšc się przed
uznaniem jej za zjawę.
Ale twierdzisz, że potrafisz czytać w moich mylach? Poczułem, że za chwilę szlag
mnie trafi.
Może ci się tak wydawać, ale tak nie jest.
To dlaczego twierdzisz, że znasz mnie lepiej niż Ela?
Potrafię dostrzec więcej faktów, zinterpretować je i wycišgnšć wnioski.
Daj przykład czego, co ty wiesz, a nie wie o tym Ela.
A nie będzie to dla ciebie zbyt dużym wstrzšsem?
No proszę, zadziw mnie czym!
Nie jeste jeszcze wystarczajšco zszokowany? kpiła.
Jestem, ale nie żałuj sobie, niewiele może mnie teraz zaskoczyć.
Skoro nalegasz...
Nalegam!
Za chwilę pójdziesz zapalić papierosa.
Już teraz chętnie bym zapalił, ale nie mam papierosów kłamałem jak z nut. Czy
Ela ma gdzie ukryte papierosy? Powiedz, gdzie!
Oszukujesz! Mimo ustaleń, jakie robilicie z Elš przed wyjazdem, zabrałe na
wyspę co najmniej paczkę papierosów powiedziała z umiechem, który był oznakš
pewnoci.
Skšd wiesz, że skłamałem? spytałem bardziej zaciekawiony niż wciekły, że
odkryła mojš tajemnicę.
Kiedy wypowiadałe słowa nie mam, zmienił ci się ton głosu i zrobiłe
mniejszy odstęp między tymi słowami.
Ty słyszysz to, co jest niesłyszalne?
To się nazywa postrzeganie podprogowe. Widzę i słyszę tylko to, co widzi Ela,
ale potrafię kojarzyć fakty.
Czy Ela wie o papierosach?
Nie, ona się nie domyla.
Wiesz także, co ona myli?
Tak. O Eli wiem dużo więcej, niż ona wie o sobie.
Skšd wiesz, że mam schowane papierosy? Nie mogła tego poczuć, bo jeszcze nie
paliłem. Nie mogła ich zobaczyć, bo nawet ich nie wycišgnšłem. Skoro jeste
taka spostrzegawcza, to powiedz, gdzie jest ta paczka.
Jedna z par frotowych skarpetek w rogu półki jest nieco większa od innych.
Czy to znaczy, że nie byłbym w stanie cię okłamać?
To mało prawdopodobne, aby ci się udało. Tylko gdyby robił to niewiadomie, bo
wtedy nie zadrży ci głos.
Za to ty możesz mnie oszukiwać ile dusza zapragnie? Ta zabawa przestaje mi się
podobać.
Ja cię nie mogę okłamać...
Czemu nie?
Nie potrafię. Niezależnie, jak bardzo bym chciała. Ja po prostu nie potrafię
kłamać.
Co chcesz przez to powiedzieć? Dopiero to okazało się dla mnie prawdziwym
szokiem.
Dokładnie to, co usłyszałe. Nie jestem w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa
kłamstwa. Najwyżej mogę przemilczeć co, czego nie chcę powiedzieć.
Mam w to uwierzyć?
Zrobisz, jak zechcesz.
Mam mętlik w głowie i tysišce pytań.
Pytaj.
Powiedz mi, jak to jest być w cudzym ciele.
Chyba podobnie musi się czuć sparaliżowany niemowa odpowiedziała po chwili zastanowienia.
Ela przecież mówi.
Ona mówi za siebie. Ona mówi to, co ona myli, a nie to, co ja chciałabym
powiedzieć.
Ty mylisz inaczej niż Ela?
Zupełnie inaczej.
Ela jest dla ciebie obcš osobš?
Zamieszkujemy to samo ciało. Jestem od niej uzależniona.
To było wymijajšce zauważyłem, z zadowoleniem przyłapujšc jš na
eufemistycznej odpowiedzi.
Czasami wydaje mi się obca.
Czy ty lubisz Elę?
Niekiedy jest mi bardzo bliska. Wiem, co myli, co czuje, jak bardzo cię
kocha...
Ale czy jš lubisz?
W taki sposób jakby była mojš młodszš siostrš. Nieraz wkurza mnie
nieprzeciętnie. Kiedy niepokoiłam się o niš.
A teraz już się o niš nie martwisz?
Odkšd poznała ciebie, jestem o niš dużo spokojniejsza.
Czemu?
Bo jeste odpowiedzialnym, choć nieco zwariowanym chłopakiem. Potrafisz o niš
zadbać, a więc jednoczenie dbasz też o mnie.
Czy Ela mnie naprawdę kocha?
Tak. I po sekundzie przerwy dodała: Na swój sposób.
Co chcesz przez to powiedzieć? zrozumiałem, że co przede mnš ukrywa.
Nic więcej nie chcę powiedzieć. To wasza sprawa.
A jaki ty masz stosunek do mnie?
Na dzi wystarczy pytań rzekła stanowczo.
Czy to znaczy, że jeszcze kiedy będziesz ze mnš rozmawiać?
Zawsze, jeli tylko zechcesz.
Co mam wtedy zrobić, żeby porozmawiać?
To samo, co dzi. Wystarczy zapalić wieczkę, kiedy Ela zanie i zawołać mnie.
A więc nie jest to nasza ostatnia rozmowa?
Nie. Chyba, że nie utrzymasz jej w tajemnicy i opowiesz o moim istnieniu, wtedy
więcej się do ciebie nie odezwę.
Nikomu?
Nikomu, bez wyjštku!
Chyba miała rację, muszę zapalić, bo rozum mi się lasuje.
To id, ale nie ga wieczki. Zgasisz, kiedy wrócisz... Proszę...
Wydłubałem
ze skarpet ukrytš paczkę papierosów. Poszedłem na brzeg morza oglšdać niebo
janiejšce przed wschodem słońca. Wypaliłem jednš po drugiej ze cztery fajki,
bezskutecznie próbujšc dojć do ładu z tym, co usłyszałem od pišcej Eli. Ale
zamiast ładu poczułem jeszcze większy chaos. Wyobraziłem sobie, jak ja bym się
czuł w roli drugiej osobowoci zamieszkujšcej czyj mózg. Jak sparaliżowany
niemowa nie mogšcy nawet popełnić samobójstwa. Przeraziło mnie to, że we mnie
także może być jaki inny facet, o którego istnieniu nie mam pojęcia.
Czułem,
jak mi czaszka pęka od mylenia.
Wróciłem
do domku i zanim zgasiłem wieczkę, pocałowałem swojš żonę w czoło.
Dobranoc, Bell wyszeptałem.
Dobranoc odpowiedziała również szeptem.
Przytuliłem
się do Eli-Belli. Miała mokry policzek. Pasożyt płakał!
Czemu beczysz?
Ze szczęcia. Dzi tego nie zrozumiesz. Kiedy ci powiem...
Nie
zapytałem, kiedy. Zapragnšłem usnšć i natychmiast zasnšłem.
Zamilkł.
Patrzył na córkę rozcierajšcš czoło palcami i próbował zgadnšć, co myli. Z
odrętwienia wyrwał Idę dzwonek dochodzšcy z kuchni. Wstała i poszła bez słowa,
zabierajšc po drodze puste kubki po kawie.
Siedział
w fotelu z zamkniętymi oczami. Zwštpił, czy dobrze zrobił, opowiadajšc jej to
wszystko. Może i tym razem już za chwilę będzie musiał to odwołać, aby nie
doszło do tragedii...
Po
kilku minutach córka wróciła, niosšc dwie szklaneczki i butelkę whisky.
Tatusiu, ta historia z duchami, którš mi opowiedziałe w szpitalu, zrobiła na
mnie piorunujšce wrażenie, ale była niczym wobec tego, co od ciebie usłyszałam
przed chwilš. Mam chęć napić się z tobš za zdrowie mamy. Co ty na to?
Bardzo chętnie. Też mam smak.
Napełniła
kieliszki i wypiła jakby to był kompot, a nie alkohol.
Opowiadaj dalej. Teraz to nawet może być z dygresjami, już mi jest wszystko
jedno. Ale ostrzegam, gdyby wpadł na pomysł, żeby przerwać, nie kończšc, to
chyba bym cię ukatrupiła.
Czym, jeli wolno spytać? Przekomarzał się z niš jak z dzieckiem dla
rozładowania niedobrego nastroju.
Zadusiłabym cię gołymi rękami albo poduszkš.
A gdybym odjechał, aby uniknšć umiercenia?
A jak mylisz, po co ci dałam alkohol? Po to, żeby mieć pewnoć, że zostaniesz
na noc rozemiała się serdecznie.
Mšdrze pomylane, nie wpadłem na to.
Dzięki za komplement. Czy już rozładowałe napięcie i możesz wrócić do
opowieci?
Mogę...
No to wróć wreszcie!
OK. Wracam. Następnego dnia Ela ledwo się mnie dobudziła. niadanie całkiem
wystygło, zanim zwlokłem się półprzytomny z wyrka. Chyba patrzyłem na niš jako
inaczej, bo zapytała, czemu przyglšdam się jej tak dziwnie.
Czy ty wiesz, że potrafisz mówić przez sen? spytałem, mieszajšc łyżkš w
jakiej mleczno-odżywczej breji.
Co?! Wytrzeszczyła oczy i zamarła z łyżkš pełnš kleistej papki.
No, rozmawiasz przez sen... zaczšłem, patrzšc we wzorki, jakie zostawiała
łyżka w budyniowatej masie, i natychmiast pożałowałem.
Uważasz mnie za wariatkę? A może ja już zwariowałam i nic o tym nie wiem?
Zacisnęła palce na łyżce, którš niosła do ust.
Wczoraj, gdy spała, próbowałem z tobš rozmawiać... starałem się wycofać
rakiem.
Co ci opowiedziałam? Mów natychmiast! Z łyżki skapywała jej na nogi biała
breja, a ona wcale tego nie czuła. Zrozumiałem. Bella miała rację. Jeszcze
chwila i rozpęta się piekło. Należało natychmiast zmienić front.
No dzisiejszej nocy ponad dwie godziny próbowałem rozmawiać z tobš, bo chciałem
się dowiedzieć, czy masz takie zdolnoci. Gdybym teraz zaprzeczył, to by mi
już nie uwierzyła. Mówiłem jakby od niechcenia, namiętnie wiosłujšc tę zimnš
zupę, jakbym naprawdę był głodny.
Dlaczego? Żeby mnie upokorzyć i zrobić ze mnie kretynkę? Chciałe sobie
udowodnić, że jestem nienormalna? rozkrzyczała się, wymachujšc rękš i
rozpryskujšc dokoła niadaniowš ambrozję.
Gdybym
nie czuł się winny, zażšdałbym, żeby się uspokoiła. Pewnie w innym przypadku
stwierdziłbym rozbrajajšco szczerze, że zachowuje się jak wariatka, ale czułem,
że teraz doprowadziłbym tym do tragedii. Udawałem więc, że wszystko jest w
porzšdku i że nie dostrzegam jej reakcji.
No mówię przecież, że gadasz przez sen... zabulgotałem z gębš zaklejonš
niejadalnš masš.
Co ja mówiłam!? wydarła się na mnie.
No przecież ci mówię, że po dwóch godzinach moich prób wymamrotała w końcu daj
mi spokój i odwróciła się tyłem. Patrzyłem w talerz, bojšc się, że Ela
wyczuje w moim głosie kłamstwo.
Dlaczego to zrobiłe? Co chciałe sobie udowodnić? Wymagam leczenia? Tak?! Znalazłe
powód, żeby mnie zamknšć w wariatkowie?! wrzeszczała skrzekliwym głosem,
walšc łyżkš w talerz.
Jak to, po co? Nie rozumiesz? Powięciłem pół nocy, żeby sprawdzić, czy mówisz
przez sen. Mam nadzieję, że dzi wieczorem, gdy zasnę pierwszy, to ty choć
przez kwadransik popróbujesz pogadać ze mnš. Skoro ty nie potrafisz rozmawiać
podczas snu, to może uda ci się wycisnšć ze mnie jakie tajemnice. To byłoby
fascynujšce, nie uważasz?
Ja nie mam zamiaru robić z ciebie idioty! To tobie zależy, żeby uczynić ze mnie
wariatkę i unieważnić nasze małżeństwo! wykrzykiwała bezsensowne oskarżenia,
ale przestała wreszcie machać rękami, co i tak już było bez znaczenia, bo
wszystko dokoła upaprała kleistš papkš.
O nie, tego już za wiele! Wiesz, co ci powiem? Wkurzyła mnie nieprzeciętnie
swojš insynuacjš. Na szczęcie w ostatniej sekundzie się powstrzymałem. Udajšc,
że nie słyszę jej zarzutów, przeszedłem do ataku, który przestał być
pozorowany. Czuję się rozczarowany i naprawdę wciekły. Miałem nadzieję, że
zechcesz powięcić choćby pół godzinki swojego cennego snu, aby się przekonać,
czy może choć ja mam takie rzadko spotykane zdolnoci.
Chciałby być chory umysłowo? spytała podniesionym głosem. Najwidoczniej uspokajała
się. Po co chcesz to wiedzieć?
Co to ma wspólnego z chorobš umysłowš? A może to ty się boisz? Mogłaby
powiedzieć co, czego nigdy nie wyjawiłaby na jawie? Ja się nie boję, bo nie
mam nic do ukrycia. Nie zdradziłem cię. Nie mam żadnych nieznanych ci grzechów
ani tajemnic przed tobš. pišc, na pewno tak samo cię kocham całš swojš duszš.
Skoro nie chcesz nawet spróbować, bo ci na to nie pozwala twoja etyka, to
nie. Bez łaski. Szkoda tylko, że w tak osobistych sprawach nie mogę liczyć nawet
na własnš żonę. Może kiedy poproszę kogo innego, żeby znalazł dla mnie
godzinkę czasu w nocy i dowiedział się w końcu, czy gadam przez sen i czy
potrafię powiedzieć co ciekawego... Zamknšłem temat, jednoczenie kończšc
breję udajšcš jedzenie.
Kuchnia wyglšdała tak,
jakby kto wlał do wentylatora kaszkę mannš. Nie miałem zamiaru uczestniczyć
przy sprzštaniu tego pobojowiska, bałem się, że nie wytrzymam i skomentuję
ten chlew. Powiedziałem, że muszę odwiedzić toaletę. Pobiegłem do wygódki, aby
dać jej czas na doprowadzenie domu do porzšdku.
Zemdliło mnie po tym
niadaniu.
Wymiotujšc
w kiblu wstrętnš owsiankš, zrozumiałem, jak niebezpiecznie blisko podszedłem do
granicy piekła. Od tej chwili wiedziałem, że jeli nie chcę więcej odczuwać
strachu przed własnš żonš, to będę musiał unikać wszelkich aluzji dotyczšcych
chorób umysłowych i kawałów o wariatach. Gdy wróciłem z toalety, w kuchni nie
było już ladu po niadaniu. Najwyraniej kobiety zdolne sš nie tylko do
robienia chaosu, ale i do sprzštania.
Dzień
minšł spokojnie. Po południu wszystko wróciło do normy, znów bylimy nadzy,
weseli, szczęliwi i kochalimy się w morzu...
Wieczorem,
kładšc się spać, błagałem Elę, żeby spróbowała mnie nakłonić do rozmowy przez
sen. Zgodziła się zadziwiajšco łatwo. Może zmieniła swoje nastawienie, a może
chciała się czego ode mnie dowiedzieć?
Zasnšłem
bez problemu.
Następnego
dnia obudziłem się pierwszy, wyspany jak mops. Na niadanie usmażyłem swoje ulubione
naleniki z dżemem truskawkowym.
Ela
też wstała w dobrym humorze. Opowiedziała mi, jak ponad dwie godziny próbowała ze
mnš rozmawiać, ale ja wymamrotałem tylko daj mi spać i pij, kochanie.
Byłem
strasznie rozczarowany. Nawet zaczęła mnie pocieszać, żebym się nie martwił,
bo przecież mam inne zdolnoci. Udawanie zawiedzionego okazało się nad wyraz
łatwe. Swojš bezsensownš otwartociš, czyli kretyńskim opowiadaniem cudzych
tajemnic, zapewne spowodowałem, że Bell już nigdy nie zechce ze mnš rozmawiać.
Nie próbowałem wracać do tematu rozmawiania przez sen. Ela też do niego nie
wracała. Przez kilka lat naszego małżeństwa, wspominajšc każdy szczegół tamtego
miesišca, nigdy nie poruszylimy tematu rozmowy przez sen. Dostałem nauczkę.
Dowiedziałem się już, jak Ela wyglšda i działa w amoku. Poznałem ten
grymas twarzy i ten wzrok, którego można się było naprawdę przestraszyć.
Gdybym
był Forestem Gampem, zapewne skwitowałbym tę historię złotš mylš w rodzaju: Nie
wlewaj owsianki do wentylatora.
Gnębiło
mnie to, że Bella nie odezwie się już więcej, bo nie dochowałem tajemnicy, a ja
miałem do niej tyle pytań. Im więcej mylałem, tym więcej miałem tych pytań.
Nadszedł
wieczór. Ela poszła wczenie do łóżka i od razu zasnęła. Chyba długo próbowała
poprzedniej nocy wcišgnšć mnie w rozmowę przez sen. Usiadłem w tym samym
miejscu przy stole i zapaliłem wieczkę.
Dobry wieczór, Bellu, bardzo chciałbym z tobš porozmawiać mówiłem spokojnym,
łagodnym tonem, zupełnie jak do dziecka. Wiedziałem, że nie łatwo będzie jš
przeprosić: Masz żal do mnie. Wiem. Złamałem twój zakaz mówienia, ale nie do
końca. Nie wspomniałem o twoim istnieniu. Mimo to poczuwam się do winy, bo ci
nie uwierzyłem. Chyba przerosła mnie ta historia albo nie byłem przygotowany, żeby
udwignšć takš tajemnicę. Zdaję sobie sprawę, że być może już nigdy się do mnie
nie odezwiesz. Okazałem się takim niedowiarkiem, ale musisz przyznać, że niele
wybrnšłem z awantury przy niadaniu. Pomimo przerażenia zachowałem zimnš krew.
Co z tego, że potem zwymiotowałem ze strachu? Ta owsianka i tak była
niejadalna.
Ela
niczego nie podejrzewa. Prawdopodobnie dzi w nocy długo próbowała nawišzać ze
mnš kontakt. Jeli chcesz mnie ukarać, to, proszę, wybierz jakš innš formę
kary, ale nie milcz! Zrobię wszystko, co zechcesz, aby móc z tobš jeszcze choć
raz porozmawiać.
Znasz
mnie. Wiesz, jak jestem uparty i godzinami mogę prowadzić swoje monologi.
Przekonasz się. Będę gadał do ciebie, aż w końcu uwierzysz, że nikomu nie
powiem o twoim istnieniu. Kiedy nadejdzie taki dzień, w którym mi
przebaczysz. Dzi chcę ci tylko powiedzieć przepraszam.
Na
poczštku uważałem cię za pasożyta zamieszkujšcego w mojej żonie. Kombinowałem,
jak cię zniszczyć, aby uwolnić Elę od ciebie. Przez te dwa dni, które minęły od
naszej rozmowy, mylałem tylko o tobie. Wyobrażałem sobie, jakby to było,
gdybym to ja był drugš osobowociš. Gdybym zamieszkiwał cudze ciało, miał
dostęp do wszystkich informacji, miał możliwoć korzystania z inteligencji, a
nie mógł komunikować się ze wiatem. To byłoby potworne. Nikt nie mógłby
wiedzieć o moim istnieniu. Tak bezgranicznego poczucia samotnoci nie jest w
stanie dowiadczyć chyba nawet rozbitek na bezludnej wyspie... I nagle, po
latach izolacji, trafia się jaki człowiek. Zaufała, w nadziei, że nie zrobi
ani tobie, ani tej drugiej osobie krzywdy. Nie jest ważne, co on sobš
reprezentuje, kim jest. Mógłby być niewiele czujšcym, prostym drwalem, którego interesuje
tylko piłka nożna i jasne piwo. To tak jakby urodzony w więzieniu, zamknięty w
izolatce i skazany na dożywocie więzień miał odwiedziny. Cieszyłby się
nawet z ironii, chamstwa i złoliwoci swojego gocia. Mogšc zaistnieć, radowałby
się nawet z epitetu pasożyt.
Tak
potraktowałem cię w czasie naszej rozmowy. Wykorzystywałem swojš przewagę. Bo
to ja miałem przewagę, ja w każdej chwili mogłem zgasić wieczkę, wstać,
odejć. Ty mogła tylko zamilknšć.
Wyobraziłem
sobie, jak upiorne musi być istnienie, gdy wiat widzi się jedynie cudzymi
oczami. Jest się zmuszonym do oglšdania tasiemcowych seriali. Ale trudniej
znieć, kiedy nie można dokończyć interesujšcej ksišżki, bo kto uważa jš za
nudnš i zamyka w połowie zdania. Trzeba słuchać disco polo, bo osoba
dysponujšca zmysłami je uwielbia. Ale i to jeszcze można znieć. Dużo gorsza chyba
musi być sytuacja, gdy ona nienawidzi opery i wyłšcza radio w połowie
arii. Jak paniczny strach się przeżywa, gdy ona prowadzi samochód z nadmiernš
szybkociš, a nie można nawet poprosić, żeby zwolniła. Jak się jej czasami
nienawidzi za to, że pali papierosy, upija się, ćpa albo zadaje się z facetami,
do których ty odczuwasz niechęć, pogardę lub wstręt. I nic, zupełnie nic nie
możesz zrobić.
Cóż
daje posiadanie inteligencji takiej jak Einstein, wiedzy jak Biblioteka
Narodowa, jeli nie można się nimi podzielić, opowiedzieć, podyskutować. Jedyna
linia obrony to bycie cynikiem zimnym jak głaz, wyzutym z wszelkich uczuć.
Bo
jeli taka ukryta osobowoć ma na dodatek bogate wnętrze, to sšdzę, że jedynym
jej pragnieniem jest przestać istnieć. Wtedy największym marzeniem staje się
samobójstwo. Ale nawet ono nie jest możliwe, bo nie jest się w stanie poruszyć
rękš. Taka sytuacja musi być wielokrotnie gorsza niż sytuacja człowieka
sztucznie podtrzymywanego przy życiu, bo tamten chociaż ma nadzieję, że
niedługo umrze.
Nie
odezwiesz się jednak do mnie? Czemu chcesz sama siebie ukarać za to, że mi
zawierzyła? Jest mi bardzo przykro, że Ela nie wyszła za mšż za kogo innego.
Za człowieka, który potrafi utrzymać język za zębami.
Ty
mnš gardzisz i nienawidzisz mnie. Tym bardziej że rzeczywicie możesz mnie znać
od podszewki i nie raz słyszała, jak okłamywałem Elę. Jak mówiłem jej, że jš
kocham w chwilach, kiedy tego nie czułem. Gdy mówiłem, że wszystko jest OK, a
drażniła mnie swojš niedojrzałociš. Gdy przytakiwałem jej, nie próbujšc nawet
wytłumaczyć swojego zdania, bo uważałem, że i tak nic nie zrozumie.
Szkoda,
że nie dorastam do twojego ideału. Mam nadzieję, że zupełnie dobrze pasuję do
Eli, a dla ciebie pozostanę tylko przelotnym incydentem. Rozumiem twojš niechęć
do mnie i akceptuję jš.
Czy
Ela w swoim napadzie szału obudziła w tobie nadzieję, że nasze małżeństwo nie będzie
wieczne? Może następny mšż Elżbiety będzie bliższy twojemu sercu?
Wybacz
mi.
Co?
Wyczuła kłamstwo w moim głosie? Nic nie powiesz? Miałem nadzieję, że cię
sprowokuję i nie będę musiał posuwać się do ostatecznego argumentu.
Bella,
nie zmuszaj mnie do tego. Nie chcę, żeby cię to zabolało. Wiem, że mnie
słyszysz, wiem, że mylisz, wiem, że czujesz. Zdradziła się z tym, że
przeżywasz. Los nie oszczędził ci nawet tego. Nie jeste zimnym głazem
narzutowym z moreny czołowej. Odezwij się, zanim powiem co, czego obydwoje
będziemy żałować. Chcesz czas na zastanowienie? OK. Idę zapalić papierosa.
Wyszedłem
na dwór. Była piękna noc. Tam były tylko piękne noce. Położyłem się na wznak i
powoli paliłem papierosa, patrzšc w gwiazdy. Słuchajšc szumu morza,
umiechałem się. Uwierzyłem, że Bella odezwie się do mnie. Wiara nie tylko
czyni cuda, ale także usta okrasza umiechem... Byłem tak szczęliwy, jakby ze
mnš rozmawiała, jakby to nie był tylko mój monolog.
Wróciłem
do domu i usiadłem na łóżku obok swojej żony. Ujšłem jej dłoń w swoje dłonie.
Bella, nie pozwolę ci odejć. Nie pozwolę ci milczeć!
A wiesz dlaczego? Opowiadałem
ci przed chwilš swoje wyobrażenie, jak to znajduję się w twojej sytuacji.
Przedstawiłem sobie, co ja bym czuł, jak potworne wydało mi się znoszenie tych wszystkich
przykroci, głupot i bezsensownych zachowań Eli.
Ale
jest co o wiele gorszego.
Nie
do zniesienia, nie do wytrzymania, nie do przeżycia musi być taka sytuacja, gdy
się kocha i nie można tego powiedzieć...
Znalazłem
jeden sposób, w jaki mogę cię przeprosić za wczorajszš rozmowę przy niadaniu.
Zabiorę cię na Traviatę Verdiego i przez wszystkie trzy akty będę
trzymał za rękę. Ela będzie szczęliwa, a ty dostaniesz w zamian mojš tajemnicę
i do końca życia będziesz mogła wspominać ten wieczór w operze.
Zamilkłem
na chwilę, aby mogła sobie wyobrazić arię z trzeciego aktu. Z zamkniętych oczu
wypłynęły jej łzy.
Bellu, ty zakochała się we mnie! Kochasz mnie bardziej, niż potrafisz milczeć.
Tylko dlatego odezwała się do mnie przedwczoraj, żeby mieć nadzieję, że
kiedykolwiek będziesz miała szansę mi to powiedzieć. Jeli to, co teraz powiedziałem,
nie jest prawdš, to masz prawo milczeć, ale jeli jest prawdš, to twoje
milczenie będzie kłamstwem.
Wiemy,
co znaczyły twoje łzy. Przedwczoraj przez chwilę czuła się szczęliwa.
Wreszcie mogła zaistnieć dla kogo. Czy to nie było wspaniałe? Obydwoje wiemy,
co znaczš twoje łzy teraz. Twoje największe, nieprawdopodobne, niemożliwe,
nieosišgalne marzenie spełnia się włanie w tej chwili.
Nachyliłem
się i delikatnie musnšłem jej wargi. Zadrżały.
Kocham cię, Bell powiedziałem, wiadom tego, co mówię. Ty wiesz, że nie
skłamałem. Proszę, nie próbuj kłamać milczeniem. Proszę, odezwij się...
Kocham cię... wyszeptała ledwie słyszalnie.
Położyłem
się koło niej, trzymajšc jš za rękę. Moje uszy były mokre od łez. Tak zaczęła
się piękna i niezwykła miłoć mojego życia.
Zamilkł
na moment.
Nalej mi, proszę... Wypił do dna, jakby to był kompot...
Jeste drugš osobš, która dowiedziała się o istnieniu Belli. Tamtej nocy byłem
przekonany, że nikomu tego nie opowiem.
A więc już kiedy złamałe zakaz Belli?
Tak.
Komu powiedziałe?
To było w rok po lubie. Życie z twojš mamš nie było usłane różami. Gdyby nie
Bella, rozwiódłbym się już po kilku miesišcach, albo nie żył. Lekarze nie
potrafili jej pomóc. Używali mšdrze brzmišcych terminów naukowych, które ich
zdaniem wszystko tłumaczyły, tylko że w niczym nie mogły pomóc. Wtedy nie było
jeszcze selektywnych inhibitorów wychwytu zwrotnego serotoniny, a
trójpiercieniowe nie pomagały.
Ale co stwierdzili lekarze? Jaka była ich diagnoza?
Dwubiegunowe zaburzenie afektywne.
Co to jest? zapytała z widocznym zainteresowaniem.
Choroba.
Nigdy o niej nie słyszałam. Proszę, powiedz tak, żebym zrozumiała.
Słyszała o niej pod nazwš cyklofrenia.
Czym się to objawiało? Ciekawoć Idy rosła.
Życiem na hutawce. Nigdy nie wiedziałem, co mnie czeka, gdy wracajšc z pracy,
otwierałem drzwi naszego mieszkania. Wielka rozpacz czy cudowna zabawa? Czasami
stany depresyjne przechodziły w maniakalne w cišgu kilku minut. Ale najgorsze
było równoległe występowanie obu tych skrajnoci. To brzmi nieprawdopodobnie,
ale ja poznałem to wymieszanie piekła z niebem, przy którym samo piekło to
bułka z masłem.
Marzyłem
o krótkich momentach ustawienia hutawki w najniższym położeniu. Tęskniłem
za chwilami powszechnie uważanymi za nudę. Poznałem niekompetencję, bezradnoć
i obojętnoć wielu lekarzy. Gdy kolejny cyrulik w gabinecie obwieszonym dyplomami
jak ruski wojak medalami wyrecytował mi z powagš w głosie swoje motto etyki
lekarskiej: Człowiek jako lekarz jest zwolniony z głębszego zaangażowania,
przestałem konowałów uważać za rarogów. Czytałem wszystko na temat psychiatrii,
co mi wpadło w ręce. Oczywicie nie mogłem tego robić w domu, aby znów nie wlać
owsianki do wentylatora. Ksišżki trzymałem w pracy, w szafce na ubrania albo u
kolegów.
Na
poczštku grudnia wysłano mnie na dwudniowy kurs na południe Polski. Cieszyłem
się na myl, że wreszcie będę miał kilka spokojnych godzin w pocišgu i dokończę
dopiero co rozpoczęty Rytm życia Antoniego Kępińskiego. Ksišżkę udało mi
się ukryć pod swetrem, gdy Ela pakowała mi walizkę. Firma opłaciła mi miejsce w
pierwszej klasie i rozkoszowałem się niemal pustym wagonem. Ale gdy pocišg
ruszył, do mojego przedziału wszedł starszy mężczyzna i usiadł naprzeciw mnie.
Skinęlimy sobie głowami na powitanie i wsadziłem nos w ksišżkę. On chyba też
co czytał, ale nie zwracałem na niego uwagi, pochłonięty fascynujšcš lekturš.
Dopiero gdy konduktor dotknšł mojego ramienia, zorientowałem się, że sprawdzajš
bilety. Aby wyjšć z kieszeni płaszcza miejscówkę, odłożyłem na półeczkę
przy oknie ksišżkę obłożonš dla niepoznaki w gazetę. Niefortunnie spadła na
ziemię, otwierajšc się na stronie tytułowej. Zmieszałem się, ale co mnie może
obchodzić, że jaki dziadek zobaczył, co czytam. Skoro i tak przerwano mi
lekturę, to sięgnšłem po kanapki z suchš kiełbasš. Facet niby to patrzył w
okno, a jednak przyglšdał mi się. Pomylałem, że to chyba pod wpływem lektury
ja sam zaczynam czuć się inwigilowany.
Znałem go odezwał się mój towarzysz podróży, gdy wyrzucałem papier
niadaniowy do kosza.
Kogo? Konduktora? spytałem zdezorientowany.
Nie, Antoniego odrzekł z umiechem.
Aha, Antoniego! Byłem przekonany, że dziadkowi co się poprzestawiało w
głowie i chce mi opowiedzieć o więtym Antonim. Po wielu wizytach u psychiatrów
byłem przekonany, że wiat aż się roi od chorych na głowę.
Kępińskiego wyjanił. To był niezwykły człowiek.
Pan? Gdybym nie przełknšł wczeniej ostatniego kęsa kanapki, to z pewnociš bym
się udławił.
Wielu jego pacjentów po jego mierci odebrało sobie życie powiedział jakby od
niechcenia.
Miałem
przed sobš człowieka, który znał osobicie autora Schizofrenii. W cišgu
sekundy dziadek-idiota przemienił się w skarb. Natychmiast odłożyłem
ksišżkę.
Ponad
godzinę opowiadał mi o Antonim, o jego życiu i przypadkach, z jakimi się
spotykał. Słuchałem zauroczony. Mówił nie tylko o schizofrenii, ale i o
trudnociach w leczeniu dwubiegunowych zaburzeń afektywnych.
A ty, młody człowieku, co sšdzisz o psychiatrach?
Bez ogródek przedstawiłem mu swojš negatywnš opinię. Zgodził się ze mnš i nawet
podał przykłady jeszcze gorszego kretynizmu lekarzy niż te, z którymi ja się spotkałem.
Wypytywałem o różne sprawy, ale tak delikatnie, żeby się nie zorientował, co
mnie najbardziej interesuje. Mój towarzysz podróży okazał się skarbnicš wiedzy
na każdy temat. O najtrudniejszych przypadkach mówił tak lekko i zrozumiale,
jakby to była grypa czy katar. W końcu nie wytrzymałem:
Czy spotkał się pan kiedy z rozdwojeniem jani?
Oczywicie. Ta przypadłoć wcale nie jest taka rzadka, jak się powszechnie
sšdzi odpowiedział, jakby nie chodziło o chorobę, lecz o znajomoć języka obcego.
A czy może mi pan opowiedzieć o jakim przypadku?
Najdziwniejszy splot osobowoci wielokrotnej spotkałem u trzydziestoletniej
kobiety. Była mężatkš. Jej ciało zamieszkiwały najróżniejsze postaci.
Najmłodszy był dziewięcioletni chłopak, najstarsza kobieta w wieku
emerytalnym. Większoć tych osobowoci żyła ze sobš w stanie permanentnej
niezgody. Tylko nieliczne pozostawały w wielkiej komitywie. Ale były też
takie, które nie wiedziały o istnieniu innych, i żyły w przewiadczeniu,
że sš jedynymi osobowociami tej kobiety. Dla jej męża było to na poczštku
ogromnym szokiem. Przez pół roku nie mógł się połapać, kto z kim plotkuje,
kto kogo zna, z kim należy trzymać sztamę, a z kim ić do łóżka, żeby
następnego dnia nie być posšdzonym o pedofilię czy skłonnoci homoseksualne. Ale
z czasem się przyzwyczaił, a nawet polubił tę jej niezwykłoć.
Ile ona miała tych osobowoci?
To nie była stała liczba. Niektóre pojawiały się tylko na krótki okres, aby
zaraz zniknšć. O ile pamiętam, pewnego dnia jej mšż doliczył się dwudziestu
trzech postaci.
Jak to możliwe? Doprawdy rudno mi było uwierzyć w tę historię.
Skoro przeciętny człowiek wykorzystuje jedynie około trzy do czterech procent
potencjału swojego mózgu, to co z resztš? Jest martwa?
Udało się jš wyleczyć?
Co pan ma na myli? spytał z udawanym zdziwieniem.
No, usunšć te niepotrzebne osobowoci. Dla mnie sprawa była oczywista.
A które według pana były niepotrzebne? Bo ja nawet gdybym mógł odegrać rolę
sędziego, nie podjšłbym się orzekania, kto jest potrzebny, a kogo należy
usunšć.
To w jaki sposób można pomóc takiej chorej?
Do dzi nie jestem przekonany, czy zwielokrotnienie jani w ogóle można nazwać
chorobš.
I co się stało z tš kobietš?
Została poddana terapii grupowej, a raczej jej osobowoci zostały poddane tej terapii,
aby wreszcie zaczęły komunikować się ze sobš, zamiast plotkować i walczyć o
przywództwo w stadzie.
I co?
Po kilku tygodniach terapii zapanowała zgoda.
Czy ona nadal żyje?
Tak. Niedawno spotkałem jš przypadkowo. Szła z mężem. Była w zaawansowanej
cišży.
Wyleczono jš? spytałem zdziwiony, nie rozumiejšc jego stanowiska.
Tak, została wyleczona rozemiał się. Ma siedem osobowoci.
Jak to?
Obydwoje z mężem uznali, że chcš tworzyć większš rodzinę odparł wesoło.
Jaka jest przyczyna rozdwojenia jani?
Ogólnie uważa się, że najczęstszym powodem bywa jakie traumatyczne przeżycie w
dzieciństwie.
A więc jednak to jest choroba?
Niezupełnie. Nie wiemy, ile człowiek ma osobowoci, a ile powinien mieć.
Najczęciej ujawnia się tylko jedna i to zazwyczaj wystarcza do życia.
Ale ta kobieta jednak była leczona upierałem się.
Niezupełnie. Terapia była potrzebna, aby przywrócić ład w jej życiu i
akceptację tego, kim jest. Skoro czuła się szczęliwa, majšc siedem osobowoci,
to wspaniale. Niektórzy nie potrafiš w swoim życiu dojć do ładu z jednš duszš.
Po co w jej przypadku mózg tworzył kolejne postaci?
Możliwe, że w ten sposób poszukiwała szczęcia, miała nadzieję, że następna
postać będzie szczęliwa. Możliwe, że nie chciała przyjšć pełnej
odpowiedzialnoci. Możliwe, że przyczyna była jeszcze inna. A ty z iloma osobowociami
masz do czynienia?
Z dwiema odpowiedziałem machinalnie, zapominajšc o tajemnicy.
Kochasz obydwie? Pocišgnšł mnie za język, jakby znał mojš historię.
Tak przyznałem
I masz problem moralny?
Tak.
Czy one też cię kochajš?
Tak. Jestem przekonany, że obie mnie kochajš. Na wszystkie jego pytania
odpowiadałem twierdzšco.
To na czym polega twój problem? Na tym, że na siłę chciałby, aby była jedna?
Wytłumacz mi, proszę, bo nie bardzo rozumiem...
No chyba tak powinno być, że się kocha tylko jednš?
Czy wiesz, którš?
Nie. Teraz już nie. Kocham obie wyznałem jak na spowiedzi.
One sš zupełnie różne z charakterów?
Zgadza się.
I jedna z nich wie więcej niż druga?
Tak.
Jedna z nich zabroniła ci o tym opowiadać?
Skšd pan to wie?
Nie domylasz się, czemu?
Niezupełnie...
Ona lęka się zagrożenia ze strony psychiatrów uważajšcych się za bogów majšcych
prawo tworzyć wiat według własnych wyobrażeń i kryteriów, co jest zdrowe, a co
chore. Dlatego tak zafascynował cię Kępiński, bo on nie uważał się za raroga.
Antoni do końca życia zachował pokorę wobec umysłu człowieka.
Poczułem
wielkš sympatię do tego faceta. Nie potrafiłem się powstrzymać, żeby nie podzielić
się z nim mojš tajemnicš.
Wiem, że nie spotkam pana nigdy więcej i że pan nie zagraża żadnej z nich. Czy
mogę panu opowiedzieć swojš historię?
Chętnie jej wysłucham zgodził się przyjanie.
Opowiedziałem
mu o Eli i Belli, w najdrobniejszych, jeszcze nieznanych ci szczegółach. W
milczeniu oczekiwałem jakiej porady.
Zazdroszczę ci, młody człowieku. Z nieznanych nikomu powodów los dał ci
niezwykły prezent, którego wartoć zdołasz docenić dopiero po latach.
Mój problem nazywa pan prezentem? zdziwiłem się. Wolałbym być z jednš
zdrowš kobietš.
Przed chwilš powiedziałe mi, że kochasz obie kobiety. Ilu mężczyzn na wiecie
może legalnie mieć dwie żony?
Niewielu, w każdym razie nie w Europie przyznałem.
Sam widzisz, że jeste wybrańcem losu.
Ale co ja mam robić?
Tylko się cieszyć i jeszcze raz się cieszyć.
To wszystko, co mi pan ma do powiedzenia? Poczułem się rozczarowany.
Czy mylałe już o powiększeniu rodziny?
Pan chyba żartuje? Dziecko z kobietš chorš na cyklofrenię?
Bardziej obawiałbym się o twój stan zdrowia, bo człowiek czytajšcy Kępińskiego
tak, jakby to był kryminał, musi być wariatem. Rozemiał się serdecznie i
sięgnšł po walizkę.
Czemu nazwał mnie pan wariatem? Czyżby na koniec chciał mnie urazić?
Wariat pochodzi od łacińskiego varius, czyli inny. Ty jeste inny,
choćby dlatego, że zostałe wybrany przez los.
wiat
zawirował mi przed oczami, jakbym był poza wiatem i mógł patrzeć innymi
oczami. Ten cudotwórca w kilka sekund z pechowca zamienił mnie w wybrańca losu.
Czuję się tak, jakby mi kto zdjšł z pleców wór kamieni. Jestem wdzięczny
losowi, że pozwolił mi pana spotkać.
A ja jestem przekonany, że jeszcze się kiedy spotkamy. Ucisnšł mi
serdecznie dłoń na pożegnanie i wysiadł.
Po
chwili przyszedł konduktor i złoliwie poinformował, że pocišg ma dziewięć
godzin postoju na tej stacji.
Wysiadłem.
Idšc
ku onieżonym szczytom Tatr, radonie wymachiwałem neseserem. Jako niezwykle
lekko mi się szło. Nawet nie zapytałem, kim był ten prestidigitator
zamieniajšcy wór kamieni w skrzydła u ramion. Zapragnšłem wyznać Eli, że jš
kocham także pod Giewontem. Podszedłem do telefonu i zadzwoniłem.
Spotkałe jeszcze kiedy tego człowieka? spytała córka.
Tak. Jego przepowiednia spełniła się w tym roku, i to w dniu twoich imienin.
Byłem na konferencji w Gdyni. Oczywicie zapisałem się na wszystkie możliwe
wykłady. Szczególnie cieszyłem się na warsztat Grupa Balinta, prowadzony
przez nestora polskiej psychoterapii. Wreszcie spotkam człowieka legendę.
Poznałem go natychmiast. To był znajomy z pocišgu, jedyny człowiek, który znał
prawdę o Belli.
I co, nie wytrzymałe? Przypomniałe mu się?
Ależ ty mnie dobrze znasz! Oczywicie! Po zajęciach podszedłem do niego.
Panie profesorze, wiele lat temu jechalimy w jednym przedziale z Warszawy do
Zakopanego. Przegadał pan ze mnš całš drogę. Dzięki tamtej rozmowie zmieniło
się moje nastawienie do życia, a mój problem przestał istnieć. Wreszcie mam
okazję podziękować panu, panie profesorze.
Pan jest tym młodzieniaszkiem, który czytał Kępińskiego, jakby to był kryminał?
przypomniał sobie.
Pamięta pan? ucieszyłem się. Nie jestem młodzieniaszkiem, mam już wnuczkę.
Został pan lekarzem... I jak panu smakuje ten chleb?
Czuję się potrzebny... ale jest i druga strona medalu. Niestety większoć
pacjentów zapomina nawet podziękować. Szczególnie ciężko jest mi wtedy, gdy ci,
którym powięciłem wiele energii i uwagi, znikajš bez wieci, a jeszcze tak
niedawno gotowi byli oddać wszystko, żeby pokonać chorobę. Powróciwszy do
zdrowia, nawet nie przylš głupiej kartki z jednym jedynym słowem: dziękuję.
Popatrzył
na mnie znad okularów i powiedział z umiechem:
To znaczy, że jest pan znakomitym terapeutš. Nie doć, że odchodzš, to nawet
zapominajš o chorobie. Czyż to nie jest najwspanialsze potwierdzenie
skutecznoci i podziękowanie, jakie może dostać lekarz?
Ma pan rację, Mistrzu, ale w takim razie nigdy nie dorównam panu, bo ja nie
odszukałem pana przez dwadziecia siedem lat.
Umiechnšł
się i ucisnęlimy sobie dłonie.
Poklepał
mnie po ramieniu jak kolegę po fachu.
Szeć
dni póniej profesor Stefan Leder zmarł nagle. Miał osiemdziesišt cztery lata.
A teraz nalej mi kielicha, abym chociaż w ten sposób uczcił tego wspaniałego
człowieka. Zdarzajš się w życiu takie spotkania, które nagle zmieniajš jego
bieg. Rozmawiałem z nim dwa razy i w obu przypadkach czułem, jakby mi zdjšł
ciężar z pleców i przypišł skrzydła.
Wychylił
kieliszek do dna.
Tylu wspaniałych ludzi odchodzi... stwierdziła Ida melancholijnie.
Gdyby nie odchodzili, to na tej planecie niedługo nie byłoby gdzie usišć,
zostałyby tylko miejsca stojšce stwierdził ze smutkiem i oboje się rozemieli.
Opowiedziałe mi wczeniej bajkę o pišcej królewnie Belli, którš pocałunkiem
obudziłe do życia. Zachowałe się jak dyplomowany ksišżę i od tamtej nocy
rozmawialicie ze sobš. Czy to wszystko?
Nie, to był prolog...
Co było potem? Opowiedz, proszę.
A nie chcesz pójć spać? Już jest póno.
Tatusiu, rozumiem, że jeste zmęczony i chcesz się położyć, ale ja nie zasnę.
W
oczach miał figlarne iskierki. Umiechał się zupełnie inaczej niż człowiek zmęczony.
winia jeste, a nie ojciec! wykrzyknęła radonie. Aktor ze spalonego
teatru! Dobrze wiesz, ile bym dała, żeby usłyszeć resztę, a robisz przerwy na
reklamę w najciekawszych momentach opowieci.
Dziękuję szanownej widowni w teatrze jednego widza, za aplauz ze winiš i
wracam do przerwanego przedstawienia. Akt drugi, scena czwarta: rzecz się
dzieje na wyspie. Nadchodzi kolejny wieczór po niezwykle udanym dniu. Zapalam
wieczkę i czekam, aż Ela zanie głębokim snem.
pisz? pytam niemiało i czekam w niepewnoci.
pię... usłyszałem odpowied Belli.
Czy już zawsze będziesz ze mnš rozmawiać?
Tak, zawsze. Zrozumiałam, że mnie kochasz.
Czy to znaczy, że ty też nie zdradzisz nikomu treci naszych rozmów?
Kochajšc, nie zdradza się. Ale ja mogę mówić tylko za siebie.
Czy to znaczy, że Ela mnie kiedy zdradzi?
Nie wiem i nie mam zamiaru grać roli jasnowidza.
A potrafisz?
Tak.
Jeste w stanie przewidzieć przyszłoć, ale nie chcesz tego robić?
Tak. To znaczy dokładnie to, co zrozumiałe.
Możesz mnie o tym przekonać?
To bardzo męczšce. Zrobię to, jeli bardzo chcesz.
Powiedz, co będzie za rok.
Ty sobie nie zdajesz sprawy, jak to strasznie męczy. To jest wykroczenie,
którego nie wolno mi robić bezkarnie. Im dalej zaglšdam w przyszłoć, tym
bardziej boli...
No to chociaż powiedz, co się stanie jutro.
Poczekaj, niech się skupię.
Nastšpiła
długa cisza. Czekałem cierpliwie. Twarz Belli wykrzywił grymas bólu.
Ptak... wyjęczała.
Co to znaczy?
Nic więcej nie wolno mi powiedzieć.
Kto ci zabrania?
Nie pytaj, bo i tak ci nie odpowiem. Powiedziała to takim tonem, jakby była
poddawana torturom. Proszę cię, postaraj się więcej nie zadawać mi pytań o
przyszłoć.
Dobrze, ale o przeszłoci wolno ci mówić.
Tak, o przeszłoci mogę. Tylko nie wykorzystuj przeciwko nikomu tego, czego się
ode mnie dowiesz. Niezależnie od tego, czego się dowiesz. Przyrzekasz?
Przyrzekam. Opowiedz mi o przeszłoci Eli.
Co chcesz wiedzieć?
Co, czego jeszcze nie wiem.
Chcesz ogólnie, czy szczegółowo?
Szczegółowo.
To zajmie wiele nocy.
Nie szkodzi, przecież mamy czas...
Tej
nocy usłyszałem pierwszš częć historii życia Eli. Poznanie jej rodziców.
Wielka miłoć ojca do matki. Owiadczyny ojca, których nie przyjęła, bo kochała
innego. Bolesne rozczarowanie, kiedy tamten ożenił się z innš. Ponowne owiadczyny,
tym razem przyjęte. Skromny lub. Narodziny Eli i najszczęliwsze dwa lata
życia, zakończone tragicznš mierciš ojca.
Potem
był koszmar: zaniedbywanie przez matkę, dom dziecka, tęsknota za ciepłem, za
przytuleniem, za byciem chcianš... Głód. Bicie. Samotnoć. Paraliżujšcy strach.
Beznadziejnoć sytuacji małej bezbronnej dziewczynki, która wcale się na ten
wiat nie prosiła...
Opowiadała
to w najdrobniejszych szczegółach, spokojnym tonem reportera. Nie wytrzymałem
napięcia. Rozpłakałem się. Nie potrafiłem powstrzymać szlochu... Emocje były
tak silne, jakby to nie była opowieć, lecz rzeczywistoć, którš sam
przeszedłem. Nie mogłem się uspokoić. Czułem fizyczny ból niechcianego dziecka.
Bella
milczała. Nie próbowała mnie uspokajać.
Wyszedłem
na papierosa.
Pomogło.
Zasnęlimy
przytuleni do siebie.
Następnego
ranka nie mogłem o niczym innym myleć. Po obiedzie zapytałem Elę, co sobie przypomina
ze swojego dzieciństwa i co wie o swoich rodzicach. Jej opowiadanie
potwierdziło fakty, które poznałem w nocy. Nie pamiętała żadnych szczegółów z
wczesnego dzieciństwa z wyjštkiem jednego momentu, kiedy majšc niecałe dwa latka,
bawiła się z ojcem. Ze wspomnień Eli można by stworzyć obraz zupełnie
szczęliwego dzieciństwa. Ale im szczegółowiej opowiadała, tym więcej luk było
widocznych w jej pamięci. Jakby kto wydłubał z kolorowej mozaiki wspomnień
wszystkie czarne kamyki.
Ela
stała mi się bliższa niż do tej pory. Inaczej patrzyłem na jej zachowanie, na
jej wybryki, na jej humory. Poznajšc jej przeszłoć, pokochałem jš jeszcze
bardziej.
Im
lepiej kogo znamy, tym głębszš miłociš potrafimy go darzyć, i to niezależnie
od tego, czy dowiemy się o pozytywnych, czy o negatywnych jego cechach.
Z
niecierpliwociš czekałem na zachód słońca. Pragnšłem usłyszeć dalszy cišg
opowieci. Usiadłem na skale, gdy słońce było jeszcze wysoko, jakby moje
czekanie z filiżankš w dłoni mogło przyspieszyć nadejcie zmroku i chwilę, w
której zapytam: pisz?.
Na
horyzoncie pojawił się jacht. Biały trójkšt żagla przesłonił czerwonš tarczę
słońce. To był cudowny widok. Podniosłem do oczu lornetkę i o mało nie trafił
mnie szlag. Żaglówka nazywała się PTICA.
Położyłem
się z Elš do łóżka i przytuliłem jš w nadziei, że szybko zanie. Udało się
pomylałem, słyszšc jej równy, spokojny oddech.
Nadszedł
oczekiwany moment.
pisz?
pię odpowiedziała natychmiast.
Dzi Ela opowiedziała mi o swoim dzieciństwie, ale ty przecież wiesz o tym
Zorientowałem się, że niepotrzebnie jš informuję o czym tak dla niej
oczywistym. Zastanawia mnie jedno. W jej wspomnieniach nie ma tego horroru,
który dominuje w twoim opowiadaniu. Wasze wspomnienia różniš się diametralnie!
Ona swoje najmłodsze lata uważa, jeli nie za bardzo szczęliwe, to w każdym razie
za udane. Czy ona kłamie?
To się nazywa wyparcie. Przeżywajšc jakie traumatyczne zdarzenia, mózg
robi wszystko, aby wiadomoć nie miała do nich dostępu i nie mogła
rozpamiętywać ich w nieskończonoć. One istniejš zepchnięte do podwiadomoci.
Ja jednak mam do nich dostęp.
Może rzeczywicie lepiej nie znać całej prawdy o sobie. Chyba nie byłbym
normalnym człowiekiem, gdybym przeżył to, co Ela.
Nie gdyby przeżył, ale gdyby to pamiętał. To nie przeżycia decydujš o naszym obrazie
wiata, lecz wspomnienia, które potrafimy przywołać. Ty też pamiętasz tylko dobre
chwile swojego dzieciństwa, te traumatyczne odeszły w niepamięć.
O nie! Tym razem nie zgodzę się z tobš. Ja miałem bardzo szczęliwe
dzieciństwo. Moja matka kochała mnie nad wszystko. Może nawet była
nadopiekuńcza. Do połowy podstawówki byłem prawdziwym maminsynkiem, nigdzie się
nie ruszałem bez matki. Może nawet miałem zbyt szczęliwe dzieciństwo. Dlatego
tak bardzo poruszyła mnie wczorajsza historia niechcianego dziecka.
Bella
milczała.
pisz? zapytałem.
pię odpowiedziała natychmiast.
To czemu się nie odzywasz, skoro spisz? spytałem kretyńsko.
Bo nie wiem, co powiedzieć.
Co powiedzieć? Przecież nie zaprzeczysz, że mielimy różne matki, a więc i
zupełnie różny start w życie. Moja matka mnie kochała, a Eli matka nie kochała
jej.
Bella
milczała.
pisz? zapytałem.
pię odpowiedziała natychmiast.
No co, czy nie mam racji? Odpowiedz. Obraziła się? Nie chcesz ze mnš
rozmawiać?
Proszę, nie pytaj! Nie każ mi mówić poprosiła błagalnym tonem. Wiesz, że
nie potrafię kłamać, nie wykorzystuj tego.
Ty wiesz co, co dotyczy mojego dzieciństwa? Czy czego nie chcesz mi
powiedzieć?
Znów
zamilkła.
Odpowiedz mi, proszę.
Tak.
Moje dzieciństwo było inne, niż mylę? Odpowiedz!
Milczała
Odpowiedz, proszę nalegałem.
Tak.
Skšd to wiesz? Czyżby była w moim ciele, kiedy byłem mały?
Nie.
To skšd wiesz?
Z twoich opowiadań. Z twoich reakcji. Z twoich zachowań.
Co wiesz?
Milczała.
Ja chcę się dowiedzieć, co wiesz.
Milczała.
Nagle mnie olniło. Bella nie tylko nie umie kłamać, ale również nie potrafi
pozostawić bez odpowiedzi moich prób. Spróbowałem jeszcze raz z użyciem tego
słowa-zaklęcia.
Proszę, powiedz mi, czego się dowiedziała wymówiłem swoje abrakadabra.
Błagam, nie pro mnie więcej, bo nie potrafię milczeć, słyszšc słowo proszę.
Nie chcę ci zrobić krzywdy przyznała się do tego, co włanie odkryłem.
W jaki sposób możesz mi zrobić krzywdę? spytałem, i dodałem z naciskiem:
Proszę, odpowiedz
Mogłabym niechcšcy zniszczyć twój obraz matki. Ty jš kochasz, a....
a ona mnie dokończyłem zdanie Belli. Zawsze mnie kochała, chyba nawet za bardzo...
Jeste innego zdania?
Milczała.
Dzięki
tej ciszy zrozumiałem, że myli inaczej, a zdanie, które za niš dokończyłem
miało brzmieć zupełnie inaczej. Ale jak?
Przerwałem ci w pół słowa. Proszę, dokończ zaczętš myl: Ty jš kochasz, a....
Ty jš kochasz, a ja nie jestem przekonana, czy już nadszedł czas, aby otworzył
oczy. Kiedy sam wszystko zrozumiesz, bez mojej pomocy...
Nie
odzywalimy się przez kilka minut.
Postanowiłem
już nie prosić jej o odpowied. Sam mogłem jš znaleć, skoro to była tylko
kwestia czasu. Bella czekała, wiadoma, że to, co się za chwilę stanie, będzie momentem
przełomowym w moim życiu.
Jeżeli nie jeste duchem, a wytworzyła sobie jaki inny obraz mojego
dzieciństwa tylko na podstawie moich opowiadań i reakcji, to i ja będę w stanie
to zrobić, jeli popatrzę na siebie twoimi oczami. Boisz się, że mój wiat
mógłby się zawalić, tak?
Milczała, bo nie użyłem zaklętego proszę.
Chcę zobaczyć, jaki obraz sobie wytworzyła, niezależnie od tego, jaki on jest.
Proszę cię, aby odpowiadała na moje pytania tylko tak i nie. Czy boisz
się, że ten obraz mógłby mnie przerazić?
Tak.
Czy on jest zupełnie inny niż mój?
Tak.
Od czego mam zaczšć, żeby stworzyć sobie ten obraz? spytałem retorycznie. OK!
Już wiem. Zacznę tak, jak ty wczorajsze opowiadanie o Eli, od narzeczeństwa
moich rodziców. Aby sprawić matce przyjemnoć, ojciec pojechał po jej ulubionš
płytę do wytwórni odległej o trzysta kilometrów. Mój ojciec szaleńczo kochał mojš
matkę. Zgadza się?
Tak.
Moja matka miała innego chłopaka, ale z jakich powodów nie pobrali się.
Uważasz, że bioršc lub z moim ojcem, nadal kochała tamtego?
Tak.
Chyba masz rację. Kiedy znalazłem jej list do ojca, w którym mętnie tłumaczyła
mu, dlaczego na współżycie zgodzi się dopiero po lubie. Czy z tego wynika, że
nie kochała go na tyle mocno, aby to było podstawš do wspólnego życia?
Tak.
Była chorobliwie o niego zazdrosna, a jednoczenie zawsze wypowiadała się o nim
z pogardš. NIGDY go nie kochała? położyłem nacisk na słowo nigdy.
Tak.
Urodziłem się w domu, w małym mieszkanku na trzecim piętrze czynszowej kamienicy.
Zaraz potem ojciec kupił nam piękne mieszkanie. Nie, to nie było zaraz potem.
To było cztery lata póniej. Co się działo przez te cztery lata? Nie wiem. Ale
ty też nie wiedziała, przecież ci nie opowiadałem. Nie dojdę do tego. Potem
była szkoła... Nie. Wczeniej opowiadałem o przedszkolu, w którym bez
przerwy płakałem. Chyba po trzech dniach mama się poddała i więcej nie próbowała
mnie tam odprowadzać. Wiesz, czemu tak strasznie płakałem?
Tak.
To i ja muszę wiedzieć. Niech sobie przypomnę. Gdy się pojawiała, natychmiast
przestawałem płakać. Inne dzieci nie płakały, tylko ja. One się nie bały. Ja
się bałem, że tam zostanę i że mama mnie nie odbierze. Może wczeniej
byłem w żłobku. Uważasz, że już wczeniej zostawiła mnie gdzie na dłużej
i tam wytworzył się ten lęk?
Tak.
Pewnie u babci na wakacjach? Nie dojdę tš drogš... Spróbuję inaczej. Mama
zawsze mnie kochała. Bardzo często mi to mówiła. Wcale nie pragnšłem nawet tego
słyszeć, ja wolałem się do niej przytulić. Byłem przylepš. Zawsze było mi mało
jej ciepła. Ona swojš miłoć wyrażała jedynie słowami?
Tak.
Chyba masz rację... W gruncie rzeczy nie pamiętam jej pieszczot. Była ze mnie
dumna. Chwaliła się mnš i moimi osišgnięciami przed innymi, ale mnie nigdy nie pochwaliła.
To ja nie potrafiłem bez niej żyć, a nie ona beze mnie... Pamiętam, jak kiedy
pomylałem, że gdyby umarła, to wyskoczyłbym przez okno, żeby się zabić. Ale
przecież ona tyle dla nas robiła. Nieraz mówiła, że chce od nas tylko
wdzięcznoci za swoje powięcenie. Mylisz, że to było z jej strony
powięcenie?
Tak.
Kiedy powiedziała: gdybym miała tylko jedno dziecko, to ułożyłabym sobie życie...
Ona miała jakiego faceta?
Tak.
Ale kiedy? To musiało być jeszcze przed moim przedszkolem. Mój ojciec był wtedy
za granicš. Miała bardzo ciężko. Czuję, jak mnie zalewa pot... To się zaczyna
zgadzać... Powiedziała kiedy, że nie ułożyła sobie życia, bo nie mogła oddać
żadnego z nas do domu dziecka. Tamten facet nie godził się na dwoje dzieci. A
więc oddała mnie do przytułku?
Tak.
Ale potem odebrała?
Tak.
Wiesz czemu?
Tak.
Powiedziałem to wczoraj, jak opowiadała o pobycie Eli w domu dziecka?
Tak.
Co takiego mówiłem? Nie mogę sobie przypomnieć. Wczoraj się strasznie
rozryczałem i nie mogłem opanować tego płaczu. Byłem w stanie odczuwać to, co
odczuwała Ela w domu dziecka?
Nie.
Jak to nie? Przecież zupełnie wyranie, niemal fizycznie odczułem wczoraj
strach, zagubienie i głód. Głód? Ale ja nigdy nie zaznałem głodu, zawsze miałem
nadwagę. Nie. Nie zawsze. Dopiero w szkole. Wczeniej pamiętam, jak babcia
nazywała mnie niejadkiem. Karmišc mnie, opowiadała mi bajki. Jedna łyżka za
dużo i rzygałem. O Boże! Wczorajsza opowieciami o przytułku wywołała u mnie
reakcję, którš wzišłem za empatię! Ale to wcale nie było tylko współodczuwanie!
Wyobrażajšc sobie położenie Eli, nie mogłem powstrzymać szlochu, bo ja to
czułem... Ja to przeżyłem!!! Tak?
Tak.
Zrobiło mi się goršco... Ja odczuwałem tak silnie tęsknotę, że nie chciałem
jeć i mało nie umarłem z głodu... Tak?
Tak.
Zabrała mnie z domu dziecka tylko pod presjš rodziny, znajomych i sšsiadów. Nie
mogłaby już grać roli wspaniałej matki, gdyby jej dziecko zmarło w przytułku.
To samo powtórzyło się w przedszkolu, tam też nie mogłem nic jeć. Póniej bała
się, że umrę, a ona utraci aureolę matki Polki powięcajšcej się dla dzieci, z
którš obnosiła się jak ze sztandarem. Bała się, że prawda wyjdzie na jaw, i
pozwalała, żebym był maminsynkiem. Ona bała się tylko o swojš opinię?
Tak.
Duszno mi. Potrzebuję powietrza. Muszę się przejć. Chcę być sam. Idę
zapalić...
Wyszedłem
na dwór.
Kręciło
mi się w głowie. Napływały nowe wspomnienia. Szczegóły i zasłyszane słowa
układały się w spójnš całoć. Powstawał obraz mojej matki odarty z rzekomej
miłoci, w którš tyle lat wierzyłem. Zupełnie inna, lecz wreszcie prawdziwa
historia.
Tak
samo jak Ela byłem niechcianym i niekochanym dzieckiem. Gdybym się tego
domylił kilka lat wczeniej, to pewnie z rozpaczy natychmiast popełniłbym
samobójstwo. Teraz, kiedy patrzyłem na siebie oczami Belli, miało to już inny
wymiar. Wszedłem do wody i odpłynšłem kilkadziesišt metrów od brzegu.
W
oddali majaczyło okno rozwietlone blaskiem wieczki stojšcej na stole. Było niczym
latarnia morska wskazujšca kierunek ku stałemu lšdowi. Mogłem wrócić, mogłem
się utopić... Wszystko mogłem!
Rozkoszowałem
się słowem M O G Ę.
Po
raz pierwszy NIC NIE MUSIAŁEM!
Poczułem
wielki spokój, jaki może odczuwać tylko człowiek WOLNY.
miałem
się...
Uwolniłem
się od lęku utraty miłoci.
miałem
się...
Przez
wiele lat lękałem się utracić co, czego nigdy nie miałem.
miałem
się jak wariat...
Bałem
się, nie majšc nawet latawca, że kto ukradnie mi helikopter.
Jeszcze
wilgotny od wody nachyliłem się nad swojš żonš i pocałowałem jš w usta.
Umiechnęła
się.
Usiadłem
w fotelu naprzeciwko i patrzyłem na jej twarz owietlonš migotliwym płomieniem.
Zrobiła wspaniałš robotę. Od poczštku wiedziała o tym?
Przeczuwałam wczeniej. Upewniłam się wczoraj, gdy szlochałe jak dziecko...
Czemu mi tego po prostu nie powiedziała?
Bo albo by zaprzeczył, albo nie byłby w stanie tego znieć i znów wlałby
owsiankę do wentylatora. Sam musiałe to zrozumieć.
Dzięki tobie pozbyłem się wreszcie zgniłej pępowiny, którš uważałem za złotš
nić łšczšcš mnie z miłociš. Dziękuję.
Poczułem
się tak lekko, jakbym nic nie ważył. Zasnšłem, siedzšc nago w fotelu.
wieczka
wypaliła się do końca. Obudził mnie chłód poranka i słońce wpadajšce przez
okno.
Powiedziałe chłód, a ja na mierć zapomniałam. Pewnie już dawno wystygł.
Córka zerwała się z krzesła i pobiegła do kuchni.
Wróciła
po kilku minutach z dwoma kubkami goršcej czekolady i tacš z sernikiem
pokrojonym w romby szerokie na dwa palce.
O! Sernik! ucieszył się. Kiedy zdšżyła go upiec?
Kiedy się kšpałe odrzekła z dumš. Dlatego prosiłam, żeby się nie
spieszył.
Zaskakujesz mnie.
Spróbuj, może będzie ci smakował powiedziała z udawanš obojętnociš, spodziewajšc
się komplementów.
Odgryzł
duży kęs i zastygł w bezruchu, jakby w rodku było co nieoczekiwanego, z czym
nie mógł się nie liczyć.
Co się stało? spytała zaniepokojona. Natrafiłe na co?
Nieprawdopodobne...
Co, niedobry? Była zdezorientowana.
Przełknšł.
Jak detektyw szukajšcy ladów marihuany oglšdał, wšchał i rozcierał między
palcami okruch sernika.
Mnie smakuje, a ty możesz nie jeć. Naburmuszyła się jak dziecko, obserwujšc
jego zabiegi badawcze.
Smakuje?! To najlepszy sernik wiata!
Twoje zachowanie było doć niezwykłe, bo....
Skšd znasz ten przepis? przerwał jej w pół zdania.
Sama go wymyliłam. Odetchnęła z ulgš, dodajšc z dumš: Zupełnie sama.
To niemożliwe!
A jednak to prawda.
Nie mogła się tego nauczyć od mamy. Ela piekła zupełnie przyzwoite serniki,
ale dodawała do nich rodzynki, moczone w rumie. Tu nie ma ani rumu, ani
rodzynek.
Bo nie lubię rodzynek.
Ale kto ci podpowiedział pomysł z bakaliami i zapachem arakowym?
A to już jest moja inwencja twórcza.
W nim nie ma grama mški pszennej. Twoja mama zawsze dodawała trzy łyżki
tortowej...
Zgadza się. Zmodyfikowałam sernik mamy, aby był lepszy.
I użyła budyniu mietankowego, a nie waniliowego!
Poznałe po zapachu? Dziwiła się coraz bardziej.
Masłem wysmarowała tortownicę i posypała mškš ziemniaczanš, a nie bułkš
tartš?
Tak. Nie wiedziałam, że tak dobrze znasz się na pieczeniu? Sam też robisz
serniki?
Tylko jedna osoba na wiecie, oprócz mnie, znała ten przepis.
Nikt nie zna tego przepisu! Sama go wymyliłam! zaprzeczyła zupełnie już zdezorientowana.
To jest ten sam sernik... Zasępił się.
To jest mój sernik! upierała się bliska płaczu.
Tak on jest twój, bo ty go upiekła. To jest najwspanialszy sernik wiata!
Uff, a już mylałam, że jest niedobry.
Ale skšd ty znasz ten przepis?
To mój przepis!
Masz rację, jest dokładnie taki sam.
Niemożliwe. Nikt nie wie, jak go robię!
Przekonać cię, że ja wiem?
Nie uda ci się, bo od poczštku do końca sama go wymyliłam.
Żółtka utarła z cukrem gruboziarnistym, a pod koniec dodała sok z połowy
cytryny.
Tak. I to ma być dowód?
Kupiła paczkę z piętnastoma jajkami. Jedno z nich... Zamknšł oczy, jakby
czytał w jej mylach.
trzecie od lewej włożyła do lodówki, jeszcze zanim
zaczęła rozbijać jajka?
Tato! Nie widziałe, jak go szykowałam. Nie mogłe policzyć skorupek. Nie zaglšdałe
do lodówki. Tato! Ty jednak jeste jasnowidzem!
Nie. Ja widziałem, jak ten sernik był przygotowywany.
Przecież byłe w łazience. Słyszałam, jak się kšpałe!
Nie dzi. Ciebie jeszcze wtedy nie było na wiecie.
O czym ty mówisz?
Nieważne.
O nie! Teraz mnie tak nie zostawisz! Nie wykpisz się tym swoim nieważne!
Dobrze... Opowiem ci, ale najpierw zjem jeszcze jeden kawałek.
Możesz zjeć nawet cały, ale ja chcę się dowiedzieć, skšd wiedziałe, że jedno
jajko schowałam do lodówki, i to włanie trzecie od lewej?
Jadł
w milczeniu, wolno przeżuwajšc. Twarz łagodniała mu z każdym kęsem.
Masz rację. Jeden kawałek to za mało. Daj mi whisky do popicia.
Zjadł
jeszcze dwa kawałki i wychylił szklaneczkę whisky.
W naszej firmie wszystko robiło się na ostatniš chwilę. Kontrakt mielimy niemal
w kieszeni, ale na dwa dni terminem przetargu okazało się, że brakuje jednego
rysunku, który miał przygotować nasz kontrahent. Projekt był utajniony i kto z
naszej firmy musiał odebrać go osobicie. Nikomu nie chciało się jechać taki
kawał drogi, więc losowalimy. Wypadło na mnie.
Wyjechałem
wczenie rano i obiecałem Eli, że wrócę na noc. Była piękna pogoda, cudowne
babie lato. Słońce owietlało zrudziałe dębowe licie, jakby...
Teraz będziesz mi opowiadał o pogodzie, zamiast odpowiedzieć, skšd wiesz, że
trzecie jajko od lewej włożyłam do lodówki? przerwała rozdrażniona. Chcesz,
żebym się wciekła? To dlatego tak wolno przeżuwałe sernik, żeby przygotować
sobie rozwlekłš historyjkę o jesiennej pogodzie?
Nie, kochanie. Opowiadanie będzie krótkie. Postaram się, aby nie żałowała
czasu, który powięcisz na wysłuchanie tej historii. Ale pogoda odegrała w niej
ważnš rolę. A sernik rzeczywicie jadłem wolno, ale tylko dlatego, żeby rozkoszować
się każdym kęsem. Twój sernik jest boski!
Bardzo
dobrze mi się jechało i jeszcze przed południem dotarłem na miejsce. Wszystko
było przygotowane, brakowało tylko mojego podpisu na formularzu odbioru. Po
kilku minutach mogłem już wracać. Popatrzyłem na mapę i postanowiłem wrócić
innš drogš. Chciałem nasycić się widokiem cudownie kolorowych jesiennych gór. Rudziejšce
w słońcu drzewa, jakby pomalowane dukatowym złotem, odbijały każdy promień. Co?
Już nie przerywasz moich opisów przyrody?
Zacisnęłam zęby i czekam cierpliwie, aż się skończš. Jeli przerwę, to pewnie jeszcze
dołożysz chmurki jak baranki na szafirowym niebie przypominajšce kształtem
rozemiane twarze prezydentów Stanów Zjednoczonych, zdobišce zielone banknoty i
tak dalej
i w kółko Macieju.
Wygrała. Koniec relacji o florze. Przechodzę do raportu zdarzeń. Miałem kilka
godzin w zapasie i mogłem zachwycać się widokami albo zwiedzić jakie
miasteczko. Włšczyłem radio, ale polskie stacje nadawały muzykę poważnš, a
czeskie ludowš. Otworzyłem schowek i na chybił trafił wycišgnšłem kasetę.
Wydała mi się z wyglšdu znajoma, ucieszyłem się, że drogę uprzyjemniš mi ulubione
przeboje. Włšczyłem jš. Było to nagranie nocnej rozmowy z gospodarzem zrobione
w przeddzień moich owiadczyn.
Czy to była ta jedyna kaseta z rozmowš, wyżebrana od mamy w czasie
owiadczyn? zaciekawiła się.
Tak, włanie ta. Celnie to ujęła. Słuchałem jej wiele razy i dlatego tak
dokładnie mogłem przytoczyć tamtš rozmowę z gospodarzem w roli ducha. Ale
od kilku miesięcy nie miałem chęci na powtórne przeżywanie tamtych chwil. Problemy
z Elš zniechęcały mnie i przesłaniały wspomnienia. Wyłšczyłem magnetofon.
Jednak pomysł, aby odwiedzić tamtš miecinę i zajrzeć do Kaplicy Czaszek, już
zakiełkował w mojej głowie. Spróbowałem go odpędzić jak uprzykrzonš muchę, ale
to nic nie pomogło. Nie mogłem skupić się na niczym innym. Byłem tak blisko
.
Sprawdziłem
na mapie.
Po
paru minutach znalazłem bocznš dróżkę do kurortu. Policzyłem w pamięci. Naddawałem
kilkadziesišt kilometrów, ale i tak miałem spory zapas czasu. Tego dnia
wszystko układało się po mojej myli, a na dodatek słońce owietlało
nieopisanie piękne krajobrazy.
Po
drodze kupiłem kwiaty. Od razu znalazłem dom na skraju miasteczka i z szerokim
umiechem na pysku zadzwoniłem do drzwi...
Otworzyła
mi Maria. Była w czerni. Z trudem jš poznałem. Wychudła i postarzała się w
cišgu roku o kilka lat. Patrzyła na mnie mętnym wzrokiem. Chciałem zostawić
kwiaty i odejć. W końcu dotarło do niej, kim jestem.
Wejd. Stefan zmarł w lipcu.
Zatkało
mnie.
Proszę przyjšć... zaczšłem standardowe kondolencje.
Lepiej nie kończ przerwała mi. Słyszałam to dziesištki razy. Rzygać się
chce
Przepraszam...
Nie przepraszaj ucięła krótko. Skoro już jeste, to napij się ze mnš kawy.
Wszedłem
do rodka. W domu panował nieład. Wszystko wydało mi się jakie szare, jakby od
jego mierci nie sprzštała i nie wycierała kurzu.
Postawiła
na stole kawę i cukierniczkę.
Nie mam nic do kawy, tylko cukier. Nawet nie mam pokruszonych ciasteczek.
Przypomniała sobie okruchy z plecaka, którymi ich wtedy częstowałem. Nic już
nie mam.
Może skoczę do sklepu i kupię co do jedzenia zaproponowałem. Nie jadłem
obiadu, ale chyba i tak nic bym nie przełknšł.
Nie jestem głodna, a snu w sklepie nie sprzedajš. Stefan zmarł nagle dodała,
nieskładnie mieszajšc wštki. Na zawał. Od jego mierci nie spałam dłużej niż dwie
godziny. Nie pomagajš nawet prochy.
Mimo
brudnych szyb dostrzegłem ogromny zapas pastylek nasennych na szafce nocnej.
Widocznie próbowała różnych rodków uspokajajšcych.
Tak
szybko, jak to jest możliwe tylko w górach, nastšpiła zmiana pogody. Nagle pociemniało.
Zerwała się wichura i zamieć nieżna. Siedzielimy prawie po ciemku. Byłem
wciekły na siebie, że niepotrzebnie nadrobiłem taki kawał drogi. Liczyłem
w mylach, jak długo będę się wlókł w nieżycy, zanim dotrę do domu.
Dopiłem kawę.
Muszę jechać wypowiedziałem standardowe pożegnanie.
Nie
zatrzymywała mnie. Wstała machinalnie razem ze mnš i odprowadziła mnie do
drzwi.
Dziękuję, że chciałe nas odwiedzić. Starała się zachować pozory kurtuazji.
Nie wiedziałem...
Nie kończ. Id już.
Do widzenia powiedziałem, odchodzšc.
Nie
odpowiedziała.
Na
dworze szalała burza nieżna. Malucha stojšcego za płotem prawie nie było widać.
Dobiegłem do niego i wskoczyłem do rodka. Gruba warstwa niegu zakleiła
okna i lusterka wsteczne. Przez zamieć majaczyło wiatełko w domu Marii.
Jak
tu się wszystko zmieniło pomylałem. Wtedy, w lecie, było tu zupełnie
inaczej, no ale wtedy nie było niegu. Teraz dokoła było biało i wydawało mi
się, że jako pusto. Aby ruszyć z miejsca, musiałem oczycić szyby ze niegu.
Zastanawiałem się, czy znajdę w bagażniku skrobaczkę. Zaklšłem siarczycie i
wysiadłem, żeby jej poszukać. Byłem tylko w sweterku, nie wzišłem ze sobš
nawet kurtki. Oczywicie nie znalazłem niczego, co nadawałoby się do odgarnięcia
niegu. Po kilkunastu sekundach wiatr przewiał mnie na wskro. Wsiadłem do
samochodu, żeby odtajać. Zerknšłem na licznik, wskazywał sto trzydzieci jeden
tysięcy trzysta kilometrów. Wpadłem na pomysł, aby zamiast skrobaczki użyć
pustego pudełka po kasecie. Wzišłem je do ręki pudełko. Kaseta była zatytułowana
Krzak róży. Kiedy wszystkim swoim nagraniom nadawałem takie poetyckie tytuły,
jakże pasujšce do skrobania szyb. Popatrzyłem na ogródek. Przed domem było
pusto. Co się stało z ogromnym krzakiem róży, który użyczył mi siedmiu najpiękniejszych
kwiatów, abym się owiadczył Eli? Zamknšłem auto i jeszcze raz zastukałem do
drzwi. Tym razem poznała mnie natychmiast, mimo nieżnej czapy na głowie.
Co się stało? Samochód nie chce zapalić? spytała przytomnie.
Co się stało z krzakiem róży, który rósł przed domem? odpowiedziałem
pytaniem.
Spojrzała
na mnie jak na wariata.
Przeniosłam go na cmentarz i zasadziłam na grobie Stefana.
Zrozumiałem,
że moje obawy nie były bezpodstawne. Maria planowała przeprowadzkę. Jej
ukochany krzak już tam na niš czekał. Nawet nie robiła zakupów i pewnie nie
łykała pastylek nasennych, tylko je zbierała...
Na
stole wcišż stały puste filiżanki.
Czy może mnie pani jeszcze poczęstować kawš?
Dobrze powiedziała i wyszła do kuchni. Po chwili wróciła z filiżankš kawy i
postawiła jš przede mnš.
Proszę posłuchać... Wstałem od stołu i włożyłem kasetę do odtwarzacza.
Nastawiłem jš doć głono.
Z
poczštku była zupełnie zdezorientowana i wciekła na mnie. Siedziała jak
sparaliżowana i słuchała. Rozbeczała się na cały głos w momencie, gdy
Stefan opowiadał o krzaku róży. Przeraził mnie ten płacz. Chciałem zatrzymać
tamę.
Nie wyłšczaj! krzyknęła przerażona, jakby to nie była kaseta, lecz seans
spirytystyczny, którego nie da się powtórzyć.
Koniec? spytała, gdy skończyła się pierwsza strona.
Jest jeszcze druga częć.
Włšcz poprosiła. Proszę, nie zwracaj uwagi na mojš rozpacz. Od dnia jego
mierci nie potrafiłam płakać.
Przełożyłem
kasetę na drugš stronę. Za oknem utworzyły się zaspy po kolana, a ja cišgle tkwiłem
w miejscu, zamiast być już w połowie drogi.
Proszę, pozwól mi tego posłuchać jeszcze raz wyszeptała, gdy magnetofon się
wyłšczył.
Za
drugim razem reagowała spokojniej. miała się z żartów Stefana i płakała, gdy
opowiadał o swojej bliskiej mierci. Słuchałem razem z niš, zamiast wstać i
odjechać, zostawiajšc jš sam na sam z głosem Stefana.
Minęła
następna godzina...
Wstałem.
Popatrzyła
na mnie jako dziwnie i powiedziała szeptem domokršżcy sprzedajšcego niezwykle
skuteczny preparat odchudzajšcy:
Nie będę się z tobš targować. Powiedz tylko, ile chcesz za to nagranie. Zapłacę
każdš cenę. Nie wymieniaj zbyt małej kwoty, aby potem nie żałował. Mam konto w
banku za granicš. Jeli zechcesz, ten dom także przepiszę na ciebie. Tylko
sprzedaj mi tę kasetę. Błagam.
Zakręciło
mi się w głowie. W oczach zamajaczył mi neseser pełen banknotów z wizerunkiem
prezydenta Franklina. W cišgu jednego wieczoru mogłem się stać bogaty.
Wiedziałem, czego od niej zażšdam
Każdš? spytałem z niedowierzaniem.
Każdš! Żadna nie będzie dla mnie za duża. Jeli chcesz, dodatkowo zrobię ci
loda z połknięciem. Wiesz, że byłam prostytutkš odpowiedziała bezczelnie.
Nadal
była pięknš kobietš, wiadomš swojej urody i pragnień facetów.
Chcę, żeby mi dała przepis na sernik, który upiekła tamtego wieczoru powiedziałem
to takim tonem, jakbym żšdał seksu, i przeszedłem na ty, nie pytajšc jš o
zgodę.
Popatrzyła
na mnie jak na idiotę.
Nie chcesz pieniędzy? Możesz w jednej chwili stać się bogaty zdziwiła się.
Usłyszałem, co do mnie powiedziała. Nie jestem głuchy. Wy nie wzięlicie od
nas ani grosza za kwaterę. Stefan przewidział, że przyjdzie taki moment, kiedy i
ja dam co, co dla mnie nie będzie miało większej wartoci, a dla obdarowanej
osoby będzie bezcenne i uratuje jej życie. Jego słowa stały się dla mnie
przepowiedniš. Tak mi zapadły w pamięć, że zostałem nawet honorowym dawcš krwi.
Zamiała
się serdecznie swoim dawno zapomnianym perlistym miechem.
Dzi brzmi to jak proroctwo Stefana. Ale wtedy nawet nie przypuszczałem, że
kiedy będę mógł się odwdzięczyć włanie tobie.
Mam wrażenie, że to on cię tu przysłał...
A ja mam wrażenie, że on przysłał tę nawałnicę. Gdyby nie nieżyca,
prawdopodobnie nie zauważyłbym braku róży, a następnym razem już bym cię tu nie
zastał.
Kiedy się domyliłe?
Dopiero kiedy powiedziała przeniosłam krzak róży. Zrozumiałem, że i ty
planujesz tam się przenieć.
Postanowiłam to zrobić dzisiejszej nocy. Pokrzyżowałe moje plany.
Tak jak moje ta nieżyca. Nie wiem, ile czasu będę teraz jechał do Warszawy.
Zaraz się dowiemy. Podeszła do telefonu i wykręciła krótki numer.
Ile czasu potrzeba na dojazd do Warszawy? powiedziała do słuchawki
Już
jestemy odcięci od wiata. Od dwóch godzin drogi sš nieprzejezdne aż do
Wrocławia. Dobrze, że zostałe, utknšłby w gigantycznym korku. Do rana ich nie
odnieżš. Musisz zostać tu na noc poinformowała mnie o sytuacji na drogach.
Cholera!
Co się stało?
Stracimy kontrakt, jeli czego nie dostarczę do dziewištej rano.
To raczej mało prawdopodobne, nawet jeli przestanie padać.
Wiem. Gdybym pojechał prosto, to najpóniej za trzy godziny byłbym w domu.
Pozwól mi zadzwonić do Eli.
Dobrze, poinformuj jš o sytuacji, a ja wyskoczę do sklepu.
Może ja pójdę?
Nie! powiedziała tonem nieznoszšcym sprzeciwu.
Zadzwoniłem.
Tak
jak się spodziewałem, zaliczyłem pierwszš częć piekielnej awantury. Nic nie
pomogły wyjanienia. Do Eli nie docierały żadne argumenty. Nie interesowały jš
nieprzejezdne drogi. Uważała, że od dawna planowałem zdradę, a teraz baraszkuję
w najlepsze z jakš ciziš i nie chce mi się wychodzić z ciepłego wyrka. Miałem
powyżej uszu jej bezsensownych oskarżeń. Wiedziałem, że po powrocie nie ominie
mnie druga częć bezpodstawnych zarzutów, a te będš jeszcze gorsze. Od wielu
dni powstrzymywałem się od palenia. Na stole leżała otwarta paczka papierosów.
Zapaliłem...
Wróciła
Maria z dwiema siatkami pełnymi zakupów.
Nie odchod, pomożesz mi powiedziała, gdy zaniosłem produkty do kuchni.
Nie
wiem, jak ona to wszystko zdobyła. Wtedy w sklepach prawie niczego nie było, a
ona wyjmowała z toreb luksusowe towary. Przyniosła nawet Jasia Wędrowniczka.
Skoro możemy tylko czekać, aż nieg przestanie padać, zróbmy co sensownego.
Nie
mogłem się mylić, w jej głosie usłyszałem radoć.
Nalej po szklaneczce, aby nam się przyjemnie pracowało.
Z wodš czy z lodem?
Czy ja wyglšdam na takš, co rozcieńcza? odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Otworzyłem
lodówkę. Była zupełnie pusta, tylko w zamrażalniku leżał samotny pojemnik
z lodem.
Napełniłem
szklaneczki.
Aby nie było zakalca! Wychyliła do dna.
Wydawała
mi różne polecenia, tłumaczšc jednoczenie proporcje i kolejnoć, w jakiej należało
dodawać produkty. Otworzyła opakowanie z jajkami i trzecie jajko od lewej, z
górnego rzędu, włożyła do lodówki.
Gdy
wsadzalimy do nagrzanego piekarnika tortownicę z sernikiem, butelka była już w
połowie pusta. Potem Maria smażyła kotlety schabowe panierowane w wiórkach
kokosowych, a ja oglšdałem wiadomoci. Ich główny tematem była klęska
żywiołowa. Cała południowo-zachodnia Polska była nieprzejezdna. Na drogach
panował nieprawdopodobny chaos. Ciężarówki zatarasowały wiele dróg w górach, bo
nie mogły wjechać pod górę. Wiele miejscowoci było odciętych od wiata.
Nawałnica przesuwała się szybko na wschód, paraliżujšc coraz większe obszary
kraju. Władze zamierzały ogłosić stan klęski żywiołowej. Prawdopodobieństwo, że
następnego dnia uda mi się dotrzeć do Warszawy, spadło do zera.
Czym się teraz martwisz? spytała, widzšc mojš zatroskanš minę.
Sytuacjš.
No, ale w tej chwili to konkretnie czym?
Tym, że nie mam ze sobš nawet pidżamy. I zaczšłem się miać.
Szczęliwi ci, co martwiš się o koszule nocne, gdy na dworze szaleje zamieć,
powiedziałby Stefan... naladowała jego sposób mówienia.
Usiedlimy
do stołu.
Jedzenie
było wymienite, a języki już nam rozwišzał czerwony Jasio.
Jak ci, poeto, smakuje kolacja z mewkš? spytała zadziornie.
Może kiedy była, ale nie jeste!
Skšd to możesz wiedzieć?
Bo prostytutka nie potrafi tak kochać jak ty...
Co ja?
Nadal kochasz Stefana, a nie jego pienišdze. Gotowa była wszystko oddać za
jego głos na kasecie.
A co, żałujesz, że nie wzišłe pieniędzy?
Nie.
Kłamiesz! Widzę, że czego żałujesz!
Szkoda mi trochę... Można było upiec dwie pieczenie... spróbowałem się wykpić
przysłowiem.
Żałujesz, że nie zażšdałe seksu?
Nie!
No to mów jasno, o co ci chodzi. Szkoda, że co?
Że nie poprosiłem cię, żeby i ty opowiedziała mi o swoim życiu.
A co chcesz wiedzieć?
Opowiedz, jak tam jest?
Gdzie?
W domu publicznym... wykrztusiłem.
Po co?
Zwykła ciekawoć. Nigdy tam nie byłem i pewnie nigdy się nie odważę.
Ty chyba jednak jeste prawdziwym poetš... Umiechnęła się do mnie jak do
syna.
Sernik
się piekł, a Maria opowiadała mi o swojej przeszłoci, o kobietach pracujšcych
w domu publicznym, o klientach.... Miała niezwykły dar opowiadania. Zręcznie
przeplatajšc smutne historie anegdotami, potrafiła każdš zakończyć jakim
morałem lub puentš. Starczyłoby tego na kilkutomowš powieć obyczajowš.
Zerknęła
na zegarek. Wyjęła ciasto z piekarnika i postawiła na parapecie, aby szybciej
ostygło.
Teraz wiesz już więcej o burdelu, niż gdyby tam był. Masz jeszcze jakie
pytania?
Czy to prawda, że w domu publicznym często umierajš klienci? zdobyłem się na
odwagę.
Popatrzyła
na mnie uważnie, jakbym był handlarzem narkotyków, który chce jej sprzedać
trefny towar. Potem długo obserwowała latarnie za oknem.
Bardzo rzadko. Prawie nigdy. To sš wyjštki. Stefan nieraz żartował, że chciałby
zakończyć życie w łóżku z prostytutkš. Dostał zawału, kiedy się kochalimy.
Umarł tak, jak tego pragnšł wyznała szeptem, patrzšc za okno.
Na
dworze było zupełnie cicho. Wichura ustała. nieg nadal sypał ogromnymi
płatami.
Teraz jestem pewna! To jednak twoja robota, ty sukinsynu powiedziała ze
miechem do portretu Stefana. To jest wystarczajšcy powód! Mam prawo to
zrobić!
Zdjęła
ze ciany obraz z jego podobiznš i odwróciła go. Z tylnej cianki oderwała
szary papier. Podeszła z nim do telefonu i wybrała numer.
Mšż mi powiedział, że jak znajdę się w potrzebie, mam zadzwonić pod ten numer i
podać hasło. Rosenstrauch odczytała napis na odwrotnej stronie obrazu. Czekam.
Tak. Ulica Przemian 34. Zrozumiałam. Odłożyła słuchawkę.
Pokroiła
sernik na romby szerokie na dwa palce.
Czemu kroisz ciasto w romby, a nie jak wszyscy w prostokšty? zapytałem.
Bo Stefan mi powiedział, że w taki sposób pokroiłe sernik tamtego wieczora.
To
był ten sam sernik. Ósmy cud wiata. Rozpływał się w ustach. Nie
potrafiłem ukryć zachwytu. Rozkoszowałem się każdym jego kęsem. Nie mogłem się
powstrzymać. Zjadłem cztery kawałki. Maria tylko jeden.
Jedz, cały jest dla ciebie.
W
oknie mignęła czyja sylwetka. Potem kto zapukał do drzwi. Maria poszła
otworzyć. Przybysz ubrany był w biały kombinezon z kapturem bez żadnych
dystynkcji. Na nogach miał białe buty narciarskie. W ręku trzymał
krótkofalówkę.
Witaj, Mario. Słyszałem, że masz problem. Jaki? Opowiedz, proszę powiedział
ciepło.
Chcę, żeby najszybciej jak to tylko jest możliwe ten mężczyzna wraz ze swoim
samochodem znalazł się w Warszawie.
Ten kremowy maluch to pana własnoć? Przybysz zwrócił się do mnie.
Tak potwierdziłem, lekko zawstydzony, że nie mam jaguara.
Dobrze, że to nie Mercedes. Proszę poczekać.
Zakpił
ze mnie albo się ucieszył. Nie byłem przekonany. Wyszedł, ale po dwóch minutach
pojawił się z powrotem.
Za dwadziecia dwie minuty niech pan będzie gotowy do drogi.
Chciałem
wyjć, żeby odnieżyć samochód. Powstrzymał mnie gestem dłoni i znów gdzie wyszedł.
Po kwadransie na drodze co się zaczęło dziać, chyba wojsko ciężkim sprzętem
odnieżało ulicę.
Zjedz jeszcze kawałek powiedziała Maria, jakby wizyta tamtego faceta i ruch
za oknem nie miały znaczenia. Dziękuję ci za prezent.
Drobiazg odparłem, mylšc o kasecie.
Życie nie jest drobiazgiem. No, pora na ciebie. Maria przytuliła mnie, całujšc
w policzek.
Wszedł
inny mężczyzna w białym kombinezonie, ten nie miał narciarskich butów. Podał mi
co w rodzaju białego worka, w jakim dzieci noszš kapcie do przedszkola.
Niestety musi pan to założyć na głowę, panie Andrzeju zwrócił się do mnie po
imieniu.
Zacišgnšł
sznurek na dole worka i zawišzał go na węzeł. Wyprowadził mnie pod rękę i
wsadził do samochodu terenowego.
Ale ja muszę wzišć neseser.
Proszę się o nic nie martwić. Maria przekazała mi już pana neseser.
Jechalimy
z dziesięć minut po bezdrożach, strasznie trzęsło. Potem leciałem helikopterem.
Ale nawet wtedy nie pozwolono mi zdjšć worka. Z zasłyszanych rozmów niewiele
się dowiedziałem. Piloci podawali tylko krótkie komendy w obcym języku. Nie
wiem, ile czasu lecielimy, bo alkohol zrobił swoje i zasnšłem.
Obudziłem
się, gdy kto dotknšł mojego ramienia. Facet, który mówił do mnie po imieniu,
pomógł mi wysišć i kazał mi się oprzeć o dach jakiego samochodu.
Tš drogš do końca, a potem w lewo. Do widzenia, panie Andrzeju. Szerokiej
drogi! I odszedł, nie zdejmujšc mi worka z głowy.
Kilka
minut szarpałem się ze sznurkiem zawišzanym na węzeł. W tym czasie helikopter
wystartował. Musiałem się przytrzymać samochodu, żeby mnie podmuch nie
przewrócił. Gdy wreszcie udało mi się zerwać worek z głowy, migłowca nie było
już widać. Ze złociš cisnšłem worek na ziemię. Stałem na polanie obok mojego
poczciwego malucha. Dookoła był las. Dojechałem tak, jak mi kazał, do drogi
asfaltowej i skręciłem w lewo. Po obu stronach szosy były rzadkie
zabudowania. Zobaczyłem wiatła jakiego miasta. Ucieszyłem się, że za chwilę
zobaczę tablicę z napisem Wrocław i zdšżę na rano do firmy. Nagle przypomniałem
sobie, że w wiadomociach pokazywali Wrocław cały zasypany niegiem,
a dokoła mnie nie było ani ladu niegu.
To
była Warszawa!
Parkujšc
przed domem, zerknšłem na licznik, pokazywał sto trzydzieci jeden tysięcy trzysta
trzynacie kilometrów. Dochodziła północ.
Ela
powitała mnie piekielnš awanturš. Uważała, że gdyby mi nie zrobiła tamtej
awantury przez telefon, to zostałbym do rana u jakiej głupiej dziwki, a tak
pewnie zdšżyłem strzelić tylko jeden numerek. Kpiła sobie z rozmowy
telefonicznej, ze nieżycy i z zablokowanych dróg. Uważała mnie za kłamcę.
Używała najgorszych słów, a repertuar miała bogaty.
Nie
odzywałem się. Nie mogłem przecież w żaden sposób udowodnić tego, co przeżyłem.
Gdzie w lesie został płócienny worek, który zerwałem z głowy. Nawet gdybym
pojechał go szukać i znalazł, dla niej i tak nie byłby to wystarczajšcy dowód.
Zacisnšłem wargi, bojšc się odezwać. Wiedziałem, że jeli poczuje ode mnie alkohol,
do rana nie skończy z wymówkami.
Poczekałem,
aż zanie.
Zapaliłem
wieczkę.
Musiałem
się z kim podzielić swojš przygodš. Opowiedziałem jš w najdrobniejszych
szczegółach. Tak jak teraz tobie.
Bella
słuchała, nie przerywajšc. Mylałem, że ona też uzna całš tę historię za
zmylonš i zacznie mnie podejrzewać o zdradę.
Co, nie wierzysz mi?
Wierzę. Przecież wiesz, że ja wiem, kiedy kłamiesz. Podczas tej opowieci tylko
raz skłamałe, mówišc: kupiłem Marii trzy róże.
Kupiłem siedem przyznałem skruszony.
Bardzo dobrze zrobiłe, to szczęliwa liczba. A co się stało z resztš
sernika? zapytała.
Ostatnie cztery kawałki zostały na stole.
A neseser?
Wyjęli mi z ręki, zakładajšc worek na głowę. Potem znalazłem go w maluchu.
Zaglšdałe do rodka?
Nie.
To zajrzyj.
Otworzyłem
neseser.
W
rodku było metalowe pudełko po duńskich cukierkach. W nim, na serniku,
leżało zdjęcie krzaka róży rosnšcego przed domem Marii. Na odwrocie był napis: Pragnę,
żeby miał go na pamištkę po Stefanie Maria.
To co ja mam teraz zrobić z tym sernikiem? Zasuszyć jak kiełbasę? zażartowałem,
nie rozumiejšc, o co w tym wszystkim chodzi.
Daj mi spróbować poprosiła Bella.
Wyjšłem
porcję sernika i malutkimi kawałkami karmiłem nim pišcš żonę.
Wspaniały. To raczej jest uczta duchowa, a nie sernik. stwierdziła. Ale ty
też zjedz.
Wzišłem
następny kawałek.
I...
Pod
sernikiem leżał złoty zegarek. Niezwykle rzadki egzemplarz. Specjalna edycja
wyprodukowana z okazji siedemdziesięciopięciolecia firmy Doxa. Marzenie, na
które nigdy nie było mnie stać.
Mam
go do dzi.
Nieprawdopodobna historia, zupełnie jak z perskiej bajki o latajšcym
dywanie skomentowała Ida.
Masz rację. Ale życie z twojš mamš bardziej przypominało kryminał niż bajkę.
Często robiła ci sceny zazdroci?
A co dla ciebie znaczy często? Czy raz na miesišc to często? Czy codziennie to
często? Czy co godzinę to często? odpowiedział całš seriš pytań.
Uważasz, że robiła te sceny bez powodu?
A jaki powód może być wystarczajšcy do robienia scen?
Często zdradzałe mamę?
Czyżby się jeszcze nie domylała?
Czego?
Nie słyszysz tego, co mówię?
A co mówisz?
Dalej uważasz, że ta rozmowa prowadzi do jakiego celu?
A ty uważasz inaczej? Najwyraniej nie wiedziała, o co mi chodzi.
Zauważyła, że od pewnego czasu tylko zadajemy sobie pytania, nie odpowiadajšc
na nie?
Czy ty to robisz specjalnie?
A jak uważasz?
Uważam, że robisz mnie w balona...
Oczywicie przyznał uczciwie.
Po co?
Bo jeli zadajesz pytanie i nie interesuje cię odpowied, to znaczy, że masz
swoje własne zdanie, którego nie chcesz zmieniać wyjanił jej.
To po co bym pytała?
Aby utwierdzić swój poglšd, a nie po to, by go zweryfikować albo dowiedzieć się
czego nowego. Ty nie chcesz zmieniać swojego zdania o mnie i dlatego nie
czekasz na odpowied. Masz prawo.
Do czego mam prawo?
Masz prawo uważać mnie za babiarza, który nic innego nie robi, tylko ugania się
za spódniczkami i zdradza twojš mamę na prawo i lewo.
Wcale tak nie uważam.
Masz również prawo uważać mnie za więtego, który nigdy nawet nie popatrzył na
innš kobietę.
Też tak nie uważam.
To jak uważasz?
Nie wiem. Sama nie wiem...
Co by się stało, gdybym się okazał inny niż obraz, jaki ci przedstawiała twoja
matka?
Inny, czyli lepszy?
Tak.
To moja mama wydałaby mi się...
Kłamcš? Odważył się wreszcie powiedzieć to, co od dawna leżało mu na
wštrobie.
Niezupełnie... Ale masz rację, boję się...
Domylasz się, czego się boisz?
Już nie wiem, co mam myleć.
A chciałaby we mnie widzieć upiora? spytał bez zwišzku.
Tato, nie męcz mnie....
Czym cię męczę?
Pytaniami...
Zadawanymi czy przemilczanymi? A może ty się czego boisz?
Boję się tego!
Czego?
To straszne... zasłoniła twarz przed czym niewidzialnym.
Możesz się tego pozbyć, jeli chcesz... Zrozumiał, że problem Idy jest dużo
poważniejszy, niż mu się poczštkowo wydawało.
Nieraz próbowałam, ale on wraca.
Czy on ma mojš twarz?
On nigdy nie miał twojej twarzy...
Kto?
Ten upiór ze snu... To boli... Ja nie chcę... Rozpłakała się. Zwinęła się na
fotelu w kłębek. Głowę wtuliła w kolana, jakby to miało jš przed czym
uchronić. Cała się trzęsła ze strachu.
Nie
wiedział, co się z niš dzieje. Ida nigdy ani słowem nie wspomniała mu o swoich
lękach. Siedział przez chwilę zaskoczony, nagle co zawitało mu w głowie.
Przeraził się. Usłyszał, jak mu wali serce. To, co przeżywała jego córka,
musiało być stokroć silniejsze.
Wstał
z fotela. Stanšł naprzeciwko Idy, w odległoci, w której ona mogła czuć się
bezpiecznie.
To nie byłem ja! powiedział bardzo głono.
Usłyszała
jego głos i przestała się trzšć.
To nie byłem ja! powtórzył.
Powoli
uniosła głowę i popatrzyła na niego zdziwiona.
To nie byłem ja! powtórzył po raz trzeci. Teraz jeste bezpieczna! Otwórz
oczy!
A kto to był? Czy ty wiesz, kto to był? spytała.
Najpierw wstań.
Po co?
Wstań powolutku z fotela i zrób to tak delikatnie, aby ten lęk został na fotelu
powiedział. Wyjd z tej emocji i stań prosto.
Przecież to niemożliwe!
Wstać to jest łatwa rzecz. Możesz to zrobić.
Wstała.
Czy czujesz dywan pod nogami?
Czuję.
Czy widzisz mnie wyranie?
Widzę.
Czy słyszysz, co do ciebie mówię?
Tak, słyszę.
Skoro mnie słyszysz, to znaczy, że możesz usišć na krzele, zostawiajšc na
fotelu tamto uczucie.
Usiadła.
Tam na fotelu została zapłakana Ida, a ja rozmawiam z tobš siedzšcš na
krzele. Czy możesz obserwować jej zachowanie i rozmawiać ze mnš?
Tak.
Czy chcesz, aby ona już nigdy więcej się nie bała?
Ale ja nie potrafię się nie bać...
Nie ty powiedział spokojnie, lecz stanowczo. Ty siedzisz przede mnš i
przyglšdasz się Idzie, siedzšcej na fotelu. Nie możesz się bać, bo nie jeste
Idš, to ONA odczuwa lęk. Ty jeste tylko obserwatorem. Widzisz jš?
Tak. Popatrzyła na pusty fotel.
Jeżeli wygodniej ci jest obserwować Idę w wyobrani, z zamkniętymi oczami,
to możesz je zamknšć. Jak wyglšda Ida?
Siedzi skulona i drży. Potwornie się boi.
Czego się boi Ida?
Ja się...
Nie ty! Ty nie jeste teraz Idš! poprawił córkę, aby zdysocjowała się od
lęku. Co jš przeraża?
Ona się boi upiora odpowiedziała córka i zamknęła oczy.
Co to za upiór?
On jest potworny.
Kiedy go spotkała? Zmienił pytanie, skoro nie chciała opisać zjawy.
On przychodzi w nocy...
Czy on przychodzi na jawie, czy kiedy Ida pi?
On przychodzi tylko we nie.
I co się wtedy dzieje?
Budzę się z krzykiem i...
Nie ty. Ty jeste tylko obserwatorem. Co się dzieje z Idš?
Budzi się z krzykiem i już nie może zasnšć. Potwornie się go boi.
Kogo przypomina ten upiór?
Za każdym razem jest kim innym. Kim, kogo znam...
Nie ty. Ty jeste tylko obserwatorem. Skšd Ida go zna?
Ida zna jego twarz, ale nie wie skšd.
Czy ten upiór jest kobietš, czy mężczyznš?
Zawsze jest mężczyznš.
Co w nim jest takiego strasznego?
Bo on się zmienia.
Jak się zmienia? Opowiedz jaki sen, który Ida zapamiętała.
Każdy sen jest taki sam. Ida ni, że leży w łóżku i do jej pokoju wchodzi
mężczyzna, podchodzi do niej. Ale gdy podchodzi, zmienia się w kogo innego.
Tak jakby to był trick komputerowy transformacji twarzy. Wycišga do niej ręce
i dotyka jej. Ja to czuję...
Nie ty!
Ida czuje, jak on jš dotyka. Wtedy upiór umiera w straszliwych cierpieniach.
Zmienia się w odrażajšcego trupa, z którego wyłażš robaki, albo zalewa Idę
krwiš, albo rozsypuje się w proch, albo spala... Czy ja byłam...
Nie ty!
Czy Ida była wykorzystywana seksualnie?
Nie wiem. Nie cały czas byłem z Idš, gdy była mała...
Ona też tego nie wie. Chyba to wyparła, ale upiór istnieje. Ona boi się zasnšć,
bo wtedy on znów przyjdzie.
Czy Ida chce, żeby ten sen nigdy więcej się już nie powtórzył?
Bardzo chcę.
Zapytaj Idę, czy ona też chce.
Ona kiwa głowš. Bardzo chciałaby zasnšć bez lęku.
Powiedz Idzie, że może na zawsze pożegnać upiora.
Ale Ida nie wie jak.
Zaraz jej to powiem, ale najpierw popro, żeby Ida usiadła wygodnie na fotelu i
rozluniła się. Zamilkł na chwilę, aby dać córce wystarczajšco dużo czasu na
wyobrażenie Idy siedzšcej swobodnie. Przyglšdał się, jak napięcie córki maleje.
Czy już?
Tak, ale Ida mówi, że w to nie wierzy.
Powiedz jej, że jeli szuka wiary, to niech idzie do kocioła. Ja nie jestem
księdzem. Ale jeli Ida chce się uwolnić od upiora, to niech robi to, co ty jej
powiesz.
Usiadła.
Czy Ida trzyma nogi na podłodze tak samo jak ty?
Nie. Założyła nogę na nogę i macha niš.
Każ jej, aby usiadła tak samo jak ty. Gdy to zrobi, to powiedz mi o tym.
Już.
Czy się rozluniła?
Tylko trochę, bo wcišż się boi.
Jak wyglšda u Idy ten lęk? Gdyby jej lęk był czym materialnym, to co by to
było? Przyjrzyj się dokładnie. Co widzisz?
To jest jak czarna peleryna.
Powiedz, że może jš zdjšć z siebie i położyć po swojej lewej stronie. Zdjęła?
Tak.
Co się u Idy zmieniło?
Ona się przestała bać. Na twarzy córki pojawiło się zdziwienie.
wietnie. A teraz popro Idę, aby wyobraziła sobie, że przed niš jest pancerna
szyba, przez którš nie przeniknie żaden upiór, nawet całkiem malutki. Za tš
szybš, w bezpiecznej odległoci, stoi fotel. Niech zaprosi na ten fotel upiora.
Powiedz mi, gdy Ida to zrobi.
Już zrobiła.
Czy czuje się bezpiecznie?
Tak.
To niech teraz usunie pancernš szybę, aby porozmawiać z upiorem.
Ona nie może tego zrobić.
Dlaczego?
Bo jest sparaliżowana.
Co spowodowało paraliż Idy?
Strach. Taki sam, jaki odczuwa we nie.
Gdzie Ida ma ten lęk? Jak wyglšda ten paraliżujšcy lęk u Idy? Przyjrzyj się.
Ona ma metalowš obręcz na gardle.
Co ta obręcz symbolizuje?
Posłuszeństwo. Bezwzględne posłuszeństwo..
Powiedz, że może jš zdjšć i położyć obok czarnej peleryny.
Już zdjęła.
Co zyskała, zdejmujšc obręcz?
Może mówić. Nareszcie potrafi powiedzieć NIE.
Czy to jest OK?
Bardzo OK. Córka umiechnęła się.
Czy może odsunšć pancernš szybę?
Nie.
Czemu?
Bo wcišż jest sparaliżowana.
Co ogranicza jej ruchy?
Nic nie widzę.
Przyjrzyj się dokładnie, bšd bardzo uważna.
Ona ma sztylet w sercu! rzekła przerażona.
Co symbolizuje jest ten sztylet?
Nie wiem.
Zapytaj Idy.
Mówi, że nie wie...
To spytaj, co ten sztylet Idzie ogranicza?
Ona mówi, że nie może kochać tak bardzo, jakby tego chciała, że nigdy
wystarczajšco mocno nie pokocha swojego dziecka.
Powiedz jej, że może ten sztylet wyjšć i położyć obok peleryny. Niech to zrobi
bardzo delikatnie.
Już.
Co się zmieniło u Idy?
Umiecha się. Cieszy się.
Czy może teraz odsunšć szybę pancernš?
Tak. Ona się już nie boi tego upiora.
To teraz powiedz jej...
Nie!
Co nie? spytał zaskoczony.
Ja już nie chcę być obserwatorem! Ja chcę się znów stać Idš!
To wstań i usišd na fotelu, i się stań Idš.
Córka
przesiadła się na fotel.
Kim jeste?
Jestem znów Idš!
Co czujesz?
To niezwykłe! Nie czuję już strachu przed upiorem!
A co czujesz?
Złoć.
Gdzie ona jest i jak wyglšda?
Czuję, jakbym miała kamień w brzuchu.
Chcesz go nosić?
Nie!
To wyjmij go i połóż obok peleryny.
Jak mam to zrobić?
Tak samo, jak wczeniej robiła to Ida. W wyobrani.
Już wyjęłam!
Co zyskała?
Spokój!
Czy to jest OK?
Bardzo OK powiedziała z radociš.
To teraz przyjrzyj się upiorowi siedzšcemu naprzeciwko. Czy między tobš a nim
jest co, co wyglšda jak połšczenie? Jakie linki, sznurki, tamy?
Skšd ty to wiesz, tato?
Póniej ci wytłumaczę, a teraz powiedz, co widzisz.
Między jego dłońmi a moimi piersiami jest
co, co wyglšda jak rozcišgnięta guma do żucia. To jest wstrętne skrzywiła
się z odrazš.
Odczep jš od piersi i oddaj upiorowi.
Już.
Oddała?
Tak.
Powiedz mu, że nie chcesz go nigdy więcej widzieć.
Powiedziałam mu!
Jak się zachowuje upiór?
On płacze.
Czy chcesz się dowiedzieć, dlaczego?
Chcę.
To go zapytaj.
On mówi tylko ja nie chciałem, i płacze.
Możesz mu powiedzieć, że mu wybaczasz. Każ mu zabrać ten płaszcz, obrożę,
kamień i sztylet i niech sobie idzie na zawsze... Poszedł?
Nie.
Zapytaj go, dlaczego nie chce odejć.
On mówi, że obroża nie jest od niego.
To niech zostawi obrożę, a zabierze resztę. Zabrał?
Tak.
Zostawił tylko obrożę? Czy jeszcze co?
Tylko obrożę.
Poszedł?
Tak. Nie ma go! Naprawdę już go nie ma! ucieszyła się.
Zapro na fotel tę osobę, która obdarowała cię obrożš.
To mama ze zdziwieniem powiedziała Ida.
Oddaj jej.
Już.
Wzięła?
Tak, ale bardzo niechętnie.
A co mama ma twojego?
Nie rozumiem...
Przyjrzyj się mamie, czy ona nie ma czego, co należało do ciebie, kiedy była
mała, a teraz tego nie masz.
Ma! Ona ma mojš radoć!
Każ jej jš oddać. Oddała?
Tak, ale niechętnie.
Powiedz mamie, żeby sobie poszła.
Już.
Jak wyglšda ta radoć u ciebie?
Ona jest jak złoty pył Dzwoneczka z Piotrusia Pana.
Co teraz możesz?
Mogę się cieszyć życiem!
Czy to jest OK?
Bardzo OK.
A teraz bšd bardzo uważna. Przyjrzyj się sobie i sprawd po kolei od głowy aż
po czubki palców u nóg, czy nie masz jeszcze czego.
Nie, chyba już nic nie mam.
Zrób to bardzo dokładnie, centymetr po centymetrze. Popatrz także do rodka
siebie, czy nic ci nie przeszkadza.
Co mam na dłoniach, ale to jest bardzo przyjemne.
Co to jest?
To sš rękawiczki. Ale one sš takie miłe i ciepłe. Proszę, nie każ mi ich
wyrzucić.
Nie obawiaj się, nic ci nie każę. Powiedz, co wartociowego dajš ci te
rękawiczki.
Czuję się w nich bezpieczna.
A co ci ograniczajš?
Mylę, że nic mi nie ograniczajš. No może trochę czucie.
Proszę, aby je na chwilę zdjęła i położyła koło siebie, aby poczuć, jak to
jest bez rękawiczek.
Już. Zdjęłam. Wykonała gest zdejmowania rękawiczek.
Zatrzyj ręce, poruszaj palcami i sprawd, jak się bez nich czujesz.
To niezwykłe! zawołała zdziwiona. One ograniczały serdecznoć!
A co z poczuciem bezpieczeństwa?
One dawały tylko takie wrażenie, ale to było złudne i fałszywe. Ja już nie
chcę więcej nosić tych rękawiczek.
Czego nie mogłaby robić, gdyby je nadal nosiła?
Nie mogłabym przytulać swojego dziecka.
Kto cię ubrał w takie wiństwo?
Boję się powiedzieć...
Do kogo należš te rękawiczki?
Tatusiu, ja je dostałam od ciebie... odpowiedziała niepewnie, jakby bała się
jego reakcji.
To mi je oddaj rzekł, wycišgajšc dłonie, aby mogła w nie włożyć swoje
ograniczenie.
Co odzyskała? spytał wesoło.
Zaufanie.
Czy to jest OK?
Cholernie OK, nawet nie masz pojęcia, jak bardzo OK!
Jak się czujesz?
Cudownie. Po policzkach Idy płynęły łzy radoci.
To czemu beczysz?
Ze szczęcia!
To teraz zatrzyj mocno dłonie, tak aby były goršce, i przyłóż je do twarzy.
Zatarła
ręce i siedziała w bezruchu, przyciskajšc dłonie do policzków
Na koniec powiedz do siebie dziękuję i powolutku wróć do rzeczywistoci.
Dziękuję wyszeptała.
Czekał
w milczeniu, aż otworzy oczy.
O rany! Zdziwiła się, rozglšdajšc po pokoju.
Co się stało? spytał, chociaż wiedział, co odpowie.
Jako tu inaczej
Wstała
z fotela i podeszła do ojca siedzšcego na krzele.
Usiadła mu na kolanach,
objęła go za szyję i przytuliła się, jakby znów była małš dziewczynkš.
Tatusiu, dziękuję ci. Od wielu lat nie czułam się tak szczęliwa jak teraz szepnęła
mu do ucha. Jak ty zabrałe tego upiora? On znikł na zawsze
Skšd wiesz, że nie wróci?
Jego już nie ma! Nie powiedziałam ci wszystkiego: ja go widziałam tylko w
snach, ale jego obecnoć czułam cały czas, także i w dzień. Próbowałam się od
niego uwolnić, na wiele sposobów, ale nic nie skutkowało. A teraz go nie ma. Poszedł
sobie!
Czy wiesz, czego symbolem był ten upiór?
Chyba zaczynam się domylać. Wydaje mi się, że to był upiorny poglšd mamy, iż
każdy facet zmienia się w łajdaka. Często to powtarzała. Chyba jej uwierzyłam.
Czy ja też nie będę umiała zaufać?
Ty nie jeste Elš! Ty jeste TY. Może będziesz ufać, a może będziesz
chorobliwie zazdrosna. Nie wiem tego.
Nie chciałabym być taka jak mama... Ona była zazdrosna o wszystkich, nawet
o mnie. Często traktowała mnie jak rywalkę, a nie jak córkę... Zamyliła się.
To nie była miłoć.
Gdy staniesz się matkš, dajšc miłoć swojemu dziecku, możesz jednoczenie dać
jš sobie i wynagrodzić niedostatek miłoci macierzyńskiej w dzieciństwie.
Wiem. Mówiłe już, że im więcej się daje miłoci, tym więcej się jej ma. A
teraz wytłumacz mi, czemu ja nosiłam twoje rękawiczki.
Bo wtedy byłem za słaby i nie potrafiłem zachować się normalnie.
Kiedy? Co chcesz przez to powiedzieć? zdziwiła się. Twoja mama nie uwolniła
się nigdy od swoich fobii z dzieciństwa, spowodowanych przeżyciami, które
wyparła, i z czasem zaczęła mnie z nimi personifikować.
Wytłumacz mi to, proszę, bez tych twoich psychologicznych zwrotów.
W miarę jak rosła, Ela robiła się coraz bardziej trudna. W końcu zaczęła
mnie podejrzewać o pedofilię. Każdy mój czuły gest skierowany do ciebie brała
za molestowanie seksualne. Zagroziła mi nawet sprawš sšdowš, jeli zobaczy, że
cię dotykam. Nie wolno mi cię było nawet przytulić czy wzišć na kolana.
A ja mylałam, że ty mi nie pozwalasz siadać na kolanach, bo mnie nie lubisz!
Uczucia nie da się przekazać jedynie słowami i wzrokiem. Miłoć to nie tylko
wyrazy i spojrzenia, ale również dotyk i przytulenie.
Uważałam cię za zimnego i nieczułego.
W ten sposób wytworzyło się w tobie złudne poczucie bezpieczeństwa. Bo jeli
nie ma kontaktu, to zagrożenie nie istnieje. Nie ma również czułoci. Ale brak
jakiegokolwiek kontaktu cielesnego spowodował, że nie mogłem ci przekazać tego,
co do ciebie czuję.
Dlatego powiedziałe, że nie ty byłe upiorem?
Byłem pewien, że nawet, jeli miała jaki przykry kontakt erotyczny w
dzieciństwie, to na pewno upiór nie mógł mieć mojej twarzy. To był najprostszy
sposób, aby wyrwać cię z tego stanu.
Zawsze marzyłam, żeby siedzieć ci na kolanach tak jak teraz. Jestem szczęliwa
jak dziecko. Czuję się jak nowo narodzona! Jak to zrobiłe?
Ja nic nie zrobiłem. To nie ja, ty to zrobiła. Ja ci tylko podpowiedziałem,
jak to zrobić.
Dobra, dobra... Bujać to my, a nie nas. Skšd znasz tę technikę?
To stara indiańska metoda.
Kto cię tego nauczył? Przecież ty nigdy nie byłe w Ameryce.
Ja nie byłem, a ty jeszcze się nie domylasz?
Nie. No powiedz, kto?
Czy ty wiesz, która jest godzina? Pora spać.
O nie! Nic z tego. Nauczyłe mnie mówić NIE. Teraz nie pozwolę ci zasnšć.
Zrobię ci kawę, a ty przygotujesz kolejnš rozwlekłš historyjkę. Tak będzie, jak
mówię! Nic mnie nie obchodzi, że jeste zmęczony. Czuję się tak, jakby po raz
pierwszy nie, które mówię, rzeczywicie znaczyło NIE.
A ja czuję, jakby po raz pierwszy mówiła TAK i wiedziała, co to oznacza.
Masz rację. Co w tym jest.
Jeli nie używamy słowa NIE, to nasze TAK jest bez wartoci.
Masz rację. Proszę o czas dla drużyny na toalety odwiedziny... zrymowała,
wstajšc z kolan i całujšc go w czoło.
Nie ma sprawy, zrób mi kawy zripostował natychmiast.
Tym razem zrobiłam ci z mlekiem, aby nie padło ci serce od kofeiny przy
kolejnej opowieci. O ile cię znam, ta też nie będzie krótka. Postawiła przed
nim kubek z kawš.
Nie mam innego wyjcia, muszę pić, co mi podajesz. Skoro najwspanialszš córkę
wiata spłodziłem z kobietš uznawanš przez psychiatrów za ciężko chorš na
nieuleczalnš cyklofrenię, to pozostaje mi się tylko cieszyć, że nie zaparzyła
mi ziółek.
Robišc kawę, domyliłam się, od kogo znasz tę technikę pracy z wyobraniš.
Jeli Bella żyła w starożytnoci, to zapewne także wród Indian.
Brawo! Zgadła!
No to opowiadaj dalej.
Na czym to ja skończyłem?
wieczka zgasła, a ty zasnšłe nagi w fotelu przypomniała mu przerwane
opowiadanie.
Następnego dnia po południu ucišłem sobie drzemkę i wyspałem się na zapas.
Gdy tylko Ela zamknęła oczy, od razu zapytałem:
pisz?
A Bella odpowiedziała pię zakpiła córka.
A włanie, że nie! Nie pię usłyszałem w odpowiedzi głos Eli. Mam tylko
zamknięte oczy, czemu pytasz? Jeszcze raz chcesz sprawdzić, czy mówię przez
sen?
Chciałbym ci opowiedzieć bajkę na dobranoc. Zrobiłem się na tyle ostrożny, że
natychmiast wymyliłem jakš słodkš opowiastkę o kapłance pilnujšcej więtego
ognia. Nie pragnšłem prowokować dalszych podejrzeń. Dopiero gdy zasnęła na
dobre, spróbowałem znów. Tym razem z oczekiwanym rezultatem.
Witaj, Bell.
Lubię, gdy tak do mnie mówisz rzekła na powitanie.
Wiem, dlatego tak mówię.
Skšd wiesz? zdziwiła się.
Bo gdybym ja był Bell, też bym lubił. Po prostu cholernie się cieszę, że możemy
porozmawiać.
Czego chciałby się dowiedzieć dzisiejszej nocy?
Za co mnie pokochała?
Za twoje chrapanie w tonacji durowej zachichotała.
Proszę, odpowiedz poważnie.
Za to jaki jeste, za to jak kochasz Elę, za twojš odpowiedzialnoć i wiernoć.
Skšd wiesz o mojej wiernoci?
Zauważyłabym natychmiast najdrobniejsze oznaki zdrady. Ty idšc z Elš ulicš, nie
oglšdasz się na za innymi kobietami. Ty nawet nie dostrzegasz znajomych.
I to wystarczyło?
Nie.
Kiedy zrozumiała, że mnie kochasz?
Gdy rozpłakałe się w kinie na Piotrusiu Panie. To był dla mnie najtrudniejszy
moment. Ela powiedziała, żeby się przestał mazać i zachowywał się jak facet,
bo dzieci się z ciebie miejš. Nie masz pojęcia, jak cierpiałam. Wtedy
zapragnęłam cię przytulić. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek pocałujesz mnie,
a nie Elę. Bałam się, że zwariuję, jeli zacznę o tym marzyć.
Nadal się boisz?
Nie. Teraz wiem, że mnie kochasz. Jestem szczęliwa.
Ja też przyznałem otwarcie.
A co cię smuci?
Skšd wiesz, że co mnie gnębi?
Słyszę to w twoim głosie.
Zapomniałem, że przed tobš nic się nie ukryje.
No to opowiadaj o swoim problemie.
Czy jest możliwe, abymy się kiedy ze sobš kochali?
Tak. Teoretycznie jest to możliwe, jeli oboje tego będziemy chcieli, ale ty
masz problem moralny. Uważasz, że w ten sposób zdradziłby Elę.
Tak.
No to nie zdradzaj.
Ale ja jš już zdradziłem psychicznie. Kochajšc się wczoraj z Elš, mylałem
o tobie.
Wiem o tym. Ostatnim razem patrzyłe na niš inaczej.
I co ja mam teraz zrobić? Kocham Elę i kocham ciebie. Z niš brałem lub, a nie
z tobš. Chciałbym się z tobš kochać, gdyby to nie było zdradš.
A jeli to jest zdradš, to zrezygnujesz z kochania się ze mnš?
Tak. Będzie nas łšczyła tylko miłoć platoniczna. Ona też jest piękna.
Pieprzysz głupoty, ale za to też cię kocham.
Nie rozumiem. Wytłumacz mi, proszę.
Kocham cię za twojš moralnoć i odpowiedzialne decyzje. Na rozpoczęcie
współżycia zdecydowałe się dopiero wtedy, kiedy byłe pewien swojego uczucia.
Ale teraz wiem, że nie skrzywdziłbym ani ciebie, ani siebie, a jednak nie
potrafię zaproponować ci współżycia.
Ja ci w tym nie pomogę.
Wiem, że nie potrafisz.
Mylisz się. Potrafię pomóc ci podjšć decyzję, ale nie zrobię tego, bo nigdy bym
nie wiedziała, jak bardzo mnie pragnšłe. Jestem kobietš i chcę być zdobywana,
a nie podawać się sama na tacy.
Przepraszam cię za tę rozmowę, ale swoimi wštpliwociami przekroczyłem jakš
granicę i nigdy już nie będzie między nami pełnej szczeroci.
Znowu jeste w błędzie. Będzie. Ale teraz id, zapal papierosa i porozmawiaj.
Z kim?
Ze sobš. To jedyny człowiek na tej wyspie, który może ci doradzić, jak masz
postšpić.
Poszedłem nad morze zrobić rachunek sumienia. Przypomniały mi się spacery po
lesie z księdzem Bronkiem. Poruszalimy najróżniejsze tematy. Dyskutowalimy o
moich przemyleniach i postrzeganiu wiata. Opowiadałem mu, co się zdarzyło w
moim życiu od naszego ostatniego spotkania. Spacery kończyły się w niezwykły
dla mnie sposób. Uklęknij, mówił mój stary przyjaciel i dawał mi
rozgrzeszenie. Tak oto wyglšdała spowied u księdza Bozowskiego.
To
był najwspanialszy człowiek, jakiego udało mi się poznać. Nie miał nic oprócz
stołu, krzesła, łóżka i ciany wyklejonej setkami zdjęć ludzkich twarzy. Każdy
z tych ludzi zawdzięczał mu co cennego. Zazwyczaj był to umiech i nieznona
lekkoć serca, na którš się cierpiało po spotkaniu z nim.
Jaki
czas przed moim lubem rozmowa z księdzem Bronisławem zamieniła się w dyskusję
na temat moralnoci. Wtedy już kochałem się z Elš, jakbymy byli małżeństwem.
Współżylimy ze sobš. Robilimy to z miłoci i z pełnš wiadomociš
konsekwencji. Trzygodzinna dysputa nie doprowadziła nas wtedy do zbliżenia
poglšdów. Każdy z nas wytaczał argumenty nie do odparcia i trzymał się ich
jak tonšcy brzytwy. W końcu Bronek rzekł: Możliwe, że Bóg nie po to stworzył
człowieka, żeby nie grzeszył, ale po to, by kochał. Niestety, jestem tylko
księdzem katolickim i papież zabronił mi rozgrzeszania dzieciaczków
szczęliwych bez sakramentu, i na dodatek nieżałujšcych tego, co robiš. Jeli
ty nie potrafisz wzbudzić w sobie żalu za grzechy, to ja nie mogę udzielić
ci sakramentu pokuty. A po namyle dodał: Z wyjštkiem dnia lubu oczywicie.
Udzielajšc
nam lubu, powiedział do mojej żony niezwykłe zdanie: Ty jeste obietnicš,
która nigdy nie będzie do końca spełniona. Co to miało oznaczać, zrozumiałem
dopiero patrzšc na gładkš taflę morza, w której odbijały się gwiazdy.
Wróciłem
do domku i uklęknšłem przed łóżkiem.
Pragnę cię i chcę, aby łšczyło mnie z tobš wszystko, co tylko jest możliwe. Nie
wiem, jakie mogš być tego konsekwencje. Akceptuję wszystko, co mnie czeka.
Jednak, aby nie wypać zbyt pompatycznie, zrymuję: od ciebie oczekuję, że nigdy
tego nie pożałuję.
Kochalimy
się aż do witu...
Połšczył
nas seks, wieży jak poranna rosa na trawie...
Nasze
współżycie to były pieszczoty, słowa, gest, żart...
Ono
było jak wędrówka po górach, gdy godzinami wchodzi się na szczyt, by usišć na
kilka minut i nacieszyć oczy widokiem roztaczajšcym się dookoła.
Nie
potrafię inaczej tego okrelić, ono było jak taniec, jak poezja, jak bajka...
Głos
mu się załamał.
Zamilkł.
Córka
też milczała.
Wstał
i poszedł do łazienki.
Głono
wysmarkał nos. Wrócił.
To był poczštek. Co noc współżyłem z Bellš, a co dzień z Elš.
Jedna
była mojš żonš, druga kochankš.
Jedna
była jak chleb powszedni, druga jak pokaz sztucznych ogni.
Żyłem
w dwóch wiatach.
Po
tygodniu odczułem przesyt i zaczšłem unikać stosunków w dzień. Nadal
jednak każdej nocy dochodziło między nami do współżycia. Ela nic o tym nie
wiedziała... Moja lubna poczuła się zaniedbywana nie tylko brakiem seksu, lecz
także tym, że sypiałem do południa. W cišgu dnia nie miałem chęci na rozmowę,
pragnšc przemyleć to, czego dowiedziałem się podczas dyskusji trwajšcych aż do
witu.
Ela
zaczęła mi robić wymówki, z którymi nie potrafiłem sobie poradzić. Znalazłem
się w lepym zaułku. Nie mogłem jej wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje, ani
opowiedzieć, co robię nocami. Była rozczarowana naszym małżeństwem i przestała
to ukrywać. Ja miałem serdecznie doć jej wymówek i dšsów, a w końcu także jej
samej. Po całodziennym piekle nienawici i awantur zapalałem wieczkę, aby
przejć do raju miłoci i zrozumienia. Następnego dnia unikałem jej jeszcze
skuteczniej.
Najpiękniejszy Eden nie
wynagrodzi potwornoci Hadesu. Otwarcie okazywalimy sobie nienawić. Całymi
dniami wymiewała się z moich prawdziwych i wymylonych przywar. Nie
pozostawałem jej dłużny i również kopałem jš w najczulsze miejsca.
Gdybymy
wtedy mogli uciec z wyspy, to na sali rozwodowej spotkaliby się tylko nasi
adwokaci. My nie moglimy już na siebie nawet patrzeć. Decydujšcego wieczoru
wzięła do ręki rakietnicę, żeby wezwać straż przybrzeżnš. Kpiłem, że nie odważy
się wystrzelić racy. Chciałem jš rozzłocić. Chciałem, aby to ona wystrzeliła. W
ten sposób mógłbym zrzucić na niš całš odpowiedzialnoć za naszš porażkę. Odłożyła
rakietnicę. Zaczęła wymiewać moje tchórzostwo i to, że ja też nie mam odwagi wzišć
odpowiedzialnoci za naszš przegranš.
Nie uda ci się! Dzi jest twój dzień odgrywania kretyńskiej scenki. Jeli nie
zrobisz tego dzi, to ja jutro wystrzelę i mam nadzieję, że nigdy więcej cię
nie spotkam. A teraz id spać, bo mam cię tak dosyć, że jeszcze chwila, a
zaduszę cię gołymi rękami... Byłem w amoku i zrobiłbym to bez mrugnięcia
okiem. Ale gdybym to zrobił, to zabiłbym też Bellę!
Zasnęła
bardzo szybko, ale moja wciekłoć nie mijała.
pisz? zawołałem.
pię... odpowiedziała Bella swoim ciepłym głosem, zupełnie jakby nie
rozumiała, co się ze mnš dzieje, a przecież wiedziała wszystko.
Wiesz, że to jest nasza ostatnia rozmowa. Nigdy więcej nie będziemy mieli
możliwoci się spotkać. Przed chwilš byłem w takim stanie, że nawet byłem
gotów zamordować żonę. Nie wiem, czy bym tego nie zrobił, gdyby nie ty. Nie
umiem tak żyć. To, co na poczštku było pięknš przygodš, teraz zmieniło się
w makabryczny koszmar. Doszło do tego, że nienawidzę jej i nienawidzę
siebie. Jeli się jutro nie rozstaniemy, zwariuję. Doszedłem do granicy, za
którš już nic nie istnieje. W tej chwili marzę tylko o mierci. Jutro
rozstanę się z Elš, a pojutrze prawdopodobnie popełnię samobójstwo z
rozpaczy. Ja już nie umiem żyć, ja już nie chcę żyć. Marzę tylko o jednym:
wypłynšć w morze, tak jak kilka dni temu... i nie wrócić... Ale obawiam się, że
jestem tchórzem i nie potrafię się nawet utopić.
A więc jednak żałujesz, że mnie poznałe?
Nie. Gdybym mógł jeszcze raz decydować, zrobiłbym to samo. Niczego mi nie żal.
Te kilka nocy było najpiękniejszym czasem mojego życia. Szkoda tylko, że to się
tak musiało skończyć.
Nie musiało odpowiedziała spokojnie Bella.
Wiesz, dlaczego tak się stało?
Wiem.
Czemu sytuacja mnie przerosła?
Bo pozwoliłe na to. Z dnia na dzień było gorzej. Nie zrobiłe nic, aby to
przerwać.
Ty też uważasz, że to moja wina?
Ja nie wiem, co znaczy wina, nie jestem sędziš.
To czemu tak jest?
Godziłe się na to, aby narastała w tobie nienawić, złoć, bezsens...
A więc wszystko wiedziała! przerwałem jej ze złociš. Jak możesz mówić, że
mnie kochasz, skoro nic nie zrobiła?
Miłoć to nie parasol odrzekła z powagš.
Dlaczego mi nie pomogła?
Bo to jest twoje życie. Nie jeste już dzieckiem potrzebujšcym prowadzania za
ršczkę. Jeli kiedykolwiek będziesz mężczyznš, stanie się to tylko wtedy, kiedy
nauczysz się kontrolować swoje życie. Gdy w pełni zaczniesz brać
odpowiedzialnoć nie tylko za to, co robisz, ale również za to, czego
zaniechałe.
Miałem nadzieję, że ten problem sam się rozwišże.
I udajšc, że go nie ma, pozwalałe, żeby narastał. Słowem nie wspomniałe
podczas naszych nocnych rozmów o swoim problemie.
Bałem się ciebie zranić. Bałem się, że zamilkniesz, aby ratować moje
małżeństwo.
A dzi nawet byłe gotów zabić Elę i mnie. Bojšc się stracić czšstkę tego, co
masz, możesz stracić wszystko. Najgorszym złem jest grzech zaniechania.
Ja wszystko straciłem. Teraz jest już za póno, by cokolwiek naprawić.
Nigdy nie jest za póno.
To tylko pusty frazes. Już jest za póno. Już nie chcę nic naprawiać. Jedyne,
czego chcę, to mieć wystarczajšco dużo odwagi, żeby się utopić dzisiejszej
nocy.
Mogę ci dać męstwo wystarczajšce do popełnienia samobójstwa. Mogę cię również
nauczyć, jak się wyzbyć nienawici, i przywrócić ci odwagę do życia.
Czy to możliwe?
Tak. Mogę ci pomóc. Jutro możesz już nie istnieć i mieć więty spokój. Albo
możesz mieć chęć do życia i mozolnie zaczšć naprawiać swój zwišzek z Elš.
Wybieraj. Istnieje też trzecie rozwišzanie. Możemy zakończyć naszš rozmowę i
pójć spać, nic nie zmieniajšc.
Jestem zbyt zmęczony. Chcę pójć spać.
To też będzie twój wybór.
Ale ja nic nie chcę wybierać.
Nie wybierajšc, wybierasz porażkę.
Najbardziej podoba mi się rozwišzanie z samobójstwem, jeli się na nie
zdecyduję, to już nigdy nie będę zmuszony do podejmowania decyzji.
Nie byłabym tego taka pewna...
Bo?
Bo nie mogę ci zagwarantować, że reinkarnacja nie istnieje.
A istnieje?
Dowiesz się tego w swoim czasie odpowiedziała miertelnie poważnie.
Kiedy?
Nie wiem. Każdy ma swój czas, twój też kiedy nadejdzie...
I co wtedy? Obudziła we mnie zainteresowanie.
Wtedy poznasz wszystkie odpowiedzi!
A co teraz mam zrobić?
Wybrać.
Najprociej według mnie byłoby pójć spać, trudniej jest się zabić, a
najtrudniej żyć. Ale ty nadal masz nadzieję, że wybiorę życie?
Tak.
Dlaczego znów mam wybrać to, co najtrudniejsze? Tylko dlatego, że mnie kochasz?
Nie.
No to z jakiego powodu? Bella milczała. Widzisz, że nie ma żadnego powodu,
abym dalej żył.
Jest co najmniej jeden.
Jaki? spytałem ze złociš.
Życie człowieka ma głębszy sens, niż przypuszczasz. Nie ty dałe sobie życie i dlatego
nie wolno ci go sobie odbierać. Gdyby to zrobił, to... Bella zamilkła. Po
twarzy płynęły jej łzy, ale nie robiły już na mnie wrażenia. Jedna z nich
zatrzymała się na policzku i rozbłysła w wietle wieczki jak iskierka. To była
iluminacja, której potrzebowałem. Na ułamek sekundy odwróciła moje myli.
Zainteresowało mnie zjawisko fizyczne zwane całkowitym odbiciem promienia
wiatła. Bella wcišż milczała, a to znaczyło, że nie chce powiedzieć czego
ważnego. Nie musiała mówić...
Stałbym się takš Bellš jak ty? Milczšcš osobowociš, która zamieszkuje cudze
ciało? Ty kiedy popełniła samobójstwo. A teraz jeste skazana na Elę i ...
Czasem jedna łza potrafi zmienić ludzkie życie.
Tak... Ale istnieje jeszcze inna przyczyna, dla której nie możesz się zabić wyszeptała.
Jaka?
Bo ja w ciebie wierzę.
Tych
kilku prostych słów nikt mi wczeniej nie powiedział! Nawet matka. Wiara
okazała się tym, czego potrzebowałem najbardziej. Była silniejsza od nadziei i
miłoci, która nie potrafiła podjšć decyzji. Skoro Bella uwierzyła we mnie, ja byłem
w stanie wykrzesać z siebie nadzieję, że wszystko można zmienić.
Zrozumiałem,
że tylko dla kogo, kto w nas wierzy, mamy odwagę rosnšć.
Zaczęlimy
żmudnš pracę z moimi emocjami i zapatrywaniami.
Bella
nauczyła mnie, w jaki sposób mogę się stać tym, kim chcę, rewidujšc swoje
przekonania. Na każdy temat.
Na
pierwszy ogień poszła nienawić, duszšca jak kolczatka.
Następnego
dnia słońce zawieciło janiejszym blaskiem.
Na
szczęcie natura wymyliła miesišczkę...
Najwyraniej
szczęcie też chodzi parami.
Ela
była zaskoczona mojš nocnš przemianš i przeprosinami, ja zmianš jej nastawienia
do mnie.
Znów
zaczęlimy ze sobš rozmawiać.
Rakietnica
pozostała w szafce nawet wtedy, gdy pogruchotałem nadgarstki.
Widocznie
piekło było nam potrzebne, aby stworzyć małżeństwo.
Na
gruzach beztroskiej miłoci wyhodowalimy niezwykle rzadko spotykanš odmianę
wiadomego uczucia.
Po
kilku nocach zrozumiałem, że moja osobowoć była zlepkiem marzeń, bajek i
ideałów wyniesionych z dzieciństwa. Niewiele miały one wspólnego z otaczajšcym
mnie wiatem, a mimo to kurczowo się ich trzymałem. Jak dziecko oceniałem
to, co mnie spotyka, jedynie w kategoriach dobre lub złe.
W
czasie wielogodzinnych dyskusji przepracowywałem z Bellš swój wiatopoglšd. Nic
już nie stanowiło tabu: religia, etyka, seks i uczucia
poszły pod nóż. To, co wydawało mi się podstawowš wartociš, nagle nie
wytrzymywało konfrontacji z rozumem.
Honor,
duma i patriotyzm pękały jak zielony balonik lub rozsypywały się jak popiół z
papierosa.
Obawiałem
się, że nie zostanie mi nic, co uznawałem za cenne. Jednak MIŁOĆ przetrwała.
Okazała się podstawowš wartociš. Na niej, po oczyszczeniu jej z praw i
obowišzków, zaczšłem tworzyć swojš wizję wiata. Dzięki Belli zbudowałem swoje
nowe, w miarę spójne wyobrażenie tego, co zwie się powszechnie wiatopoglšdem.
Skšd Bella wiedziała, jak to się robi?
Pamiętasz cierpišcego na autyzm Raymonda z filmu Rain Man, grał go Dustin
Hoffman? Bella miała bardzo podobne umiejętnoci. Na dodatek potrafiła je
wykorzystać, oczywicie tylko we nie. Gdybym miał tak genialny umysł, to
zgarnšłbym wszystkie nagrody Nobla.
To wtedy Bella nauczyła cię tej techniki pracy z wyobraniš, którš godzinę temu
zastosowałe na mnie?
Dokładnie tak wyglšdało moje czyszczenie wiata.
Ona to wymyliła?
Nie. Sposób zmiany nastawienia do życia i pracy z emocjami poprzez
wizualizację znany był już przed wiekami.
A jak ona go poznała?
Bella uważała, że Ela jest tylko kolejnym, ale nie ostatnim wcieleniem, w
którym przyszło jej żyć.
Wierzysz w reinkarnację?
Nie wiem, czy metempsychoza istnieje. To jest dla mnie bez znaczenia.
Dla ciebie nie ma znaczenia, czy istnieje wędrówka dusz, czy nie?
Bardzo dobrze mnie zrozumiała. Tak włanie jest zbudowana moja teoria wiata.
Nie rozumiem.
Czego?
Czemu się rozwiedlicie?
Bo twoja mama chciała rozwodu.
Ale dzi w szpitalu powiedziałe mi, że jš kochałe w chwili rozwodu.
Tak i jeszcze kilka lat po rozwodzie.
To czemu się zgodziłe na rozwód?
Gdy wyczerpałem wszystkie swoje możliwoci, to pogodziłem się z tym. Widocznie
nasze drogi miały się rozejć.
A może kochałe tylko Bellę, a nie mamę?
Nie. Z Bellš rozstałem się dużo wczeniej.
Kiedy?
Jeszcze zanim ty się urodziła.
Jak się rozstalicie?
Po prostu Bella odeszła.
Jak to odeszła, przecież ona nie mogła sama chodzić?
A jednak odeszła.
Ty wiesz, ale nie chcesz mi powiedzieć.
Masz rację. Nie chcę.
Czy Bella umarła?
Nie.
To co się z niš stało? Z tego, co mi opowiadałe, nie mogła przestać istnieć
ani popełnić samobójstwa.
Rozstalimy się.
Jak?
Odeszła w inne wcielenie.
Chciałby jš spotkać?
Wierzę, że kiedy będziemy razem.
Nadal kochasz Bellę.
Tak. A teraz chodmy spać, bo za chwilę zacznie witać.
Mam jeszcze jedno pytanie. Nosisz na szyi jaki talizman. Co to jest?
To jedyna pamištka, jakš mam z naszej wyspy. Zanim wsiedlimy do motorówki,
schyliłem się i podniosłem dwa kamyki. Jeden z nich noszę na szyi.
A co się stało z drugim?
Drugi wręczyłem twojej mamie w momencie, gdy nasza wyspa malała na horyzoncie.
Całš drogę powrotnš do Warszawy trzymała go w dłoni
zakończył wspomnienia.
Pocielę ci łóżko.
Nie chcę spać w łóżku. Wolę zostać tu na kanapie. Proszę, daj mi tylko poduszkę
i koc powiedział tonem nieuznajšcym sprzeciwu.
Przyniosła
mu z drugiego pokoju to, o co prosił, i przytuliła się do niego.
Dobranoc, córeczko.
Dobranoc, tatusiu szepnęła, zamykajšc drzwi.
Nie
zdejmujšc ubrania, położył się na wznak. Zamknšł oczy, ale nie zamierzał spać.
Nie przykrył się nawet kocem. Chciał jeszcze przemyleć i podsumować kolejny
dzień życia.
Zastanawiajšc
się, czy nie opowiedział za dużo, dotknšł kamyka zawieszonego na szyi i
natychmiast zasnšł. Gdy zachrapał, Ida weszła do pokoju. Ułożyła się koło
pišcego ojca i wtuliła głowę w jego ramię. Była przekonana, że dzi nie wyznał
wszystkiego. Czuła, że za kilka miesięcy znów się spotkajš i wtedy opowie następnš
częć nieznanej jej historii.
Domylała
się, że za kilka godzin, gdy ona jeszcze będzie spała, ojciec wstanie i swoim
zwyczajem wyjedzie bez pożegnania. Na klamce powiesiła białš plastikowš torebkę
z napisem zrobionym flamastrem: Prowiant na drogę dla Andrzeja. Umiechała
się na myl o jego reakcji, gdy między kanapkami z suszonš kiełbasš
znajdzie kartkę z wykaligrafowanym zdaniem: Kocham Cię Bella.
Stał
się dla niej nie tylko ojcem, ale kim więcej
Zapragnęła,
by pierwsze ciepło, które poczuje kiełkujšce w niej życie, pochodziło od niego.
Rozpięła
sobie spodnie.
Wzięła
jego bezwładnie pišcš rękę i położyła na brzuchu.
Przycisnęła
jego goršcš dłoń w niezwykłym dla kobiety miejscu - między pępkiem a granicš
majtek.
Warszawa,
13 stycznia 2004
KONIEC